Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Potrzebujesz czekolady? Może malbec?

Komentarze

To sobie właśnie pomyślałam po poniedziałkowej degustacji malbeków. Ja chyba za bardzo czekolady w życiu nie potrzebuję, bo po malbeki często nie sięgam. W moim domu znajdziecie wiele butelek, ale żaden malbec nie zalega. Z drugiej strony, czasem dobrze jest wypić wino z ciepłego, suchego regionu, z ładną beczką, zwłaszcza kiedy, tak jak ja, spróbowało się niedawno kilkudziesięciu świeżo z beczki wyciągniętych rieslingów. Zatem poniedziałek z malbekiem uważam za udany. Fantastyczna to odtrutka na niemiecki kwas, który wciąż mi w żołądku po wyprawie do Berlina zalegał.

Tydzień zaczęliśmy od seminarium...

Na początek dwie informacje dla niewtajemniczonych. Zarówno Wojtek w swoim artykule, jak i ja, piszemy o winach argentyńskich od producentów z wyższej półki. Moja pozytywna opinia wynika właśnie z tego faktu. Ponieważ ogólnie malbeka nie lubię i nie cenię. I niemożliwe jest chyba znalezienie przyjaznej Argentyny w sklepie osiedlowym czy w supermarkecie. Za to są producenci, których malbeków nie odmówię, choć regularnie do nich wracać nie będę.

Trochę geografii.

Argentyna opiera się placami o Andy, jest krajem wąskim i długim, rozciągniętym południkowo. Mówiąc ogólnie i w megaskrócie jest tu gorąco, występują duże dobowe różnice temperatur, znad Pacyfiku wieje zimny wiatr, a opadów jak na lekarstwo. Tutejsze winnice mogą pochwalić się tym, że biją wszystkie inne pod względem wysokości położenia nad poziomem morza (dochodząndo 3000 m n.p.m.). Jeśli dodamy do tego wszystkiego upodobanie Argentyńczyków do dębu, dostaniemy tu zazwyczaj wina o ugotowanym owocu przywalonym drewnem, lecz z zaskakująco dużą kwasowością. No chyba, że ktoś zna się na rzeczy…

Na pewno na rzeczy zna się Roberto de la Mota z wielokrotnie nagradzanej winnicy Mendel (Valle de Uco) – mój numer jeden degustacji. Z małej parceli Altamira położonej ponad 1000 m n.p.m., z 80-letnich podobno krzewów, po 16 miesiącach w nowym dębie Finca Remota 2009 potrafi pokazać owoc i ma fantastyczną kwasowość. Można to wino przetrzymać jeszcze wiele lat, można pić i teraz. Mniej czekolady niż w wielu innych degustowanych tego dnia malbekach, więcej jagody. Mniam! A co najważniejsze, malbec z niższej półki tego producenta, Lunta 2010 też ciekawy, choć dużo ostrzejszy, bardziej beczkowy, ale i tu jest owoc i taką Argentynę powinniśmy poznawać. Szkoda tylko, ze nie mamy gdzie jej kupić w Polsce.

Czekamy na te wina w Polsce.

Winexpert ma za to Familię Shroeder i mieszkańcy Wrocławia powinni biec do sklepu po ich Saurusy, zanim znikną jak dinozaury (żart związany z tym, że nazwa wina ma kojarzyć się z dinozaurami, których szczątki znaleziono w Patagonii, gdzie znajduje się winnica). Poza malbekiem polecam tutejsze pinot noir – gęste, czekoladowe, z dużą ilością przypraw, taki nowoświatowy pinot dla tych, co nie lubią lekkiego kieliszka. Mi sprawiło przyjemność. A największe wrażenie zrobiła zarówno etykieta i skład innej butelki Saurusa. Etykieta poniżej…

Etykieta z metalu - Argentyna zadaje szyku!

A w butelce interesujący kupaż malbeca z pinot noir. Kolejne wino dla lubiących nutellę, nóż będzie konieczny, ale czy ja już kiedyś nie pisałam o naszych guilty pleasures? To wino to sama przyjemność. Nie ma się czego wstydzić.

Szukając malbeka, mam nadzieję, że już wkrótce będziecie mogli natknąć się na Bodegę Catena Zapata (jeszcze bez importera, ale to na pewno szybko się zmieni). Superprosty i przyjemny malbec z linii Alamos, bardziej beczkowa Catena (może zbut schowany owoc, ale po chwili w kieliszku fajnie się otworzyło) i skoncentrowany, bardzo taniczny, kawowy kupaż cab sauv i malbeka. Wino na deser zamiast kawy i tarty porzeczkowej.

Znów bez importera.

Na koniec słówko o projekcie szalonego Francuza Michela Rollanda – Clos de los Siete, bo to zabawa nie dla wszystkich. Nie słyszeliście o bożyszczu Ameryki Południowej? Rolland to taki enolog, który jest w stanie tak podrasować wino, że dostanie co najmniej 90 punktów od guru-Parkera. Lata więc od winnicy do winnicy, pomaga producentom tworzyć dobrze sprzedające się smaki i kasuje za to grube tysiące. W Argentynie zaś ma winnicę i razem z czterema innymi producentami robi co roku kupaż malbeków sygnowany własnym nazwiskiem. Piliśmy go na poniedziałkowej degustacji (Clos de los Siete 2009) i okazał się łatwym, prostym, owocowym, porządnie nieprzebeczkowanym winem. Nic genialnego, ale bardzo pijalne, a sygnatura mistrza jest i za to płaci się $20. Nie trzeba, ale można.

Podsumowując: dobry Malbec nie jest zły. Samych udanych butelek Wam życzę.

Degustowałam na zaproszenie organizatorów – Wines of Argentina i Tratoria.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Niepokorny Deptajło

    Ślinię się i zazdroszczę….