Praga na różowo
Czeską Pragę warto odwiedzić o każdej porze roku. Ale jeśli w tym czasie odbywa się jeszcze festiwal winiarski, wartość takiego wyjazdu liczy się podwójnie. Tak było w moim przypadku – w czasie majówki spędzanej w tym mieście udało mi się odwiedzić Svátek růžových vín – Święto różowych win.
To impreza o długiej tradycji – w tym roku mieliśmy już dziesiątą, jubileuszową edycję. Bez cienia wątpliwości ma ona też jedną z najatrakcyjniejszych lokalizacji w całej Europie – na stokach poniżej Praskiego Zamku na Haradczanach, na terenie Winnicy Świętego Wacława. Mówi się o niej, że jest najstarszą w całych Czechach – według legendy założoną przez samego księcia Wacława na początku X wieku. W 2008 roku zakończono jej rekonstrukcję, by stała się winnicą „z krwi i kości”. Uprawiany jest tu przede wszystkim riesling i pinot noir, towarzyszy im kilkadziesiąt innych odmian, zasadzonych wzdłuż trasy dla zwiedzających. W 2017 roku miało tu miejsce tzw. dziewicze winobranie. W tym roku pierwsze wina mają pojawić się w sprzedaży w Willi Richtera (a konkretnie w tamtejszej restauracji), która stanowi część całego kompleksu. O tym, jaki widok rozciąga się z winnicy, nie muszę chyba nikogo przekonywać.
Odbywający się na jej terenie festiwal jest wyjątkowo popularnym wydarzeniem, nie tylko ze względu na miejsce, ale i datę – corocznie jest to 1 maja. Kolejka chętnych wije się zwykle na całej długości Starych Schodów Zamkowych, a czym lepsza pogoda, tym oczekiwanie na wejście dłuższe. Czechy i Morawy to zresztą te miejsca (podobnie jak wiele innych w Europie), gdzie w przypadku największych imprez winiarskich obowiązują te same procedury, co choćby w przypadku koncertów – każdy wchodzący poddawany jest kontroli bezpieczeństwa wykrywaczem metali, na teren festiwalu nie można wnosić jakichkolwiek płynów, łącznie z wodą mineralną, i nikt z tego powodu nie protestuje. Na wysokim poziomie stoi też sam proces sprzedaży i późniejszej degustacji – w cenie 200 koron czeskich za wejściówkę (ok. 33 zł), oprócz katalogu, kieliszka i okolicznościowego znaczka dostaje się też chip (tzw pestkę) o wartości 20 punktów, którymi następnie „płaci” się za kieliszek lub butelkę przy terminalach poszczególnych winiarzy. Przez cały okres trwania imprezy chip można też doładować. Pojedyncza próbka wina w większości przypadków „kosztowała” 1 punkt (najlepsze wino lub wina wg winiarza – 2 punkty), więc nawet w standardowej cenie za wejście, spróbować można było sporej liczby win. A tych nie brakowało.
W tegorocznej edycji udział wzięło 30 producentów, którzy zaprezentowali ponad 130 win. Kto spodziewał się tam jednak Autentystów czy znanych nazwisk czeskiej i morawskiej sceny winiarskiej, mógł być rozczarowany. Svátek růžových vín to impreza na wskroś mainstreamowa, która odbywając się w atrakcyjnym czasie i popularnym miejscu skupia przede wszystkim duże spółdzielnie i sporych producentów, a Ci prezentują przede wszystkim równie popularne, odpowiadające większości odwiedzających festiwal, wina. Czyli utrzymane w lekko pudrowej stylistyce i podbite mniejszą lub większą zawartością cukru resztkowego. Dodatkowo, początek maja to moment, gdy wielu winiarzy nie ma jeszcze w sprzedaży zabutelkowanego, bieżącego rocznika, i oferuje wina z poprzedniego, a w kilku przypadkach nawet starszego. Przyjemność próbowania półsłodkiego różu z rocznika 2015 przy zewnętrznej temperaturze dwudziestu kilku stopni (a nawet niższej), jest jednak mocno wątpliwa. Dlatego odwiedzałem stoiska tych winiarzy, którzy zdążyli z rocznikiem 2017, a zamiast słodyczy podarowali mu przede wszystkim dobrą, orzeźwiającą kwasowość.
Te warunki spełniała mniej więcej 1/3 producentów, wśród nich dwóch zasługuje na wyróżnienie, a jeden – na prawdziwe peany. Dobrą, soczystą Frankovke Rose 2017 przedstawiło Vinařství Vít Sedláček, z kolei Modrý Portugal 2017 od znanego także z naszych łamów Vinařství Škrobák, przez długi czas zapewniał mi odpowiedni poziom kwasowości, młodej wiśni i nut pestkowych. Absolutnym hitem okazała się jednak oferta Vinařství VINO HORT. Ta należąca do Jiříego Horta, położona w Dobšicach (okolice Znojma), winnica była w ostatnim czasie regularnie wyróżniana zarówno na krajowych, jak i zagranicznych konkursach. Kilka lat temu miałem zresztą okazję ją odwiedzić. Już wtedy zapamiętałem powstające tam wina jako wyjątkowo świeże, bazujące na świetnej jakości owocu i bardzo dobrej równowadze. VINO HORT jako jedyny (!) producent obecny na festiwalu pokazał trzy, całkowicie wytrawne, różowe wina z rocznika 2017 i właściwie trudno było wskazać, które z nich jest najlepsze. Wrażenie robiła i Francesca 2017 (kupaż frankovki oraz zweigelta), i Merlot 2017, jednak moje serce ostatecznie skradł Pinot Noir 2017, w którym po prostu zgadzał się absolutnie każdy element – od delikatnego owocu poziomki i truskawki po świetną, zbalansowaną kwasowość, a nade wszystko – niesamowitą przyjemność z jego picia. Tak wygląda mój róż idealny.
I to właśnie w jego towarzystwie spędziłem resztę tej naprawdę udanej imprezy, siedząc pomiędzy rzędami krzewów winnicy i słuchając występu lokalnego zespołu. Wszystkim zainteresowanym polecam to uczucie za rok, niecierpliwi wina i Pragi, mogą wziąć udział w jeszcze jednej imprezie w tym miesiącu. 18 i 19 maja odbywać się będzie największy festiwal wina w stolicy Czech – Praha pije víno – tym razem koncentrujący się już w dużej mierze na autentystach. 60 producentów, zarówno z terenów dawnej Monarchii Habsburskiej, jak i spoza jej granic – to będzie z pewnością duże wydarzenie.
Do Pragi podróżowałem i w festiwalu uczestniczyłem na koszt własny.