• Bordeaux
• Burgundia
• Saint-Émilion
• Pommard
• Clos Rougeard
• Château Troplong Mondot

Podatkiem w pommarda

Są dwa nieszczęścia: mieć dzieci i nie mieć dzieci. Zwłaszcza gdy się jest właścicielem winnic. Kiedy nie ma się dzieci, a wokół czuwają (czytaj: czyhają) dalecy krewni, czyli życzliwe nam osoby władne dostąpić spadku, często nie pozostaje nam nic innego, jak sprzedać posiadłość i pojechać na Hawaje albo do hotelu dr Ireny Eris i dokonać żywota w luksusie. Ostatni przykład: sprzedaż legendarnej posiadłości w Saint-Émilion – Château Troplong Mondot, grand cru classé „B”, 30 hektarów plus hotel i gwiazdkowa restauracja. Sprzedawca: rodzina Valette-Pariente. Nabywca: grupa ubezpieczeniowa Scor. Wartość rekordowa, choć niepodana, wiadomo, że liczona już w setkach milionów euro.

Kiedy ma się dzieci, kłopot jest niewiele mniejszy, zwłaszcza we Francji postnapoleońskiej. Prawo narzuca tu na spadkobierców, w tym najbliższą rodzinę, podatek tak potężny, że kwestia przejęcia spadku przestaje być oczywista. Prezydent Macron zapowiedział, że rozpatrzy sensowność tego prawa, ale ono nadal obowiązuje i wiele posiadłości, zwłaszcza z liczną progeniturą i zwłaszcza ze świecznika (czytaj: burgundzkich), jest zagrożonych. A banki i firmy ubezpieczeniowe tymczasem krążą jak głodne wilki i czekają na ewentualne kłótnie w rodzie. Koncernowi Bouygues udało się niedawno przejąć, dzięki konfliktowi wujka z siostrzeńcem, Clos Rougeard. Co prawda to nie Burgundia, lecz Loara, ale posiadłość kultowa.