Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Coś w Polsce pękło

Komentarze

Może nie z dnia na dzień, nie z tygodnia na tydzień, ale z miesiąca na miesiąc, z roku na rok nasza mała winiarska fiksacja przestaje być czymś egzotycznym i pomijalnym. Okazuje się, przyjaciele, że nie siedzimy sobie w jakiejś dziwacznej niszy, niczym fani Star Treka. Otóż, my kroczymy w awangardzie zmian. Kształtujemy trendy, dyktujemy modę, przekraczamy ostateczną granicę where no man has gone before.

W weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej” (28-29 września 2012) Piotr Miączyński i Leszek Kostrzewski publikują mały raport na temat wina w Polsce pt. Morze wina w tanim sklepie. Wg danych przytoczonych przez autorów wino pije już 45% Polaków, a 25% robi to do posiłków. Co więcej, badania pokazują, że w 2017 roku konsumpcja wina w Polsce wzrośnie o kolejne 32%. W walce o tych, atrakcyjnych z punktu widzenia marketingowego, bo lepiej wykształconych i zamożniejszych konsumentów, prym wiodą dyskonty, w których sprzedaje się już 40-50% wina w Polsce, podczas gdy jeszcze w 2009 roku było to zaledwie 20%.

opiwe

Autorzy przedmiotowego tekstu w dość ciemnych barwach odmalowują winiarską wiedzę Polaków, kontrastując z rosnącymi wynikami sprzedaży wina powszechną w jego dziedzinie – zdaniem dziennikarzy – ignorancję. I tak tylko co 20. rodak potrafi wymienić po jednej odmianie białych i czerwonych winorośli, ponad 60% nie orientuje się o co chodzi z osobnymi kieliszkami do bieli i czerwieni, mniej niż połowa wie, w jakiej temperaturze należy serwować czerwone wino… Ale moim zdaniem w takim postawieniu sprawy jest sporo zwykłego czepialstwa – czy 40% Polaków, którzy wiedzą, dlaczego białe i czerwone wina pija się z innych kieliszków, to jest mało? Czy fakt, że tylko 7% Polaków zdaje sobie sprawę, iż wina nalewa się do „najszerszego miejsca w kieliszku” oznacza, że w paryskim bistro, w którym leją wina po brzegi kielicha, po prostu się na tym nie znają? Naciągane te zarzuty i oderwane od życia.

Andrzej „Żabka” Strzelczyk. © Poradnik Handlowca.

Zwłaszcza, że Polacy pytani o to, co oznacza dla nich dobre wino, leją nam miód na serduszka. Najwięcej, bo 24% z odpowiada, że jest to wino „rekomendowane przez specjalistę”. To moim zdaniem odpowiedź, w obliczu której powinniśmy, przyjaciele, pochylić głowy przed Tomkiem Koleckim-MajewiczemAndrzejem Strzelczykiem i innymi autorytetami ze środowiska, które zdecydowały się na współpracę z dużymi sieciami handlowymi – narażając się na kuluarowe półuśmieszki i wytykanie motywacji finansowej. Tymczasem oni po prostu robią bardzo dobrą robotę. Sam mam przy tym odrobinę – toutes proportions gardées – satysfakcji z podjętej rok temu decyzji, by pisywać felietony dla Magazynu Tesco Alkohole. Nie ma z tego kokosów, ryzyko obciachu spore, a tu proszę – jednak pozytywistyczna praca u podstaw. Siłaczka, psia jej mać!

No, ale nie o mnie przecież. Zdrowie naszych pionierów, a zwłaszcza Andrzeja, firmującego ofertę Żabki – bo to jest sklep , który mam pod domem i z którego półek straszyły mnie przez lata wyroby winopodobne. A teraz? Do wyboru do koloru, przyzwoite prosecco, ze dwa całkiem pijalne chianti, miłe, choć nieco wodniste bordeaux oraz prawdziwa perełka – świetny morawski Ryzlink rýnský 2011 produkowany przez Habánské sklepy. Winiarstwo to tyleż duże co uznane, o tradycjach sięgających XVII wieku, więc jego obecność na żabkowej półce nieco mnie zdziwiła – cóż, człowiek nieustannie walczy także z własnymi uprzedzeniami. Pyszne jest to wino, przyjaciele, mineralno-kwiatowe w nosie, zbudowane solidnie, choć z subtelnej materii, konsekwentne i soczyste, z wyważoną cytrusową kwasowością. I kosztuje, uwaga, 19,90. Do dwóch dych!

