Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Kij w mrowisko

Komentarze

Tytułowego sformułowania „Kij w mrowisko” użył jeden z blogerów relacjonując panel dyskusyjny „Po co importerom są blogerzy?”, który miał miejsce podczas III Zlotu Blogosfery winiarskiej na początku czerwca. Określenie to dotyczyło wygłoszonego przeze mnie zdania, że „takim importerom, jak Winkolekcja [gdzie pracuję] winiarscy blogerzy nię są potrzebni”. Ciekawe, że ten właśnie panel wzbudził wiele komentarzy. Kilkunastu blogerów poczuło się na tyle dotkniętych, by zabrać głos w tej sprawie. Część tych głosów pokazała jedynie brak dystansu do siebie, część poruszyła kwestie ważne, może więc warto o tym podyskutować, kiedy emocje już opadły. Postanowiłem więc skorzystać z uprzejmości Winicjatywy i przedstawić mój pogląd na zjawisko zwane winiarską blogosferą.

III Zlot Blogosfery

To, że takim importerom jak Winkolekcja, blogerzy nie są potrzebni, to po prostu fakt. Nie zawiera on oceny jakości blogów, tylko porównanie grupy docelowej mojej firmy i adresatów blogerskiego pisania. Tylko tyle i aż tyle.

Mam swój pogląd na blogowanie. Interesują mnie historie, które sprawiają, że zaczynając lekturę chcę poznać zakończenie. Jestem skłonny przeczytać dłuższy, ale ciekawy tekst, ale nie bezpłciową papkę, za to zredagowaną zgodnie z zasadami marketingowego know how. Recenzja kolejnego kartonu z dyskontu ciekawa dla mnie nie jest. Jeżeli ambicje blogera kończą się na notkach z dyskontowych degustacji – jego sprawa. Musi jednak pamiętać, że nie jest wówczas blogerem, tylko realizatorem dyskontowego product placement.

Choć blogerzy nie są mi potrzebni jako importerowi, są mi potrzebni jako ważny element winiarskiego krajobrazu. Ja te blogi naprawdę czytam. Jedne uwodzą mnie opowieściami, innym zazdroszczę warsztatu, niektóre tworzą folklor, a jeszcze inne plotą bzdury. Tak po prostu jest. Tacy są blogerzy i od nich zależy, komu będą potrzebni.

Obiema rękoma mogę podpisać się pod zdaniem Maćka Gontarza z Viniculture, który stwierdził:

Należy przede wszystkim więcej degustować i słuchać. Więcej degustować z innymi. Do tego trzeba dorzucić wyjazdy. Ja twierdzę, że największym problemem blogosfery jest brak wiedzy.

Jeżeli kiedykolwiek, a naprawdę tego blogerom życzę, nadejdzie, jak to zgrabnie ujął Irek Wis, „czas wystawiania faktur”, to wystawiać je będą mogli ci, którzy zapracują na status niezależnego, a przede wszystkim kompetentnego blogera, którego rekomendacje są coś warte.

Największe moje zaskoczenie podczas dyskusji na Zlocie to konstatacja, że część blogerów chce być traktowana przez importera jako partnerzy we wspólnym przedsięwzięciu, niemal jako wręcz pracownicy importerskiej korporacji. Zaskoczył mnie aplauz, z jakim niektórzy przyjęli wypowiedź Łukasza Bogumiła (Wineonline), który swoje wymagania, właśnie wymagania, wobec blogerów sformułował tak, jakby mówił do swojego personelu. Zauważcie, że w tak ujętym partnerstwie bloger nie jest już twórcą, ale staje się pracownikiem działu marketingu importera, rzuconym na odcinek blogowania. Wydaje mi się to niebezpieczną drogą, ale być może, jak stwierdził autor bloga Wine Trip Into Your Soul, nie rozumiem blogowania.

Chyba Wine Trip Into Your Soul miał rację. Jedna z blogerek napisała tak:

Jeśli blogerzy źle będą pisać o danym importerze i produktach, które sprowadza spodziewać się może spadku sprzedaży. Blogerzy i importerzy to naczynia połączone. Mogą egzystować bez siebie, ale wspólne działania mogą przynieść im tylko obopólne korzyści.

Bardzo proszę nie iść tą drogą! to otwarta sugestia, że blogerzy mogą źle napisać o importerze, który z nimi nie „współpracuje” (cokolwiek miałoby to znaczyć) – czyli nie ma to związku z jakością win, a wyłącznie ze „współpracą”. No bo jeśli „współpracuje”, to blogerzy napiszą dobrze o jego marnych winach? Brzmi to tak słabo, że chcę wierzyć, że to tylko przejęzyczenie.Ostatnie zdanie też jest raczej nieprawdziwe. Wspólne działania importerów i blogerów kończą się tak, że ktoś traci wiarygodność i na ogół nie jest to importer.

Dla mnie kwintesencję winiarskiego blogowania uchwycił w swoim komentarzu Italianizzato:

Dopiero po zaspokojeniu własnych potrzeb zacząłem dochodzić do momentu, w którym stwierdziłem, że z moich pisarskich wybryków może skorzystać ktoś więcej. I nie miałem ani przez chwilę na myśli importerów. Pisanie bloga, w moim przypadku, stało się czynnikiem edukującym. Uczę się ja, uczą się inni. Doszliśmy chyba do najważniejszego punktu. W odpowiedzi na pytanie po co nam blogi o winie odpowiadam: do budowania świadomości konsumenckiej i kultury picia wina w Polsce.

Co prawda tylko część blogów przyczynia się do budowania kultury picia wina w Polsce, ale to już temat na oddzielne rozważania.

Amen. Do tego co powyżej dodałbym jeszcze jeden element, a mianowicie pasję. Bez pasji nie ma dobrego bloga. Dlatego też nie mają u mnie szans „blogerzy” zaczynający blogerską karierę od zakładki „współpraca”. Pasja to poszukiwanie, gorączka, subiektywne spojrzenie. To inwestowanie w zakupy win, wyjazdy do winiarzy, uczestnictwo w degustacjach. W tym oczywiście importer może pomóc. Na moich degustacjach zawsze jest miejsce dla chętnych blogerów i nie oczekuję w zamian wspaniałych recenzji.

Uczestnicy III Zlotu Blogosfery. © Olaf Kuziemka / PoWINOwaci.
Uczestnicy III Zlotu Blogosfery. © Olaf Kuziemka / PoWINOwaci.

I na koniec rzecz mniej poważna. Jeden z cytowanych na wstępie blogów – Winne Przygody – napisał: „Sławomir Chrzczonowicz z Winkolekcji wbił kij w mrowisko i prosto z mostu rzekł, że blogerzy nie są mu potrzebni do niczego — co nie było żadnym zaskoczeniem, jego stanowisko w tej sprawie jest niezmienne”. Chciałbym się dowiedzieć, na jakiej podstawie tak uważa – czyli gdzie z mojej strony przed omawianą panelową dyskusją padło choć jedno zdanie na ten temat. Jeśli ktoś je znajdzie, stawiam naprawdę dobrą butelkę.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Sebastian Zdegustowany Bazylak

    Strasznie mnie rozczuliło, że niektórzy tak wzięli sobie Twoje słowa do serca i poczuli się dotknięci :)

    • Nasz Świat Win

      Sebastian Zdegustowany Bazylak

      No właśnie, Koleżanki i Koledzy więcej dystansu i samokrytycyzmu :)

      • ducale

        Nasz Świat Win

        i kto by pomyślał ze duch tworzenia deoblox wiecznie żywy …

  • Bel Mondo

    No cóż, teraz blogi czytam niektóre (słownie: trzy), bo inne przestałem. Po co czytać wypowiedzi działów marketingu importerów lub dyskontów.
    Jeśli ktoś z góry zakłada, że blog ma służyć do zarabiania, to po prostu to widać. Jeśli tworzy się bloga z pobudek ideologicznych, to korzyści przychodzą niezależnie.

    • Tomasz

      Bel Mondo

      Ja też już od jakiegoś czasu przestałem czytać blogi o winie. Kiedyś wydawało mi się, że jak ktoś prowadzi takiego bloga, to jest to osoba z wieloletnim doświadczeniem, która wypiła morze wina, uczestniczyła w wielu degustacjach, odwiedzała winiarzy, etc i teraz chce się z innymi podzielić swoją wiedzą. Niestety większość blogów prowadzonych jest przez ludzi, które tę wiedzę czerpią z google’a, a najdroższe wypite przez nich wino kosztowało magiczne 30 zł. Oczywiście zdarzają się wyjątki ale 90% blogerów jest takich jak opisałem.

      • Sebastian Zdegustowany Bazylak

        Tomasz

        Serio? Proszę zapdejtować sobie lektury.

      • Wojciech Bońkowski

        Tomasz

        Zważywszy że blogi są bezpłatne i nie tylko nic się na nich nie zarabia, ale jeszcze do nich dokłada (hosting itd.), to czemu ktoś z wieloletnim doświadczeniem, kto wypił morze wina, miałby prowadzić bloga?

        • Radek Rutkowski

          Wojciech Bońkowski

          Bo lubi :). Chyba o to chodzi w blogach?

          • Wojciech Bońkowski

            Radek Rutkowski

            Lubienie jest świetne, żeby zacząć bloga. Żeby po roku albo dwóch dalej go prowadzić regularnie na wysokim poziomie merytorycznym – to już samo lubienie najczęściej nie wystarczy. Skutek zresztą widzimy w polskiej blogosferze – większość najlepszych blogów zniknęła.

          • Mateusz Papiernik

            Wojciech Bońkowski

            Z drugiej strony, są kontrprzykłady żyjące w sieci ~10 lat lub więcej – Vinography, Terroirist, Wine Anorak. Sęk w tym, że zarówno definicja bloga się trochę wymyka spod kontroli, tj. trudno jest określić kiedy to jeszcze jest blog, a kiedy już rzetelna publicystyka, często komercyjna, jak również te blogi często nie są jedynym winiarskim zajęciem autorów.

      • Irek „blurppp” Wis

        Tomasz

        Zapytam, a co złego jest w czerpaniu wiedzy z sieci? Tak wiedzę o winie w pewnym stopniu czerpie z sieci, ale o polityce, pogodzie, sporcie i nowościach wydawniczych też. A Pan nadal tylko telewizja i słowo na papierze ? To sie nazywa zapóźnienie technologiczne!

        • Sławomir Hapak

          Irek „blurppp” Wis

          Z pustej studni wody nie nabierzesz.

          • Mateusz Papiernik

            Sławomir Hapak

            Z tym to trochę przesadzasz — wielu cenionych autorów publikuje, poza papierem, również w sieci. Fakt, że nader często nie są to publikacje darmowe, ale są. Daleko nie szukając i lecąc opcją „pierwsze z brzegu”, której jednak wartościowości odmówić nie można – wystarczy wspomnieć Atkin i Robinson.

            Pewnie, że ograniczanie się tylko do sieci z pominięciem książek ma krótkie nogi przy obecnym krajobrazie, w którym nadal najważniejsze publikacje ukazują się w formie książkowej (i, na szczęście, również ebooków) – ale nie ma co też spuszczać na internet zasłony milczenia.

          • Sławomir Hapak

            Mateusz Papiernik

            Oczywiście, Matti.
            Uogólniłem 99,9% do pełnej setki ;-)

  • Piotr Wdowiak

    Dobry, wyważony komentarz do ciekawego panelu. Pozostaje się tylko zgodzić z większością refleksji ;-)

  • Marek

    Nie jestem blogerem ale się wypowiem ;-)
    Pewnie blogerzy nei są do niczego potrzebni p. Chrzczonowiczowi i Winkolekcji ale w sumie mnie jako konsumentowi „kolekcjonerowi” ;-))
    Winkolekcja też do niczego nie jest potrzebna, no chyba tylko po to żeby pośmiać się z cen, podobnie jak z Festusa czy dawniej La Passion du Vin.
    Trzy czwarte win kupuję za granicą (koszt kuriera kilkadziesiąt zł) po cenach kilkadziesiąt procent niższych niż gdyby były dostępne w Winkolekcji ( zdecydowana większość interesujących mnie nie ma w W.). Piszę to na podstawie porównaniu cen tych win co oferuje Winkolekcja z ich cenami na Zachodzie.
    Chciałem przez to napisać że są w Polsce poważni klienci, którym taki importer jak Winkolekcja też do niczego nie jest potrzebny. Ta jedna czwarta moich zakupów pochodzi ze sklepów oferujących naprawdę rewelacyjnie cenowe okazje jak na polski rynek: Leclerc Ursynów( Bordeaux i ogólnie Francja), M&S Blue City ( cały asortyment), Carrefour Reduta ( Bordeaux), FWS( wina Penfolds), Wines United ( australijskie).
    Wiec się zastanawiam czy innym konsumentom/czytelnikom Winicjatywy też w ogóle Winkolecja jest do czegokolwiek potrzebna??

    • Lech

      Marek

      Całkowicie się zgadzam z powyższą opinią Pana Marka. Więcej dobrych europejskich sklepów nam trzeba i swobody przepływu towarów, która chyba póki co nie jest zagrożona. Winkolekcji nie potrzeba mi wcale i blogerów też, choć Winicjatywę poczytać można czasem z przyjemnością. Nie chcę nikogo urazić, ale mam przypuszczenie – szczególnie po lekturze tekstu Pana Chrzczonowicza – że dla niektórych recenzowanie tanich win w internecie może być swoistym patentem na darmowe picie. Czy nie jest bowiem tak, że ci recenzenci dostają te wina za darmo od importerów?
      Na marginesie chciałbym się Pana zapytać, Panie Marku, co dobrego można nabyć w M&S Blue City oraz w Carrefour Reduta, bo szczerze powiem, że tam nie zaglądam wcale?

      • Marek

        Lech

        W M&S Blue City maja fajne szampany Oudinot, ostatnio w przecenie były za ok 125, wytrawne, półwytrawne, różowe i nawet blanc de blancs. do tego często w ofercie mają za ok 30zł bardzo fajne Cotes du Rhone. W ogóle to naprawdę bardzo przyzwoitą selekcję prowadzi M&S , nie są to wybitne wina ( przynajmniej te kosztujące max kilkadziesiat złotych) ale bardzo rzadko trafaja się butelki które by nie były co najmniej bardzo smaczne.
        W Carrefour Reduta jest kilka Grand Cru Classe po takich cenach ( obecnie promocja) w jakich p. Chrzczonowicz kupuję dla Winkolekcji za granicą ;-)) Leclerc też ma świetne ceny na Grand Cru Classe z Bordeaux.
        W ogóle jak zadać sobie trochę wysiłki to w Polsce można kupić prawdziwe perełki jesli chodzi o cenę/jakosci i nie mam na myśli tutaj win „do trzech dych” tylko wybitnych win po takich cenach ze nei opłaca się ich kupować za granicą.

        • Robert Borowski

          Marek

          Może Pan napisać konkrety co do oferty w Reducie: ceny, roczniki tych GCC? Jeśli tanio to jutro bym pojechał na shopping.

          • Marek

            Robert Borowski

            Białe Latour Martillac 2008 za 99 zł, z czerwonych Sociando Mallet 2007 za 139zł, Marquis de Therme 2006 za 130zł, Grand Pontet 2006 za 99 zł, Fombrague 2006 za 125 zł, Lagrange 2007 za 130 zł.
            Fajny Sauternes Rayne Vigneau 1er Cru 2005 za 120 zł
            Takie były jeszcze z miesiąc temu dostępne ile z nich zostało to nie wiem.
            Aha żeby nie było że tylko supermarkety polecam, w Centrum Wina w Reducie w tym miesiącu kupiłem ostatnią butelkę Ch. Fombrague 2010 za niewiarygodne ( jak na nasze warunki rynkowo/importerskie) 125 zł.
            Właściwie to za stówę bo 25 zł dostałam rabatu za jakieś tam punkty lojalnościowe.
            Cena tego wina we Francji to 30 euro w górę.
            Czyli można?? MOŻNA!!

          • Wojciech Bońkowski

            Marek

            Nie mogę też pozostawić bez odpowiedzi Pańskich rekomendacji polskich sklepów, które to niby oferują konkurencyjne ceny wobec sklepów na Zachodzie. Poza paroma faktycznie atrakcyjnymi przecenami (roczniki…) z Carrefoura reszta wymienionych przez Pana sklepów budzi zdumienie. Leclerc Ursynów sprzedaje czerwone Bordeaux średnio 60% drożej niż Leclerc we Francji.
            Ceny Penfolds w PWW / FWS naprawdę Pan uważa za atrakcyjne? Yattarna – 954 zł / ok. 150€ w Niemczech, Bin 707 – 2300 zł / 300€, Bin 389 – 301 zł / 50€, Bin 138 – 148 zł / 28€, Koonunga Hill – 65 zł / 8–9€.
            Wines United – Winicjatywa bardzo popiera tego importera, ale stosunek jego cen do niemieckich jest mniej więcej taki sam: d’Arenberg Hermit Crab – 59 zł / 12–13€, Torbreck The Steading – 189 zł / 37€.

            Importerzy z niższymi cenami w Polsce istnieją, ale nijak nie należą do nich Leclerc, PWW albo WU.

            Aha, Fombrauge za 121 zł dostępny jest w Centrum Wina od pięciu lat, aż się dziwię, że przez tyle czasu przegapił Pan taką okazję: http://bonkowski.me/pl/2011/12/08/bordeaux-rocznik-2009-pierwsze-degustacje-watpliwosci/

          • Marek

            Wojciech Bońkowski

            Leclerc Ursynów, nie wiem jakie ceny są w Lecler we Francji ale podaje przykąłdowe ceny które uważam ze są bardzo dobre i dowodzą że mam rację pisząc że ten sklep ma bardzo dobre ceny , na naszym rynku, o niebo lepsze niz Pana znajomi p. Chrzczonowicz czy p. Mielżyński:
            Z pamięci:
            ch, Beaumont 2009 Magnum 116 zł http://www.wine-searcher.com/find/beau+mont+haut+medoc+bordeaux+france/2009/europe
            Ormes de Pez 2009 142 zł http://www.wine-searcher.com/find/ormes+de+pez/2009/france/-/u
            Reignac 2012 89 zł http://www.wine-searcher.com/find/grand+de+reignac+cuvee+spc+bordeaux+superior+france/2012/france/-/u
            Talbot 2009 250zł http://www.wine-searcher.com/find/talbot+st+julien+medoc+bordeaux+france/2009/france/-/u
            Figeac 2010 1160 zł http://www.wine-searcher.com/find/figeac+st+emilion+grand+cru+bordeaux+france/2010/europe/-/u
            wystarczy żeby udowodnić że ceny w Lercleru są na poziomie najniższych cen w sklepach internetowych w Europie Zachodniej, ja naprawdę cudów nei oczekują
            Co do FWS i Penfolds to ceny które Pan podał są kompletnie nieaktualne, oferta cena jest tutaj:
            http://fws.pl/start?op=szukaj&q=penfolds&x=0&y=0
            te ceny promocyjne są jak najbardziej na poziomie cen w Niemczech i mnie to jako konsumenta zadowala i chetnie w FWS kupię.
            To samo ceny w Wines United są zbliżone do cen europejskich i mnie to wystarcza żebym u nich Clarendon Hills kupił a nie w Niemczech.
            Fombrague 2010 za 121 od 5 lat??? raczej ma Pan tak samo sprawdzone info jak o cenach Penfoldsa w FWS…
            Wszystkie powyżej i wina spokojnie z czystym sumieniem mogę rekomendować konsumentom jako okazje cenowe za wybitne wina. Robię reklamę zupełnie za darmo bo jak już napisałem jeśli ktoś rzeczywiście się w Polsce postara to należy go jak najbardziej reklamować.
            PS mam jeszcze kilka super okazji cenowo/jakosciowych w pamieci w Warszawie ale nie będę ich polecał bo chciałbym jeszcze dokupić w przyszłym tygodniu ;-)

          • Marek

            Marek

            Jeszcze jedna okazja cenowa dla „koneserów” ;-)
            W Centrum Wina w Reducie cena Hermitage La Chapelle 2004 jest obnizona do 415 zł
            jak wyglądaja ceny w Europie mozna porównać tutaj: http://www.wine-searcher.com/find/hermitage+la+chapelle/2004/europe
            Niech Pan mi poda podobną okazję cenową w Winkolekcji?

