#Ludzie: Kuba Janicki
Kuba Janicki
Obwoźny sprzedawca reklam (Agencja Reklamowa Opus B). Winiarski bloger (Kontretykieta) i dziennikarz (Winicjatywa, Magazyn Wino). Prywatnie miłośnik Toma Waitsa, gryzoni i ruchów LGBTQ.
Dlaczego wino?
Bo wina nie pije się bezkarnie. Bo wino ma wobec nas plany. Bo wina krucha doskonałość, nieustanne do niej dążenie, pełnia, z jaką nas dotyka i jednoczesna tragiczna, absolutna ulotność tego wrażenia to najlepsza metafora fenomenu życia i śmierci, jaka jest nam dana. Czy coś w tym stylu.
Mój ulubiony region winiarski to…
Czasem Piemont, czasem Alzacja, czasem Tokaj.
Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…
Gamay albo Poulsard, bo chciałbym być lżejszy, niż jestem. Ale ze względów karmiczno-genetycznych skończę zapewne jako Maréchal Foch.
Na co dzień piję wino…
Przede wszystkim podstawowe wina z Węgier, Czech, Burgundii, południowej Francji, Piemontu i Toskanii, w cenie 30–60 zł za butelkę. Nie kupuję w dyskontach i marketach z założenia – ale nie tylko wina, w ogóle nic tam nie kupuję poza sytuacjami, gdy nie mam wyboru.
Wino, które zmieniło moje życie…
Pomarańczowo-różowe, absolutnie niezwykłe Pinot Grigio 2007 od Dario Prinčicia z Friuli, jedno z moich pierwszych naturalnych wtajemniczeń.
Najwięcej wydałem na butelkę…
Około 70€, w restauracji Vivant! u Pierre’a Jancou w Paryżu, za Massa Vecchia z Maremmy. Chyba nie muszę dodawać, że było pomarańczowe.
Wino i jedzenie – warto łączyć?
A czy papież nosi głupią czapkę? Oczywiście, że warto. Z niedawnych przemyśleń prywatno-publicznych (bo poczynionych w zacnym gronie) warto w świątecznym kontekście wspomnieć o pożytkach z łączenia tradycyjnej polskiej kuchni ze starszymi, dojrzałymi czy wręcz ewoluowanymi winami białymi i szampanami.
Najtrudniejsze w winie jest…
„Odpowiednie dać rzeczy – słowo”. Czyli przełożyć osobnicze doznanie na język zrozumiały – i ciekawy, choćby w miarę – dla bliźnich.
Butelka, o której marzę…
Każda kolejna, pita w odpowiednim czasie, miejscu i towarzystwie.
Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…
Nie mogę się opędzić od ust i nosów – i sam też nie mam dla nich żadnej sensownej alternatywy.
Przyszłość wina to…
Naturalna nisza wyjdzie z niszy i będziemy częściej pić wina prawdziwe. Pełne życia i energii, zarazem mniej – w nieprzewidywalności formy – i bardziej – w ekspresji treści – oczywiste od tych z konwencjonalnego, głównego nurtu. Czego Państwu i sobie życzę.