Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Odpowiednie dać rzeczy słowo

Komentarze

Przyznam, że żywiłem naiwną nadzieję, iż w miarę rozwoju rynku winiarskiego w Polsce, pewne słowa przestaną być nadużywane odzyskując swą jednoznaczność. Tyumczasem, mówiąc prawdę, jest jeszcze gorzej niż kiedyś. Pewnie dlatego, że wino jest coraz bardziej popularne i poszerza się krąg jego amatorów. Jeszcze szybciej zaś poszerza się grono „znawców” czerpiących wiedzę z niezbyt uważnie czytanej Wikipedii. Stąd kompletne pomieszanie materii w pojęciach podstawowych.

Pierwszym przykładem niech będzie sommelier. Wydawać by się mogło, że po zażartej dyskusji na blogu Wojtka Bońkowskiego dalsze rozstrzyganie, czy sommelier to wyłącznie sommelier praktykujący czy też pracujący np. dla importera to spór akademicki. Dobrze też, że przynajmniej w tej dyskusji nie było większych kontrowersji co do samego znaczenia słowa. Jednak o tym, że cały czas budzi ono wątpliwości niech świadczy wyznanie jednego z naszych czołowych reżyserów teatralnych, miłośnika wina. Stwierdził on, że pogłębiając swą winną pasję wziął udział w trzygodzinnym szkoleniu i jest już dyplomowanym sommelierem. Taka jest nasza rzeczywistość. Inny, przemiły zresztą, człowiek uznał, że wystarczy mu dwudniowy kurs w Collegium Vini, by uważać się za sommeliera i tak się przedstawiać.

Wydział Farmacji Uniwersytetu w Montpellier
Wydział Farmacji Uniwersytetu w Montpellier prowadzi renomowane studia enologiczne

Słabą mam nadzieję, że to się szybko zmieni, jednak sami prowadząc degustacje, szkolenia, wreszcie pisząc, możemy się do tego choć trochę przyczynić. Choć z całą pewnością nie takimi tekstami jakie zaprezentował w reklamowej gazetce sieci Piotr i Paweł pan Tomasz Fiedorowicz, jak sam się przedstawia – enolog, sommelier, restaurator i importer. I tu dochodzi drugie, szargane na prawo i lewo, na ogół bez sensu, słowo: enolog właśnie. Dla przypomnienia – enolog to fachowiec z wykształceniem wyższym, którego wiedza i umiejętności pozwalają na prowadzenie winnicy, wytwarzanie wina na wszystkich jego etapach, przewidywanie i prognozowanie ewolucji wina i dobieranie odpowiednich metod stabilizacji i dojrzewania, wreszcie zarządzanie przedsiębiorstwem winiarskim we wszystkich aspektach jego działalności. Wymaga to kilkuletnich studiów.

Nie wiem czy takie ukończył pan Tomasz, jednak wiedza jaką zaprezentował w swoim tekście pozwala w to poważnie wątpić. Zdanie: „Winnice w rejonie Bordeaux prowadzi się na ziemi gliniastej, w Burgundii na żwirowej” wskazuje, że jeżeli jakieś studia były, to raczej nie enologiczne. Zaś stwierdzenie: „Obecność rzeki, morza lub innego zbiornika wodnego w pobliżu winnicy nie tylko sprzyja absorpcji promieni słonecznych, ale także pochłania zimne powietrze” wskazuje, że nasz enolog wagarował podczas lekcji zarówno fizyki, jak i polskiego. I tu znowu wielka prośba. Używajmy słów zgodnie z przeznaczeniem, bo inaczej wkrótce okaże się, że w restauracji podaje nam fizyk molekularny (ten od kuchni), zaś paragon w supermarkecie wystawia matematyk. Choć paradoksalnie może tak się zdarzyć.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Lucas31

    Genialne wypunktowanie skrawka polskiej rzeczywistości w temacie wina.

