Kir-Yiánni Kali Riza 2013
Zaczynając kolejną notkę o greckim winie czuję się trochę jak indiański wódz „Wielki Niepokój” z komiksów Tadeusza Baranowskiego, którego nieustająca próba opowiedzenia tego samego żartu, nieodmiennie kończyła się konsternacją słuchaczy: „Ależ wodzu, co wódz znowu o gąsce Balbince?”. Jak suchar nie znajdował zrozumienia wśród reszty starszyzny, tak wina greckie są wciąż przedmiotem ekscytacji niewielkiej grupy oddanych fanów. Znacie? To posłuchajcie…
Właściwie to miałem ochotę na kreteńskie, ale sympatyczny lokal z kuchnią tej wyspy, sprzedający też tamtejsze wina, godziny otwarcia traktuje z południową dezynwolturą. Odbiwszy się od drzwi, trudno mi było się rozstać z myślą o butelce greckiego, ruszyłem więc na Burakowską do Mielżyńskiego, by dokonać remanentu półki z butelkami z macedońskiej winnicy Kir Yianni. Wiedziałem, że na Ramnistę opisaną rok temu przez red. naczelnego nie mogę już liczyć, ale ku wielkiemu zadowoleniu odnalazłem w kącie składu ostatnie kartony Kir-Yiánni Amyndeon Kali Riza 2013.
Zdecydowanie warto było się przedzierać przez warszawski smog, by odnaleźć to fantastyczne wcielenie najważniejszego czerwonego szczepu północnej Grecji. Atrakcyjny aromat kwiatów, wiśni i truskawki zapowiada na podniebieniu bogactwo owocu o niewymuszonej koncentracji, jaką mogą dać tylko stare krzewy. Budowa wina rozpięta jest między wciągającą kwasowością młodych czereśni a wyraźną, ale nieagresywną taniną. Pomiędzy nimi mamy dużo przestrzeni, która w tej trudnej, zimopodobnej porze, była jak oddech świeżego powietrza. W to wszystko wpisany jest pewien kontrast między zmysłowym owocem a skalnym chłodem bijącym od wina powstałego na wysokości 600 m n.p.m. Dla mnie ta pozorna niespójność uczyniła degustację Kali Rizy jeszcze większą przygodą. (♥♥♥♥)
Nieuniknione jest porównanie do przywołanej już Ramnisty, która wyznaczyła horyzont możliwych zdarzeń dla xinómavro. Jeśli Ramnistę pochodząca z Naoussy, apelacji leżącej po drugiej stronie góry Vermion, przyrównać można do odpowiednika z Serralungi z jego mocną budową opartą na masie trudnych do okiełznania garbników, to Kali Riza ma powab barolo z La Morry. Te odświeżające emocje kosztują zaledwie 64 zł. Nie zapomnijcie przy okazji u Mielżyńskiego zaapelować o nowy transport, bo miejsce producenta na półce importera jest niepewne jak los samej Grecji w katalogu Brukseli.
Wino do kupienia u Mielzyńskiego w Warszawie i Poznaniu
Źródło wina: zakup własny autora