Diamenty są wieczne
Nadal mamy kwiecień – na Winicjatywie miesiąc win austriackich. Dziś prawdziwe perełki, czy raczej całkiem konkretnych rozmiarów diamenty. Na zaproszenie łódzkiego Klubu Wino, Sławomir Hapak z firmy Interwin zaprezentował wina od dwóch producentów ze swojego portfolio: Markusa Hubera i Franza Weningera, które Klub Wino wprowadził do swojej oferty. O tym, że było to udane posunięcie można się było przekonać jeszcze przed degustacją – miejsca skończyły się dużo wcześniej, a niewielka w sumie powierzchnia sklepu przeżyła oblężenie.
Markus Huber, rocznik 1979. Najlepszy producent win białych roku 2006 według londyńskiego konkursu International Wine and Spirit Competition. Czterokrotny zwycięzca Falstaff Grüner Veltliner Grand Prix, a jego winnica czterokrotnie nagrodzona czterema gwiazdkami w przewodniku Falstaff. By cyfrze 4 stało się ostatecznie zadość, tego wieczora mieliśmy okazję spróbować czterech win, które wyszły spod ręki tego winiarza. Wszystkie powstają w regionie Traisental (Dolna Austria). Markus ma tu kilkanaście małych działeczek składających się łącznie na 25 ha upraw. A i o samej uprawie warto wspomnieć. Podłoże stanowi bowiem wapień muszlowy, pełen skamielin pradawnych zwierząt. Kto nie chciał uwierzyć, mógł się przekonać na podstawie przyniesionej próbki.
O samych winach Hubera nie trzeba się zbytnio rozwodzić. Są po prostu świetne. Wśród podstawowych, choć to słowo nie brzmi tu dobrze, mogliśmy spróbować Grüner Veltliner Terrassen 2011 (55 zł) – jabłko, nuty cytrusowe i biały pieprz, czyli klasyka Veltlinera, oraz Rieslinga Terrassen 2011 (62 zł) – przyjemnie mineralnego, z akcentami jabłka, cytrusów i ananasa.
Grüner Veltliner Erste Lage Berg 2011 (155 zł) z jednej z zaledwie czterech winnic sklasyfikowanych jako Erste Lage (odpowiednik francuskiego grand cru) w Traisental, dojrzewający w beczce akacjowej to już inna liga i aż szkoda było go otwierać tak wcześnie. Pełnię swoich możliwości pokaże bowiem za 3–4 lata, a możemy się nim cieszyć choćby i za lat 15. Ci, którzy nie chcą tyle czekać, już teraz spotkają w nim owoce tropikalne, akcenty miodowe, trochę ziół, dobrą kwasowość. Nie kombinować z jedzeniem – pić solo. Na koniec Riesling Eiswein 2009 (118 zł), któremu jakością bliżej do swoich niemieckich niż austriackich braci. Orzechy, mandarynka, goździki, suszona morela, skórka pomarańczy, rodzynki i wiele, wiele więcej. A przy tym rewelacyjna kwasowość, która nie pozwala nas zmęczyć i zasłodzić, a samemu winu daje równowagę, która pozwoli mu przetrwać.
Trzy czerwone wina pochodziły od Franza Weningera seniora z regionu Burgenland. (Weninger junior dotąd robił wina kilka kilometrów dalej – już po węgierskiej stronie w regionie Sopron. Od 2012 przejął również po ojcu dyrekcję winiarni austriackiej). Obaj słyną z produkcji win ze szczepu blaufränkisch/kékfrankos, o którym szerzej pisał już kiedyś Kuba Janicki). Winnica jest prowadzona ekologicznie, o niskiej wydajności. Ciężko napisać, że położona na glebie, bo właściwie jest to kamień. Wwiercanie się w niego, żeby zasadzić krzew przypomina próbę krojenia steku tępym nożem. Podstawowy Horitschoner Blaufränkisch 2011 (60 zł) to 12 miesięcy beczki i aromaty wiśni, ziół i przypraw, a jego starszy brat – Hochäcker Blaufränkisch 2011, choć ledwie 15 zł droższy (75 zł) to już 65-letnie krzewy, 16 miesięcy beczki i dużo wyraźniejsza wiśnia, czerwone porzeczki i potężna porcja przypraw. Przetrwa dekadę. Trójkę uzupełniał Zweigelt 2011 (60 zł) o klasycznych dla tego szczepu aromatach wiśni i wysokiej kwasowości – bardzo smaczne wino i idealny kompan do jedzenia.
Opisywane wina można nabyć w sklepach specjalistycznych współpracujących z importerem Interwin, w Łodzi jest to Klub Wino. Podane ceny dotyczą zakupów w tym sklepie.
Źródło: degustowałem na zaproszenie organizatora.