          • Wojciech Bońkowski

            Marek

            Jak Pan chce porównywać, to niech Pan porównuje promocyjne ceny Penfolds z FWS z cenami promocyjnymi w Niemczech, a nie normalnymi.

            Clarendon Hills kupi Pan 30–45% taniej choćby w tym sklepie w Szwajcarii: http://www.arvi.ch/wine_details.aspx?id=33643&vintage=2010

            O Fombrauge 2009 pisałem w 2011 (link powyżej) a 2010 pojawił się w Centrum Wina rok później. Te wina kupowane są przez CW en primeur i trafiają do sprzedaży od razu po zabutelkowaniu u producenta.

            Co do Leclerka – Reignac kosztował w zeszłorocznej foire aux vins w Leclerku 15,50€ (25% taniej niż w markecie tej samej sieci w Polsce).
            Podobnie w Carrefourze – Sociando Mallet 25,90€ (20%), Les Ormes de Pez 22,90€, Fombrauge 17,50€ (za 2013, więc trudno porównać bezpośrednio, ale różnica w cenie 100%)
            (Źródło: http://avis-vin.lefigaro.fr/foire-aux-vins/prix ).
            Notabene Fombrauge 2013 może Pan aktualnie kupić w Lidlu za 99 zł.

            Jeśli Pan uważa że przytoczone ceny w Leclerku „są na poziomie najniższych cen w sklepach internetowych w Europie Zachodniej” to proszę nauczyć się lepiej korzystać z Wine Searchera…
            Figeac 2010 można kupić 15% taniej: http://www.moevenpick-wein.de/2010-chateau-figeac-1er-grand-cru-classe-b-st-emilion-aoc-0473710075b6000.html
            Talbot 2009 – 35% taniej: http://digneffinewines.com/en/product/talbot-2009-2/

            Generalnie ceny win które Pan przytoczył są atrakcyjne w polskim kontekście (bo to supermarket lub promocja), ale nie europejskim. Po prostu wymienił Pan sklepy gdzie lubi Pan kupować / ma Pan rabaty, a jeśli matematyka zaprzecza Pańskim górnolotnym hasłom, tym gorzej dla matematyki.

          • Lech

            Wojciech Bońkowski

            Szanowny Panie Wojciechu, zachęcałbym Pana, aby formułować swe opinie wobec czytelników Pańskiego portalu w nieco bardziej uprzejmy sposób. Naprawdę nie ma nic dziwnego w tym, że miłośnicy wina w Polsce kupują wino za granicą, bo jest po prostu taniej i przyjemniej (większy wybór). Póki istnieje wolny rynek, żadne zaklęcia tego nie zmienią. Ceny wina w Polsce są za wysokie (pomijam dyskonty), co wynika z rozdrobnienia importu i braku efektu skali. Ceny wina w Leklerku też są wyższe niż za granicą i choć staram się nie zaglądać do polskich sklepów z winami w ogóle, to jednak matematyka, o której Pan tyle pisze, nie zawsze jednak działa w przypadku prawdziwego miłośnika wina. Przejeżdżając w pobliżu, niejednokrotnie zdarzyło mi się zajechać i coś kupić. Swoją drogą chciałbym Pana poprosić o wznowienie swojego przewodnika po winach Europy. Ostatnie wydanie jest bodaj z 2009 roku i chyba najwyższa pora na update.

          • Wojciech Bońkowski

            Lech

            Szanowny Panie Lechu, uprzejmość obowiązuje wszystkich. Jeśli Marek sprowadza Winicjatywę do „dbania o interes znajomych” to nie może liczyć na taryfę ulgową.

            Co do kupowania za granicą – w pełni się z Panem zgadzam i sam wcześniej to napisałem. Warto jednak podkreślać, że kupowanie w zagranicznych sklepach internetowych jest niezgodne z polskim prawem, bo jak widać po tej dyskusji, wiele osób wciąż nie zdaje sobie z tego sprawy. Taniej i przyjemniej jest też kupować papierosy z przemytu, auta z kradzieży – czy Pan to też popiera?

          • Sali

            Wojciech Bońkowski

            teraz wszyscy którzy kiedyś utyskiwali na polskie prawo, że jest niesprawiedliwe bo nie można produkować win w Polsce nagle go bronią i uznają za świętość. Wino kupione za granicą jest obarczone wszelkimi podatkami danego kraju, czyli ichniejszym vatem i akcyzą, jak wiadomo w UE podatki płaci się raz, więc nie jest to żadne oszustwo wg rozumienia prawa UE. To, że w PL powstał dziwny przepis i jest martwy, nie oznacza że jest słuszny, albo że broni uczciwych ludzi przed oszustami kradzieżą. Jak można porównywać przemyt czy kradzież do zakupu ???
            No chyba, że to wszystko ma na celu usprawiedliwienie dla wysokich marż i jakichś dziwnych niebotycznie wydumanych kosztów.

          • Wojciech Bońkowski

            Sali

            Po pierwsze ten przepis nie powstał w PL, to jest przepis unijny, tłumaczyliśmy to już i linkowaliśmy do orzeczeń ETS.

            Po drugie – dura lex sed lex. Ta sytuacja się niczym nie różni od przemytu – jest to po prostu niepłacanie należnego w Polsce podatku. Jest to obiektywny fakt, a nie „usprawiedliwienie” dla czegokolwiek. Jak przepisy są bez sensu, to trzeba je zmienić, a nie gremialnie łamać.

            Poza tym delikatnie przypomnę, że akcyza stanowi drugą pozycję przychodową w budżecie państwa. Jak wszyscy przestaną ją płacić, to nie będzie szkół, szpitali ani pociągów.

          • Sali

            Wojciech Bońkowski

            kilka dni temu był wpis, bodajże kolegi Jagodzińskiego, który dość mocno kpił z tego przepisu, ale jakoś nie mogę go już znaleźć. W każdym razie cieszę się, że nasze szpitale powstają z akcyzy na wino która wynosi niecałą złotówkę za flaszkę. Chętnie zapłacę dodatkową złotówkę od zakupu za granicą, żeby szpitale się rozwijały.
            oczywiście lepiej nie łamać prawa, którego notabene nikt nie egzekwuje (podobnie jak z abonamentem rtv) i kupować u Pana Mielżyńskiego – będzie drogo, ale legalnie. Wszyscy będą szczęśliwi, tylko zawsze będziemy pić tanie wina, a francuzi będą się zastanawiać dlaczego w PL sprzedają się głównie tanie chlapacze.
            Jedynie wytrawni i znani degustatorzy ciesząc się z darmowych próbek mogą doznać ciekawych walorów wielkich win. ;)
            W tym wszystkim chodzi po prostu o to, że raz na jakiś czas tutaj pojawiają się wpisy na temat chorych cen, a kolega WB tropi te wszystkie wpisy i zamiast sobie darować odpisywanie, to szuka jakichś pokrętnych wytłumaczeń dla wysokich cen w PL.

          • Wojciech Bońkowski

            Sali

            Nie trzeba kupować drogo u Mielżyńskiego, można kupować tanio u wielu importerów z niższymi marżami, których Winicjatywa chwali od dawna, np. El Catador czy 13 Win. Kupienie taniego wina doprawdy nie nastręcza w Polsce źadnych trudności – w marketach od 8,99 zł a u Mielżyńskiego od 26 zł. Może Pan przegapił.
            Zaćmieni darmowymi próbkami degustatorzy Winicjatywy winom do 30 zł poświęcili już 300 artykułów.
            Ja naprawdę nie szukam pokrętnych wytłumaczeń dla wysokich cen w PL. Podsuwam tylko nieśmiało fakty tym, którzy upajają się wizją Mielżyńskiego wkładającego 100% narzut do kieszeni. Ale fakty bolą, wiemy to z wielu innych dziedzin, dlatego nie oczekuję, że ta dyskusja będzie zmierzała w merytorycznym kierunku.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Tanio nie ma nigdzie (poza dyskontami). Przyzwoite ceny są w El Catador. Do 13win wybieram się, ale z mojej pobieżnej analizy dobrze to nie wygląda. Na razie podał pan dwa miejsca. Co dalej? Mielżyński za 26 zł? To widocznie kupił za 1,5 euro. Nie chodzi o tanie, ale tanio kupione. To są dwa różne znaczenia.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Bo oczywiście Pan wie, po ile wino kupuje Mielżyński.

            Jeśli chodzi o ceny zakupu wina przez dyskonty, to we wpisie na swoim blogu przestrzelił Pan o 30%. Proszę strzelać dalej.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Cieszę się, że przeczytał Pan mój wpis.
            Wiem, jakie ma marże. Stąd wyliczyłem cenę zakupu. Mam oferty od kilku producentów, którzy sprzedawali lub nadal sprzedają swoje wina do dyskontów, dlatego znam przybliżone ceny. Byłem w szoku już kilka lat temu, kiedy producent dobrych win z Portugalii sprzedawał wina z poziomu cen 4-6 euro do Biedronki. Wtedy jeszcze myślałem, że Biedronka kupuje wina bardzo tanie, stąd mają takie niskie ceny. To nie jest prawdą. Po prostu mają duży wolumen zakupu i przez to niższą cenę i do tego stosują wyjątkowo niską pojedynczą marżę. Czego i innym importerom życzę?

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Wie Pan jakie są marże gdzie? Bo w dyskontach najwyraźniej Pan nie wie, skoro pisze Pan na swoim blogu że Biedronka czy Lidl sprzedają za 14 zł wino kupowane za 2€.
            14 zł na półce to 10,20 zł netto bez akcyzy, czyli marżę marketu 15%.

            Wino sprzedawane przez Biedronkę za 13,99 zł dostawca ma dostarczyć z naklejoną banderolą za 1,30€. Fakt potwierdzony przez wszystkich dostawców Biedronki z którymi rozmawiałem. A najcześciej jest to jeszcze mniej.

            W drugą stronę też Pan przesadza, pisząc że importerzy sprzedają w Polsce wino kupowane za 3€ za 12€. Proszę podać przykład wina za 53 zł które kosztowałoby u źródła 3€. To może są izolowane patologie ale na pewno nie norma na polskim rynku.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Wino, które kupuje biedronka za 1,3 euro, dla innych importerów kosztuje może 1,8 euro. Czyli różnica jest 2,3 zł w zakupie a w detalu ta różnica jest 10-20 złotych. Nie mówię o Vinho Verde, bo Biedronka może je kupuje nawet po 1,3 skoro ja mogę po 1,5 z banderolą przy 1 palecie. To wino u znanego aktora kosztowało 28 zł? Sklep, o którym Pan napisał dzisiaj, że sprzedaje tanio wina, kupuje wino za 1,75 euro z naklejaniem banderol i sprzedaje je w promocji za 23,52 z upustem 25%. Czy to jest żart? Czy to jest tani sklep? Jeśli chodzi o wina droższe (za 3 euro) to w niedługim czasie podam przykłady na moim blogu w kolejnych wpisach.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            To jasne, że Biedronka kupuje taniej od małych importerów – często pewnie nawet w większym stopniu niż Pan pisze (40%). I to chyba też jasne, że mały lub średni importer ma proporcjonalnie wyższe koszty działalności i dlatego marża jest / powinna być wyższa. To są chyba truizmy?

            Natomiast to nie ma nic wspólnego z wysokością marży którą Pan postulował w dyskontach ani z przelicznikiem 1 EUR = 17 zł który Pan rzekomo obserwuje u małych importerów.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Truizmy nie truizmy. Problemem nie są dyskonty, tylko wysokie ceny w naszych sklepach w stosunku do cen na zachodzie. To jest faktyczny problem. Zostawmy w spokoju te dyskonty. Im nikt nie podskoczy. I nie o tym pisał Marek. Pan pisze rzekomo, a ja wiem. To jak wiara i wiedza. Chce Pan sprawdzić konkretne cenniki? Zapraszam na spotkanie, to Panu pokażę. Proszę wybrać miejsce. Chętnie Pana uświadomię.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Problemem czego / kogo są „wysokie ceny w naszych sklepach w stosunku do cen na zachodzie”? I skąd się biorą te wysokie ceny? Bo Marek twierdził, że z pazerności importerów, popieranych przez swoich kolegów w prasie. I tego dotyczyła dyskusja.

            Kapitalizm nie znosi próżni – jeśli w Polsce da się sprzedawać wino w takich cenach jak w Niemczech, to szybko pojawią się importerzy, którzy to zrobią i zawojują rynek. No i gdzie oni są?

            Pan jako osoba doświadczona w branży chyba rozumie, że „problemy” są o wiele głębsze i dlatego dziwi mnie, że popiera Pan demagogiczne hasła w tej dyskusji.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            I tak się zapewne stanie. Na dzisiaj królują dyskonty, bo nie mają konkurencji na rynku. Wolę kupić wino za 25 zł w dyskoncie niż może minimalnie lepsze za 50 zł w sklepie „specjalistycznym”. Nie uważam, że to wynika z pazerności importerów. Dlatego napisałem wpis na blogu. Tam wskazałem głównego winnego: mały rynek. Głównego, ale nie jedynego, bo M&S nie ma wielu sklepów a ceny ma bardzo konkurencyjne. Na pewno Centrum Wina jest dużo większym importerem, a ceny ma wysokie.
            Ale co to obchodzi Marka i innych konsumentów wina w Polsce? Zarzucanie im „zdrady interesu narodowego’ jest kuriozum. Osobiście denerwuje mnie, że ludzie kupują w kawiarni kawę za 8 zł, ale żałują 8 zł za kieliszek wina. Zarzucamy restauracjom dużą marże na wina a na kawę akceptujemy. I na wodę mineralną, czy herbatę. Torebka 10 groszy za cena 3-8 zł. Natomiast czego inne wymagam od wine barów. Wino ma być tanie. Restauracja mnie nie interesuje tak bardzo, bo wino jest dodatkiem do jedzenia.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Centrum Wina, Winkolekcja to są importerzy którzy głównie żyją z dystrybucji. Dlatego też utrzymują nominalnie wyższe marże, by stosować wielopiętrowy system rabatów dla swoich odbiorców i nie konkurować z nimi ceną. To chyba każdy wie?

            Nikt Markowi ani nikomu innemu nie zarzucał „zdrady interesu narodowego”. Niezorientowanym jedynie przypominaliśmy stan prawny. To trochę tak jak z jazdą samochodem powyżej limitu prędkości. Ci co jeżdżą za szybko mają wiele uzasadnień: „bo znaki są źle postawione”, „bo jechałem w nocy i było pusto”, „bo wszyscy jeżdżą szybciej”, „bo w Niemczech nie ma limitu”. Jak ktoś przypomina że obowiązuje limit do 50 km/h to staje się wrogiem.

            No i kompletnie nie rozumiem dlaczego akceptuje Pan wysokie marże na wino w restauracji, a nie akceptuje w wine barze ani w sklepie z winem. Czym się różnią merytorycznie te trzy usługi? Jeśli się różnią to raczej na korzyść importu.

            A z puntu widzenia degustatora, który próbuje kilku tysięcy win rocznie, Pańskie stwierdzenie że wina z dyskontu za 25 zł są „minimalnie gorsze” od tych za 50 zł z niezależnego importu uważam za kompletnie nieprawdziwe. Jest dokładnie odwrotnie – niemal każde wino za 50 zł z winoteki będzie wyraźnie lepsze od dyskontowego za 25 zł. Tajemnica jest w cenie zakupu o której już się Pan ze znawstwem wypowiadał. Różnica pomiędzy winami wychodzącymi od producenta za 2–2,40€ a 4–5€ to jest różnica jednej albo dwóch klas, i to w każdym kraju winiarskim.

          • sali

            Wojciech Bońkowski

            Tutaj nawet z większością tez bym się zgodził (może poza tymi prawnymi kwestiami – ale to zostawię). Problem natomiast polega na tym, że o ile idzie kupić względnie dobre wina z przyzwoite pieniądze w dyskontach, to nie da się kupić lepszych win nigdzie w rozsądnych pieniądzach. Oczywiście pojedyncze przypadki się zdarzają jak ktoś zrobi promocję, ale generalnie wina 50zł + są co najmniej o 20-30% za drogie. Takich win nie mają dyskonty, bo to nie ich klient, więc importerzy mogą swobodnie realizować prawie że dowolną marżę. Rozumiem ich problemy, ale chcę kupować taniej i tak też robię, tyle że za granicą. Jednakowoż nie jestem na tyle znaczącym klientem, żeby importer przejmował się swoimi cenami, więc koło się zamyka. Marzy mi się jednak żeby pojawił się duży gracz na rynku który trochę namiesza i zmieni strategię cenowania lepszych win a tym samym pozwoli nam wszystkim cieszyć się z ich uroku za rozsądne pieniądze.

          • Wojciech Bońkowski

            sali

            „Takich win [po 50+] nie mają dyskonty” – no przepraszam, ma Lidl i ma kilka innych marketów – Carrefour już tutaj cytowany, Leclerc, Marks & Spencer, Piotr i Paweł, Alma.

            Generalnie nakreślony obraz jest taki, że polskim rynkiem wina rządzi jakiś kartel importerów którzy „mogą swobodnie realizować prawie że dowolną marżę” – na mocy nie wiem czego, jakieś ugody cenowej?

            A rzeczywistość jest taka, że w Polsce wino importuje ponad 700 podmiotów, rządzi wolny rynek, aż się prosi żeby ktoś te wszystkie wina kupił w tym samym sklepie co p. Marek w Niemczech z rabatem i zaoferował z 20% marżą – no po prostu konsumenci waliliby drzwiami i oknami.

            Nawet kilku takich importerów było. Tyle że już zbrankrutowali albo podnieśli ceny (np. 101win.pl). Tymczasem największe sukcesy na rynku odnoszą importerzy, którzy potrafią znaleźć złoty środek pomiędzy marżą a oczekiwaniami klientów. I należy do nich o zgrozo ten krwiopijca Mielżyński.