  • PLONK

    Dobry tekst. Ilu ja już w życiu spotkałem „dyplomowanych sommelierów”….:-)

  • Sławomir Hapak

    Cieszyć się tylko wypada, że mamy w naszym pięknym kraju osobę tak niezmiernie wykształconą w winnej wiedzy jak Pan Tomasz. A tak przy okazji – któż to taki? Pytam nie tylko w swoim imieniu, jak sądzę, na pewno więcej osób chciałoby poznać… wszak cierpimy na pewien strukturalny niedobór autorytetów…

  • Kindofpaul

    Czy można by posunąć się dalej w naszym polskim kontekście: ryba psuje się od głowy?
    Panie Sławku, czy spotkał Pan się z sytuacją, gdy pośród winnych popularyzatorów  – mam na myśli nie tylko importerów piszących na potrzeby gazetki PiP, ale o naszych polskich redaktorach czasopism, krytykach winiarskich, osobach wypowiadających się na łamach blogów, portali itd. – również pojawiały się niejasności techniczne/technologiczne, przywoływanie błędnych informacji, interpretacji, wprowadzanie w błąd poprzez stosowania sobie wiadomych skrótów myślowych…?Nie pytam o punktowanie konkretnie kogokolwiek, ale jak Pan ocenia pod tym względem choćby piszących dla WI czy MW?

    Mógł Pan również rozwinąć myśl w kierunku kuriozów, jakie powstają np. przy próbach wyjaśnienia niektórych terminów z zakresu sztuki degustacji i opisywania wina. Tyle, że z tego mógłby powstać artykuł przekraczający ilość słów zarezerwowanych na artykuł właśnie…

    Swego czasu na forum MW Pani EW ładnie ujęła problem pojawiający się przy stosowaniu nazewnictwa i ustawiła go w kontekście kulturowym. Z grubsza chodziło o to, że w zależności od obszaru kulturowego, stosowane mogą być różne nazewnictwa na te same bodźce – ” standardowy leksykon winiarski, jakim posługujemy się opisując wino,
    zupełnie nie przystaje do azjatyckiej kultury – dlatego opracowała(Koreańska Master of Wine – przyp. ja) nowy
    słownik: liście mięty zamieniła na liście sezamowe, czarne porzeczki na
    jujubę, wprowadziła takie terminy jak algi, persymona, pitaja etc”.

    Tyle, że to przykład, może nie abstrakcyjny,ale dość odległy. Wystarczy powchodzić na kilka różnych stron, gdzie mienią się informacje sprzeczne z innymi, choćby w kontekście nazewnictwa i terminów degustacyjnych. A cóż dopiero, gdy wchodzić na grunt technologiczny – czyli enologii, o której Pan wspomina. Oddziaływania pewnych rzeczy, immanentnych składowych wina na inne. Wtedy już pomieszanie z poplątaniem. I myślę, że nawet jeśli nie tutaj, w oficjalnej odpowiedzi, po cichu, przyzna mi Pan choć część racji…Oczywiście nie tyczy to tylko tej dziedziny – winnej. Spory terminologiczno-technologiczne i paplanie „głupot” zdarza się zapewne w większości dziedzin, a jeśli nie, jakieś jej części, ale jednak nie jest to osobnicza „kwestia winna”…
     
    Adept winiarski, jeśli nie chce pleść głupot, tępo powtarzać rzeczy zasłyszane, bez krytycznego myślenia, musi się nieźle nagimnastykować, by usystematyzować gruntownie swoją wiedzę i przebić przez gąszcz mylnych informacji…Także to nie tylko Wikipedia…

