#Ludzie: Łukasz Hryniewski
Łukasz Hryniewski
Zainteresowanie winem pojawiło się u mnie 8 lat temu w trakcie eksperymentów kulinarnych. Zaczynałem od łączenia noworocznego omleta z lekko już zwietrzałym Russkoje Igristoje. Współpracowałem z takimi importerami jak Mielżyński czy Vini e Affini. Obecnie jestem absolwentem ekonomii, we Florencji studiuję „Master in Management e Marketing delle Imprese Vitivinicole”.
Dlaczego wino?
Ponieważ u podstaw leży kontakt z naturą, a ja kocham to co naturalne.
Mój ulubiony region winiarski to…
W butelce Toskania. W podróżach Piemont.
Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…
Pełną życia, świeżą i radosną Barberą. Ale bardziej tą z Asti aniżeli z Alby.
Na co dzień piję wino… w cenie… ze sklepu…
Codziennie nie pijam. Jeśli sięgam, to w – zależności od okazji – po butelki za 3-25 euro najczęściej z importu własnego.
Wino, które zmieniło moje życie…
Życia może nie zmieniło, ale dość mocno zmieniło sposób postrzegania.
Najwięcej wydałem na butelkę…
60 euro.
Wino i jedzenie – warto łączyć?
Trzeba łączyć! W tym cała zabawa. Polacy zbyt często jeszcze zamiast otwierać wino do posiłku otwierają wino po posiłku.
Najtrudniejsze w winie jest…
Się nie zakochać.
Butelka, o której marzę…
A będzie to czytał Św. Mikołaj? Jest ich chyba zbyt wiele, żeby uniósł…
Ale tak na poważnie marzy mi się, żeby kiedyś trzymać w rękach butelkę polskiego wina klasy i potencjału białych burgundów. Będę niezmiernie dumny.
Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…
To taka przypadłość głównie polska i dodatkowo temat na artykuł, którego nie potrafię zrozumieć. Na jaki blog nie wejdę, ludzie doszukują się prozaicznych błędów i wtykają sobie palce do oczu zapominając całkowicie o meritum. Ten nadużywa takiego słowa, tamten postawił przecinek nie w tym miejscu, co trzeba, inny porównał bukiet wina do czegoś abstrakcyjnego. W jakiejś barbarzyńskiej rywalizacji wino zamiast nas jednoczyć i cieszyć zaczyna nas dzielić.
Przyszłość wina to…
Efekt symbiozy matki natury i człowieka.