          • Sali

            Wojciech Bońkowski

            może i mają kilka pozycji, ale nie znaczących wiele. Większość oferty to wina max do 30zł. Zmowy cenowej jako takiej nie ma, bo jest zbyt wielu producentów i każdy zbyt chętnie daje wyłączność, dzięki temu praktycznie oferty importerów są nieporównywalne, bo każdy ma co innego. Importerzy wykorzystują po prostu niewiedzę konsumentów, nie ma to nic wspólnego ze zmową. Po prostu jeśli mogę sprzedać drożej, to dlaczego mam tego nie zrobić, przecież prowadzę działalność zarobkową. To naszym zadaniem, a może przede wszystkim Twoim powinno być uświadamianie konsumentów, dzięki temu może coś by się zmieniło i jednak nagle by się okazało że będziemy pić taniej porządne wina.

          • Wojciech Bońkowski

            Sali

            No jak wiadomo, Winicjatywa od 4 lat nie robi nic w sprawie „uświadamiania konsumentów”, tylko robi dobrze swoim znajomym importerom. Amen.

          • Artas

            Wojciech Bońkowski

            Panowie pozwolą, że się wtrącę, bo nie mogę pozwolić na takie bajury…

            Wina za 25 zł nie są minimalnie gorsze od tych za 50 zł ze specjaliszczaków. Często są takie same albo i lepsze. Przykład?

            Vallado Tinto – 25 zł w Biedronce i 50 zł w firmie Mielżyński.

          • Wojciech Bońkowski

            Artas

            Jeśli Pan uważa że Vallado 2012 był taki sam albo lepszy niż Vallado 2011… to pozostawiam to bez komentarza.

          • Artas

            Wojciech Bońkowski

            Był rok młodszy. 2012 próbowany po roku nie był gorszy według mnie od tego 2011 próbowanego rok wcześniej. Ale to jest moja subiektywna ocena, może mnie Pan wyśmiać.

            I jeszcze jedna sprawa. Zarzucił Pan Panu Markowi bluźnierstwo i prosił o przykład, że jest Pan niekiedy antykonsumencki i działa na korzyść importerów.

            A czym była ta cała rozpętana kampania antybiedronkowa, bo sieć ta sprowadziła za połowe ceny wino „dojną krowę” firmy Mielżyński tj. Vallado Tinto. Czy działał Pan wtedy na korzyść konsumentów..? Czy dla konsumenta jest korzystne kupoiwać wino za 25 zł czy za 50 zł. To było naprawdę dosyć żenujące te petycje do firmy Vallado, te wysyłanie „telewizji” żeby tylko już nie sprzedawali Biedronce. I jeszcze Pan niejednokrotnie zapewniał, że Vallado już Biedronce nie sprzeda Vallado Tinto… Ma Pan to na piśmie..?To jest działanie prokonsumenckie czy proimporterskie..?

          • Wojciech Bońkowski

            Artas

            Na czym polegała ta „kampania antybiedronkowa”?
            Bo w naszych recenzjach Vallado z Biedronki pojawiły się sformułowania takie jak „bomba”, „w rewelacyjnej cenie 29,99 zł”, „absolutna czołówka winiarzy portugalskich”, „najlepsze wino w ofercie Biedronki”, „w swojej cenie świetne”…

            Na pewno działaliśmy na rzecz konsumentów polecając im dwa razy lepszy rocznik 2011 w tej samej cenie – jeśli Pan nie zauważył różnicy pomiędzy tymi winami to przykro mi. Może 2011 też trzeba było kupić żeby go spróbować rok później?
            Na pewno działaliśmy prokonsumencko ujawniając sfałszowane Vivigarda w Biedronce, sztuczne promocje cenowe w Leclerku oraz 250 razy o winach od różnych importerów pisząc „za drogie”, „nie warto”.

            Nie wiem kto pisał te petycje albo wysyłał telewizję do Vallado żeby nie sprzedawali Biedronce – na pewno nie ja. Ma Pan to na piśmie?

          • Artas

            Wojciech Bońkowski

            Dwa razy lepszy 2012 niż 2011? Wolne żarty.
            Czyżby nie znali się w firmie Mielżyński? Bo sprowadzili 2012.
            A po ile sprzedawali 2012? Nie po 50 zł?

            Czarować na forum można, ale fakty jakie są takie są. Wystarczy poczytać dyskusję sprzed lat i Pana tam zaangażowanie.
            Zresztą zawsze może Pan w końcu puścić ten wywiad, którym Pan straszył.

          • Wojciech Bońkowski

            Artas

            To na czym polegała ta „kampania antybiedronkowa”? Kto wysyłał telewizję do Vallado żeby nie sprzedawali Biedronce?

          • Artas

            Wojciech Bońkowski

            Proszę się nie wstydzić Panie Wojcechu. Zawalczył Pan wtedy jak lew, niczym najlepsza agencja PR-owa, ale niestety w interesie firmy Mielżyński, a przeciwko zwykłym konsumentom – winopijcom.

          • Wojciech Bońkowski

            Artas

            Nadal nie wiemy na czym polegała ta walka, przeciw komu – przeciw „najlepszemu winu w ofercie Biedronki” w „rewelacyjnej cenie 29,99”?

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Proszę wskazać wino lepsze od Altano Branco 2015 za 40 zł u Pana importerów. Które Prosecco za 40 zł bije na głowę Prosecco z Lidla lub Biedronki? W Centrum Wina kupiłem 3 wina w cenie 35-45 zł i wszystkie były słabe. Beznadzieja.
            Nie rozumie Pan mojej akceptacji dla wysokich marż w restauracji? Inwestycja w restaurację jest dużo, dużo większa niż w sklep z winem. Koszty prowadzenia restauracji są dużo większe niż sklepu. Wino jest tam dodatkiem do jedzenia. Natomiast akceptować a lubić to jest duża różnica. Akceptuję, ale nie lubię. Każdy ma prawo do własnego zdania i nie wszyscy muszą je akceptować. Ja tego od Pana nie oczekuję. Pozdrawiam.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Prosecco Follador kosztuje w Fine Food Group 43,50 zł. Ruggeri w Salute 36 zł. San Martino w Winestory 39 zł. To są wina z innej planety niż mazowszanki z Biedronki i Lidla.

            Lista win lepszych od Altano za 40 zł nie zmieści się w okienku komentarza. Może na przykład Vallado Branco od Mielżyńskiego za 43 zł?

            Cieszy mnie Pana empatia dla restauratorów. A ile według Pana wyniosła inwestycja w nowy lokal Mielżyńskiego na Czerskiej w Warszawie? Ile pieniędzy zamrożonych jest w magazynie Winkolekcji? Generalnie jako gość restauracji oczekiwałbym, żeby marża realizowana była na jedzeniu. 60 zł (przeciętny narzut restauracyjny na winach, które ja konsumuję) za wysłanie zamówienia mailem do importera i wyjęcia korka z butelki to naprawdę za dużo z mojego punktu widzenia. Wydawało mi się że tak uważa każdy winoman. Ale oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania.

          • Artas

            Wojciech Bońkowski

            Zacytuję Pana słowa.
            Jak Pan porównuje ceny to proszę porównywać ceny regularne, a nie promocyjne. To prosecco od Ruggeri w salute kosztuje 45 zł. I poza tym jest słabe, nie piłem tych z Lidla ani z Biedronki, ale podejrzewam, że to ten sam poziom, ale tam pewnie kosztują jedną trzecią…. Ruggeri zaczna się od Oro a to już jest we Włoszech 11 EUR.

          • Sławomir Hapak

            Wojciech Bońkowski

            Ooo… Widzę, że Mielż ma to Vallado w nieustającej promocji :-)
            W innych stolicach nie mają aż tak dobrze ;-)

          • Artas

            Sławomir Hapak

            Wein & Co. ?

          • Sławomir Hapak

            Artas

            Jak najbardziej.
            Właśnie robią wyprzedaż :-)
            Jak widać u Mielżyńskiego regularna cena jest +/- taka, jak tam na wyprzedaży.
            Ale kogo to obchodzi. Przecież „wszyscy wiedzą” że u Mielża drożyzna.

          • Tomasz

            Sławomir Hapak

            Jeśli Pan do przeliczeń używa kursu 5PLN za EUR, to faktycznie jest to +- ta sama cena. Tylko czemu nie brać kursu 4.20 skoro nie tak dawno można było euro kupić w tej cenie?

          • Sławomir Hapak

            Tomasz

            Nie tak dawno to dinozaury wymarły.

            11,99*4,4348 = 53,17.
            U Mielża taniej. Niesłychane! Skandal! Ukrzyżować!
            (tylko kogo?)

          • dP

            Sławomir Hapak

            Cóż, wydawałoby się, że matematyka – przynajmniej w zakresie mnożenia czy dodawania – jest dość prostą nauką. Okazuje się, że chyba nie. Z jednej strony jest obiektywna, z drugiej – bywa brutalna…
            Do rzeczy.
            Cena „nur” 9,59 € pomnożona przez 4,4348 daje nam 42,6 zł. Widniejąca w sklepie internetowym P. Mieżyńskiego cena 49,8 zł jest zatem wyższa, niż ta z obrazka o ok. 17%.

            Inną sprawą jest fakt, źe na Vallado należałoby spojrzeć chyba nieco inaczej. W przypadku tego wina po importerze p. Mielżyńskim dość brutalnie przejechał się pewien dyskont, co było sporym kamykiem (może wręcz głazem) wrzuconym do ogródka importerów w dyskucji na temat ich marż na winie. Nie byłbym zatem bardzo zdziwiony, gdyby akurat w przypadku tego będącego na świeczniku (a dla p. Mielżyńskiego zapewne bardziej „pod pręgierzem) wina apetyt pana importera na skasowanie marży został nieco obniżony. Tak marketingowo, żeby go nie ciągać za pazerność.

            Swego czasu procowałem w korporacji operującej na rynku będącym w podobnej fazie rozwoju (czy raczej niedorozwoju) co dzisiejszy rynek wina w Polsce. Działanie na tym rynku charakteryzowało się podejściem zarządzających korporacją, które można by wyrazić hasłem „golić frajerów”. Wraz ze wzrostem rynku, pojawieniem się konkurencji oraz niezależnych doradców (również internetowych) marże na rynku z sięgających na początku 100%-150% zeszły do rozsądnych poziomów. Niektórzy gracze stwierdzili, że to nie ich poziom marżowania i poszli golić frajerów na kolejne rynki.

            Być może rynek wina w Polsce również dojrzeje. Dyskonty i markety mają okazję, żeby ten rynek rozwijać, mają w nim przecież ok. 80-90% udziałów. Szkoda, że nie pracują tam ludzie z taką misją, bo idą raczej w granicach „dolnej bandy” zamiast uderzyć mocno w klasę średnią i wyższą. Bardzo ciekawe jak wyglądałaby odpowiedź firm typu Mielżyński. Może tak jak w przypadku „kultowego” Vallado w okresie, gdy było dostępne u Mielżyńskiego i w dyskoncie…

          • Sławomir Hapak

            dP

            Prócz umiejętności liczenia trzeba też wiedzieć co policzyć.
            Regularną cenę u Mielża porównałem z regularną ceną w Wein&Co.
            Jeśli chce Pan porównywać ceny na wyprzedaży, to proszę je sobie porównać. Wyjdzie na to samo.

          • dP

            Sławomir Hapak

            Z punktu widzenia konsumenta – bo ja akurat znajduję się po tej stronie „barykady” – liczy się jednostkowa cena nabycia. A ta jest u Mielża wyższa. Czy w ramach promocji, czy cen regularnych – naprawdę mało mnie to interesuje…
            Także proszę uwierzyć, że doskonale wiem co mam policzyć: ile kosztuje butelka wina.

          • Sławomir Hapak

            dP

            To zdjęcie jest sprzed trzech tygodni. Już po promocji. Nawet z punktu widzenia konsumenta znowu w RP jest taniej. Skandal, nieprawdaż?
            Ale nadal nie zwalnia to (Pana, ani nikogo innego) z obowiązku porównywania rzeczy porównywalnych. Porównywanie nieporównywalnego to podstawowy błąd logiczny.

          • Ronaldo

            Sławomir Hapak

            W Portugalii cena za Vallado w detalu to 6 EUR i do tego należy się odnosić. Bo chyba firma Mielżyński nie kupuje drożej 4 tys. butelek niż można kupić w wielu supermarketach….
            A takie pisanie, że gdzieś tam koszstuje tyle i tyle nie ma sensu, ważny jest rynek macierzysty wina. W Singapurze Vallado jest po 100 zł za butelkę i to jak się skrzynkę weźmie i co, cos z tego wynika..?

          • Sławomir Hapak

            Ronaldo

            Głupota powinna mieć swoje granice.
            Z tej wypowiedzi wynika, że skoro w Polsce ziemniaki są tanie (bo przecież jesteśmy ich producentem), to na Islandii te same polskie ziemniaki też muszą być tanie.

          • Ronaldo

            Sławomir Hapak

            Proszę zobaczyc choćby na jumbo.pt

            @slawomir

            Myslałem, że pan wie, że vallado to wino protugalskie i rozsądnym jest porównywanie wina na rynku macierzystym i w Polsce, bo co mnie obchodzą ceny na Islandii. A w ogóle to pan wyciąga jakieś głupiutkie wnioski i wulgaryzuje tę dyskusję.

            Czy ja panu zarzucam głupotę, jak pan pisze o słodkich schilcherach..?? Proszę wejść do każdego marketu w Austrii, mam pan tam schilchera od Reiterera, proszę spróbować i wtedy sie wypowiadać, bo widać, ze taki z pana szpenio od Austrii jak z koziej….

          • Sławomir Hapak

            Ronaldo

            Myślałem, że przykład z ziemniakami nawet Ronaldo zrozumie, ale najwyraźniej to za trudne.
            Zatem poniżej tłumaczenie specjalne, wyłącznie na Pańskie potrzeby.
            W przypadku importu porównywanie cen ma sens wtedy i tylko wtedy, gdy mówimy o dwu rynkach importujących, najlepiej blisko siebie położonych; stąd moje porównanie cen Mielżyńskiego i Wein&Co.
            Spostrzeżenia na temat tego samego produktu w kraju produkującym go są może nawet i interesujące, ale do dyskusji niczego nie wnoszą.

          • Ronaldo

            Sławomir Hapak

            To proszę porównywać Polskę i Niemcy. W Niemczech ceny są +/- identyczne jak na rynkach macierzystych, a w Polsce… I dalej wrócilismy do początku sporu…

            Ale rozumiem, że pan broni wysokich narzutów. Była juz tu o tym dyskusja. Pana Patricius Furmint za 19 zł w sklepach na Wegrzech /ile to bedzie netto przy wyzszym niz w Polsce podatku VAT/ kosztuje w specjaliszczakach nawet 69zł.
            Ale pan zaraz sie obraża jak się to pisze i podaje przykład, że w Wielkiej Brytanii kosztuje ten furmint 50 zł.

          • Sławomir Hapak

            Ronaldo

            A cóż to? Przykład z Wiednia się Ronaldo nie podoba?
            Może dlatego że St.Stephen w remoncie?
            Czy też nie podoba się, bo Ronaldo pozjadał wszystkie rozumy, a jak dowody mu nie pasują, to na pohybel dowodom?
            *
            O biednych Brytów niech się Ronaldo tak nie martwi. Mają chwilowo inny problem na głowie niż to ile butelka furminta kosztuje.

          • Sławomir Hapak

            Ronaldo

            Specjalnie dla Ciebie, poza tematem, Ronaldo:
            http://www.weingut-resch.at/d/det/11/schilcher-klunkeraberg-halbtrocken-2015.htm

            Nota bene nigdzie nie pisałem o słodkich schilcherach :-) No, ale Ronaldo wybacza się drobne ułomności w trudnej sztuce czytania ;-)

            Wspomnianego Reiterera też jestem w stanie Panu polecić, z cukrem na poziomie 7g. Co prawda w wersji sekt, ale dla Ronaldo bąbelki będą w sam raz ;-)

          • Tomasz Ginda

            Sławomir Hapak

            Dokształcić sie pan z schilcherow u wujka Google’a? Brawo!

          • Sławomir Hapak

            Tomasz Ginda

            Nie, Panie Tomaszu.
            Wiedzę dają wizyty na Vie Vinum, a nie Wujek G.

          • Wojciech Bońkowski

            Ronaldo

            Cena Vallado Tinto w hipermarkecie Jumbo to 6,99€:
            https://www.jumbo.pt/Frontoffice/bebidas/vinho_marca/douro_tinto/vinho_tintoquinta_do_vallado075_lt/1078738/Auchan_Amadora?sid=b9fa3308-8424-4b18-9f61-5797b215d235_1

            Więc jako żywo nie jest to cytowane przez Pana 6€.

          • Tomasz Ginda

            Wojciech Bońkowski

            A pisał pan ze 7,50.
            Ujrzal pan zatem niższa cenę. A było taniej zreszta w pingi doce jest. Serdecznosci

          • Paweł

            Tomasz Ginda

            Cena „regularna” bez promocji za Vallado Tinto w sklepach Pingo Doce i Continente w Portugalii to 7.49 euro

            http://www.continente.pt/stores/continente/pt-pt/public/Pages/ProductDetail.aspx?ProductId=5291027(eCsf_RetekProductCatalog_MegastoreContinenteOnline_Continente)

          • Wojciech Bońkowski

            Ronaldo

            Gdzie w Portugalii jest Vallado po 6€? Najniższa cena normalna (nie wyprzedaż) którą ja widziałem za rocznik 2014 to 7,50€.

          • dP

            Sławomir Hapak

            Oczywiście. Dlatego porównuję różne ceny tej samej flaszki.
            Żeby nie popełnić podstawowego błędu logicznego rzecz jasna :-)
            Zabawne natomiast, że logika (podobnie jak wcześniej matematyka) jest różna dla konsumenta i dla (jak podejrzewam ?) importera…
            Jak powiadają – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

          • Sławomir Hapak

            dP

            ten błąd to też klasyk: ignoratio elenchi

          • dP

            Sławomir Hapak

            Pytanie po czyjej stronie ten błąd – to w końcu w Pana wpisie znalazła się następująca fraza:
            „Jak widać u Mielżyńskiego regularna cena jest +/- taka, jak tam na wyprzedaży”.
            Oczywiście można najpierw porównywać wyprzedaż z ceną regularną, potem na potwierdzenie tezy podać porównanie już tylko samych cen regularnych, a następnie zarzucać innym, że porównują rzeczy nieporównywalne (ceny wyprzedaży vs. cenę regularną Mielżyńskiego).
            Logiczne, że aż strach…

          • Sławomir Hapak

            dP

            Podtrzymuję zacytowane przez Pana zdanie. U Mielżyńskiego regularna cena jest +/- taka, jak tam na wyprzedaży. Jeśli 17% różnicy między nimi uznaje Pan za istotną różnicę, to tylko znaczy, że nie ma Pan pojęcia o skali różnic cenowych między tymi rynkami.

