Lidl podnosi rękawicę
Winiarska oferta Lidla w przeszłości, delikatnie mówiąc, nie porażała. W najlepszym razie zdarzyło się jakieś pijalne taniutkie hiszpańskie, a większość stanowiły rozlewane w Niemczech stołówki (choć nie zawsze w ten sposób nazwane). W słynnym wideopojedynku Lidla z Biedronką wynik był z góry przesądzony na korzyść portugalskiego „Owada”.
Świat się zmienia. Biedronka z jakościowych dołów usiłuje wskoczyć od razu na Parnas, co idzie opornie, ale starania są widoczne: pokazy sommelierskie, profesjonalni konsultanci, wina z górnej półki. Najwyraźniej Lidl też postanowił wskoczyć do tego pociągu. Zaczęło się nieśmiało, od bez ładu i składu wrzucanych Zinfandeli, Chianti i Rioja Reserva, no a teraz już poszło pełną parą i na półkach wylądowały absolutne winiarskie klasyki: Chablis, Barolo, Saint-Émilion.
Rosso di Montalcino 2010 od dźwięcznie nazywającego się producenta SI-5622 jest najsłabszym winem z przesłanego mi zestawu. Szczególnie tuż po otwarciu butelki uderza mocno drewnianym, suchym smakiem. Potem jest jednak lepiej, odnajduje się smaczna czereśnia, jest jakaś typowość i pije się je bez przykrości, choć bez emocji.
O tym Barolo 2008 pisałem już tu i opinię (spróbowawszy z innej butelki) podtrzymuję: jest to cień dobrego Barolo, ale nie jest to fałszywka: smakuje korzenno-wiśniowym Nebbiolo, dobrze się trzyma w kieliszku i uznałbym je wręcz za warte swej ceny (33 zł).
Saint-Émilion Grand Cru 2009 trudno ocenić jednoznacznie, zaczyna się dobrze, ma ładny owoc, pachnie, smakuje i wartko się toczy, a przy tym nie jest alkoholowo i dżemowo przegięte, jak wiele Bordeaux z rocznika 2009 (o czym pisałem tu). Z czasem się jednak męczy i robi toporne i zielone. Pić w ciągu kwadransa i wszystko skończy się dobrze.
Le Comte de Saint-Geric Vacqueyras 2010 jest cokolwiek anonimowe, ale pijalne, zrównoważone i smaczne – tyle w skrócie. Lepsze do jedzenia niż solo. Czy warto Vacqueyras za 30 zł, gdy można zaproponować tej samej klasy Côtes du Rhône za 20? To pytanie retoryczne do aktualnej oferty Lidla, która przecież opiera się na znanych winnych markach, a te muszą kosztować trochę więcej.
O Chablis 2010 też już szerzej opowiedziałem w dziale Wino Dnia. Nie ma tu żadnej mineralności, żadnej głębi znanej z droższych, poważniejszych win z tą samą nazwą na etykiecie, natomiast smakuje jak Chablis, ma drobne nuty maślane, jabłkowe, pije się z pewnym elementem satysfakcji, (29,99 zł)
Lidl swoje perełki rozesłał liczny blogerom i tu ciekawa sprawa – nikomu nie smakowały tak jak mi. Chablis za cienkiego kwasiora uznali m.in. Wine Tasting PL i Białe nad Czerwonym, Czerwone i Białe skrytykowało Barolo, na który atak (częściowo polityczny) przypuszczono również na Sstarwines. Ponieważ szanuję smak i kompetencje moich blogosferycznych kolegów, możliwe wyjaśnienia są trzy. Albo to ja kompletnie zdziadziałem i podniecam się byle czym. Albo różnica w ocenie wynika z różnicy w oczekiwaniach; nie mogę się oprzeć wrażeniu, że np. w tym tanim Chablis blogerzy szukali podobieństwa z dobrymi Chablis Premier Cru od wybitnych winiarzy, jakie z przyjemnością pijemy przy innej okazji. Lecz podobieństwa z definicji być nie może. Chablis to ogromny obszar, składa się w większości z poślednich winnic na równinie, a smak supermarketowego Chablis we Francji jest właśnie taki – kwasowa woda z odrobiną niedojrzałego jabłka.
Trzecie wyjaśnienie to różnice pomiędzy butelkami. Jakiś czas temu na Sstarwines pojawiła się teoria, że wina przemysłowe są bardziej nierówne od butelek od małych winiarzy. Byłby to paradoks, gdyż sensem produktu masowego jest powtarzalna jakość, ale w tej teorii jest ziarno prawdy. Partie butelkowania takiego Barolo mogą być różne i nie jest nawet wykluczone, że pod tą samą etykietą pojawia się np. inne wino skupione w hurcie w innym czasie.
Jeśli czytacie te słowa, nowe wina z Lidla prawdopodobnie nie są dla Was. Z przyjemnością proponuję Wam alternatywę w postaci o wiele lepszych win z małych sklepów w tych samych cenach. Natomiast dla szerokiej publiczności, dla tych milionów kupujących wino raz w tygodniu, ale niekonieczne zainteresowanych zgłębianiem wpływu kimerydu na bukiet Chablis czy poszukujących szlachetnego niuansu białej trufli w dobrze zestarzonym Barolo, te wina spełnią swoją rolę. Są tanie, nieźle zrobione, unikają ekstremów, nie zioną resztkowym cukrem ani sztucznym drożdżem, a w dodatku dadzą namiastkę „tego prawdziwego” Chablis i Barolo, po które – wszyscy mamy nadzieję – 1% Lidlowych konsumentów sięgnie w kolejnym kroku. I o to chodzi.
5 win otrzymałem do degustacji od agencji PR obsługującej Lidla.