Morawy do dwóch dych. © Kuba Janicki.

Cud, chciałoby się powiedzieć, ale w biznesie nie ma cudów. Jest kalkulacja. I z tej kalkulacji wyszło, że ten Ryzlink rýnský 2011 opłaca się sprzedawać w takiej cenie. Jakimś cudem. Więc jego kieliszkiem wznoszę teraz mały toaścik – za przyszłość wina w Polsce, przyjaciele! Choć nadal ze względów ideowych w tego typu sklepach kupuję wino wtedy, kiedy nie mam wyboru – cieszę się, że kiedy już tam trafię, to mam wybór. I z uśmiechem na twarzy oraz dobrą flaszką pod pachą mogę zawołać: Beam me up, Scotty!

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • koluszek

    Ryzlink rýnský – bardzo dobre wino, w tym roku przywiozłem je z Czech gdzie w tamtejszym supermarkecie kosztowało w przeliczeniu 16 zł :) także dużej przebitki nie ma i na pewno wrócę do tego wina.

  • Wojciech Bońkowski

    Wydaje mi się że pijecie pro domo sua Towarzyszu. „Rekomendowane przez specjalistę” – ludziska wybierały tę odpowiedź bo była im podsunięta w szablonie, a była podsunięta dlatego że badanie zamówił Lidl u którego wina rekomendują specjaliści. (Na takiej samej zasadzie jak rok temu w ankiecie Winicjatywy 65% respondentów kierowało się rekomendacjami Winicjatywy).

    Prawda jest taka, że konsumpcja wina w Polsce rośnie nie dzięki Strzelczykowi czy Koleckiemu (obu Panów uwielbiam i pozdrawiam), ale dlatego, że to wino leży w dyskoncie za 14,99 zł i nie capi. I dlatego, że ogólny rozwój wielkomiejskiej mózgownicy w Polsce jest taki jak wszędzie na świecie w krajach rozwiniętych: mniej wódy, mniej golonki, więcej krewetek, więcej oliwy z oliwek, więcej wina. W zeszłym roku w Chinach konsumpcja wina wzrosła o 15% i stało się to, o dziwo, bez pomocy Andrzeja Strzelczyka.

    Tak naprawdę te wszystkie „rekomendacje” w Polsce są takim trochę postfeudalnym przeżytkiem. W normalnych krajach takie cóś nie występuje. Byłem tydzień temu w trzech supermarketach w Australii, wiosną obszedłem wszystkie liczące się w Anglii i nie widziałem w dziale wina żadnej sommelierskiej mordki. Tamtym konsumentom już nie trzeba „rekomendować”. Za to pracują intensywnie na zapleczu, degustując tysiące win żeby proponować lepszy produkt od konkurencji. I wtedy faktycznie coś „pęknie”.

    A cały ten artykuł z Gazety Wyborczej budzi politowanie niestety, poczynając od „heavy userów” pijących kilka razy w miesiącu. Nie trzeba być orłem z matematyki, żeby policzyć:
    45% Polaków pije wino = 17 mln ludzi
    35% pijących pije częściej niż raz w miesiącu = 6 mln ludzi
    6 mln ludzi pije 2 butelki w miesiącu = 144 mln butelek, do tego pozostałe 11 mln pijących.

    Tymczasem 2012 roku w Polsce sprzedano 115 mln butelek wina… ale to wg innych, trochę poważniejszych źródeł.

    • Radek Rutkowski

      Wojciech Bońkowski

      Wychodzi na to, że jestem „very heavy user” :).

    • p. Marian

      Wojciech Bońkowski

      Cieszy mnie taki opis wszelkich „rekomendacji”. Liczę że rynek wina będzie bardziej rozwijał się przez ciekawość konsumenta i odkrywanie coraz to nowych regionów, rejonów i smaków, a nie tylko wklejenie „znanej” w światku twarzy do produktu po to by nawet gdy wino nam nie smakuje, jednak smakowało… gdyż to rekomendacja sommeliera.

    • Marcin Jagodziński

      Wojciech Bońkowski

      Ciekawe, jakie byłyby wyniki pytania otwartego „kim jest sommelier”.