          • dP

            Sławomir Hapak

            Jeżeli Pan 17% od ceny detalicznej uznaje za nieistotną różnicę, to tylko pokazuje jak wygląda polski rynek importerów (być może uogólniając krzywdzę kogoś) i ich marż…

            Zresztą różnica cen regularnych jest znacznie mniejsza (wyliczone przez Pana 53,17 zł do ceny Mielżyńskiego 49,80 daje 6,8% różnicy…) , co w mojej skromnej ocenie Pański argument o skali różnic cenowych między rynkami każe w najlepszym przypadku włożyć między bajki.

          • Sławomir Hapak

            dP

            No, jeśli wnioskowanie o całym rynku opiera Pan na jednym konkretnym przypadku, to rzeczywiście mógł Pan do takiego wniosku dojść. Tyle, że to zupełnie nieuprawnione uogólnienie. Idąc dalej tą drogą w końcu znajdzie Pan jakąś butelkę, która w Austrii będzie tańsza niż w PL. I co wtedy? Też Pan uogólni to na całe rynki?

          • dP

            Sławomir Hapak

            Przepraszam, ale do jakiego wniosku ? Że zbójeckie marże w Polsce są faktem ?
            Jeżdżę sporo po Europie zachodniej i południowej i widzę ile za wino określonej jakości płaci się tam i tu. Dlatego też gdy już jestem tam samochodem, przywożę sobie kilkumiesięczne zapasy, dzięki czemu w kieszeni pozostaje mi kilka tysięcy złotych, bez ubytku na walorach smakowych.
            Zapewniam, że nie zamierzam szukać pojedynczych butelek, żeby udowadniać jakieś tezy – toż nie ja wynalazłem przykład Vallado :-).
            Ja na takie zabawy nie mam ani czasu, ani ochoty, ani żadnej z tego satysfakcji.

          • Krzysztof Majer

            dP

            Za chwilę będzie nowy upust 50%. Wtedy cena będzie „Biedronkowa”.

          • Sławomir Hapak

            dP

            Z punktu widzenia konsumenta jest już 4,4512 :-)
            Z dnia na dzień robi się ciekawiej :-)

          • Krzysztof Majer

            Sławomir Hapak

            Widocznie Wein&Co spełnia w Austrii podobną rolę co Mielż w Polsce. Jest butikiem dla snobów. Ceny są bez znaczenia. Może jest nawet trochę zbyt tanio. Bo król jest tylko jeden. Nie martwiłbym się o klientów Mielża. Mają to płacą. Pozdrawiam

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Nie wiem Pan czym jest Wein & Co? Bo takie wypowiedzi naprawdę są kuriozalne, przepraszam za szczerość. Jest to jedna z tych międzynarodowych sieci detalicznych których przybycia do Polski i obniżenia cen Pan tak bardzo wypatruje.

          • Sławomir Hapak

            Wojciech Bońkowski

            Taaa… jak tylko Wein&Co wejdzie ze swoimi marżami do PL, to dopiero zaczną się narzekania na wysokie ceny :-)

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Wein&Co to butik. Dają nawet 50% upustu. Pewnie z marży 70%, tak jak Mielżu. Ha, ha. Ja na nich nie czekam. Redaktor chyba zostanie jeszcze do tego wszystkiego jasnowidzem, bo wie lepiej ode mnie na co ja czekam. Ba, nie tylko lepiej ode mnie, ale lepiej od wszystkich „wrogów”. Ha, ha. Na dodatek nie umiem czytać ze zrozumieniem. Przepraszam bardzo. Nie mam „lotów” do Redaktora.

          • Sławomir Hapak

            Krzysztof Majer

            „Ceny są bez znaczenia.”
            Dziękuję, będę używał tego jako przykładowego cytatu, bo jest znakomity.
            Ceny są bez znaczenia, najważniejsze że moja racja jest najmojsza?
            Skoro dowody są naszej racji przeciwne, to na pohybel dowodom?

          • Krzysztof Majer

            Sławomir Hapak

            To było sarkastyczne.

          • Sławomir Hapak

            Krzysztof Majer

            Poprzedzające dwa zdania nijak sarkazmu nie sugerują, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę wiodącą pozycję Wein&Co na austriackim rynku.

          • dP

            Krzysztof Majer

            Akurat w przypadku snobów to nie sarkazm, a prawda najprawdziwsza – im drożej snob płaci, tym lepiej się czuje… Ale to tylko tak na marginesie wątku ;-)

          • Tomasz Ginda

            Sławomir Hapak

            Znowu nie popisał sie pan znajomością realiów austriackich. W wein-co funkcjonują karty jak w centrum wina i tak jak w CW każdy ma rabat (20% w Weinviertel). Taki maja system, najpierw podwyższają ceny o 20% niż ceny rynkowe a potem dają 20% rabatu. I sa na takim myku do przodu. Proponuje zamiast zwiedzania tylko, od czasu do czasu cos u nich kupić, bedzie pan wiedział jak to funkcjonuje.

          • Wojciech Bońkowski

            Tomasz Ginda

            U Mielżyńskiego też są rabaty, nie słyszał Pan? Nawet większe niż 20%.

          • Tomasz Ginda

            Wojciech Bońkowski

            Kilka razy kupowałem tam wino, ale nigdy nikt mi nie proponował karty lojalnościowej ani rabatu, za to w wein-co za każdym razem.

          • Marek

            Tomasz Ginda

            Panie Tomaszu potwierdzam, ja też kilka razy kupowałem u Miełża, było to co prawda dawno, i nigdy nikt mi żadnych rabatów nei zaproponował.
            Natomiast na tabliczkach z ceną były napisane rabaty w stylu: „2% upustu przy kupnie 6 butelek”
            To nie żart

          • Krzysztof Majer

            Marek

            Tak było.

          • Ronaldo

            Marek

            Bardzo celnie Panie Marku.
            A kto pamieta, że jak się kupowało karton (6 butelek) Vallado w Biedronce płaciło się za 5 butelek, czyli rabat był 17%.
            I kto mi powie, że Biedronka nie ucywilizowała rynku, w miłym dla nas konsumentów wymiarze? Tak pewnie nadal mielibysmy się cieszyć z 2% rabatu przy kupnie kartonu, gdzie cena za butelke jest wyższa o 70%.
            Przy tych rabatach Mielżyński był droższy o 100% od Biedronki.

          • Sławomir Hapak

            Tomasz Ginda

            No pięknie. Zwykłe porównanie cen już nie wystarcza.
            Teraz grono mędrców będzie rozpatrywało systemy rabatowe. W całej UE, czy tylko w tych dwu miejscach?

          • Marek

            Sławomir Hapak

            Ceny u Miełlża na interesujące mnie wina są takie że wino które w detalu we Francji kosztuje 50-60 Euro on sprzedaje za ponad 500 zł a takie które Francuzi kupują w detalu za 83 euro on sprzedaje polskim klientom za 860 zł.
            To mi wystarcza za porównanie i co mam myśleć o tym importerze i to nie my którzy krytykujemy Mielżyńskiego za ceny pisaliśmy o rabatach i to większych niz 20% u Mielzyńskiego tylko Bońkowski który go zacieklebroni.
            Poza tym nikt poza Bońkowskim tych rabatów w sklepie nie widział, może Pan redaktor ma taki rabat na Burakowskiej więc dla niego nie jest drogo.

          • GrzegorzC

            Tomasz Ginda

            Ooo to zupełnie odwrotnie niż u mnie. Robiłem zakupy u Mielżyńskiego na Czerskiej i Wein&Co w Kufstein i Graz Seiersberg (ostatnio tydzień temu). U Mielżyńskiego zaproponowano mi system rabatowy w żadnym z Wein&Co nie.

            Czego dowodzą nasze doświadczenia? Absolutnie niczego.

            Tak poza tym ja bym tak bardzo Wein&Co nie gloryfikował. Jest to miejsce w którym w sytuacjach podbramkowych można zrobić porządne zakupy, ale jest w Austrii znacznie więcej miejsc szczególnie tych mocno związanych z poszczególnymi regionami gdzie można lokalne wina kupić w większym wyborze po znacznie lepszych cenach.

          • Wojciech Bońkowski

            dP

            Co do Vallado u Mielżyńskiego, to gdy to wino było dostępne w Biedronce, nastąpiła właśnie taka „odpowiedź” o której Pan pisze – obniżył cenę do poziomu niższego niż Biedronka.
            A pojawienie się Vallado w Biedronce mało akurat wniosło do dyskusji o marżach, bo różnica pomiędzy B a M nie wynikała z marży, tylko z ceny zakupu. Kiedy Mielżyński wymusił tę samą cenę zakupu na Vallado to mógł dać cenę niższą niż w Biedronce.

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            W takim razie na usta ciśnie sie pytanie, czy potrzebny była Biedronka, żeby wymusić taką cenę, czy bez niej nic by to nie dało? Czy polscy importerze zwyczajnie nie za lekko naciskają dostawców, w założeniu nawet jak kupię drożej to i tak sie sprzeda ?

          • Sławomir Hapak

            Irek „blurppp” Wis

            A skąd Ci przyszło do głowy, że importerzy mają naciskać dostawców?
            Niby dlaczego mieliby to robić?

          • Irek „blurppp” Wis

            Sławomir Hapak

            To chyba zrozumiałe, żeby oferować towar w niższej cenie.
            Tak wie, ty uważasz, że cena nie musi być niska

          • Sławomir Hapak

            Irek „blurppp” Wis

            Irku!
            W wielu przypadkach naciskanie na cenę u producenta jest bardzo nie na rękę importerowi. Bardziej nam zwykle zależy na tym by cena była godziwa, niż by była niska.

            Model z najniższą możliwą ceną to domena wszelkiej maści marketów – i nawet mimo socjalistycznych poglądów nie możesz nie zauważać czym to się kończy dla ich dostawców. Wcale mi nie zależy, by moich dostawców spotkał ten sam los – wręcz przeciwnie!

          • Wojciech Bońkowski

            Irek „blurppp” Wis

            Polscy dostawcy zamawiając 4000 butelek za mało dociskają dostawców, by dali taką samą cenę jak przy 30.000 butelkach gdy zamawia spółka córka drugiego największego dystrybutora na kluczowym dla tego dostawcy rynku portugalskim. W tym sensie się zgadzam.

          • Ronaldo

            Wojciech Bońkowski

            4 tys. butelek to niemała ilość i pewnie Mielzyński ma cene podobną do tej po jakiej zapłaciła Biedronka. Ale stosuje narzut znacznie wiekszy niż Biedronka.
            Chyba nie wmówi nam Pan, że Vallado obnizyło cenę Mielżyńskiemu do eurocentów, bo przecież obnizył on cenę o kiladziesiąt procent. Na kilka dni marketingowo poskromił po prostu swój apetyt narzutowy, co pewnie mu Pan doradził.

            I nie fetyszyzowałbym ilości zamawianych butelek przez sieci. Lidl zamawia na blisko trzydzieści krajów ogromne ilości. I co? Ostatnio było albarinho o całe dziesięc złotych droższe niż w Biedronce, przy cenie w tej ostatniej chyba 20 zł…

          • Wojciech Bońkowski

            Ronaldo

            Drogi Ronaldo, czy nie pora już rozgrzewać się na boisku?

            A na poważnie – kwestię Vallado wyjaśnialiśmy szczegółowo gdy wina były w obu sklepach. Biedronka zakupiła to wino od producenta za 2,90€ netto, była to cena o kilkadziesiąt procent niższa od tej, po której kupował Mielżyński. Narzut Biedronki na tym winie wyniósł 70% czyli był taki, jak u wielu niezależnych importerów w Polsce. Gdy Mielżyński zrefakturował swój zapas Vallado 2011 po tej cenie zakupu, bez problemu mógł zaproponować tę samą (a nawet ciut niższą) cenę co Biedronka.

            Oczywiście Mielżyński nie musiał potem obniżać ceny tego wina do 9,99 zł, żeby pozbyć się zapasów, jak to zrobiła Biedronka.

            Z tego co wiem, narzuty na wino u Mielżyńskiego są od początku działania firmy takie same. Jak widać, nie przeszkodziło to firmie rozwinąć się do obecnego stanu.

          • Ronaldo

            Wojciech Bońkowski

            To jest kłamstwo, że Biedronka zapłaciła za to wino 2,90 EUR netto, było to kilkadziesiąt procent więcej.

            A jak marżuje Mielżyński wszyscy wiemy, było na forum nie raz i nie dwa.

            https://winicjatywa.pl/castello-monaci-piluna-primitivo-2010/

          • Sławomir Hapak

            Ronaldo

            No, pochwal się, Ronaldo… Zajrzałeś Biedronce w faktury, czy też doznałeś Objawienia?

          • Wojciech Bońkowski

            Ronaldo

            Dlaczego Pan pisze że cena 2,90€ to kłamstwo?

          • Sławomir Hapak

            Wojciech Bońkowski

            Wygląda na to, że Ronaldo skorzystał z Twojej uprzejmej sugestii i poszedł kopać futbolówkę, zatem nie doczekamy się odpowiedzi.
            To dobrze; idę z córką na rower :-)

          • Tomasz Ginda

            Wojciech Bońkowski

            Przyłączam sie do zdania Pana Ronsldo, ze jest to wierutnabzdura, ze biedronka zapłaciła 2,90 eur. Po pierwsze nie może Pan tego wiedzieć, bo niby skąd. Po drugie jakby zapłaciła 2,90 eur a sprzedawała po 29,99 zl to by stała w jednym szeregu z najwyżej marzujacymi importerami, a ze tak nie jest to nawet dziecko, które pije jedynie Piccolo, wie. Po trzecie Pan Krzysztof Majer udowodnił bardzo rzeczowo i na konkretach jakie marże ma Biedronka tak wiec te Pana 70% narzutu mozna skomentować jedynie uśmieszkiem… Dodam tylko ze te 70% narzutu to 41,2% marzy. Proponuje poczytać o działalności dyskontów i zobaczyć jaka maja średnia marżę.

          • Wojciech Bońkowski

            Tomasz Ginda

            Skąd informacja o cenie 2,90€? Od producenta.

            Mam też informacje od innych producentów i zawsze wychodzi w Biedronce taki sam narzut. Na przykład jakiś czas temu dział zakupów Biedronki stoczył ciężką walkę, by cenę pewnego wina z Portugalii zbić z 1,70 na 1,45€. Na półce to wino kosztowało 14,99 zł. Wino francuskie za 19,99 zł zostało zakupione za 2,10€.

            Proszę poczytać o działalności dyskontów i jak różnicują one marże na różnych kategoriach produktów. Na wodzie mineralnej zdarza się i ponad 100% narzutu. Na produktach reklamowanych w radio i TV marża jest natomiast ciut powyżej zera – tzw. „loss leader” – o tym też można poczytać.

          • Tomasz Ginda

            Wojciech Bońkowski

            Nie widzę powodu aby producent ujawniał cenę WB wiec to zapewne humbug.

          • Sławomir Hapak

            Tomasz Ginda

            A Pan doznał Objawienia na temat ceny zakupu tego wina przez dyskont samodzielnie, czy było to Objawienie Zbiorowe do spółki z Ronaldo?

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            Z opowieści przy kieliszku pewnego Importera:
            „Zagrałem pokerowo albo dacie mi ekstra 10% rabatu a ja wezmę o dwie palety więcej , albo nie biorę nic. Winiarz uległ”
            Czasami tak jest, nie zawsze warto na siłę, ale od czasu do czasu warto spróbować.

          • Sławomir Hapak

            Irek „blurppp” Wis

            Irek! Oczywiście, tak się da, ale ani to smaczne, ani eleganckie, a na dłuższą metę szkodliwe dla samego importera. Winiarz mu to zapamięta i za rok albo dwa wyprodukuje jedną partię wina specjalnie dla niego, z 10-procentowym dodatkiem h2o. Ale oczywiście z rabatem ;-)

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            Zajedźmy na chwile z pana Roberta, popatrzmy szerzej. Piszesz Wojtku, że kupują Vallado za 2,90 netto a sprzedają za 35 zł brutto ( około, nie mam w Krakowie pana M. wiec dokładnie nie wiem) Jak myślicie, za ile netto kupują Berka lokalne portugalskie enoteki skoro brutto w detalu sprzedają za 4,2 euro? Ciekawe po ile kupuje to wina Atlantika bo w detalu w Polsce są po około 50 zł. I to jest dopiero przegięcie!

          • Wojciech Bońkowski

            Irek „blurppp” Wis

            Irku, błagam, chociaż Ty czytaj ze zrozumieniem. Mielżyński raz jeden dostał Vallado po 2,90€, gdy wymógł na producencie tę samą cenę zakupu co Biedronka. Standardowo kupuje powyżej 4€.

            Co do cen detalicznych Berka w Polsce – pamiętaj, że tam są dwie marże (Atlantika i sklep końcowy). A sklepy w Portugalii na pewno kupują to wino od Niepoorta kilkadziesiąt procent taniej.

            Ja nie oceniam który importer ma jaką marżę. Niektórzy mają wysokie, mają za wysokie. Jednak bardzo proszę by dyskutanci, którzy wypowiadają się stanowczo na ten temat znali wcześniej cały ten kontekst, o którym ja piszę w tym wątku. W innym razie jest to po prostu nierzetelne.

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            OK, raz dostał po 2,90 i wtedy sprzedawał po 29 zł ( zgadza sie? ) Pytam bo nie pamiętam. Berek pewnie na co dzień kosztuje 2,9 netto a w detalu 50 ( tak wiem dwie marże. Ale ile jest win, kosztujących w detalu w kraju pochodzenia 4 euro a u nas kosztujących 40-45 zł. Zresztą całą ta rozmowa jest bez sensu, lepiej sie wspólnie zastanowić sie co zrobić, żeby konsumpcja wina per capita wzrosła do 15 litrów, wtedy polscy importerzy będą mieli silniejszą pozycję i lepsze ceny i a może przede wszystkim wielokrotnie mniejsze koszty stałe per butelka.
            Tak wiem, Sławek twierdzi, że to droga donikąd ale ja sie z nim w tej kwestia nie zgadzam.

          • Wojciech Bońkowski

            Irek „blurppp” Wis

            Chyba wszyscy wypowiadający się w tym wątku (poza kupującymi w niemieckim necie, bo to się nie liczy do statystyk) robią co mogą, żeby konsumpcja wzrosła do 15 litrów. Na czele z Mielżyńskim, który na przykład dwa tygodnie temu otworzył 300 butelek na darmowej degustacji dla publiczności.

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            Tu nie będę z tobą dyskutował, natomiast z przykrością odnotowuję, że kiepsko nam to idzie. W tym tempie to do 15 litrów dojdziemy jak mnie już tu nie będzie.
            Przy okazji zapytam, czy ktoś mi wytłumaczy na czym polega fenomen łyskaczy , dlaczego to rośnie w takim tempie ( podobno 12-15% rocznie)

          • Sławomir Hapak

            Irek „blurppp” Wis

            Znajomy mędrzec od alkoholi twardych stwierdził niedawno, że to czysty snobizm. Po prostu elita wódopijącego narodu zaczęła zarabiać większe pieniądze, więc przerzuciła się na „szlachetną wódę”. Niby taki postęp cywilizacyjny ;-)
            Na pocieszenie mogę tylko dorzucić, że segment win premium rośnie w podobnym tempie.

