Rozkminka
Największy skandal dyplomatyczny III Rzeczpospolitej przeszedł właściwie bez echa. Otóż w 1995 roku, tuż po zwycięstwie wyborczym Aleksandra Kwaśniewskiego, niektórzy małopolscy politycy sondowali zupełnie na poważnie, jak europejska wspólnota zareagowałaby na fakt ogłoszenia przez Małopolskę, twardo stojącą wówczas po stronie Wałęsy, autonomii lub wręcz secesji!
Ten historyczny, choć dziś całkowicie zapoznany z niewiadomych względów fakt ma dla mnie doniosłe znaczenie – mówi bowiem o Inności. O autonomii, która wcale nie wymaga ogłaszania. O przedziwnej mieszance konserwatyzmu i dezynwoltury, która kazała snuć Krakusom takie, a nie inne fantastyczne rojenia o niezależności od Warszawy. Wielu upatrywałoby źródła tego szaleństwa inności w historii politycznej. Wszak gdy w Marchii Wschodniej szalała Hakata, a Priwislanskij Kraj cierpiał pod carskim knutem, galicyjscy posłowie do Rady Państwa jak gdyby nigdy nic zajadali się w Wiedniu kanapkami u Trześniewskiego (lokal czynny do dzisiaj przy Dorotheergasse 1, pyszne tartinki popijać należy ichniejszym sektem), nic więc dziwnego, że polityczna ewolucja poszła w nieco innym kierunku a jej ślady widoczne są do dziś…
Ja jednak wskazałbym raczej na kminek.
Kminek to jest nasza galicyjska nić Ariadny, która pozwala nam w każdej chwili wyjść z labiryntu kolejno numerowanych Rzeczypospolitych i powrócić do c.k. dziedzictwa. Jak Hindus w Londynie zajada się curry, jak w Warszawie Wietnamczyk pochłania zupę pho, tak Galicjanin rozgryza ziarna kminku, by cofnąć się o kilka ogniw w łańcuchu bytów i poczuć ducha niegdysiejszej środkowoeuropejskiej wspólnoty.
Oczywiście, ta nasza kminna skłonność spotyka się z niezrozumieniem, czasami wręcz z niechęcią. Osoby niespełna rozumu nie trawią go w ogóle, fanatycy chcą mielić i dozować oszczędnie. Dobrym sposobem przeciwdziałania temu ostracyzmowi może być odpowiednie dopasowanie do dania z kminkiem wina – w ten sposób ta kojarzona zwykle z piwem przyprawa zyska swoistej powagi.
Kminek z głębi swego jestestwa najbardziej przynależy daniom tłustym i kwaśnym. Świetnie czuje się w chlebie na zakwasie, z ciastem drożdżowym, w sosie z duszonej cebuli, doskonale pasuje do wieprzowiny. Obok galicyjskiej, poczesne miejsce przyznaje mu kuchnia czeska – i tu szukałbym właśnie ciekawego winnego tropu do potraw na kminku w znacznym stopniu opartych.
Perwersyjnie jednak nie wśród czerwonych, ale wśród białych win z Moraw, tych cięższych, pełniejszych, bogatszych aromatycznie – by mogły stawić czoła kminkowi – o alkoholu i kwasowości, które się tłustości nie kłaniają, których ziołowość ładnie się sparuje z otchłanną głębią kminkowego smaku. Doskonale się spiszą w tej roli np. muszkaty morawskie, sprawdzi się pálava – warto spróbować biodynamicznych, postrzelonych nieco wersji tych win od winohradnika Josefa Abrlego, dostępnych w Wine Garage przy ul. Poselskiej 20 w Krakowie – albo odmiana aurelius, choćby ta od Radomila Balouna, do kupienia w Winomanie przy ul. św. Tomasza 7.
Przy najbliższej nadarzającej się okazji proponuję zatem solidną porcję wieprzowej pieczeni z duszoną kapustą z kminkiem, a do tego butelkę pálavy. Jedzmy, pijmy, rozgryzajmy ochotnie, bez lęku kminkowe ziarenka – ziarenka prawdy o przeszłości i przyszłości.