    • Sławomir Hapak

      Kindofpaul

       porusza Pan jakby dwa odrębne tematy…
      jeden, to nazewnictwo winiarskie, którego „dostosowywanie” do lokalnych potrzeb jak najbardziej popieram – skóra mi już cierpnie, gdy czytam kolejny opis wina, w którym roi się od passifloty, litchee i kwiatu pomarańczy… nawet, jeśli to trafne i dokładne skojarzenia, to w polskich realiach nic one nikomu nie mówią, poza kilkoma wtajemniczonymi…
      szczytem w tej dziedzinie jest dla mnie odwiecznie pojawiający się głóg w opisach viogniera; dla niewtajemniczonych – polski głóg, zarówno kwiat jak i owoc, jest praktycznie bezzapachowy…

      osobna kwestia, to (nad)używanie niekoniecznie zrozumiałych powszechnie tytułów, co jest nagminne, niestety… ostatnio sam zostałem „zatytułowany” sommelierem w zaproszeniu na jakąś degustację… a jako żywo nie jestem nim… ale reakcja była natychmiastowa, zatem mam nadzieję że nikt nie zauważył i koledzy nie będą mnie wytykali palcami…
      ale Pan Tomasz pojechał ostro i bez miłosierdzia, co powinno się piętnować żelazem… no, chyba że wyciągnie z szuflady stosowne dyplomy, a wtedy pójdziemy wszyscy w pokucie z pielgrzymką do Kompostelli…
      słowem co innego czyjś błąd lub pomyłka techniczna czy nazewnicza, co innego zaś świadome nadużycia czy działania w złej woli…

      • Sławek Chrzczonowicz

        Sławomir Hapak

         Panie Sławku,
        nie byłbym tak kategoryczny. Jednak passiflora czyli marakuja to aromat dośc w Polsce znany, choćby z wielu likierów – Passoa itp
        pozdrawiam

        Slawek Chrzczonowicz

        • Sławomir Hapak

          Sławek Chrzczonowicz

          Panie Sławku!
          racja – pijący likiery mają nieco łatwiej…
          ja, poirytowany kiedyś własną niewiedzą, poszedłem na znajomy stragan z owocami (tu pozdrawiam uroczą złotowłosą właścicielkę!) i nabyłem w drodze kupna wszystko, czego na pierwszy rzut oka nie rozpoznawałem… ale to tylko półśrodek, niestety, bo metoda ta jest skuteczna tylko w rejestrach owocowych…
          a żeby rozpoznawać „orange blossom”, trzeba już osobiście odwiedzić gaj pomarańczowy, i to o właściwej porze roku…
          a co ze słynnym „air of provance”? jeszcze trudniej…
          tak, że jestem w sumie zwolennikiem szukania polskich odpowiedników południowych aromatów, szczególnie jeśli opis wina ma być czytelny dla „przeciętnego kowalskiego”…
          Do Miłego!
          (też) Sławek___

    • Sławomir Chrzczonowicz

      Kindofpaul

       Poruszył Pan bardzo dużo spraw na raz ale co tam. Sprawa pierwsza – terminy degustacyjne. Dla mnie są tu dwa problemy – jeden to ewidentne grafomaństwo w tworzeniu opisów win. Niestety,  żeby pięknie i poetycko opisać wino trzeba być Bieńczykiem, żeby je opisać rzeczowo a ironicznie trzeba być Bońkowskim. Ja tego nie potrafię, więc nie robię – choć nie wykluczam, że parę razy o grafomanię mogłem się otrzeć. Staram się jednak tego unikać i w opisach win podaję: jak pachną, jak smakują, do czego bym je podał. jeśli chodzi o różnice kulturowe i ich konsekwencje to nie jestem tu raczej kompetentny, choć  mogę opisać swoja przygodę. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem w supermarkecie małe brązowo szare twarde kulki, czyli owoce liczi jak się później dowiedziałem, rozgryzłem jeden, powąchałem i zawołałem: kurczę, to pachnie jak gewurztraminer Więc coś tam na rzeczy jest. Proszę też mnie nie nakłaniać do oceniania kompetencji autorów MW czy innych. Ja na przykład po dwudziestu latach, naprawdę wytężonej pracy ciągle się uczę. Nie mnie  więc oceniać innych. Oczywiście mam ulubioną listę  publikacji czy to drukowanych czy w internecie, przy których zawsze mogę się pośmiać (lub zapłakać), ale nie są to raczej autorzy WI czy MW. Oczywiście każdy z tam piszących, ze mną włącznie ma też słabsze momenty i coś tam pobredzi, ale to raczej w kierunku grafomaństwa niż niewiedzy
      Oddzielny rozdział to tłumacze. I tu bywa dramat – raz z powodu nieznajomości terminologii i braku orientacji w temacie, ale niestety często także ewidentnych braków w polszczyźnie.
      pozdrawiam
      Slawek Chrzczonowicz