          • Mateusz Papiernik

            Irek „blurppp” Wis

            Czy ja wiem, czy fenomen? Nie tylko łyskacze rosną. To taka sama moda jak na ekożarcie, cydry, cygara, piwa rzemieślnicze (zajrzyj do nowego numeru Magazynu Wino jak się ukaże), czy inne dobra premium, i taka sama jak niegdyś moda na Bordeaux w Chinach.

            Dorzuć do tego ograniczoną podaż względem popytu (co prowadzi do prasy na ten temat i wzrostu cen) i to, że w ostatnich latach z powodzeniem kraje poza „klasyką” whisky zaczęły ten trunek destylować – wymieniajac choćby Japonię, Koreę, Indie, czy Szwecję. Ba, mamy przecież nawet swojego własnego, polskiego single malta.

            Obok świadomego jedzenia pojawiło się świadome picie – i z tego rośnie whisky, jak i segment win premium też, o czym właśnie pisze Sławek.

          • Ronaldo

            Wojciech Bońkowski

            Nikt tu nie kwestionuje, że Robert jest wporzo gość. Nasze argumenty są ad meritum nie ad personam. To nie nasza wina, że Robert firmuje przedsięwzięcie swoim nazwiskiem. Powinnismy wszyscy pisać „firma Mielżyński”.
            Na wycieczki personalne pozwala sobie tu jedynie pan Hapak, ale to tylko świadczy o tym, że brak mu argumentów.

          • Marek

            Irek „blurppp” Wis

            „Zresztą całą ta rozmowa jest bez sensu, lepiej sie wspólnie zastanowić
            sie co zrobić, żeby konsumpcja wina per capita wzrosła do 15 litrów,
            wtedy polscy importerzy będą mieli silniejszą pozycję i lepsze ceny i a
            może przede wszystkim wielokrotnie mniejsze koszty stałe per butelka.”
            kolego jeśli masz takie znajomości wśród importeró jak próbujesz tutaj pokazać to powiedz im (importerom) że klienci czują się okradani jak widzą ceny w Polsce a potem tych samych win w sklepach internetowych w Europie.
            Jak my klienci przestaniemy być traktowani jak „frajerzy” przez cwaniaków to będziemy te 15 litrów na głowę kupować w Polsce . Na pewno nie odwrotnie czyli najpierw dać cwaniakom zarobić a potem oni łaskawie obniżą ceny.
            Ja w każdym razie reklamuje takie miejsca i ceny win które uważam za atrakcyjne w porównaniu do cen europejskich.
            Na redaktora Bońkowskiego nie ma co liczyć bo jemu zdaje się pasuje sytuacja w której ludzie będą kupować 15 litrów wina na głowę po najwyższych cenach w Europie.

          • GrzegorzC

            Marek

            Wśród wielu pełnych Bożego gniewu stwierdzeń dotyczących tego czy tamtego jedno szczególnie działa mi na nerwy. Mianowicie stwierdzenie jakoby byłbym/bylibyśmy okradani przez przysłowiowego „Mielżyńskiego”. Każdy kto tak pisze nie wie chyba co to słowo znaczy, ja wiem i absolutnie nie czuję się przez nikogo okradany. To czy kupię czy nie w danym sklepie to zawsze jest moja decyzja i nikt mnie do niej nie zmusza. Panowie i Panie jeżeli wam jakieś ceny gdzieś nie odpowiadają to nie róbcie tam zakupów i przestańcie jęczeć jak stare baby bo jest to przerażająco nudne. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w dziale obowiązki obywatelskie póki co nic nie mówi, że każdy obywatel Rzeczypospolitej Polskiej ma obowiązek robić zakupy u przysłowiowego „Mielżyńskiego”.

            Przechodząc do meritum artykułu pod którym rozgorzała ta bezsensowna dyskusja całkowicie zgadzam się ze stwierdzeniem Pana Chrzonowicza. Też uważa, że blogerzy dla takich importerów jak Winkolekcja czy też pomiatany tu Mielżyński są do niczego potrzebni. Podejrzewam, że mało który z klientów tych importerów wie o istnieniu większości blogów winnych i stwierdzenie jednej z blogerek (nie będzie to dokłady cytat), że blogerski foch

          • Krzysztof Majer

            Irek „blurppp” Wis

            To głównie problem marży.

          • Sławomir Hapak

            Krzysztof Majer

            To wyłącznie problem marży.

          • Krzysztof Majer

            Sławomir Hapak

            Nie wyłącznie, bo ceny zakupu mają trochę niższe.

          • Sławomir Hapak

            Krzysztof Majer

            To BYŁ sarkazm ;-)

          • Krzysztof Majer

            Sławomir Hapak

            Brawo. Pozdrawiam

          • dP

            Irek „blurppp” Wis

            Cóż, okazało się, że dla polskiego rynku winiarskiego (a nieźle brzmiałoby też „winnego”) najlepszą robotę robią dyskonty…
            Oczywiście są importerzy niszowi, z niszowym wolumenem sprzedaży i świetnym samopoczuciem, dziwne tylko, że ciągle – nomen omen – piją do dyskontów.
            Czasem taki dyskont lekko nadwyręży czyjś biznes rzucając Vallado z ceną detaliczną niższą o 40%, innym razem inny dyskont dogada się dajmy na to z niejakim Tiborem Galem i odgryzie innemu importerowi kawałek tortu – tak ceną jak i wolumenem.
            Dla konsumenta różnica jest zauważalna, bo zamiast 2 przyzwoitych flaszek za te same pieniądze kupi 3 flaszki.
            Ale podejrzewam, że argument finansowy może być rozumiany zupełnie inaczej przez ludzi, którzy płacą za picie wina i przez ludzi, KTÓRYM płaci się za picie wina ;-)

          • Wojciech Bońkowski

            Irek „blurppp” Wis

            Ciekawy dopisek do dyskusji o „naciskaniu dostawców”. Może nawet Mielżyński czytał tę dyskusję?

            „W ramach akcji, co dwa tygodnie będzie się pojawiać w naszej ofercie wino
            w specjalnej cenie wynegocjowanej z producentem. ”

            https://uploads.disquscdn.com/images/f1b4ad13418ce365a987af6f1f2fda02b7a400f89d1124da708319bdff5f5cdb.jpg

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            Takich akcji oczekują klienci, w tym ja od importerów, jak by jeszcze specjalnej cenie od dostawcy towarzyszył specjalnie obniżony narzut. Ciekawe jak by zachowała sie sprzedaż „etykiety specjalnej” na tle jej dotychczasowej historii. Czy kartony zamieniłby się w palety

          • Sławomir Hapak

            Irek „blurppp” Wis

            Oczyma duszy już widzę jak Blurppp biegnie na Burakowską.
            Piękny widok! – szkoda tylko, że kompletnie nierealny.
            Nikt nigdzie nie biegnie z powodu pięciu złotych.

          • Irek „blurppp” Wis

            Sławomir Hapak

            Sławku
            Powiem ci więcej, nigdy nie kupiłem nic u Pana M. , a idąc dalej, nie pamiętam kiedy ostatni raz kupiłem wino w Polsce, ale sądzę, że pewnie 3-4 lata temu. Dlatego mnie nie bierz pod uwagę. Podejrzewam, ze gdyby nie zakupy na potrzeby WI, redaktor Bońkowski ma podobnie. A ty często robisz detaliczne winne zakupy w Polsce?
            Wszyscy jesteśmy w jakiejś częsci z „branży” ( albo jej okolic)i nie można nas brać za przykład.
            P.s. W tym roku z wojarzy zagranicznych ( było ich kilka) przywiozłem ponad 200 butelek, a u mnie w domu nie idzie butelka wina dziennie

          • Wojciech Bońkowski

            Irek „blurppp” Wis

            Irku wybacz, ale nie przynosi chluby osobie piszącej o winie stwierdzenie, że przez 3 lata nie kupiła żadnego wina w sklepie.

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            Wojtku
            A jaki sens ma kupowanie dla zasady? Mam kupić wino żeby… mieć satysfakcję? Wina włoskie i francuskie ( podobna selekcja jak w Polsce w Czechach czy na Słowacji są o 20% tańsze niż w Polsce. Tam kupuje, a z powodów zawodowych na Słowacji jestem raz w miesiącu. I tak większości tych win nie jestem w stanie wypić. Pewnie gdybym dziś przestał dokładać to i tak przez najbliższe 3 lata chodziłbym w sztok pijany, mam w piwnicy pewnie z 1000 butelek
            Kilkukrotnie w sklepach którym wierze, chciałem kupić, ale za każdym razem to wino dostawałem, potem czasami je odrobiłem, np robiąc im zdjęcia.

          • Krzysztof Majer

            Irek „blurppp” Wis

            Kupowanie dla zasady nie ma sensu.

          • GrzegorzC

            Irek „blurppp” Wis

            To niech Pan w końcu zacznie pisać o tych winach które przywozi Pan setkami z zagranicznych wojaży.

            Jako regularny czytelnik Pańskiego bloga z przykrością stwierdzam, że coraz bardziej przypomina on gazetkę reklamową. ~90% wpisów to: „Wino otrzymałem od importera.”

            Tak wiem koszty prowadzenia bloga, poświęcony czas, dokładanie do interesu itd. Pan wybaczy ale do mnie te argumenty w ogóle nie trafiają.

            Wy Blogerzy bardzo podkreślacie, że piszecie z pasji, wino to wasza pasja itd. Niestety zbyt często wasze pisanie przypomina pańszczyznę odrabianą na rzecz kogoś innego. Zdecydujcie się, czy chcecie być niezależnymi blogerami czy chcecie prowadzić komercyjne portale o tematyce winiarskiej.

            Co do kosztów prowadzenia blogów: Wino to też jest moja pasja i jest dla mnie oczywistą oczywistością, że poświęcam mu mnóstwo czasu i nie małe (jak na moje możliwości finansowe) pieniądze. Dla mnie rzeczą normalną jest, że pasja wymaga czasu jak i pieniędzy. Mimo, że bardzo lubię moją pracę zawodową to jest ona dla mnie głównie narzędziem do zdobywania środków (poza rzeczami oczywistymi) na realizację moich pasji. Dla mnie pasja to jest coś na co wydaje się pieniądze, a nie coś na czym się zarabia lub szuka oszczędności.

            Jeżeli pisze Pan głównie na zlecenie innych, to przeciętny czytelnik (jak ja) nie jest w stanie niczego dowiedzieć się o Pańskiej pasji. Jest to dla mnie przykre bo zamiast czytać kolejną recenzję otrzymanego wina wolałbym czytać o tych winach które Pan osobiście wybiera. Uważam, że o prawdziwym guście winopijcy świadczą nie te podarowane butelki, ale te które wybrał osobiście i wydał na nie własne pieniądze.

            Btw. Będąc w Czechach czy Słowacji (czy w jakimkolwiek innym kraju winiarskim) nigdy nie przyszło by mi na myśl żeby kupować tam włoskie, francuskie czy jakiekolwiek inne obce wina. Jest tam wystarczająca ilość doskonałych lokalnych win żeby nie zawracać sobie głowy obcymi.

          • Irek „blurppp” Wis

            GrzegorzC

            Panie Grzegorzu
            Proszę zostać blogerem, przez 5 lat publikować co najmniej 150 wpisów rocznie, a przy okazji łączyć to z życiem zawodowym i rodzinnym. Zobaczy Pan jaki to miód.
            Po drugie, czytelnik nie chce czytać o winach w Polsce nie dostępnych, mam to mocno i boleśnie przećwiczone.
            Oczywiście pisze o winach które do mnie trafiają, ale czy ktoś z piszących o winie robi inaczej?
            A co do zakupów win włoskich czy francuskich za granica to czemu nie? Ile można pić Morawy czy Słowację

          • GrzegorzC

            Irek „blurppp” Wis

            Panie Ireneuszu,

            Blogerem nie zostanę, nie mam do tego ani pasji, ani talentu. Moje potrzeby pisarskie w zupełności zaspokajają te nieliczne komentarze które umieszczam tu i ówdzie. Natomiast wszystkie moje pasje i zainteresowania łączę w mniej lub bardziej udany sposób z życiem zawodowym oraz rodzinnym i nie narzekam z tego powodu. W Pańskich wypowiedziach dotyczących blogowania jest za to często pełno bólu i cierpienia. Panie Ireneuszu jeżeli blogowanie jest takie męczące to może należy dać sobie z tym spokój?

            Po drugie, w tym punkcie dochodzimy do rozważań prawie że filozoficznych kim jest bloger? Czy bloger powinien zaspokajać gusta i potrzeby czytelnika, czy tego czytelnika tworzyć? Mi osobiście bardziej podoba się ta druga koncepcja. Z o wiele większą przyjemnością czytam teksty pokazujące mi prawdzie oblicze i pasję autora (nawet jeżeli nie do końca są zbieżne z moimi zainteresowaniami) niż te mające zaspokoić potrzeby jak największej liczby czytelników, ewidentnie reklamowe, czy też pisane na
            zlecenie.

            Po trzecie, ja to generalnie rozumiem chociaż u Pana te proporcje są bardzo przegięte w stronę artykułów sponsorowanych (co wykazałem na początku mojego poprzedniego komentarza, a Pański artykuł na temat win z Biedronki który ukazał się przed chwilą na Pańskim blogu tylko to moje spostrzeżenie potwierdza).

            Na koniec temat zakupów zagranicznych. Moja uwaga miała szerszy kontekst. Tak jak nie wyobrażam sobie np. kupowania włoskich win na Węgrzech, tak samo nie wyobrażam sobie kupowania węgierskich win we Włoszech (no chyba, że byłoby to np. Demeter Zoltán 6 Puttonyos Aszú 2008 za powiedzmy 20€ ;-) ).

          • Irek „blurppp” Wis

            GrzegorzC

            Co do tekstów o Biedronce, to czytał go Pan? Oczywiście ma Pan prawo kwestionować samą tematykę, ale przekaz jest jasny i z cała pewnością nie ma on charakteru artykułu sponsorowanego.
            Swoją droga wszystkim nigdy nie dogodzi, jeden chce właśnie o Biedronce drugi o winach z górnej półki. Uważam, że trzymam balans pomiędzy obiema stronami medalu, choć o Petrusie u mnie na blogu nie ma.
            Po trzecie, myli Pan dwie sprawy artykuł sponsorowany ( w historii bloga było ich chyba 5 i za każdy sporo dostałem po głowie od czytelników) a oceną wina podesłanego. Różnica jest taka, że w pierwszym przypadku zleceniodawca ma wpływ na treści , w tym drugim absolutnie żadnego. Z chęcią uświadomię Panu, że większość piszących o winie recenzuje w 99% wina otrzymane. Identycznie jest w MW czy na WI. W poważnych tytułach typu Decanter trzeba nawet za to zapłacić!
            I na sam koniec, ma Pan rację, coraz częściej o blogowaniu myślę jak o obowiązku i coraz częściej mam ochotę walnąć to w diabły, tak jak zrobiło to już sporo osób przede mną.

          • GrzegorzC

            Irek „blurppp” Wis

            Panie Ireneuszu,

            Myślę, że nie do końca się zrozumieliśmy.
            Nie oczekuję, że Pan czy też inni blogerzy będziecie pisać o winach z wysokiej czy jakiejkolwiek innej półki. Oczekuję, że będziecie pisać o winach które Was fascynują, inspirują, pasjonują czy po prostu a jakiś powodów są dla Was ważne. Na ile poznałem Pana przez Pański blog (abstrahując od tego, że jak Pan sam stwierdził nie kupuje win w Polsce) to nie jest pan raczej fanem dyskontowego plonku? Dla czego więc Pan się z tym męczy i zajmuje tym tematem? Nie lepiej pisać o winach po które sięga Pan z przyjemnością, a nie z jakiegoś wyimaginowanego przymusu?

            Jeżeli zaś chodzi o oceny win w Magazynie Wino, Winicjatywie czy jakimkolwiek innym komercyjnym medium winiarskim.Oczywiście całkowicie zdaję sobie sprawę, że robią to na podstawie otrzymanych butelek.
            Ale: Po pierwsze są to jak wspomniałem wcześniej media komercyjne które muszą na siebie zarabiać, a po drugie autorytet, wiedza i doświadczenie autorów pozwala zajmować się tematem w sposób jak najbardziej możliwie obiektywny.

            Od blogerów oczekiwał bym (może zbyt naiwnie), że będą pisać w sposób zdecydowanie bardziej osobisty, bardziej niezależny i pozwalać sobie na własne mocne subiektywne oceny. Tyle i aż tyle.

          • Sławomir Hapak

            Irek „blurppp” Wis

            Nawet już nie wiem jak to skomentować.
            Chyba jako bloger winiarski popełniłeś właśnie publiczne seppuku.

            Odpowiadając na Twoje pytanie: tak, dość często robię zakupy detaliczne w RP. Wyjeżdżam z kraju nie za często, a jak już wyjeżdżam, to do pracy a nie po zakupy.
            W efekcie to co przywożę jest dość drobnym ułamkiem tego co wypijam.

          • Irek „blurppp” Wis

            Sławomir Hapak

            Ty sie losem robaków jakim są winiarscy blogerzy nie przejmuj, nie masz do tego moralnego prawa, bo my jesteśmy niepotrzebni

          • Sławomir Hapak

            Irek „blurppp” Wis

            No proszę! Nie wiedziałem, że jesteś też specjalistą od przyznawania innym praw moralnych.
            Cóż za wszechstronność!
            Ale dlaczego piszesz o sobie per „my”? Pluralis maiestatis, mania wielkości czy jakieś inne urojenie?

          • Irek „blurppp” Wis

            Sławomir Hapak

            Inne urojenia
            ps. Wojtku czy ty nie mówiłeś kiedyś o zablokowaniu komentarzy dla nie zarejestrowanych ników ?

          • Wojciech Bońkowski

            Irek „blurppp” Wis

            to jest prośba o ratunek w tej dyskusji?

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            Nie, zdecydowanie nie. Po trafię swoje sprawy załatwiać sam.
            Natomiast dziwi mnie brak reakcji moderatora na ataki personalne, a przecież jest regulamin. Ale ewidentnie na tym forum niektórym można więcej.
            Kolejny raz przekonałem sie, że w niektóre dyskusje na WI nie warto wchodzić.

          • Maciej Sokołowski

            Sławomir Hapak

            Jak śpiewa Kazik „kto wódki nie pije ten jest wywrotowcem, świadomie uszczuplającym dochody Państwa bezideowcem” :)

          • Maciej Sokołowski

            Irek „blurppp” Wis

            Chciałem skomentować, ale ugryzłem się w język ;)

          • Sławomir Hapak

            Maciej Sokołowski

            Słuszna taktyka.
            Mogłoby się okazać, że nie masz nieba gwiaździstego nad sobą,
            albo prawa moralnego gdzieśtam ;-)

          • Krzysztof Majer

            Irek „blurppp” Wis

            Wtedy taka promocja miałaby większy sens dla klientów.

          • dP

            Wojciech Bońkowski

            Rozumiem, że obecnie p. Mielżyński dał sobie ponownie narzucić wyższą cenę zakupu Vallado ? Pogratulować…
            Czy może powrót przez p. Mielżyńskiego do ceny sprzed biedronki oznacza (może niezbyt elegancko przeze mnie wcześniej nazwane) kolejne „golenie frajerów” ?

