O grzesznych kucharzach
Byłam ostatnio w jednej z moich ulubionych warszawskich restauracji. Był to dzień, w którym pojawiło się nowe menu. Lubię miejsca, w których dania często się zmieniają, choćby i codziennie, a wybór nie jest za wielki. Mam wrażenie, że kucharz nie popada wtedy w rutynę, a rutyna to dla mnie wróg największy i stąd moje współczucie dla tych, którzy za kulisami restauracji wysmażają te same kotlety i kruszą fetopodobne sery na sałatę lodową od lat dla tej samej, niezmiennej karty.
No więc pognałam na nowe menu. Usiadłam przy stoliku i zauważyłam coś, co zawsze mnie raduje. Zobaczyłam szefową kuchni (tak, to Wam już zawęża listę miejsc, jeśli właśnie bawicie się w zgadywanki), która razem z menadżerką wwąchiwała się w wina ustawione przed nią rzędem w kieliszkach, zapisywała coś pieczołowicie w komputerze, naradzała się, kręciła głową lub potakiwała z uznaniem. Tak! Tak właśnie powinno to wyglądać. Rutyna to wróg numer jeden, ale brak zainteresowania winami to dla mnie grzech kucharza nie do odkupienia, zwłaszcza w dobrej restauracji.
Kilka miesięcy temu miałam wielką przyjemność gotować z Jackiem Grochowiną. Nie dość, że uroczy, bezpretensjonalny człowiek, to jeszcze świetny nauczyciel. Cierpliwie tłumaczył uczestnikom minikursu, jak obezwładnić i pokroić kalmara, co zrobić, żeby sarnina była delikatna jak mus, jak ułożyć wszystko na talerzu tak, żeby wyglądało jak w topowej restauracji. Moim zadaniem tego wieczora było przytachanie wina (a jakżeby inaczej) pasującego i niepasującego do dań, żebyśmy wszyscy mogli popróbować, podegustować i dojść do wniosków. Przednia zabawa, ale przecież Wy to wiecie!
Ale wracając do początku… Powiem już może wreszcie, gdzie byłam… Opasły Tom – znacie? Jest nowe menu. Spróbowałam prawie wszystkiego, jest pysznie lub przepysznie (ten pstrąg!). Spróbowałam też różnych połączeń z winami, bo dziewczyny poczęstowały mnie tym i owym. Lubię to miejsce za jedzenie, kocham to miejsce za podejście do wina. Oczywiście nie jest to jedyna taka knajpa w Warszawie, jest więcej wspaniałych kucharzy znających się na tym, co dla mnie (i dla Was prawdopodobnie) najważniejsze. Jest też kilka oferujących ciekawe, gotowe menu degustacyjne z winami. To fantastyczna minilekcja, dla tych którzy raczkują w temacie. Może nie zawsze najtańsza, ale od czego są różne okazje do znalezienia w internecie?
Sama założyłam ze znajomymi kółko fanów jedzenia i wina i polujemy na ciekawe oferty, by móc wspólnie spróbować prawie wszystkiego z karty nie rujnując budżetu domowego. Jest i zabawa, i challenge dla kucharza, który musi obsłużyć 12 domorosłych krytyków kulinarno-winiarskich. To zdecydowanie moje ulubione wyjścia na miasto. I cieszy mnie, kiedy widzę wokół przy stolikach starych i młodych, odświętnie ubranych, degustujących dajmy na to… buraczane klasyki u Trzópka. Fajnie, że się odważyli, że próbują, szukają, potem coś pokombinują w domu, na święta może pojawi się na stole jakieś nowe danie, a zamiast wódki na urodzinach kieliszek wina.
Kucharze, wy też możecie pomóc nam w edukacji narodu! Myślcie o winach, kiedy gotujecie, pomóżcie kelnerom odpowiadać na pytania o białe wino idealne do steka (sic!). Wygląda to wciąż nienajlepiej, ale nie wszystko stracone. Jeszcze mamy wszyscy szansę na dostanie się do nieba.