Odpowiednie dać rzeczy słowo
Przyznam, że żywiłem naiwną nadzieję, iż w miarę rozwoju rynku winiarskiego w Polsce, pewne słowa przestaną być nadużywane odzyskując swą jednoznaczność. Tyumczasem, mówiąc prawdę, jest jeszcze gorzej niż kiedyś. Pewnie dlatego, że wino jest coraz bardziej popularne i poszerza się krąg jego amatorów. Jeszcze szybciej zaś poszerza się grono „znawców” czerpiących wiedzę z niezbyt uważnie czytanej Wikipedii. Stąd kompletne pomieszanie materii w pojęciach podstawowych.
Pierwszym przykładem niech będzie sommelier. Wydawać by się mogło, że po zażartej dyskusji na blogu Wojtka Bońkowskiego dalsze rozstrzyganie, czy sommelier to wyłącznie sommelier praktykujący czy też pracujący np. dla importera to spór akademicki. Dobrze też, że przynajmniej w tej dyskusji nie było większych kontrowersji co do samego znaczenia słowa. Jednak o tym, że cały czas budzi ono wątpliwości niech świadczy wyznanie jednego z naszych czołowych reżyserów teatralnych, miłośnika wina. Stwierdził on, że pogłębiając swą winną pasję wziął udział w trzygodzinnym szkoleniu i jest już dyplomowanym sommelierem. Taka jest nasza rzeczywistość. Inny, przemiły zresztą, człowiek uznał, że wystarczy mu dwudniowy kurs w Collegium Vini, by uważać się za sommeliera i tak się przedstawiać.
Słabą mam nadzieję, że to się szybko zmieni, jednak sami prowadząc degustacje, szkolenia, wreszcie pisząc, możemy się do tego choć trochę przyczynić. Choć z całą pewnością nie takimi tekstami jakie zaprezentował w reklamowej gazetce sieci Piotr i Paweł pan Tomasz Fiedorowicz, jak sam się przedstawia – enolog, sommelier, restaurator i importer. I tu dochodzi drugie, szargane na prawo i lewo, na ogół bez sensu, słowo: enolog właśnie. Dla przypomnienia – enolog to fachowiec z wykształceniem wyższym, którego wiedza i umiejętności pozwalają na prowadzenie winnicy, wytwarzanie wina na wszystkich jego etapach, przewidywanie i prognozowanie ewolucji wina i dobieranie odpowiednich metod stabilizacji i dojrzewania, wreszcie zarządzanie przedsiębiorstwem winiarskim we wszystkich aspektach jego działalności. Wymaga to kilkuletnich studiów.
Nie wiem czy takie ukończył pan Tomasz, jednak wiedza jaką zaprezentował w swoim tekście pozwala w to poważnie wątpić. Zdanie: „Winnice w rejonie Bordeaux prowadzi się na ziemi gliniastej, w Burgundii na żwirowej” wskazuje, że jeżeli jakieś studia były, to raczej nie enologiczne. Zaś stwierdzenie: „Obecność rzeki, morza lub innego zbiornika wodnego w pobliżu winnicy nie tylko sprzyja absorpcji promieni słonecznych, ale także pochłania zimne powietrze” wskazuje, że nasz enolog wagarował podczas lekcji zarówno fizyki, jak i polskiego. I tu znowu wielka prośba. Używajmy słów zgodnie z przeznaczeniem, bo inaczej wkrótce okaże się, że w restauracji podaje nam fizyk molekularny (ten od kuchni), zaś paragon w supermarkecie wystawia matematyk. Choć paradoksalnie może tak się zdarzyć.