          • Kuba

            Wojciech Bońkowski

            Jasne!;) To może niech postara się częściej „wymuszać” lepsze ceny zakupu na swoje wina, na tym zdaje się powinna (między innymi) polegać praca importera… czy za dużo wymagam?

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Mielżyński to restauracja zatem ceny ma wysokie. Na Czerskiej nie byłem.
            Winestory sprzedaje wina za 2 euro po 35 zł. Mnie to wystarczy za każde porównanie. A San Martino DOCG kosztuje 55 zł.
            Salute? Gdzie Salute ma sklep w Warszawie? Nigdzie. To sklep internetowy. Można kupić u nich, można we Włoskim sklepie internetowym. To margines.
            Fine Food Group gdzie ma sklep w Warszawie? Nigdzie. Cen nie mogę zweryfikować, bo ich nie ma na stronie internetowej. Nawet załóżmy, że to prawda. Prosecco Follador Treviso za 43,50 to nie jest DOCG Superiore, które kosztuje w każdej winnicy więcej niż Treviso. Zatem jak to się ma do ceny 19,99 za Superiore w Lidlu (promocja). Jest droższe ponad 2 razy. Może zna Pan cenę Folladore DOCG? To porównamy.
            Na marginesie. Napisałem za 40 zł, a nie powyżej 40 zł.
            Wszystkie argumenty, jakie Pan podał nie są wyjątkowe dla naszego rynku. Takie same problemy mają wszyscy importerzy na świecie. U nas jest najdrożej. Dlaczego? Bo rynek jest zbyt mało rozwinięty, aby weszli duzi zagraniczni gracze i obniżyli ceny na rynku. Wtedy dzisiejsi duzi importerzy znikną jako pozostałości dawnej epoki. Epoki kamienia łupanego. Rynek rośnie i ten moment nadejdzie.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Duzi zagraniczni gracze są obecni na polskim rynku wina od 25 lat. Carrefour, Auchan, Leclerc, Tesco, Lidl, Biedronka to wielcy zagraniczni sprzedawcy win. Fine Wines & Spirits czyli Piwnica Wybornych Win należy do CEDC – największego dystrybutora alkoholi na świecie. Centrum Wina czyli Ambra S.A. należy do jednej z największych rozlewni wina w Niemczech. Na polskim rynku działają też europejscy liderzy sprzedaży bezpośredniej – Laithwaites i Jakob Gerhardt.

            I co? Po pierwsze ci zagraniczni gracze po wejściu na rynek stosuje mniej więcej takie same marże jak „importerzy epoki kamienia łupanego”. Ciekawe, prawda?
            A po drugie – owi importerscy troglodyci mimo zagranicznej konkurencji rozwijają się całkiem nieźle. Jakoś klienci od nich nie odpływają. Ciekawe dlaczego?

            Oczywiście Pan i Panu podobni możecie dalej czekać na mesjasza, który wejdzie na rynek, przegoni tego pazernego Mielżyńskiego i obniży ceny na rynku. Życzę miłego czekania.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Z tym CEDC to Pan „pojechał po całości”. Polska to jednak nie jest cały świat. No właśnie Lidl i Biedronka już przejęły największą część rynku, a to tylko dwie firmy. Ja miałem na myśli graczy detalicznych (patrz sieci sklepów specjalistycznych) Panie Redaktorze. Bo ci, o których Pan napisał to sieci Super Hipermarketowe. (I o dziwo wiedziałem, że są już w Polsce). I dyskonty im wyrwały największy kawałek tortu. Sprzedaż bezpośrednia to najdroższy segment rynku. Dziękuję za życzenia. Zaczekam. Pozdrawiam.

          • Radek Rutkowski

            Krzysztof Majer

            Gdzie można kupić kieliszek wina z butelki za 8 zł? Na pewno nie w Poznaniu, coś innego niż „wino domu” to raczej okolice 11-12 zł najmniej. I mówimy tu o lokalach, w których główne dania kosztują 30+, a nie 60+.

          • Krzysztof Majer

            Radek Rutkowski

            Polecam Piccola Italia na Francuskiej w Warszawie. Kieliszek Prosecco z butelki 7 zł (100 ml). Dobre espresso 4,90 zł. Także http://winoandfriends.pl/wino-biale/. Super miejsce na wino w Warszawie.Tam jest nawet taniej bo kieliszek zawiera 125 ml.

          • Korek od Wina

            Krzysztof Majer

            Nie rozumiem dlaczego każda dyskusja na dowolny temat pod artykułami Winicjatywy musi kończyć się wyliczaniem, rozliczaniem i podliczaniem importerów i dyskontów.

          • Wojciech Bońkowski

            Korek od Wina

            Bo to jedyny temat, w którym coś do powiedzenia ma większość dyskutantów.

          • Sali

            Wojciech Bońkowski

            Oczywiście Mielżyński jest przykładem, pewnie w PL można kupić taniej, tylko nie chodzi o tanie wina, które wiadomo że wszyscy tropią i jest konkurencja. Chodzi o lepsze etykiety, np. dobre secondy z Bordeaux, chinati classico, barola itp.
            PS: nie Pan, w internecie ponoć wszyscy są na Ty, więc bez obrazy ale ja będę się zwracał per Wojtek.

          • Irek „blurppp” Wis

            Sali

            Szkoda, że jak już sobie tak wszyscy firmą na M gębę wycierają a nikt nie zauważa istotnego drobiazgu. Firma pana Roberta to jest targetowanie w segment premium, piękne wnętrza, personel wizytowo ubrany itd. Za to sie płaci. W Hiszpanii jak chcesz kupić wino w El Corte Inglés ( przy okazji każdemu polecam wizytę w ich salonach win i cygar, szerokość wyboru oszałamia, podobnie jak krój garsonek i garniturów personelu) to trzeba sie liczyć z tym, że cena za konkretną etykietę będzie czasami i 60% wyższa niż w małej enotece przy lokalnym mercado. Chcesz być dobrze obsłużony to za to zapłać.
            Uwaga druga, problemem w Polsce jest zbyt wiele sklepów nastawionych jedynie na wino, przy tej wielkości sprzedaży koszty stałe per butelka są duże , to wymaga stosownych marż ( kiedyś o tym pisałem http://blurppp.com/blog/cztery-zacne-wegrzyny-z-rafy-czyli-istnieje-zycie-poza-dyskontami/ )
            Polskim problemem jest nie drogie wino w sklepach specjalistycznych, a bardzo asekurancka postawa sieci handlowych, które powinny odważniej grać w klasie win kupowanych per cellar za 3-4 euro.
            A tak przy okazji, import własny jest najlepszym obecnie z rozwiązaniem, trzeba robić grupy zakupowe, przyjacielsko sąsiedzkie, tak żeby z Węgier ( z Krakowa do Tokaju jest 300 km) przywozić 250 butelek, jak jedzie sie w dwie osoby to legalna ilośc, a potem wspólnie degustować, w większym gronie. Tak, wtedy to są potrzeby własne ( patrz casus z winem na wesele)

          • Marek

            Irek „blurppp” Wis

            „Firma pana Roberta to jest targetowanie w segment premium, piękne wnętrza, personel wizytowo ubrany itd. Za to sie płaci”

            ROTFL!!!
            ze śmiechu prawie nie oplułem monitora jak to przeczytałem hahahahaha
            Uwaga, dla tych co nei byli u Mielżyńskiego:
            Betonowa podłoga, w środku wystrój składa sie z regałów magazynowych jak w Makro, oraz stolików wykonanych z prościutkich desek, przykrytych nawet serwetką ( obrusów też nigdy nie było) a pracownicy ubrani w zwykłe koszule i najczęściej jeansy.
            Tak to rzeczywiście „piekne wnętrza i personel wizytowo ubrany” hahahah….

            Mnie oczywiscie taki prościutki styl wystroju nie przeszkadza ale zastanawiam się kto pobije ten „kabaretowy” wpis w obronie Mielżyńskiego, moze Pan Hapak coś śmiesznego jeszcze dorzuci?? ;-))

          • Wojciech Bońkowski

            Marek

            Przecież Krzysztof Majer wprost napisał, że nie był nigdy w składzie win Mielżyńskiego na Czerskiej. Co oczywiście nie przeszkadza w wypowiadaniu się na jego temat. To samo z Wein & Co., itd.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Na Czerskiej nie byłem, ale byłem kilka razy na Burakowskiej. Pierwszy raz zaraz po otwarciu. Ile to już lat? Nie trzeba być u niego aby znać jego marże. Czy ktoś widział jakiś mój komentarz odnośnie Czerskiej? Bo mnie o tym nic nie wiadomo. Omamy Redaktorze, omamy.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Był Pan na Burakowskiej? A to bardzo przepraszam. Bo z Pana wpisu „Mielżyński to restauracja zatem ceny ma wysokie” można było wywnioskować, że nie wie Pan o czym mówi. Najmocniej przepraszam.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Nie ma problemu. To było z mojej strony pewne uproszczenie dla akceptacji jego „wysokiej” marży. A ta marża wcale nie jest tak wysoka, jak u innych importerów. Ja do Mielżyńskiego nic nie mam. Uważam, że zrobił znakomity koncept. Patrzyłem na niego z zazdrością. Jak on powstawał, to ja importowałem kontenery wina z Chile i Argentyny dla Sommeliera. Super pomysł od samego początku. Ja sprzedawałem wtedy wina z większą marżą w detalu. 10 -15 lat temu marże były gigantycznie wysokie. Tylko że rynek się zmienia i dyskonty wyznaczyły nowe reguły gry. Trzeba się do nich dostosować albo kolejne sklepy będą bankrutowały. Zapewne Mielżyńskiemu nic nie grozi, ale już innym „importerom” kto wie? Pozdrawiam.

          • Irek „blurppp” Wis

            Marek

            Źle pan trafił, bo akurat osoby tak krytycznej wobec polskich importerowi jak ja jest niewiele. Parokrotnie to udowodniłem , choćby w komentarzach na Wi

          • Sławomir Hapak

            Marek

            Sorry, ale nie dam rady.
            To jest nie do przebicia…

          • Tymoteusz

            Wojciech Bońkowski

            Jako kupujący wino w zachodnich sklepach internetowych właśnie zostałem uświadomiony przez P. Wojciecha, ze czynię zło. A ponieważ prędzej wieloryb przejdzie przez ucho igielne niż bedzie zbawiony ten, co zło czyni obiecuję płacić akcyzę!
            Tylko, ze państwo nie chce tej mojej akcyzy! Ale i na to jest sposób. Za każda kupiona butelkę będę wpłacał 1,18 zł na PARPA!

          • Wojciech Bońkowski

            Tymoteusz

            Jednym z głównych postulatów PARPA jest podniesienie akcyzy oraz surowe egzekwowanie zakazu kupowania za granicą, więc proszę to przemyśleć.

            Aha, przed wpłatą do 1,18 zł proszę doliczyć VAT. Pozdrawiam.

          • Irek „blurppp” Wis

            Wojciech Bońkowski

            Szpitale to NFZ, pociągi to PKP, komercyjna firma( choć właścicielem jest skarb Państwa) więc niech z własnych przychodów finansują inwestycje.

          • Maciek Swietlik

            Wojciech Bońkowski

            Wojtku jak już nas przywołałeś do tablicy, to uważam że różnica 50% ceny w przypadku win Penfolds i 10%- 15% ceny, w przypadku d’Arenberga trudno nazwać „mniej więcej takim samym”. Dajmy rzeczy odpowiednie słowo, nawet w polemicznym zapale.

          • Wojciech Bońkowski

            Maciek Swietlik

            Tak to prawda, zwracam honor. Chociaż różnie to u Was bywa, bo niektóre wina są praktycznie w cenach zachodnich, a inne (Clarendon) 40% wyższe.

      • Sebastian Zdegustowany Bazylak

        Lech

        Panie Lechu, odpowiem za siebie, bo za innych nie mam prawa. Odkąd zacząłem pisać, moje wydatki na wino bardzo istotnie się zwiększyły. Darmowych sampli otrzymuję może 20-30 butelek rocznie, więc proszę mi uwierzyć, że w moim blogowanie o winie jest raczej ciągłym dokładaniem do interesu ;)

        • Lech

          Sebastian Zdegustowany Bazylak

          Właśnie dotknął Pan sedna sprawy pisząc o interesie („dokładaniem do interesu”).

          • kielon

            Lech

            Czepia się Pan dla zasady, z nudów czy z powodu małego – tu nie wnikam a nawet mam to gdzieś. Jeśli bloger ma coś do powiedzenia (a Sebastian z pewnością do takich należy) to nie widzę powodu dlaczego miałby nie „dokładać do interesu”.Ba! Sam dołożę stawiając dobrą butelkę komuś, kto pozytywnie odstaje od reszty :)

          • Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Lech

            Mylnie zakłada Pan, że robimy to dla jakichś dóbr materialnych. Chodzi nam o splendor i uznanie w oczach kobiet. Tak, dokładam do interesu i jest to marna inwestycja, natomiast nie mam zamiaru z tego rezygnować. Mam dziwne wrażenie, że nie rozumie Pan motywacji osób piszących o winie, szczególnie blogerów.

    • Wojciech Bońkowski

      Marek

      Ja bym poszedł jeszcze dalej i powiedział, że taki pan Marek, który 75% wina kupuje nielegalnie i jeszcze się tym przechwala, a resztę w Leclerku, nie jest do niczego potrzebny Winkolekcji, blogerom, a nawet Winicjatywie ;-)

      • Sławomir Hapak

        Wojciech Bońkowski

        Interesujący rozwój dyskusji.
        Za chwilę dojdziemy do „wszyscy jesteśmy niepotrzebni wszystkim” ;-)
        Pozostaje się tylko cieszyć, że niektórzy o tym jeszcze nie wiedzą.

        • Bel Mondo

          Sławomir Hapak

          Filozoficznie rzecz ujmując, tak właśnie jest.
          Poza tym rekomendacja innych zazwyczaj niewiele mi daje. Zazwyczaj się pięknie różnimy.

      • Marek

        Wojciech Bońkowski

        Panie Wojciechu z elegancją potrafi Pan wbić szpilę dyskutantowi:-) pozwoli Pan że ja też się zrewanżuje ;-)
        Wydaje mi sie że jako czytelnik Winicjatywy od samego początku powstania tego portalu, mam prawo napisać że przeszkadza mi na Winicjatywie to że zbyt często Pan osobiście ale zdarza się że również współpracownicy, bardziej pilnujecie interesu importerów, którzy często są waszymi bliskimi znajomymi, niż interesu czytelników portalu. Jest wiele spraw które można by spokojnie z czystym sumieniem napiętnować publicznie ( począwszy od absurdalnych cen u tego czy owego importera/detalisty i tak dalej) które proszą się o jakieś ostry artykuły czy dyskusje na Winicjatywie a tymczasem cisza. Natomiast gdy taki czytelnik/konsument jak na przykład skrytykuje „oszczędzając na woalu” to zaraz leci Pan z odsieczą temu czy innemu znajomemu.
        Tak jak w kwestii blogerów, można zadać pytanie komu oni naprawdę służą( importerom czy czytelnikom) to myślę że w kwestii Winicjatywy takie pytanie też jest zasadne.
        Pozdrawiam:-)

        • Łukasz

          Marek

          Musi Pan czytać Winicjatywę niezwykle wybiórczo, gdyż temat cen win jest wałkowany regularnie i nie raz również czytałem krytykę Wojtka Bońkowskiego pod adresem zabyt wysokich cen danego wina. Teza o promowaniu interesu importerów jest również mocno naciągana. Zresztą, od tego jest sekcja komentarzy by można było przedstawić swój punkt widzenia oraz tańsze źródło danego wina. Chyba nikt tego Panu nie zabrania.

        • Wojciech Bońkowski

          Marek

          Miły Panie Marku, jako czytelnik Winicjatywy ma Pan prawo napisać co się Panu podoba, nawet głupstwa. Winicjatywa nie pilnuje interesu importerów. Pilnuje natomiast przestrzegania prawa. Pilnuje też logiki – bo jeśli porównuje Pan ceny win w polskich sklepach obciążonych największą w Europie biurokracją przy imporcie wina z cenami w sklepach niemieckich, to właśnie z logiką jest Pan na bakier.

          Pytanie czemu (bardziej niż komu) służą blogerzy jest jak najbardziej zasadne – i tekst na ten temat opublikowała właśnie Winicjatywa.

          • Marek

            Wojciech Bońkowski

            Panie Wojciechu to jest oczywiste że Pan publicznie nie napisze że bardziej Pan pilnuje interesu importerów niż konsumentów. W najśmielszych marzeniach bym nawet coś takiego nie zakładał.
            Niemniej jednak z mojego punktu widzenia czytelnika-konsumenta tak właśnie jest, zawsze kiedy jest potrzeba leci Pan z odpowiednim korzystnym komentarzem dla znajomych importerów.
            O logikę u mnie też niech Pan bedzie spokojny i raczej poszuka ją u siebie to znaczy wtedy kiedy Pan zaczyna usprawiedliwiać biurokracją ceny o 100% wyższe niż ceny detaliczne tych samych butelek dostępnych w Niemczech czy Francji a zakładam że importerzy kupują butelki za granicą po niższych cenach niż ceny detailczne które ja jako konsument widzę na stronach internetowych sklepów w Europie Zachodniej.
            Jeśli to jest dla Pana logiczna sytuacja w której firma np. w Niemczech płaci pracownikom 4 razy więcej, ma zdecydowanie wyższe koszty wynajmu powierzchni oraz inne a sprzedaje wina 2 razy taniej w detalu niż taka Winkolekcja/Festus/Mielżynśki i kilku innych to gratuluje. Jest Pan prawdziwym „cheerleaderem” importerów/dystrybutorów :-)
            I jeszcze ci niewdzięczni klienci nie chcą kupować w Polsce wina za 800 zł i nielegalnie kupują za granicą to samo za 80 Euro. Skandal Panie, Skandal!!
            PS tematu typy Czy konsumentom potrzebni są redaktorzy dbający bardziej o interes znajomych importerów niz czytelników to raczej na Winicjatywie się nei spodziewam ale jeśli czytają ten wątek blogerzy to może by coś na ten temat na swoich blogach napisali.
            PS2 jesli ktoś (polski importer) rzeczywiscie się postara ( wybitne wina świetne ceny) to za każdym razem chwale i polecam gdzie się tylko da

          • Wojciech Bońkowski

            Marek

            Miły Panie Marku, nie ma znaczenia co ja napiszę w sprawie „pilnowania interesu importerów” i nie ma znaczenia co Pan napisze z głębi swego jestestwa. Ważne jest co ma pokrycie w faktach. Winicjatywa nigdy nie uzasadniała wysokich cen wina u takich czy innych importerów. Zwracała jedynie uwagę, by laicy tacy jak Pan nieco poskromili swój entuzjazm w komentowaniu realiów sprzedaży wina w Polsce, gdy – co wynika z komentarzy, również Pańskich – nie mają o tej sprawie zielonego pojęcia. Jeżeli za jedyne różnice pomiędzy sprzedażą wina w DE i PL uważa Pan 4-krotnie wyższe pensje i wyższe czynsze w Niemczech, jeżeli uważa Pan że polski importer kupuje wina w takich samych albo niższych cenach niż importer niemiecki, to po prostu wypisuje Pan głupstwa. Czy wie Pan ile kosztuje w Polsce obsługa akcyzy? Ile czynności admnistracyjnych wymaga legalny import palety wina do Polski? Ile kosztuje naklejenie banderoli poza granicami kraju? Ile kosztuje wysyłka banderoli (wg ustawy – papierów wartościowych) kurierem do kilkudziesięciu lub kilkuset podmiotów z którymi się współpracuje?