      • Anonim

        Marcin Jagodziński

        O, to już kiedyś było :)

    • JG

      Wojciech Bońkowski

      > 35% pijących pije częściej niż raz w miesiącu = 6 mln ludzi
      > 6 mln ludzi pije 2 butelki w miesiącu = 144 mln butelek

      Wydaje mi się, że niekoniecznie jest to równoważne. W końcu niektórzy wypijają jednorazowo mniej niż 1 butelkę wina :)

      • Wojciech Bońkowski

        JG

        Jasne, a niektórzy wypijają wino z tej samej butelki i zaniżają sprzedaż ;-)
        Chodziło mi o zwrócenie uwagi na te piramidalne stastystyki, m.in. 45% konsumentów wina skoro dotychczasowe badania mówią o 15% pijących wino w tym kraju (w tym okazjonalnie).

  • Laura

    Pewnie sporo zawyżam te liczby, bo piwniczkę mam pełną. Ale od tego wina są, by je zakupić i wypić. Specjalna okazja nie jest potrzebna, każdy dzień jest dobry by świętować. A generalnie jak nie wyjdę z marketu bez butelki ,znaczy że coś ze mną tego dnia nie tak. Po promocyjne Chablis na Słowacji wracałam 3 razy…ale warto było, po Niemieckie Mummy, które kocham ,potrafię do półek trzy razy wracać. No winna Europa jest super…

  • Marcin Jagodziński

    Niezależnie od tego, że zgadzam się z tym, co napisał Wojtek, to jednak coś się ruszyło. Sklepy, które – wydawałoby się – będą raczej kusiły wyłącznie niskimi cenami – wykorzystują jednak efekt skali i sprzedają poza kadarkoimyglikosbikaverami w miarę niezłe wina. Jeszcze 3 lata temu wydawało się, że będzie to tylko Biedronka, z racji portugalskich korzeni i tego, że akurat w Portugalii wina są tanie. Potem jednak dołączył się Lidl z ofertą francuską i ciekawymi czasem innymi winami (np. Santorini). Potem Żabka z opisywanym tu asortymentem oraz jednym z najlepszych verde na rynku. Trochę sieci francuskie przespały, bo chociaż bardzo powiększyły sieć, oferta jest słaba (aczkolwiek Carrefour jakby zbudził się trochę ze snu i sprowadził sporo pijalnej Francji). Wino stało się jakoś tam ważne, nie można sprowadzić do sieci sklepów wyłącznie win francuskich z Nowego Tomyśla i spać spokojnie. Ma to na pewno wpływ na wzrost konsumpcji wina. Trzeba pamiętać, że działa nie tylko ten trend, o którym pisze Wojtek „mniej karkówki, więcej tuńczyka błękitnopłetwego”, ale tez przeciwstawny mu trend spadku konsumpcji wina wśród młodzieży. U nas on ginie w ogólnym, sumarycznym trendzie wzrostowym, ale nie byłbym pewien, czy ten wzrost by był, gdyby w Biedronkach nadal leżały wyłącznie ponure Kagory i Krwie Bycze zamiast wesołych Alentejo i Jacobs Creeków.

    Pęknąć to chyba nie pękło, a nasza nisza nie jest mniej niszowa, ale trudno nie zauważać zmian.

    • Wojciech Bońkowski

      Marcin Jagodziński

      Na czym opierasz stwierdzenie „przeciwstawny mu trend spadku konsumpcji wina wśród młodzieży”? Masz jakieś dane? O ile pamiętam czasy gdy sam należałem do młodzieży, to ona nigdy specjalnie wina gronowego nie konsumowała. Wątpię żeby tu w Polsce następował spadek. To jest też sprawa ekonomiczna (cena promila alkoholu we krwi w zależności od typu alkoholu).

      • Marcin Jagodziński

        Wojciech Bońkowski

        Nie następuje spadek, ale gdyby nie dyskonty/średnie sklepy sieciowe, moim zdaniem konsumpcja byłaby zupełnie przyzerowa.

