Pelaverga, wino dla hipstera
Nie jest łatwo wychowywać się u boku starszego brata, który nie dość, że już za młodu był śliczny, to z wiekiem staje się diabelnie przystojny jak George Clooney i równie jak on znany i pożądany. Przy takim bracie trudno się wybić, nawet jak się ma fizys niebrzydką i sporo uroku. Na dodatek w rodzinie jest jeszcze niczego sobie siostra, wygadana i pewna siebie, modna i bardzo na czasie. Życie „tego trzeciego” nie jest łatwe.
Ja starszej siostry ani brata nie mam, ale mogę sobie wyobrazić trudne relacje rodzinne wśród piemonckich win czerwonych. Nebbiolo jest na ustach wszystkich od dawna, międzynarodową popularność zdobyła barbera, a o szczepie pelaverga mało kto słyszał. To zdecydowanie dobra wiadomość dla wszelkiej maści hipsteriady z warszawskiego Zbawixa, z Krakowa, Berlina czy Nowego Jorku. W tym ostatnim mieście zresztą pelaverga już się przyjęła i wieść niesie, że dobre to wino i pić trzeba szybko, zanim stanie się popularne. Dla poszukiwaczy rzeczy zapomnianych, smaków, które uleciały, zapachów sprzed lat, mody, której jeszcze nie ma, lub tej, która dawno przeminęła, pelaverga jest winną odpowiedzią na ich potrzeby. Już nieznana i jeszcze nieznana. Niegdyś element niewyszukanych kupaży do wina stołowego oraz po prostu winogrono do jedzenia, dziś przeżywa renesans, o którym wiedzą wciąż nieliczni, bo też i nieliczni ją produkują. Na szczęście – została uratowana od zapomnienia.
Statusu Verduno Pelaverga DOC dorobiła się niecałe 20 lat temu, a robi ją zaledwie 13 winiarzy w Verduno, w rejonie Barolo. Ale z barolo ma bardzo niewiele wspólnego, już więcej zdecydowanie ze świeżym i radosnym beaujolais (nie mylić z nouveau!).
Pelaverga stawia na owoc, konkretnie: truskawkę oraz pikantność, a dokładnie nuty białego pieprzu. Jest winem lekkim, o niezbyt intensywnym kolorze (i to jedyne podobieństwo z nebbiolo). Nie brak jej jednak charakteru wynikającego właśnie z owej ostrości, która zamienia to całkiem proste i spokojne wino w drapieżnika. Pelaverga to idealny kompan pizzy z kiełbasą czy piemonckiego tajarin z ragù. Dla mnie mistrzowskie jest jednak połączenie jej z tataki z tuńczyka: surowa „mięsność” ryby plus owocowość wina oraz pikantność czarnego pieprzu, w którym jest obtoczona z ostrością charakterystyczną dla szczepu – piękna para.
Moja ulubiona pelaverga to ta od Fratelli Alessandria – w zapachu, prócz masy owocu, subtelne nuty grzybowe i ziemiste, a w smaku intensywna ostrość papryczki chilli. Podobnie lekko ziemista jest pelaverga Basadone od Castello di Verduno – znacznie bardziej soczysta i owocowa, w smaku raczej kwaskowata wiśnia z pieprzem i chilli niż zazwyczaj dominująca truskawka.
Klasyczne nuty pelavergi znajdziemy w Verduno Pelaverga od Poderi Roset (próbowany rocznik to 2012) – jest to równocześnie pelaverga o wyjątkowo głębokim kolorze i bardzo długim, miłym, owocowym finiszu, pioruńsko pikantna i żywa.
Dla wielbicieli zaś nut lekko mięsnych – pelaverga od producenta Cantina Cadia: już w pierwszym bukiecie nuty przejrzałych truskawek, poziomek i pomidorów, które przechodzą w subtelny zapach surowego mięsa i pieprzu. W smaku wciąż charakterystyczna dla szczepu lekkość i pikantność, ale faktycznie nos inny niż pozostałe.
W trakcie moich peregrynacji w poszukiwaniu pelavergi najdłużej zabawiłam w Castello di Verduno. To jedyny z poznanych przeze mnie producentów, który nieco bardziej eksperymentuje ze szczepem. Ich białe Bellis Perennis 2013 to bardzo ciekawa biała pelaverga nie tylko o serowo-pieprznym nosie, ale też zdecydowanie słonym, parmezanowym smaku, który wcale tu się nie kłóci z nutami kwiatowymi. To wino bardzo miękkie i przyjazne, spokojnie rozwijające swoje aromaty i smaki, niespieszne i stateczne – duże, pozytywne zaskoczenie mojej podróży. Z kolei S-ciopét Brut 2011 to leżakowany dwa lata na drożdżach musak z pelavergi. W nosie poziomki z nutką piwniczną, lekko zwierzęcą. W ustach bardzo owocowe i, jak dla mnie, nieco zbyt słodkie – przypominało mi nieco rozgrzane pianki marschmallows. Producent zapewnia, że kolejna wersja musująca będzie wersją wytrawną, czyli dosage zéro i na tę czekam najbardziej, choć S-ciopét Brut zakupiłam i spróbuję do dojrzałych piemonckich serów. A dla chętnych do spróbowania jest nawet grappa z pelavergi.
Śpieszmy się kochać mniej znane szczepy – może nie odejdą.
P.S. S-ciopét Brut 2011 po powrocie już został przeze mnie spróbowany do różnych serów włoskich i francuskich. Świetnie pasuje do kozich serów z piemoncką konfiturą cugnà (robiona jest z winogron, gruszek i fig z dodatkiem orzechów laskowych i migdałów, niesamowicie łączy się z serami). Przy nich traci swoją słodycz.
Do Piemontu podróżowałam na zaproszenie Strada del Barolo oraz I Vini del Piemonte.