            Uposkajam też Pana, że zarówno Mielżyński, jak i Winkolekcja nie mają problemów ze znalezieniem klientów na swe koszmarnie drogie wina. To jest dopiero skandal, że ludzie są tacy głupi!

            Oczywiście Pan jako konsument ma prawo dokonywać swoich wyborów. Może Pan wina kupować w Niemczech albo we Włoszech. Może Pan porównywać ceny i kierować się w swoich decyzjach ceną. Nikt Pana ani Panu podobnych konsumentów nigdy na Winicjatywie za to nie skrytykował. Niech Pan nawet śmiało łamie prawo i zamawia wina w zagranicznych sklepach internetowych – wiem z doświadczenia, jakie to podniecające i satysfakcjonujące. Tylko proszę, niech Pan się nie wypowiada o realiach importu i kosztach sprzedawania wina w Polsce, bo nie staje Panu kompetencji.

          • Marek

            Wojciech Bońkowski

            Oczywiste jest że sie nei przekonamy, dla Pana polska biurokracja to jest jakieś piekło w porównaniu z np. biurokracją francuską pod którą podlegają sklepy francuskie albo Pan uważa że sprawa z banderolami jest tak „kosztowna” że rekompensuje cztery razy nizsze pensje pracowników w Polsce w porównaniu do tego samego biznesu w Niemczech czy Polsce.
            Niemniej jednak chciałem sprostować jedno kłamstwo:
            „jeżeli uważa Pan że polski importer kupuje wina w takich samych albo
            niższych cenach niż importer niemiecki, to po prostu wypisuje Pan
            głupstwa.”
            nigdzie tego nie napisałem, napisałem tylko że uważam że o ile importer w Polsce nie jest idiotą* to kupuje wina za granicą po cenach nizszych niż ceny detaliczne które ja widzę w sklepach w Niemczech czy Francji.
            Czyli np. Troplong Mondot 2006 kupuje we Francji po cenie niższej niż detaliczne 83 Euro
            http://www.finestwine.com/en/2006/9481-chateau-troplong-mondot.html
            a sprzedaje w Polsce za 860 zł.
            Jeśli tak jest to każdy może sobie obliczyć narzut na cenie.
            *jeśli jego importerska cena zakupu jest wyższa niż cena detaliczna po której ja jako konsument mogę je kupić we Francji i importer zgadza się na takie warunki zakupu to jest skończonym idiotą a nie biznesmenem.
            PS w Winkolekcji nie byłem ale jak ostatnio byłem u Mielżynskiego to Troplong Mondot, Palmer, Figeac czy Domain Chevalier leżały tak samo zakurzone w skrzynkach jak pół roku wcześniej.

          • Wojciech Bońkowski

            Marek

            Nie chodzi o to żeby się przekonać. Chodzi o to żeby Pan z jednej strony napisał w którym miejscu Winicjatywa „bardziej pilnuje interesu importerów, którzy często są waszymi bliskimi znajomymi, niż interesu czytelników portalu” niby to uzasadniając ceny 2x wyższe niż w innych krajach.

            A z drugiej strony by Pan nie wypowiadał się o narzutach, skoro Pan nie ma zielonego pojęcia po ile importerzy w Polsce kupują wino i jakie mają koszty. To nie jest wiedza obowiązkowa dla konsumenta, ale jest obowiązkowa, jeśli się chce dzielić z innymi swoją mądrością na temat marż i narzutów.

          • Marek

            Wojciech Bońkowski

            Albo ktoś jako importer kupuje wino taniej niż 83 euro i sprzedaje je po 860 zł albo kupuje drożej niż ja konsument mogę je kupić. Innego wyjścia nie ma. No właściwie jest, czyli może kupić dokładnie po 83 Euro;-)
            jeśli kupuje taniej niz 83 Euro i chce mi je sprzedać za 860 zł to chce mnie „rżnąć na kasie” (cytat „Zaklęte rewiry”) albo kupuje drożej niz 83 Euro czyli ma w imporcie gorsze ceny niż ja jako prywatny konsument i jesli zgadza się na takie traktowanie to jest moim zdaniem idiotą.

            A co do pilnowania interesów importerów to w każdym wątku dotyczącym cen w Polsce jest pan na pozycji importerskiego „cheereadera/adwokata” jak już napisałem.
            Moze wydać się to panu niesprawiedliwym zarzutem ale wydaje mi się, że lepiej by Panu zrobiło ( z punktu widzenia krytyka winiarskiego) gdyby 100% ocenianych win przez Pana sam pan kupował i płacił cenę detaliczną i w dodatku odciął sie od zamkniętych degustacji organizowanych na prywatne zaproszenia znajomych importerów.
            Z mojego punktu widzenia nic tak korzystnie nie wpływa na obiektywizm i krytyczną opinię o winach i ich importerach jak zapłacenie z własnej kieszeni kilkuset złotych za ocenianą butelkę.

          • Wojciech Bońkowski

            Marek

            Pańskie opinie co do tego, jak powinni funkcjonować krytycy i autorzy w darmowej prasie konsumenckiej na pewno są bardzo cenne dla wszystkich.

            Nadal jednak nie odpowiedział Pan na pytanie – „w którym miejscu Winicjatywa bardziej pilnuje interesu importerów, którzy często są waszymi bliskimi znajomymi, niż interesu czytelników portalu niby to uzasadniając ceny 2x wyższe niż w innych krajach”.

            Za importerskiego „adwokata” uznał mnie Pan po komentarzy, cytuję: „Ja bym poszedł jeszcze dalej i powiedział, że taki pan Marek, który 75% wina kupuje nielegalnie i jeszcze się tym przechwala, a resztę w Leclerku, nie jest do niczego potrzebny Winkolekcji, blogerom, a nawet Winicjatywie ;-)”

            Potem jeszcze zadałem Panu kilka konkretnych pytań dotyczących kosztów importu wina do Polski. Jedyna Pańska odpowiedź jest taka, że w Niemczech pensje są 4x wyższe. Dziękuję również i za tę wypowiedź.

      • Bel Mondo

        Wojciech Bońkowski

        Działanie Marka dziwi ? Chyba nie. Pytanie – dlaczego to robi ?

      • Lech

        Wojciech Bońkowski

        Obawiam się, że myli Pan „nielegalność” zakupu z kwestią jej opodatkowania. Dam przykład: bloger przyjmujący za darmo karton wina z dyskontu, nie działa nielegalnie, aczkolwiek powinien zapłacić PIT od otrzymanego świadczenia niepieniężnego. Pomijam przy tym kwestię prawnej wadliwości tego typu praktyk z punktu widzenia obejścia bezwzględnie obowiązujących przepisów prawa dotyczących zakazu reklamy alkoholu.

  • Jakub Malecki

    Tym „dotkniętym” polecam przerzucić się z wina na herbatę z melisy. Wszystkim na dobre wyjdzie, zwłaszcza blogosferze.

  • Łukasz

    Czekałem na wpis na Winicjatywie aby ustosunkować się do dyskusji jaka wywiązała się po zlocie. Niestety większość punktów zapalnych wynikła moim zdaniem ze zbyt krótkiego czasu na dyskusję o poruszonych kwestiach. Chciałbym zauważyć, że tematem mojej wypowiedzi było: co blogerzy powinni wziąć pod uwagę jeżeli _chcą_ współpracować z importerami. Na początku wyraźnie zaznaczyłem, że nie wszyscy blogerzy muszą czy powinni o takiej współpracy myśleć. Ci którzy traktują blog jako własny pamiętnik z pewnością nie byli adresatami moich słów. Kwestie estetyczne i techniczne, które poruszałem były wskazówkami, pokazującymi gdzie importer skupia uwagę wybierając partnerów do współpracy. Nie rozumiem Sławku skąd stwierdzenie o rozmowie jak z personelem. Absolutnie nie widzę sensu traktowania blogerów jak pracowników, mamy być partnerami, co również podkreślałem mówiąc o tym by nie bać się źle oceniać złe wina, nawet jeżeli są z mojej oferty. Z doświadczenia wiem, że tylko uczciwe i szczere podejście do recenzji, opisów i sprzedaży wina daje długofalowe, pozytywne efekty. Każde mataczenie i układy pod stołem rzeczywistość weryfikuje niezwykle szybko. Zatem zarówna ja jak i firma Wineonline chcemy współpracować z rzetelnymi blogerami, chcemy uczciwej oceny przekazywanych win i chcemy by jakość pisania o winie w Polsce systematycznie rosła.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Łukasz Bogumił,
    Wineonline

  • Mateusz Papiernik

    Czuję się wezwany do tablicy, ale zdaje się, że na „naprawdę dobrą butelkę” sobie jednak tym szperaniem nie zapracuję ;-)

    Znalazłem dwa komentarze, które pałętały mi się w głowie jak pisałem swój tekst, ale stwierdzenie, że blogerzy nie są do niczego potrzebni jest jednak na wyrost i wyczuwając tą tezę między wierszami dokonałem jednak nadinterpretacji. Moja wspomnienie tych dyskusji było mocniejsze, niż świadczą o tym fakty. Z jakiegoś powodu miałem wręcz na tym panelu niemal deja vu, ale mocniejszego potwierdzenia znaleźć mi się jednak nie udaje — tym samym serdecznie przepraszam i sypię głowę popiołem.

    Przytoczę tutaj oba dla porządku:

    „Na blog musi być pomysł. Od paru lat zachęcam blogerów do opowiadania historii, wrażeń, swoich doświadczeń. I co? Głownie obrywam za to, że postponuję pisanie o dyskontach i lekceważę klientów, których nie stać na inne wina. Nieporozumienie polega na tym, że jedno nie wyklucza drugiego. Zawsze cenne dla internautów jest wynalezienie jakiejś okazji czy fajnego wina w Biedronce, natomiast pomysł na blog jako kronikę nadsyłanych z dyskontu kartonów jest słaby, podobnie jak słaby byłby pomysł na bloga opisującego ofertę Winkolekcji czy innego importera. Od tego są działy sprzedaży, marketingu etc.

    https://winicjatywa.pl/ii-zlot-blogosfery-winiarskiej-2015/

    „Naprawdę nadal uważam, że teksty na Winicjatywie i blogach powinny poruszać sprawy odrobinę choćby ciekawsze niż opisywanie udręk i katuszy towarzyszących degustacjom win z dyskontów. Rozbraja mnie ponadto łatwość z jaką różne owady sterują blogosferą. Wystarczy rozesłać parę kartonów „wynalazków” i dyskusja w sieci gotowa.”

    (komentarzy o podobnym charakterze w temacie blogerskiego angażu w dyskontowe butelki było więcej – dyskontowy kontekst w pamięci się zatarł, a w głowie zostały mi prztyczki w nos w kierunku blogosfery)

    https://winicjatywa.pl/dyskont-pod-zyrandolem-nowa-promocja-win-hiszpanskich-w-biedronce/

    Czy powinienem opublikować erratę do wpisu? :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    • Sławek Chrzczonowicz

      Mateusz Papiernik

      No właśnie,
      wydaje mi się, że to są naprawdę rzeczowe opisy tego z czym styka sie każdy czytający winne blogi i z tych zdań absolutnie sie nie wycofuję, natomiast nie ma tu żadnych podstaw do Twojego stwierdzenia, które cytowałem. Inaczej każdą krytykę blogosfery można by zaklasyfikować jako niezmienne stanowisko, że blogerzy są niepotrzebni.

      Pozdrawiam
      Sławek

      • Mateusz Papiernik

        Sławek Chrzczonowicz

        Tak, w pełni się z Tobą zgadzam.

        Prawdę mówiąc, mocno się zdziwiłem, że nie udało mi się dokopać do żadnych bardziej stanowczych twierdzeń – nie wiem czemu, miałem w głowie przeświadczenie, że dyskusja podobnego formatu już kiedyś była i z podobnymi wnioskami się zakończyła.

        Najwyraźniej pamięć jest zawodna i te fakty sobie ubzdurałem, za co zupełnie szczerze i z uśmiechem przepraszam. Szczególnie, że opieranie się na faktach, a nie luźnych przesłankach, jest podstawą jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji. W samym wpisie również wprowadziłem korektę, „no bo co w końcu, kurczę blade!”, jak mawiał Mikołajek ;-)

        Pozdrawiam,
        Mateusz

  • Agnieszka

    Jako absolutna fanka dobrego wina (śledząca Winicjatywę, czasem czytająca jakieś wpisy na blogach) nie mogę się nie zgodzić z panem Sławomirem. Żeby blog był ciekawy i WIARYGODNY dla mnie – konsumenta musi być napisany z pasją, wiedzą i doświadczeniem. Winkolekcja jest jak najbardziej sklepem dla mnie, tak samo jak i inni importerzy czy supermarkety. Dobre wino można kupić wszędzie, byle legalnie. Sprowadzanie win z zagranicy kiedy wiadomo, że importer ponosi różne koszty sprzedaży nie jest w porządku. Ja zawsze chętnie kupię wina od polskiego importera, byle tylko chciał sprowadzać dobre butelki. Dla mnie kieliszek wina wieczorem absolutnie wystarczy, tylko niech to będzie wino warte picia. ;)

    • Grzegorz

      Agnieszka

      Agnieszko, generalnie się z Tobą zgadzam w temacie opinii o blogach. Natomiast nie bardzo rozumiem stanowiska co do prywatnego importu wina na cele własnej konsumpcji. Sam jeżdżę często z różnych powodów ‚za granicę’ i przywożę z podróży parę butelek wina. Nie widzę w tym nic nagannego, nielegalnego i budzącego emocję (oprócz tych pozytywnych). Rozumiem, że rodzimi importerzy muszą z czegoś żyć, ale nie jest to powód by piętnować kupno wina bezpośrednio w winnicy unikając wysokich marży (często budzących osłupienie) oraz łącząc kupno z przyjemnym zwiedzaniem i degustacją. Myślę, że obie te formy będą koegzystować a użalanie się nad losem importerów jest sorki ale śmieszne: jak jeden zbankrutuje – na jego miejsce na pewno ktoś inny się znajdzie.

      • Sławek Chrzczonowicz

        Grzegorz

        Jak najbardziej popieram zakupy w winnicach. sam to robię podczas każdej niemal podróży. Natomiast to co propaguje pan Marek jest po prostu nielegalne w świetle prawa polskiego ale także UE. Zakup wina za granicą i jego przywóz do kraju, na własne potrzeby, w ilości do 120 butelek (90 l) na osobę, jest legalny, pod warunkiem, że dokonany jest osobiście, a nie np przez kuriera. Oczywiście na terenie UE, nikt tak naprawdę nie kontroluje przesyłek, więc zakupy internetowe w sklepie np we Francji, na ogół docierają do zamawiającego, co nie zmienia faktu, że jest to niezgodne z prawem. Było to już parę razy omawiane, wraz z odsyłaniem do odpowiednich aktów prawnych.

        • Ramona

          Sławek Chrzczonowicz

          To jest mit, ze to jest niezgodne z prawem. Oczywiście rozpowszechniany przez polskich importerów, którym nie wsmak normalne ceny w sklepach poza Polską. Jakby było to nielegalne dawno by to ukrócono, gdyż nie ma żadnego problemu z kontrola przesyłek. Jak ktos nie wierzy niech zamówi z Holandii marihuanę. Nawet jak to zrobi na swojego pieska, to o ile nie jest celebrytą będzie miał przechlapane.

          • Sławek Chrzczonowicz

            Ramona

            Znany precedens zatrzymania takiej przesyłki i nałożenia kar miał miejsce w Belgii nie w Polsce więc nie jest to wymysł importerow

          • Ramona

            Sławek Chrzczonowicz

            Być może w Belgii tak, ale w Polsce takiego przypadku nie było. Państwo interpretuje przepisy tak jak to ujął Pan Jagodzinski, mamy wiec do czynienia z martwymi przepisami, które zapewne zostaną wkrótce zmienione. Podobnie martwy jest przepis o tych 90 litrach. Kto mi zabroni przywieźć sobie rocznie 200 albo i 300 litrów?
            Jako klient sklepów internetowych zauważyłem ostatnio pewna ciekawostkę. Otóż w jednym sklepie pojawiła sie informacja, ze wina producenta X nie sa wysyłane do Polski. Widocznie ich polski importer narobił rabanu u winiarza i winiarz wymusił na tym sklepie takie podejście. Innego wytłumaczenia nie widzę…

          • Wojciech Bońkowski

            Ramona

            „Przy sobie” można przywieźć do własnej konsumpcji ile się chce. Nie ma limitów, jest tylko „guideline” czyli orientacyjne ilości, przy których służby nie zadają żadnych pytań (90 litrów / osoba).
            Natomiast sprzedaż wysyłkowa podlega innym przepisom. To nie są martwe przepisy, tylko rzeczywistość – taka sama, jak płacenie cła i VAT od zakupów elektroniki w chińskich albo amerykańskich sklepach internetowych.

          • Wojciech Bońkowski

            Ramona

            To nie jest żaden mit, tylko prawo, i to nie tylko polskie, ale unijne, obowiązujące we wszystkich krajach gdzie funkcjonuje akcyza na wino (m.in. Wlk. Brytania, Irlandia Szwecja, Dania, Finlandia, Holandia). Pisaliśmy o tym bardzo szczegółowo trzy lata temu: https://winicjatywa.pl/kolo-milosnikow-akcyzy-o-ustawie-o-podatku-akcyzowym/

          • Ramona

            Wojciech Bońkowski

            To jest martwe prawo, wiec mozna je określać mitem. Tak samo martwe jak np. zakaz zbierania szyszek w lesie, czy przepisy meldunkowe. Czy Pan sie melduje w 24h w urzędzie meldunkowym jak gdzieś Pan wyjedzie?
            A ten przykład z linku o przewodniczącym kola miłośników wina z Holandii wybitnie nietrafiony. Sprowadzał on wino i rozprowadzał po innych osobach. A w tych przepisach jak to wspomniał Pan Jagodzinski kluczem jest zwrot „na własny użytek”…

          • Wojciech Bońkowski

            Ramona

            1. W sprawie Joustra vs Holandia nie chodziło o to, że Joustra rozprowadzał wino po innych osobach, tylko że osoba prywatna zamawiająca wino z innego kraju musi odprowadzić od tego zakupu podatek („wyroby objęte podatkiem akcyzowym nabyte przez osoby, które nie są zatwierdzonymi hurtownikami … , wysyłane … przez sprzedawcę lub w jego imieniu, muszą podlegać podatkowi akcyzowemu w państwie członkowskim przeznaczenia”; „osoba prywatna niewykonująca działalności gospodarczej … nabywa w jednym państwie członkowskim dla własnego użytku … wyroby objęte podatkiem akcyzowym … oraz zleca na własny rachunek ich transport do drugiego państwa członkowskiego … zastosowanie znajduje art. 7, a nie art. 8 dyrektywy, co oznacza, że podatek akcyzowy jest również pobierany w tym państwie”. W Polsce osoba prywatna nie ma możliwości zapłacenia akcyzy (mogą to robić tylko zarejestrowane firmy), czyli zakup w zagranicznych sklepach internetowych jest niezgodny z prawem.

