Staś Parker
Patrzę właśnie na reklamę – bardzo dobrych zresztą – chilijskich win z Viña Tabalí, zamieszczoną w przedostatnim numerze Magazynu Wino, każda butelka ozdobiona jest punktami przyznanymi przez Parkera / „The Wine Advocate” i myślę sobie, że widmo Wielkiego Boba, które – zdawało się – już już, za chwilę, rozpłynie się w błękicie, nadal krąży nad światem. A może nawet krąży coraz mocniej i dobitniej. Jak tenże świat długi i szeroki, od wioski litewskiej (o czym pisałem niedawno) po wielkie metropolie, od broszurki reklamowej po pisma luksusowe Parkerowskie punkty znaczą świetlisty szlak dla konsumenta.
Wiadomo było od dłuższego czasu, że sam Mistrz degustuje już mało, wybrane regiony, wybrane wina, że własnymi ustami pobiera i wypluwa (a ponoć nikt tak celnie jak on nie potrafił strzyknąć do zlewu) coraz mniej próbek i wydawało się, że nieubłagane prawo czasu zaczyna powoli zamykać najważniejszy bodaj rozdział w dziejach współczesnego winiarstwa. Ale istnieje też coś takiego jak bezlitosne prawo rynku i „The Wine Advocate” z roku na rok z czynu jednego człowieka przeobraża się coraz szybciej w interes wielu.
Wiadomo, że ustami Mistrza stali się inni i jest ich coraz więcej. Ktoś inny ocenia burgundy, ktoś inny wina chilijskie, ktoś inny austrackie, włoskie, ktoś inny (no, Jay Miller, zamieszany w aferę łapówkową) w Hiszpanii. Jednak dla świata wszystkie te zastępcze gardła mają jakimś cudem czarodziejską moc Gardła Pierwszego. Wszystko jedno kto i jak ocenia, powstała marka Parker–Wine Advocate i to tylko się liczy. Tak rodzą się dynastie – wystarczy prześledzić losy Chanel, Diora czy Gucci. Nie ma potomków Chanel, ale marka kroi nadal (a nawet „robi” wina, ale to już inna kwestia).
Być może kiedyś, za ileś tam lat, przyjdzie taka chwila, że „The Wine Advocate” zacznie oceniać również polskie wina. Uwaga, towarzysze degustatorzy, może któryś z Was zostanie powołany. Chyba nie odmówicie. Parker to takie piękne nazwisko.