        • KRYSTIAN

          Marcin Jagodziński

          Ma Pan racje, gdyby nie dyskonty, wino kupowaliby i interesowaliby się nim, tylko ci, którzy kupują je w sklepach specjalistycznych, oraz osoby z ich otoczenia przez nich wprowadzone, a jest nich w Polsce niewielu.Przeanalizowałem preferencje moich znajomych. Pierwsza grupa , poznaje wino poprzez dyskonty właśnie, i tą drogą trafia do sklepów specjalistycznych, to jest jakieś 7 osób, kupują regularnie wino, dzięki dyskontom, żadna z nich nie kupuje win rekomendowanych przez panów sommelierów spoglądających z plakatów, bo rozumieją słowo marketing, Najczęściej wybierają butelki polecane przez winicjatywę ( bez wazeliniarstwa, wpis nie jest sponsorowany przez winicjatywę;), która najszybciej reaguje na nowe oferty sklepów. Druga grupa to ludzie pijący ”winko z lampeczek”, dla której najwyższą rekomendacją jest :słodkie, półsłodkie i do 12zł i ta grupa jest raczej niereformowalna. Oczywiście są wśród tych dwóch grup ludzie pijący wino, dlatego że jest modne, inni ,bo podobno jest zdrowe. Tak czy siak, gdybym cofnął się o 5 lat wstecz, na imprezie, kolacji, grillu, stałbym sam z butelką wina, odpierając falę wódy i marnych koncernowych browarów. Chwała za te zmiany dyskontom, Winicjatywie i innym podobnym portalom. Mały raport, mało przemyślany.

          • p. Marian

            KRYSTIAN

            Wrzucanie na piedestał dyskontów nie jest dobre dla rynku wina – nie mówmy że krzewią kulturę winiarstwa bo nie raz spotkaliśmy się z próbą sprzedaży wina za wszelką cenę i kosztem jakości – starając się wmówić ludziom że np. Barolo za 30 zł to właśnie kwintesencja tego wspaniałego wina. Ciągle rozwijająca się kultura picia wina rozwijana była przez sklepy mniej lub bardziej specjalistyczne, to one zaczynały budować ten rynek, a jak już pojawił się konsument to trzeba go przyciągnąć ceną kosztem często jakości. Nie chcę by ograniczyć świat wina tylko do kilku produktów z dyskontu plus duży budżet na marketing.

          • Wojciech Bońkowski

            p. Marian

            O ile dobrze pamiętam to sklepy specjalistyczne przed nadejściem dyskontów zajmowały się głównie marżowaniem 100% i wciskaniem przemysłowego Merlot z Chile za 59,90. Z chwalebnymi wyjątkami, ale to była jednak dominująca tendencja.

          • p. Marian

            Wojciech Bońkowski

            Oczywiście zgadzam się i z tym zdaniem – jednak w wielu przypadkach te marżowanie wynika z kosztów obrotu i sprzedaży wina, logistyki, samej obsługi celnej (kto sprowadza wino ten wie). I oczywiście mimo marżowania 100 % nie zauważyłem krezusów rynku wina którzy by zbili na tym fortunę. Oczywiście dyskont, supermarket czy sklep specjalistyczny w tej chwili faktycznie wpływa na wyrównanie rynku i jego rozwój jednak bardziej dostrzegam zagrożenia dla pozostałych podmiotów przy dominacji dyskontu – i nie tyle że nie napijemy się dobrego taniego wina tylko że nie znajdziemy „perełek”, które często w szerszej gamie występują w sklepach bardziej specjalistycznych. Jestem za tym by np. taki portal jak „winicjatywa” (i inne portale winiarskie) bardziej dostrzegały cały rynek, a nie od dnia wczorajszego w każdym portalu o dziwo już jest ocena win z Lidla (nakłady na marketing się zwracają). Dla zjadacza chleba często przejście po kilku portalach powoduje wrażenie że faktycznie wino w Polsce to tylko dyskont i tam tylko jest to wino prawdziwe, właściwe i słuszne.

          • Wojciech Bońkowski

            p. Marian

            Nie jestem ślepy na zagrożenia związane z ekspansją dyskontów – od początku opisywałem takie sprawy jak podejrzanie niskie ceny niektórych win (niższe niż w kraju produkcji) albo niedawny myk z winem Vivigarda w Biedronce (różny produkt pod tą samą etykietą).
            Jednak z punktu widzenia konsumenta liczy się to, jakie dobre wina można kupić w tych sklepach.
            A co do równowagi w opisywaniu win z marketów i sklepów specjalistycznych – była już o tym mowa. We wrześniu na 52 teksty opublikowane na Winicjatywie 10 dotyczyły win marketowych. Czyli poświęcamy marketom 20% miejsca, a sprzedają one grubo ponad 50% wina w Polsce. To raczej markety powinny się czuć „niedoreprezentowane” na naszym portalu. Nie wypowiadam się na temat innych portali i blogów.