      • Kindofpaul

        Sławomir Chrzczonowicz

        Panie Sławku, rzeczywiście pisałem o dwóch różnych rzeczach, ale Pan przeto też o Sommelierze i Enologu…Cenię Pana skromność, gdy pisze Pan, że przez 20 lat cały czas się Pan uczy…To zdanie koresponduje też z szeroką dyskusją „poczytaj mi mamo”. Nie jest łatwo. 

        Z dwu rzeczy, które poruszyłem, bardziej niż terminologia degustacyjna, choć to tez ważne, bo równie może namieszać w głowie, istotniejsza jest dla mnie umiejętność wyjaśnienia niuansów pomiędzy garbnikami z beczki a z gron, w kontekście potencjału dojrzewania. Tak jak Pan to zrobił na wiadomym blogu. Dlaczego dla mnie to ważne? Bo zastanawiam się, czy jeśli mam przebeczkowaną w stylu butelkę wina, to powinienem  już jej nie brać do ust, jeśli mi ten styl nie odpowiada, czy też powinienem ją włożyć do piwniczki i poczekać…niby oczywistość, ale okazuje się że w przypadku garbników z beczki mogę być zmuszonym poczekać dłużej…  

        Szukając różnych odpowiedzi na różne pytania nie zawsze odnajdę merytoryczną odpowiedź. A to są rzeczy praktyczne. Za szukaniem merytorycznych odpowiedzi przemawia utylitaryzm. A tych nie każdy potrafi udzielić, i nie wiem czy to tylko kwestia grafomanii. W pewnej mierze na pewno. Z drugiej strony, tak jak Pan Marek odtłuszcza schaba, i ja nie muszę znać całego równania fermentacji, mas molowych itd., wiedza jednak, że w trakcie fermentacji ulega przemianie cukier w alkohol, jest nader utylitarna – że jak biorę wino z cieplejszych regionów, to tego alkoholu będzie więcej, bo cukru w gronach było sporo…itd itp.

        Schaba można odtłuścić, ale też zrobić z niego wióry…

  • Gość

    Z moich obserwacji, prawdziwi sommelierzy, Ci którzy stale pogłębiają swoja wiedzę i przede wszystkim pracują w zawodzie sommeliera (niezależnie czy u importera, w winebarze, czy w dobrej restauracji) nie chwalą się swoimi dyplomami i ukończonymi szkołami. Ich energia skupia się na pracy, a nie na gloryfikowaniu swojego tytułu.
    Pozdrawiam wszystkich prawdziwych sommelierów :)

    • Marek Bienczyk

      Gość

       Drogi Sławku enologu, Ty przynajmniej jako chemik z wykształcenia masz papiery na to piękne określenie, lecz co mają zrobić inni? Od lat widuję w swoich biogramach nieodmiennie owego „enologa”, najpierw walczyłem, prostowałem, mówiłem coś o „krytyku winiarskim”, lecz nie dało rady, machnąłem ręką. A że ze chemii miałem na ogół ocenę niedostateczną, nazywaną (w mojej szkole) popularnie „schabem”, mam poczucie, że późno bo późno, lecz wreszcie wziąłem rewanż na szanownej pani od chemii. Odtłuściłem schaba. 

