Mister Amarone i jego wina
Nazwisko Boscaini z pewnością niewiele mówi większości naszych Czytelników. W przeciwieństwie do nazwy Amarone della Valpolicella. Tymczasem i jedno i drugie ściśle się ze sobą łączą.
Historia rodziny Boscaini we włoskim regionie Veneto sięga końca roku 1700. Od siedmiu pokoleń jest ona właścicielem Masi Agricola – chciało by się użyć słowa „winnica”, ale jednak bardziej pasuje tu „holding”. Ten gigantyczny producent tylko w 2014 roku sprzedał ponad 12 mln butelek wina, a w samej tylko niewielkiej, nieobejmującej wszystkich produkowanych tu win ulotce doliczyłem się prawie 30 etykiet.
Odpowiedzialnym za ten stan rzeczy jest przede wszystkim Sandro Boscaini – stojący na czele firmy od 1978 roku. Najpierw jego rodzina, a później on sam sprawili, ze Amarone della Valpolicella, wino o stosunkowo młodej historii (ta nazwa pojawiła się po raz pierwszy w okolicach 1950 roku i to w odniesieniu raczej do rustykalnych, siermiężnych win, sprzedawanych głównie na rynku lokalnym) stało się jednym z najpopularniejszych włoskich win na całym świecie. Jak do tego doszło?
Sekretem współczesnego Amarone jest appassimento – czyli opisywana już przez nas przy wielu okazjach (choćby tutaj czy tutaj) i znana jeszcze z czasów starożytnych technika podsuszania gron na rodzynki. To właśnie firma Masi rozwinęła i unowocześniła tę technikę, czyniąc z Amarone wino w pełni współczesne – napakowane owocem, nutami kawy i czekolady, miękką taniną, gotowe do picia tak od razu, jak i po 20 latach. Ten styl znalazł wielu naśladowców, niekiedy zbaczając z jakościowej ścieżki, ale – nie da się ukryć – odnosząc kolosalny sukces rynkowy.
W Masi do ekscesów nigdy nie doszło, bo Sandro Boscaini stoi wiernie na straży ochrony jakości Amarone – stąd też dorobił się we Włoszech użytego w tytule artykułu określenia „Mister Amarone”. Wytyka palcem oszustwa polegające na skracaniu czasu podsuszania gron czy nadprodukcji wina, a także – co przysparza mu wielu wrogów – obniżania ich ceny. Sam uważa, że minimalna cena butelki powinna wynosić 28€, w innym przypadku trudno mówić o dobrym Amarone. Doprowadził też do powstania stowarzyszenia Famiglie dell’Amarone, wytwarzających je zgodnie z tradycją – ich wina poznamy po specjalnej naklejce na szyjce.
By nie pozostać gołosłownym, cały czas czuwa też nad jakością własnego Amarone. Najnowsze pomysły są dosłownie kosmiczne – wenecka NASA to nie przybudówka amerykańskiej agencji, w której satelity miałyby kontrolować jakość gron na winnicach, a Natural Appassimento Super Assisted – innowacyjny system kontroli nad parametrami suszenia. W zależności od warunków atmosferycznych na zewnątrz i pory dnia, komputer steruje temperaturą, wilgotnością, a nawet kontroluje zmiany wagowe suszących się gron – otwiera żaluzji i drzwi dla umożliwienia naturalnej wentylacji lub zamyka je i odtwarza idealne warunki w zamkniętym pomieszczeniu. Słowo „odtwarza” jest tu kluczowe – cały proces ma na celu odtworzenie warunków, które panowały w naturalnych szuszarniach najlepszych rocznikach.
I tutaj dochodzimy do kluczowej kwestii związanej z Amarone Masi. Unikając wspominanego wyżej przerysowania, producent doprowadził do powstawania win technicznie idealnych, ale cokolwiek pozbawionych duszy i niewywołujących u pijącego większych emocji.
Mogliśmy się o tym przekonać w trakcie spotkania z winami Masi w Warszawie, prowadzonymi przez jednego z menedżerów tej firmy – Kaidi Kerdt. A dokładniej – były to warsztaty „Fresh & Dry”, gdzie wedle zapowiedzi umieszczonych na zaproszeniu każdy mógł „spróbować najlepszych win tworzonych metodą appassimento i stworzyć swoje własne Amarone”. Przekładając to na język ludzki, mieliśmy okazję spróbować najpierw poszczególnych odmian składających się na klasyczny kupaż Amarone, następnie gotowego wina, by wreszcie stworzyć własny blend o idealnych naszym zdaniem proporcjach.
Była to ciekawa zabawa, szczególnie zaś interesująca była możliwość spróbowania czystych win bazowych. Molinara (świeża truskawka, młoda wiśnia, papryka), Rondinella (mocniejsza struktura, dojrzałe ciemne owoce) i Corvina (skóra, czekolada, tanina) pochodziły z rocznika 2013 i miały za sobą ok. 2 miesięcy podsuszania – połowę normalnego procesu przy produkcji Amarone. Osoby z zewnątrz ponoć nader rzadko mają okazję próbować win składowych na tym etapie appassimento.
Moje własne efekty kupażowania postanowiłem przemilczeć, przechodząc od razu do tych prób, które zakończyły się lepszym wynikiem. Czyli gotowych, zaprezentowanych nam win. Pierwszym z nich był Campofiorin 2013, a więc jedno z najpopularniejszych win w ofercie Masi, produkowane metodą ripasso. Jest to jednocześnie dobry wstęp do win klasy Amarone – ripasso to wino czerwone, które wlano i podfermentowano drugi raz na wytłokach właśnie po Amarone. Rocznik 2013 ma bardzo kwiatowy bukiet, w smaku wciąż jest młody, z dobrym owocem (wiśni), jeszcze wyraźną taniną, akcentami skóry i dobrą kwasowością. Bardzo gastronomiczne i ze sporym potencjałem starzenia – nawet do 15 lat (84,99 zł w Centrum Wina za rocznik 2012). ♥♥♥+
Natomiast Amarone della Valpolicella Classico Costasera 2011 to kwintesencja stylu Masi. Dojrzałe owoce, lekko podgotowane śliwki, akcenty skórzane i likierowe, mocna struktura i wyczuwalne 15% alkoholu. Wino świetnie zrobione, ale bez fajerwerków, brakuje tutaj tego „czegoś”, co skłaniałoby do sięgnięca po kolejną butelkę. Zwłaszcza, że cena nie należy do najniższych (209 zł). ♥♥♥♡
Importerem win Masi w Polsce jest Ambra / Centrum Wina, opisywane wina zakupić można klikając na link z ceną.
Degustowałem na zaproszenie importera.