          • Perła Korony Polskiej

            p. Marian

            To prawda. Ta nachalna promocja lidla jest już wręcz żenująca. To już gierek był subtelniejszy w swej propagandzie. A wspomniany przeze mnie artykuł Winnica mazurka” poświęcony winom lidla, to w ogóle powinien być oznaczony jako „Tekst sponsorowany”…

          • Marcin Jagodziński

            p. Marian

            To ja wyjaśnię to zdziwienie jak pierwszoklasiście:

            A.

            1. Lidl ma ponad 450 sklepów w Polsce.
            2. 450 sklepów to dużo. Bardzo dużo.
            3. Dużo sklepów to znaczy, że prawie każdy ma jakiegoś Lidla blisko i może być potencjalnie zainteresowany tym, co może tam kupić.

            B.
            1. Lidl sprowadził do tych sklepów ciekawą ofertą win z Francji.
            2. Takiej oferty Bordeaux nie mają inne markety (z małymi wyjątkami) i (z większymi wyjątkami) nawet niektóre sklepy specjalistyczne.
            3. W ofercie Lidla są zarówno wina za 15 zł jak i wina z renomowanych zamków bordoskich, do tego z dobrych roczników i w niezłych cenach.

            C.
            1. Lidl zorganizował profesjonalną degustację dla mediów.

            2. Skoro Lidl zorganizował degustację, to osoby piszące o winie miały szanse spróbować tych win.
            3. Skoro spróbowały tych win, to znaczy, że miały gotowy temat.

            I dodając C+B+A: Osoby piszące o winie, miały okazję spróbować bardzo ciekawej gamy win francuskich, która dostępna będzie w aż 450 sklepach w Polsce.

            Wynik dodawania: najmniejsze zdziwienie świata, że o tych winach się pisze.

          • Wojciech Bońkowski

            Marcin Jagodziński

            Amen. A teraz wyjaśnij jak flejmowi, a nie jak pierwszoklasiście ;-)

          • KRYSTIAN

            p. Marian

            Nikt nie przeczy, że to sklepy specjalistyczne budowały rynek wina, ale równie dobrze i często nabijały klienta w butelkę. Dyskonty przyczyniają się do rozwoju rynku wina w Polsce, to jest fakt niezaprzeczalny i uważam ,że zrobiły bardzo pożyteczną robotę, oczywiście mają też sporo za uszami i nie robią tego bynajmniej z powodów altruistycznych. Wreszcie mamy w Polsce sytuacje kiedy rodzi się zdrowy rynek wina,zdrowa konkurencja, marne sklepy specjalistyczne przestają oszukiwać klienta, dobre sklepy specjalistyczne zaczynają otwierać się na klienta początkującego. wszystko zmierza w stronę normalności, a zyskujemy na tym my wszyscy, bo łamany jest przede wszystkim monopol gorzelniany. Zresztą podobna dyskusja na Winicjatywie już się, kiedyś odbyła z okazji tekstu o nowej ofercie biedronki. Jak to w Polsce każdy miał rację. Na marginesie, jakieś dwa tygodnie temu kupiłem jakieś bordeaux, zachwalane przez sprzedawcę, po powrocie okazało się ,że butelka za która zapłaciłem 88zł, w innych sklepach kosztuje 40zł..

  • deo

    @”ponad 60% nie orientuje się o co chodzi z osobnymi kieliszkami do bieli i czerwieni” – no właśnie, o co chodzi? w tym artykule (przypadkiem go czytałem) było chyba napisane, że chodzi o zapach. Kompletna bzdura, podobnie jak w ogóle twierdzenie, że kieliszki dzielą się na te do wina białego i te do czerwonego. Po pierwsze jeden dobry model kieliszka może służyć do wszystkich win, po drugie, jeśli już używać różnych, to ważniejsze są inne cechy wina niż tylko kolor – np. ciężar, złożoność, aromat. W tym artykule było, o ile pamiętam, napisane, ze pisanie o różnych kieliszkach do win białych i czerwonych to wcale nie jest chwyt marketingowy zastosowany w celu zwiększenia sprzedaży. A co to jest? Z innego źródła wiem, że Lidl oprócz nowej oferty win francuskich z górnej półki będzie też sprzedawał kieliszki. Przypuszczam, że będą „do białego” i „do czerwonego”. Zabawne to wszystko razem, prawda?