      • Sławek Chrzczonowicz

        Marek Bienczyk

        Marku,

        Ty przynajmniej w moim życiu byłeś źródłem niemałej satysfakcji. Otóż nie wiem czy pamiętasz, kiedy byliśmy w jury jednego z konkursów we Francji, na liście jurorów przedstawiono nas tak: Marek Bieńczyk dziennikarz – free lancer, Sławomir Chrzczonowicz – pisarz. Do dziś to sobie czasem czytam, żeby się dowartościować. Tak na poważnie znajomość chemii pomaga z pewnością, jednak najwięcej nauczyłem się podczas wizyt w winnicach i dyskusji z winiarzami, zwłaszcza jeśli towarzyszyli mi ludzie kompetentni, którzy pomogli mi pewne rzeczy lepiej przetłumaczyć i lepiej zrozumieć. Paru takich w Polsce jest.
        Sciskam
        Sławek

  • Magdalena Bogucka Joly

    Mysle, ze wspomniana wyzej osoba jest jedna z nielicznych, mogacych sie poszczycic obydwoma tytulami na raz – sommeilera i enologa ! Brawo ! Zazwyczaj kazdy z tych zawodow wymaga lat studiow i doswiadczenia, co calkiem wprawnie wytlumaczyl Slawek. No i w dodatku restaurator i importer …Ahh! Dodam tez, ze do przeprowadzania niektorych procesow winiarskich sa upowaznieni jedynie enolodzy (czyt. dyplomowani).
    A na koniec dorzuce juz tylko tyle iz wg mnie czlowiek im madrzejszy tym skromniejszy. Pozdrawiam

  • Kindofpaul

    W jednej z odpowiedzi poruszył Pan bardzo ważną kwestię – tłumaczeń. Trudno ocenić, jak wielkie spustoszenie w głowie niosą za sobą mylne, wynikające z niezrozumienia terminologii, tłumaczenia. W jak krzaczaste maliny początkujący mogą być wpuszczeni, jeśli zaczną swą edukacje od niefortunnie przetłumaczonej pozycji. Tak wiele się później nie zgadza – człowiek niby coś przeczytał, chciałby o tym rozmawiać, a tu się okazuje, że ktoś coś źle przetłumaczył i że się przyjęło ogromny błąd w założeniach…strasznie to destrukcyjne..Potrafimy się sprzeczać o architektury fasad podczas gdy za nimi potiomkowska pustka stoi…

    Stąd apele o ujednolicanie rozumienia różnych terminów, zagadnień, by więcej taki Pan Tomasz importer, sommelier i enolog nie mieszał w głowach. Oczywiście możemy się wszyscy odwołać do literatury…ale tu diabeł tkwi w szczegółach…szczegółach czasami dowolnie tłumaczonych…

    • Sławek Chrzczonowicz

      Kindofpaul

      Żeby nie być gołosłownym – maceracja prefermentacyjna, coraz częściej stosowana przy białych winach została przetłumaczona dosłownie z angielskiego jako – moczenie na zimno, absurdalnie ale dokładnie zgodne z terminem angielskim. Tu jednak tłumacz czuł ze cos nie gra i zapytał. Jednak w wielu innych przypadkach, a zajmuje sie redagowaniem książek winiarskich bywa śmiesznie i strasznie

      • Mateusz Papiernik

        Sławek Chrzczonowicz

        Pomysł może głupi… ale może to miejsce, by na Winicjatywie w z jakiegoś artykułu uczynić drobny słowniczek terminów winiarskich?

        Bardzo często borykam się z tym sam, czytując głównie prasę i blogi zagraniczne. Licho wie, ile błędów regularnie popełniam starając się pisać z użyciem polskiej terminologii, kompletnie nieświadomie.

        Maceracja prefermentacyjna to dość gruby kaliber, ale wątpliwości i niejasnosci to codzienność przy dużo bardziej powszechnych terminach, zdaje się.

        • Anonim

          Mateusz Papiernik

          Dziękujemy za sugestię, słowniczek jest w przygotowaniu :)