Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Moja nie lubić pinotage

Komentarze

Wolę raczej pisać o winach, które znam i lubię, i przemilczeć słabą wiedzę na temat regionów czy apelacji, gdzie nie postała moja noga, lecz dzisiaj słów parę o winach, których nie piję,  czy nawet więcej – które odruchowo odrzucam, powodowany jakimiś niezbyt jasnymi dla mnie samego przesądami. Chodzi o wina z RPA.

Winnice w RPA – Stellenbosch. © Erica Moodie / WOSA.

Wiadomo, że wina te miały swoje pięć minut, krótką złotą erę pod koniec lat 90. i na początku tego wieku stały się modne w decydującej o trendach konsumenckich Anglii, a także w Niemczech, Szwajcarii i kolejnych za nimi krajach. W „Decanterze” i innych anglosaskich pismach co rusz wpadało się na entuzjastyczny artykuł o nowej gwieździe światowego winiarstwa itp., itd. Sporo win z RPA w tamtym czasie degustowałem, bez większego entuzjazmu, zresztą do najbardziej okrzyczanych butelek miałem ograniczony dostęp.

Później wina południowoafrykańskie utraciły aurę, zaczęło się pojawiać niemało artykułów krytycznych, czar prysł.

Od paru lat mówi się na nowo o odrodzeniu winiarstwa w RPA, o tym, że tamtejsi winiarze zrobili rachunek sumienia i, wyciągnąwszy lekcję z popełnionych błędów, usiłują – wedle świadectw degustatorów z dużym powodzeniem – tworzyć prawdziwie interesujące wina; czytałem w różnych miejscach sporo artykułów ekspiacyjnych.

© Wine.co.za.

Wśród moich ostatnich lektur jest opis walki z wirusem (leaf roll virus), który przez lata powodował zielone aromaty i smaki w winach z RPA; jego autorem jest znana postać południowoafrykańskiego winiarstwa, André von Rensburg z wiodącej posiadłości Vergelegen. Trafiłem też na ciekawe rozważania Bruce’a Jacka, głównego enologa wielkiej kompanii winiarskiej Accolade (dawniej Constellation), poświęcone południowoafrykańskiej specjalności, czyli pinotage. Opowiada on z kolei o walce z aromatem i smakiem spalonej gumy, charakterystycznym dla tej odmiany i zapewnia, że nowa generacja win z pinotage zaczyna być od niej wolna. Zastanawia się też nad rozpowszechnioną w świecie obsesją antypinotażową, uznając, że nie ma ona dzisiaj żadnej racjonalnej przyczyny.

Cóż, obsesje i idiosynkrazje nie mają racjonalnych przyczyn, taka jest ich natura; ja również je wobec pinotage żywię i istotnie nie wynikają one tylko z dawnych, rozczarowujących degustacji, lecz zapewne z czegoś więcej. Bo przecież degustacjami pinot noir też bywałem rozczarowany. Czy nieuświadomioną przyczyną jest „nieczyste” pochodzenia tej odmiany (jak wiadomo, jest to stworzona w 1925 roku krzyżówką pinot noir i cinsault)? Być może; być może jakoś mi to wyobrażeniowo czy psychosomatycznie przeszkadza. To całkiem wręcz prawdopodobne, bo przecież niezbyt chętnie pijam na przykład inną krzyżówkę powstałą w tym samym mniej więcej czasie – zweigelta; muszę się dosłownie przemóc. Co prawda wszystkie odmiany są w swej odległej genezie jakimiś krzyżówkami, lecz tworzyły się one naturalnie (przynajmniej tak sądzimy) w zamierzchłych czasach, a nie w probówkach w parę lat po Traktacie Wersalskim; te laboratoria jakoś mi przeszkadzają.

Takiego pinotaża nawet Bieńczyk się napije.

Idiosynkrazje trudno przezwyciężyć, ale Bruce Jack mówi o pinotage z taką miłością, pisząc nawet o nim wiersze, że czuję się gotowy do wyegzorcyzmowania diabła w sobie. Zacząłbym najchętniej od flagowego wina Jacka, czyli Time|Manner|Place Pinotage Reserve z jego krótkiej serii Flagstone.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Łukasz Kuszela

    uprzedzenia- ja tak mam z prawie całym nowym światem:-) co mi zresztą niedawno pewna szanowana w środowisku winiarskim osoba wypomniała:-) ale jak tu nie mieć uprzedzeń, kiedy wina od producentów uznawanych za dobrych, np. jak już jesteśmy w RPA- Meerlust, są ciężkie i męczące..? nie wiem, np. Torbrecka nigdy nie piłem, nie znam Oregonu, może kiedyś jeszcze zdanie (lekko) zmienię.. :-)
    krzyżówki wydają się takie mniej szlachetne, kiedy obok siebie stoją silvaner i rieslaner to zawsze capnę pierwszego, ale już takiego zweigelta lubię ale to może wynika z wielbienia od zawsze winiarstwa austriackiego, tak więc, w obie strony często o wyborach decydują emocje.. :)

  • Janusz

    Panie Marku, moja też nie lubić pinotage – bez jakiejś specjalnej przyczyny – nie smakują mi wina z dodatkiem tego szczepu. Ale wina z RPA lubię. Zwłaszcza te, które są dziełem uznanych guru winiarstwa jak np. Anwilka będąca dziełem mistrza, który jest autorem Cos. Trafił tam i M.Rolland, zresztą jego wina z RPA są w Polsce dostępne, Wina tworzą tam też mistrzowie z Napa. Mnie najbardziej smakują mieszanki bordoskie, no ale jestem tylko amatorem i gdy wreszcie – po latach – podjąłem trud poznawania win będących ich pierwowzorem to bez wiekszego trudu uznałem przewagę Bdx. No ale te z RPA też lubię.