    A przy okazji: nie wiem, jak będzie z nową ofertą win francuskich, ale poprzednia dała efekt zdumiewający: okazało się, że narzekamy na wysokie ceny wina w Polsce, ale kiedy mamy możliwość zakupu dobrych butelek w cenach europejskich, to… nie kupujemy! W każdym razie we Wrocławiu te bordosy zalegają na półkach, a teoretycznie powinny, przynajmniej niektóre, zniknąć w ciągu tygodnia. Myślę, że znaczna część konsumentów droższych win wyrobiła w sobie nawyk kupowania ich za granicą i nawet nie zwraca uwagi na to, co oferują nasze sklepy.

    • Wojciech Bońkowski

      deo

      No, coś w tym jest ;-) Ja też nie wierzę zupełnie w „sprzedaż, która przerosła wszelkie oczekiwania [Lidla]” w przypadku Chateau L’Arrosee, bo też widziałem to wino kurzące się w każdym absolutnie sklepie Lidla, jaki odwiedziłem.
      Prawdą jest natomiast że taki flaszki jak Alsace Riesling czy Chablis schodziły błyskawicznie a kosztowały sporo powyżej polskiej średniej (16 zł).
      Zgoda co do jednego – wrzucanie GCC do Lidla to jest chwyt marketingowy, jak widać po artykułach w prasie ogólnej, skłądających się w 40% z informacji prasowej przesyłanej przez Lidla – chwyt skuteczny. My winomani jesteśmy od trzeźwiejszego spojrzenia na te oferty i głosowania portfelem – kupujmy to, co jest faktycznie warte. Ja Talbota nie kupię – cenę w Lidlu ma dobrą w kontekście rynkowym, ale obiektywnie nie jest wart tych pieniędzy. Tak jak pisałem, lepiej wziąć Fronsaka.
      Pozdrawiam Wrocław.

    • Gismo

      deo

      Też uważam, że wiele win z nowej ofert lidla to pomyłka… Przeciętny Polak, z przeciętną płacą dwa dni musi pracować, żeby kupić flaszkę, choćby nie wiem jak snobistyczną, to jednak przechowywaną w niewiadomych warunkach… Nie chcę krakać, ale jak te wina poleżą pod tymi halogenami z dłuższy czas, to mało będą warte… Drogie wina tak! Na specjalne okazje, ale kupowane w sklepach specjalistycznych!!!

      • Wojciech Bońkowski

        Gismo

        A w sklepach specjalistycznycn nie ma halogenów?

        • Gismo

          Wojciech Bońkowski

          Nie wiem Panie Wojciechu, być może odwiedzamy różne sklepy, ale tam gdzie ja chadzam wina po 200 zł są przechowywane w chłodziarkach, a nie prażą się zakurzone na ogrzanych halogenami półkach… :-(

          • Wojciech Bońkowski

            Gismo

            To widać że dużo tych flaszek sprzedają skoro mają miejsce w lodówkach na wszystkie ;-)
            Już bym tak nie demonizował z tymi halogenami. Jeśli wino zostanie wystawione w Lidlu w poniedziałek a w środę ktoś je kupi to halogen mu nie zrobi wielkiej różnicy.

        • Enoteca Nova

          Wojciech Bońkowski

          Jeśli pomieszczenie nie jest przesadnie ciemne-nie ma potrzeby stosowania halogenów. Zapraszam na Białołękę :)

  • denko

    Drogi Koubo! Bardzo lubię marketyngove jingle na temat wina, niezależnie od osoby promującej poprawiają mi humor..Twoich jeszcze nie czytałem, nadrobię!
    P.S. Dość surovy w wyrazie Ryzlink rýnský mignął w dyskoncie (jakim? to pytanie do p. POsła Stefana entomologa;) jakieś 2 lata temu po 11,99zł i zniknął -widocznie się nie karkulował był. Obecnie habanske czerwone w PiP (tu: nie znaczy koniecznie” dużo” , ale że w supermarkecie dla wyższejszej upper class) w cenie do 2 dych właśnie. Pzdr.