Kaśka miała fajne wina
Bułgarskie wina nie kojarzą mi się dobrze, ale kiedy Wojtek Bońkowski pisze do mnie, że na degustacji win od Katarzyny jest, o dziwo, całkiem nieźle, to jadę i próbuję!
Każdy Polak zna bułgarskie wina. Starsze pokolenia popijały je pod wakacyjną gruszą, młodzi zaczynają dziś swoją przygodę z winem od Tchergi ubranej w znany nam wszystkim pasiasty dywanik (i ku mojemu wielkiemu smutkowi często na niej kończą). Powszechna opinia jest taka, że to wina dobre i tanie. Tym, którzy złapali winnego bakcyla włos się jeży i język kołkiem staje, kiedy widzą, że goście do robionego przez gospodarza od 10 godzin boeuf bourguignon przynieśli wino bułgarskie. Toż to tandeta, cukier i produkt dla mas! Gdzie z tym do ludzi?
Ta opinia może ulec zmianie dzięki takim przedsięwzięciom, jak winnica Katarzyna założona przez grupę Belvedere. Mamy tu wszystko, żeby stworzyć rozpoznawalny produkt: niesamowitą historię (tereny, na których znajduje się winnica były przez 45 lat „ziemią niczyją” dzielącą blok sowiecki od świata Zachodu), kraj z winiarską tradycją (mimo wszystko! – w nizinie Trackiej wina uprawiało się już w V wieku p.n.e.), ludzi z pasją i… pieniądze. Efektem są wina intrygujące, w stylu dość nowoświatowe, ale trudno się dziwić, że kiedy bułgarska winnica chce podbić rynek, idzie w takim, a nie innym kierunku – to przecież dla nas naprawdę totalnie Nowy Świat!
Miałam okazję spróbować tych win do potraw przygotowanych przez Karola Okrasę, który postawił na czekoladowo-śliwkowe sosy mające pasować do mocno beczkowych win o dość dużej słodyczy. Pisał o tym już Marek Bieńczyk, ale powtórzę i ja: zapieczony ser kozi na pierniku z sosem śliwkowym podany do merlota to było szaleństwo. Ale dla mnie w tym szaleństwie jest metoda. W tym połączeniu zarówno danie, jak i wino wypadło bardzo dobrze. Nie kocham stylu nowoświatowego, ale nie pastwiłabym się tak nad nim. Każdy z nas ma swoje „guilty pleasures”. Przyjemne, łatwe w odbiorze, a równocześnie aromatyczne i gęste wina to nie jest koniec świata. Dla wielu odbiorców takie trunki to po prostu początek. Jako dzieci wszyscy uwielbialiśmy czekoladę, a pluliśmy szpinakiem, prawda? I może nie wszyscy wyrośliśmy z czekolady, ale większość z nas przekonała się do tej pysznej zieleniny.
Myślę, że Katarzyna jest na początku drogi. Obrała kierunek, który zapewnia jej dobry start. Jej wina są smaczne, każda etykieta ma swoją ciekawą historię. Mi smakował Twins Chardonnay & Chardonnay 2010 (wino robione przez bliźniaków enologów, każdy pracuje na własnej parceli z tym samym szczepem, łączą swoje wina dopiero w ostatniej fazie produkcji), mniej Twins Cabernet Sauvignon. Polecam Merlot Halla 2010 (ok. 65 zł) i wino, z którego dumni są najbardziej – Reserve 2006. Co ciekawe, poczytałam sobie opinie internautów z różnych stron świata o winach od Katarzyny. Piszą, że jeśli tak smakuje typowa Bułgaria, to muszą bliżej zapoznać się z jej ofertą. O to chyba Katarzynie Estate chodziło. Zwróciła na siebie uwagę i ja czekam na więcej. A jak znajomi przychodzący do mnie na kolację przyniosą mi takie bułgarskie wino, nie będę się wykręcać od otwarcia butelki.
Jadłam i piłam na zaproszenie importera Sommelier oraz producenta Katarzyna Estate. Dziękuję Joli Cichoń za udostępnienie mi tekstu o Katarzyna Estate, który ukazał się w magazynie Trendy.