Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Złudzenia smakowe

Komentarze

Piękny wiosenny piątek uczciliśmy dziś Prosecco, winem, którym za mało się w Polsce interesujemy i zbyt rzadko świętujemy jego beztroskimi bąbelkami codzienne sukcesy. Winicjatywa cierpliwie namawia do Prosecco, ale nadal jest ono uważane w Polsce za wino podrzędne. Może snobujemy się sądząc, że to cienkusz i balon, a nam ułańska fantazja pozwala pić tylko szampana? Życie bez Prosecco jest wszak uboższe, nawet jeśli mamy w lodówce dużo Dom Pérignon.

Cin cin.

Pokazał to poranek z winami Nino Franco zorganizowany przez importera Roberta Mielżyńskiego, udowadniający, że Prosecco nie musi być balonowym cienkuszem, a może być winem o cudnej finezji i niespodziewanej mineralności. Nie dizajnerskiej finezji paryskiej ulicy, tylko finezji weneckiego śniadania u Floriana, powietrza pełnego zapachu kawy, kwiatów i cukru pudru.

Do śniadania i do „risi e bisi” na lunch.

Naprawdę dobre Prosecco bodaj trudniej zrobić niż dobrego szampana czy burgunda. Trzeba bowiem immanentną nicość odmiany i gatunku przekuć w elegancką metaforę, półcień, niedopowiedzenie; jak wielki scenograf czy operator zasugerować, wyrazić czymś, czego na scenie nie ma. Rodzina Franco dobrze opanowała tę sztukę magicznych sztuczek, drobnych gestów, takich jak selekcja absolutnie nietkniętych, chirurgicznie wręcz czystych gron czy siarkowanie moszczu dokładnie w tej minucie tego dnia fermentacji, kiedy trzeba.

Gruszki w najlepszym wydaniu.

Piliśmy sześć różnych Prosecco, z których wytrawne Rustico wystarczyło w pełni do szczęścia, a Brut podniecająco wypełniało podniebienie swą pienistą materią i gruszkowym woalem; niby się pamiętało, że to wszystko bańka mydlana, winiarskie trompe l’œil, a wszak w tej winiarskiej choreografii czy lepiej: prestidigitatorstwie było coś do cna przekonującego; iluzja na chwilę stawała się prawdziwym życiem. Riva di San Floriano swą sycącą pełnią i mikrometrowym musowaniem sprawiało, że zapominałem o Dom Pérignon.

Łap tę chwilę!

A potem do fletów nalano nam Grave di Stecca 2010, bańka mydlana pękła i odsłoniła mineralność. Spojrzeliśmy po sobie zdumieni. Czarodziej wyciągnął z kapelusza prawdziwego gołębia pokoju. Za magiczną sztuczką stał morał. Prosecco to błyskotka, ale i w świecie błyskotek szczerość ma moc przemiany miedziaka w złoto, pozoru w uczucie, wody w wino.

Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Wina Europy (III 2010). 

Degustowałem i jadłem na zaproszenie importera Roberta Mielżyńskiego.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.