Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Rozkosz w Płowdiw, niepewność w Warszawie

Komentarze

Po Sylwestrze dostałem mejla od przyjaciela, który spędzał go w Płowdiw w jakiejś luksusowej restauracji, gdzie wina Katarzyna były ozdobą karty, i ogromnie je sobie chwalił. A mam cię, pomyślałem, tyle żeśmy razem kwasiorów wypili, a ty mi tu jakimś Nowym Światem machasz przed nosem. Były pyszne – odpowiedział – a cała noc upojna, żałuj. To na wstęp do jeszcze kilku słów komentarza, po tych wczorajszych Wojtka, na temat wieczoru z Katarzyną – dziękując Dariuszowi Jażdżykowi z Sommelier Dystrybucja za zaproszenie. Choć właściwie najlepszym komentarzem były dania, które z wnikliwością i nie bez poczucia humoru przygotował Karol Okrasa, stawiając przy winach czerwonych, zwłaszcza przy merlocie, na połączenie mocnych nut słodkich z wytrawnymi. Podać do merlota piernik z serem kozim to pomysł szalony, lecz absolutnie usprawiedliwiony przez charakter wina.

Katarzyna Estate Twins Cabernet & Cabernet 2010
Wiodący trend konsumpcyjny?

Wszystkie przedstawione wina czerwone miały ok. 3,5 g cukru resztkowego i to się czuło.  Taki jest na nie pomysł: wrażenie słodyczy, krągłość, miękkość garbników; bo takie są drzwi wejściowe dla szerokiej, niekoneserskiej publiczności szukającej z winem przyjaznego kontaktu.  Taki jest pomysł na tzw. wina konsumpcyjne jak świat długi i szeroki od dobrych kilkunastu lat w Nowym Świecie, od nieco krótszego czasu w Europie. Pamiętam z ostatniej wizyty w Lagwedocji, że co bardziej nowoczesne spółdzielnie przedstawiały świadomie wina z podobną czy nawet nieco większą ilością cukru resztkowego, gdyż tak odczytywano wiodące trendy konsumpcyjne. Pamiętam też zdziwienie, gdy wyznałem, że nie bardzo są mi w smak; myśleli zresztą, ze są dla mnie zbyt kwaśne. Katarzyna idzie tu zatem – bardzo sprawnie – za vox populi, jak odczytują go kreatorzy win od Australii po Argentynę.

Wnioski większości degustujących, również moje, były podobne do Wojtkowych; ale chciałbym dodać niejako na obronę Katarzyny, że wina wobec tego, co miałem okazję pić ze dwa lata temu, jednak się mocno poprawiły. Oczywiście krzewy są już ciut starsze, lecz przede wszystkim beczka właściwie we wszystkich winach (rocznik 2010), poza najstarszym i flagowym Reserve z 2006, została bardzo umiejętnie użyta; trzeba też uczciwie przyznać, że alkohol (na ogół 14,5%) był bardzo dobrze wtopiony i oba te wrażenia – przy ryczałtowym porównaniu z winami nowoświatowymi – przemawiały na korzyść Katarzyny.

Duża część produkcji kierowana jest do kogoś takiego, jak mój zachwycony przyjaciel, gotowego wydać na wino więcej niż przysłowiowe już „trzy dychy”, wiedzącego o winie to i owo, lecz kogo dość łatwo jest jednak „podejść” – smakami „kulturalnymi”, z ogładą, lecz łatwymi. Zastanawiam się zatem, czy problemem dla Katarzyny może być zmieniająca się podobno moda, powrót do win lżejszych i żywszych, o którym trąbi się od dłuższego czasu. Ale, po pierwsze, nie jestem pewien, czy to nie jest tylko wrażenie dziennikarzy i winiarskich intelektualistów, gdy nie tylko masy, lecz i konsumenci w stylu rzeczonego przyjaciela szukają jak szukały w winach wytrawnych nut słodkich.

Katarzyna Estate
Enolożka Cécile Paillé i menedżer Federico España.

A po drugie, taki projekt, jak Katarzyna, ma prawdopobnie dużą zdolność do zmian stylistycznych; gdy zajdzie taka potrzeba, dość łatwo się dostosuje. Będzie jeszcze zapewne eksperymentowało się tu z odmianami; posadzono na przykład tempranillo (!), na razie wykorzystane do produkcji wina nouveau. Ale prym będą wiodły odmiany francuskie (ze wszystkich syrah było dla mnie przedwczoraj najlepsze) i w tym tkwi istotniejszy chyba problem. Czy istotnie nic poważnego, oryginalnego nie da się wyciągnąć z lokalnych odmian? Czy lokalny mavrud może dać coś więcej niż daje? Czy ma taki potencjał, jaki ma – jak mi się wydaje, ale nie mam tego dobrze rozpoznanego – fetească neagră, która w mym odczucia „zbawia” winiarską Rumunię i może położyć na łopatki rumuńskie cabernety i merloty?

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Sławomir Hapak

    to co Pan pisze, to dwie możliwe drogi rozwoju dla Katarzyny, i całej Rumunii zresztą: albo pójdą w nowy świat, albo w mavrudy… tyle, że moim zdaniem sam dylemat jest złudzeniem, bowiem w tym wypadku obie drogi są… właściwe!
    dlaczego? a co niby złego w nowoświatowym nieco stylu win z ciepłego, południowego kraju? w zasadzie wolę nawet za przyzwoite wino zapłacić Rumunowi niż, dajmy na to, Chilijczykowi… przelew krócej idzie, a wino będzie za tydzień, nie za dwa miesiące… same zalety – z punktu widzenia importera ;-)
    jeśli zaś pójdą dajmy na to w mavrudy i inne lokalsy – też będę się cieszył, bo powstanie kolejny kraj, który ma coś własnego do zaoferowania; w tym wypadku ucieszę się też prywatnie, nie tylko zawodowo…
    byle tylko powstało więcej takich firm jak Katarzyna (kapitał+enolog), by było w czym wybierać…
    powodzenia życzymy krajowi na nowej drodze!

  • Marek Bienczyk

    Daleki jestem od stawiania dylematu: albo-albo. Cały projekt Katarzyny jest bardzo przemyślany, bardzo profesjonalny, nie ma żadnych wątpliwości. Wina są, jak to się mówi, techniczne, ale nie są zagadane technologią, są oparte, co jest bardzo ważne, na dobrej jakości owocu, która w dodatku będzie rosła; w tym sensie to wszystko jest bardzo poważne. I, jak sądzę, dobrze się sprawdza na rynkach. Ponieważ jednak doświadczenie uczy, że szczepy lokalne, gdziekolwiek rosną, mają często w sobie to”coś” (wyższą kwasowość na przykład od gron francuskich) – owszem, za cenę różnych braków – zastanawiam się, na ile taka lokalność w Bułgarii mogłaby dać (być może nie) wina na podobnym co wina Katarzyny poziomie (bo nie ma przecież wątpliwości, że w swoim stylu jest to całkiem wysoki poziom), natomiast z innymi cechami.