            2. To prawo nie jest całkiem martwe. Na przykład na pewno zablokowana zostanie dostawa wina Pocztą Polską, czyli np. z Niemiec nie można zamawiać dostawy zwykłą paczką (państwową pocztą niemiecką), zdarzają się też problemy DHLem (który ma umowę z tą ostatnią). Nieraz spotkałem się z pytaniami ze strony firm kurierskich, czy paczka wysyłana do mnie nie jest zakupem (akurat były to próbki).

            Że te przepisy nie mają większego sensu – to się mniej więcej zgadzamy. Ale są i obowiązują.

          • Ramona

            Wojciech Bońkowski

            Rok temu kupowałam wina z Poludniowego Tyrolu, co ciekawe sklep oferował bezpłatna przesyłkę do Polski (to rzadkość) i dostałam paczkę dostarczona Pocztą Polską, a była nadana na poczcie w Austrii. Tak wiec nie jest tak jak Pan pisze.

      • Agnieszka

        Grzegorz

        Dokładnie o to mi chodziło o czym pisze pan Sławomir. Sama przywożę butelki z wakacji i nie wyobrażam sobie tego nie robic. Chodziło mi tylko o zakupy przez internet.

        • Grzegorz

          Agnieszka

          Cieszę się, że się zgadzamy:) Pomimo, że nie kupuje wina przez internet, myślę, że prawo jest niedoskonałe w tym względzie. Skoro mogę kupić samochód w EU to nie widzę powodu dlaczego nie mogę kupić np. wina. Rozumiem chęć obrony lokalnego rynku ale po to on jest wolny, by nie wprowadzać tego typu ograniczeń. To jest ten sam przypadek jak Uber czy AirBnB – prawo jest niedoskonałe, świat się zmienia a lokalni przedsiębiorcy walczą z nieuniknionym zamiast lobbować w kierunku zmiany prawa.

          • Irek „blurppp” Wis

            Grzegorz

            Z każdych wakacji autem przywożę do 100 butelek. To jest racjonalne zachowanie !
            Dlatego Unio trwaj wiecznie!

          • Sławek Chrzczonowicz

            Grzegorz

            Tu chodzi o sprawy podatkowe, a dokładnie rzecz biorąc akcyzę. Pani Agnieszka, Pan czy ja kupując wino np we Francji w ilości dozwolonej czyli te 120 flaszek płacimy akcyzę we Francji, w cenie wina. Importer kupuje we Francji bez akcyzy, a podatek uiszcza w Polsce. „Nielegalny” import pana Marka to uszczuplanie należności podatkowych skarbu państwa, gdyż powoduje, że podatek akcyzowy zostaje we Francji. Zgoda na przywóz „na własne potrzeby” tych 120 butelek, to ustępstwo fiskusa, a właściwie fiskusów w całej UE.

          • Marcin Jagodziński

            Sławek Chrzczonowicz

            Mam nadzieję, że zdajesz sobie Sławku sprawę, że ta cała kwestia „osobiście wolno/kurierem nie wolno” jest jedynie reliktem z czasów przedinternetowych, kiedy po prostu nikomu nie przyszło do głowy, że można wino kupować nieosobiście (ale nadal na własne potrzeby) i dlatego tego nie uregulował. I że kluczowe tu jest „na własne potrzeby” właśnie. Należy to raczej traktować jako kuriozalny, anachroniczny przepis (zresztą jestem gotów zapłacić akcyzę, tylko mi państwo nie pozwala), a nie jako moralny drogowskaz.

          • Slawek Chrzczonowicz

            Marcin Jagodziński

            Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że to uregulowanie powstało gdy sprzedaż przez internet miała się całkiem dobrze i powstało właśnie dlatego. Chodzi przecież o to, w którym kraju płacona jest akcyza

          • Wojciech Bońkowski

            Marcin Jagodziński

            Anachroniczny – może tak, niemniej takie są przepisy. A ponadto importerzy działający zgodnie z prawem w Polsce ponoszą naprawdę bardzo duże obciążenia finansowe z tym związane – średnio u małego lub średniego importera obsługa akcyzy, zamawianie, wysyłanie, ewidencjonowanie banderol i dziesiątki innych „czynności administracyjnych” to jest osoba na pełnym etacie. To jest istotny czynnik kosztotwórczy w imporcie wina do Polski i tego dotyczyła wymiana zdań, a nie „moralnych drogowskazów”.

  • Irek „blurppp” Wis

    Panie i Panowie
    Przy całej tej dyskusji zapominamy i jednym, O samym tekście. Zachowując wszystkie proporcje, czy ktoś z was czytała „Kroniki wina” Marka Bieńczyka bo chał sie czegoś o winie dowiedzieć? Nie, chodziło po prostu o świetną prozę, a wino było jedynie pretekstem.
    Można o winie z Biedronki albo Lidla napisać porywający tekst ( ja nie potrafię, ale wiem, że są tacy co potrafią) i można swoje podróże po całym winnym świecie opisać tak, ze czytelnik umiera z nudów ( vide książka pewnego winnego importera).
    Bloger ma przede wszystkim dostarczyć interesujący content. Dlatego nie zgodzę sie z Maćkiem kiedy pisze
    „Ja twierdzę, że największym problemem blogosfery jest brak wiedzy” a najlepszym tego dowodem jest to, że blogi polskich sommów nie nalezą ani do najlepszych, ani do najpopularniejszych a wiedzy piszącym nie brakuje.
    Dlatego chyba zacząć nie tylko uczyć sie o winie ( choć tego nigdy zbyt wiele) ale również o tym jak pisać.
    Merytoryczny błąd czytelnik wybaczy, nudnego tekstu nie!

    • Leszek

      Irek „blurppp” Wis

      A ja sie zgadzam z panem Gontarzem, ze problemem jest brak wiedzy. On sam jest tego najlepszym przykładem. Kto pamięta jak on na pół świata trąbił, na winicjatywie, na YouTube, ze Biedronka sprowadziła zepsute wino, bo kupił tam Bonardę i… się pieniła… Kompromitacja, która przeszła do annałów pisania o winie… Toż to co drugi czytelnik tutaj ma większa wiedzę.

      • Irek „blurppp” Wis

        Leszek

        Niech pan nie odwołuje sie do argumentówskrajnego, już Arthur Schopenhauer pisał, że to niegodne!

        • Leszek

          Irek „blurppp” Wis

          Co jest niegodne?
          A czy pan Gontarz kiedykolwiek przeprosił za swój tekst? To jest godne?
          Ciekawe czy jakby napisał, ze Mielzynski to kiep i sprzedaje badziew, bo kupił u niego prosecco i miało bąbelki to tez by to tak przeszło bez echa. Teksty i filmik na YouTube dalej pan Gontarz udostępnia i każdy może sie przekonać jaki to szpenio od win, który nie tylko w Lombardii chyba nie był, ale i we Włoszech.

    • Krzysiek

      Irek „blurppp” Wis

      Przykład Bieńczyk kiepsko pasuje do Twojej tezy, że najważniejszy styl, a wiedza merytoryczna przy okazji, bo Pan Marek łączy akurat obie te cechy w stopniu najwyższym.
      Na marginesie, to ja do Kronik dotarłem właśnie przez wino i naprawdę nie wyobrażam sobie, jak ktoś miałby sięgnąć po taką książkę nie będąc albo miłośnikiem wina, albo miłośnikiem Bieńczyka, szukając po prostu czegoś miłego do przeczytania.

  • Irek „blurppp” Wis

    Sławku
    Przeczytałem twój tekst dwa razy, myślę że ze zrozumieniem i pozwolę sobie na odniesienie sie do wyrwanej z kontekstu mojej wypowiedzi. Tak, rzeczywiście powiedziałem o czasie wystawiania faktur, a do tego dodałem, z opłaty mogą być wysokie, bo blogerzy mogą założyć spółdzielnię. Dodałem też, że to nie dziś, ale jak okrzepniemy i zbudujemy zasięgi.
    Szkoda , że ucho importerów wychwyciło jedynie słowo faktura.
    Tak, mam świadomość naszej słabości. Z zasięgiem na poziomie 12-15 tysięcy UU nijak mamy sie do Kominków ( 60-80 tys UU miesięcznie) i innych blogerek i blogerów modowych, kulinarnych czy lifestylowych ( zasięgi od 200 tys UU). Ale z drugiej strony czy wasze obroty w porównaniu z obrotami liderów branż spożywczej czy odzieżowej też nie wypadają mało imponująco. Dziś wy- Importerzy możecie sobie zaskarbić przyjaźń blogosfery oferując nam zwykłą życzliwość, czasem pomoc i nie chodzi wcale o darowane butelki, może wystarczy sprzedać po kosztach? Może wystarczy regularnie podsyłać informacje marketingowe, choćby o nowych pozycjach w katalogu. Może wystarczy wysłać e-mailową kartkę z życzeniami na święta? Nie robicie tego, przynajmniej w sporej większości. A wierzcie mi, że życzliwe podejście blogosfery może wam czasami ocalić cztery litery, a przynajmniej trochę je osłonić. Przypomnę tylko teksty na WI broniące pewnej firmy na M. kiedy jeden z jej sztandarowych partnerów sprzedał dużej sieci pewne wino z żółtą etykietą.
    Blogosfera nie jest kryształowa, ale nie jest też przedsięwzięciem biznesowym. Poświęcamy swój czas i często swoje pieniądze na naukę, przygotowywanie tekstów, doskonalenie sie w tym co robimy. Nie zawsze wszystko nam wychodzi, ale poziom powoli ale stale rośnie.
    I jeszcze jedno, zakładka współpraca jest na każdym blogu wręcz niezbędna, choćby po to by jasno powiedzieć, to że pisze o winie, czyli bądź co bądź alkoholu, wcale nie znaczy, że zgodzę sie na reklamę na mojej stronie gier hazardowych i serwisów erotycznych, a wierz mi takie propozycje padają.
    A tak na marginesie, blogowanie to kosztowne hobby, pochłaniające tak czas jak i kasę na zwrot której raczej szans niema. Dlaczego w takim razie robię to już 6 rok? Bo to kocham, tylko i aż tyle.
    Pozdrawiam serdecznie
    Irek

    • Sławek Chrzczonowicz

      Irek „blurppp” Wis

      Irku drogi,
      Chyba nie do końca zrozumiałeś, ale to może ja niezbyt jasno sformułowałem swoje zdanie.
      Po pierwsze ja naprawdę życzę Wam tych faktur. Bez ironii. Uważam, że inteligentny, wiarygodny bloger to nieocenione medium na wielu polach współpracy. A jednocześnie dostawca, jakby nie było rozrywki dla czytelników.
      Po drugie, używając Twojego określenia, „oferuję blogerom swoją życzliwość”, np zapraszając ich na degustacje, które normalnie są płatne, spotkania z producentami, jeśli akurat przyjeżdżają itp. Informacje o nowościach regularnie publikujemy na facebook’u i rozsyłamy poprzez newsletter. Kartek z życzeniami nie wysyłam – mam z tym problem.

      Po trzecie w sprawie możliwości ochrony moich czterech liter przez blogerów jestem sceptyczny. W przykładzie który podałeś, wolałbym raczej aby nikt na WI nie bronił mnie, kiedy jeden z moich sztandarowych partnerów sprzeda pewnej dużej sieci, pewne moje wino z jakąkolwiek etykietą.

      Po czwarte, także bloguję i nie musisz mnie przekonywać, że nie jest to biznes. W każdym razie mogę zgłosić zdanie przeciwne do Twojego a mianowicie: „Zakładka współpraca nie jest na żadnym blogu niezbędna” zdanie to jest równie prawdziwe jak Twoje.
      Usciski
      Sławek

      • Irek „blurppp” Wis

        Sławek Chrzczonowicz

        Sławku ale ty jesteś w statystycznie nieistotnej grupie maksymalnie 10 importerów potrafiących współpracować z blogosferą.

  • Sali

    Precz z blogerami i ich UU;) – choć po części biorę udział w tworzeniu bloga. Z kolegą od kilkunastu lat degustujemy wina i po prostu w pewnym momencie zamiast wymieniać się później mailami odnośnie naszych przemyśleń podegustacyjnych kolega zaczął pisać bloga. Najbardziej śmieszy mnie jak ktoś pisze o ilości unique Users. Od razu widać, że próbuje się pochwalić – najczęściej po to by się dobrze sprzedać. Sam prowadzę działalność (nie związaną z winem) i dostaję całą masę maili z chęcią podjęcia współpracy z jakimś blogerem. 90% blogerów winiarskich szuka dodatkowej możliwości zarobkowania lub chlania wina za darmo. My wino po prostu kupujemy, oczywiście najtaniej gdzie się da a piszemy dla siebie, po to żeby np. za kilka lat móc sięgnąć do starych notatek i przypomnieć sobie co sądziliśmy o danym winie. Więc jak się mają Ci którzy za wszelką cenę próbują się reklamować ilością UU, albo Ci którzy mają dział współpraca, a szczególnie Ci którzy korzystają z copywriterów i marketingu szeptanego!

    • Marcin Czerwiński

      Sali

      Jaki adres? Chciałbym poznać co za cymesy kupujecie za granicą.

      • Sali

        Marcin Czerwiński

        adresów jest wiele, na razie mamy wypróbowane dwa:
        frescodvigna.com oraz http://www.nettarietruschi.it/, ale generalnie mamy zaprzyjaźnionego małego importera, który sprowadza nam na życzenie cokolwiek chcemy. Pomocne w razie czego też jest wine-searcher, gdzie od razu pokazuje najniższą cenę za dane wino. Potem możesz przeszukać daną stronę co Ci odpowiada, zebrać się w kilku kolegów i gotowe.

        • Marcin Czerwiński

          Sali

          Chodziło mi o adres bloga.

          • Sali

            Marcin Czerwiński

            http://blog.design-due.com/
            ostatnio bawimy się w sycylię. Może będzie ktoś kto poza nami to przeczyta :) – naprawdę zupełnie nam na tym nie zależy.

          • Marcin Czerwiński

            Sali

            Miały być cymesy, a widzę Zonina (Principi di Butera).

            Blog znam i czytuję.
            Pozdrawiam

          • Sali

            Marcin Czerwiński

            Były i cymesy np. Chateau margaux, wielkie barola ze starych roczników. Tylko nie wszystko poszło na bloga, bo on jest od niedawna prowadzony w tej formule.

  • rurale

    A miało być o blogach… Trochę szkoda:)

    • Maciek Gontarz

      rurale

      Czy Ty zupełnie na serio jesteś zdziwiony tym, że temat tak skrajnie zmienił się w komentarzach?

  • Maciek Gontarz

    Jak to jest Sławku, że zawsze się z Tobą zgadzam? :)

    • Marek

      Maciek Gontarz

      Panie Gontarz, skoro Pan tutaj się pojawił, czy to prawda z tą Bonardą?

      • Maciek Gontarz

        Marek

        Panie Marku,

        Z czym prawda? Z tym, że popełniłem błąd? Jeśli o to chodzi, to tak, to prawda.

        • Baca

          Maciek Gontarz

          Każdy ma prawo do błedów, ale dorosli i powazni ludzie za nie przepraszają, a Pan dalej udostępnia te „prześmiewczy” filmik, sam sie ośmieszając.

          • Maciek Gontarz

            Baca

            Panie Baco,

            Dziękuję za lekcję powagi i dorosłości, a nade wszystko najwyższych lotów kultury.

            Przede wszystkim dobrze, że rozmawiamy na temat.

            Przeraża mnie też siła medium jutuba gdzie film jest wrzucony, strach pomyśleć o tym co by było, gdybym mediowo dopalił oglądalność tego materiału. Niewykluczone, że Biedronka musiałaby zwinąć biznes w Polsce. Zwłaszcza dlatego, że rozmawiamy o ich flagowym produkcie, który robi wolumen i utrzymuje cały biznes na powierzchni.

            Moja niewiedza wyszła w komentarzach pod postem, rozmawiałem już na ten temat nie raz z Tomaszem Koleckim. Kontretykieta zawierająca długi opis, nie znalazła miejsce na wspomnienie o CO2, a rozumiem, że znakomita większość konsumentów wie czym jest „vivace”, które jak BYK stoi na etykiecie. Przy okazji, skoro to tak ważny temat, polecam przeczytanie raz jeszcze tekstu, do którego Pan się odwołuje i powiedzenie za co dokładnie mam przeprosić.

          • Irek „blurppp” Wis

            Baca

            To panie Baca co pan robisz to jest czepiactwo , i nic innego tylko czepiactwo!

          • Maciek Gontarz

            Irek „blurppp” Wis

            Ojtam, ojtam. Każdy ma do tego prawo, takimi zasadami rządzą się internety. Ja z tym problemu nie mam prawdę mówiąc. Możemy oczekiwać wszystkiego, ale do niczego zmusić nie możemy. Na dokładkę mamy możliwość schowania się pod pseudonimem, bez konieczności używania prawdziwej tożsamości = hulaj dusza, piekła nie ma.

  • Jagoda

    A co tu się dzieje?!?!
    Miał być kij w mrowisko blogerów, a mamy kij w oko drozyźnianych importerów.
    No, no, ładny zwrot akcji…

    • Sławomir Hapak

      Jagoda

      Zauważyła Pani, że zwroty akcji są zawsze w tym samym kierunku?
      Ciekawe dlaczego?
      ;-)

  • Irek „blurppp” Wis

    Całą ta dyskusja, tocząca sie od sasa do lasa pokazuje jedno, potrzebne jest forum gdzie będzie można sobie gadać o tematach okołowinnych. Wojtek, obiecywaliście forum jakiś czas temu, czy projekt trafił na [półkę „dla własnego zdrowia psychicznego nie realizować?”

  • Albuquerque

    Czytając niektóre komentarze zastawiam się, czy poniektórzy piją rzeczywiście wino, a nie ciepłą wódkę popijając ją browarem.
    „Wino – owoc winorośli i pracy człowieka, nie jest zwykłym dobrem konsumpcyjnym. Towarzysząc człowiekowi od tysiącleci, czerpie zarówno z sacrum, jak i z profanum. Jest wartością cywilizacji i kryterium jakości życia. Stanowi dobro kultury. Jest czynnikiem życia społecznego”.
    (oficjalny komunikat delegacji francuskiej na obrady Komisji Europejskiej, 1990 r.)
    Cytat z http://kulturawina.blogspot.com/

  • Kamil

    Dostałem raka od tej dyskusji… 0 pomysłów na współpracę i określenia oczekiwań czy możliwych pól do współpracy.