Strzelanie do kaczek
Tematu Kalifornia ciąg dalszy. Dziś z przyjemnością mam Wam do opowiedzenia piątkową degustację win ze Złotego Stanu w sopockiej winiarni Vinoteque. 50 winomanów napiło się przednio. Przyjrzeliśmy się bowiem kalifornijskiej ofercie importera Wine Express.
Siedem z ośmiu degustowanych win pochodziło z winiarni Duckhorn. To dobrze notowana posiadłość, powstała w Napa Valley w 1976, czyli na fali boomu win kalifornijskich, który rozpoczął się od tej słynnej degustacji. Duckhornowie zaczynali od 20 tys. butelek, dzisiaj zwiększyli areał kilkakrotnie, mają winnice rozsiane po całej Napie, a doskonałe Pinot Noir robią w osobnej posiadłości w Anderson Valley.
Piliśmy kolejno rześkie, typowe, choć już trochę zmiodziałe Sauvignon Blanc Decoy 2009 (ale w sprzedaży jest już 2011; 79 zł) oraz ciekawe Sauvignon Duckhorn 2010. Niby ten sam szczep, ale domieszka odmiany Sémillon i częściowa fermentacja w beczce dają wino o wiele mocniej zbudowane, bogate, trochę w stylu białych Bordeaux z AOC Pessac-Léognan – inna twarz Sauvignon i w sumie przyzwoita, bo niższa od porównywalnych Bordeaux (94 zł). W sumie to wino bardziej mi podeszło niż Chardonnay Decoy 2009, też całkiem niezłe i broniące się atrakcyjną ceną (57 zł), ale bardziej stereotypowe, gryczano-beczkowe, smaczne.
Wśród win czerwonych nie miał może swojego dnia Cabernet Sauvignon Decoy Valley 2009, dosyć miękki i mało zadziorny jak na CabSauv (84 zł). Zdecydowanie lepiej wypadł Merlot Decoy 2008 – masywny, ze sporym alkoholem, ale też dobrą kwasowością, asertywny, bogaty, zmysłowy – Duckhornowie sami siebie określają jako „Merlot specialists” i to się potwierdza (84 zł – atrakcyjna cena za to wino). Wreszcie Zinfandel Decoy 2009, klasyczne wcielenie szczepu winorośli, od którego bardziej amerykańska jest tylko Myszka Miki: śliwkowe powidła podane na rozgrzanym asfalcie i polane wysokim, ale przyswajalnym alkoholem (92 zł). Hasłem serii Decoy jest „Everyday wines for the well-informed” i doprawdy nie wymyśliłbym lepszego sloganu dla tych świetnie zrobionych win z wyższej klasy średniej.
Natomiast flagowy Pinot Noir Goldeneye 2009 (169 zł) to już inna historia, wino o wiele poważniej zakrojone, przez półtora roku zaznające dobrodziejstw francuskiej beczki, na etykiecie (bo w smaku już nie tak bardzo) uderzające 14,5% alkoholu. Beczkowe nuty palonej dębiny, chlebowej grzanki, ogniska są bardzo wyczuwalne, ale wino jest pełne, długie, intensywne, swoją materią z nawiązką wynagradza ten początkowy atak dębu. Pinot Noir w „bezczelnym” stylu amerykańskim, nikt go nie pomyli z Burgundią, a jednak bardzo przekonujący nawet w swojej cenie.
Paradoksalnie o wiele bliżej Europy znaleźliśmy się, degustując ostatnie wino wieczoru – Cabernet Franc Against The Wind 2009 z winiarni World’s End prowadzonej przez słynnego Jonathana Maltusa, opromienionego świeżutką „stówą”, czyli oceną 100/100 pkt. wystawioną przez Parkera jego Saint-Émilionowi Le Dôme. Ten Cabernet Franc, którego w ciemno każdy wziąłby za bardzo dobre Saint-Émilion właśnie, jest naszym dzisiejszym winem dnia i bardzo go polecam (158 zł).
Ceny podane w nawiasach uwzględniają 15% promocję, którą Wine Express prowadzi na wina kalifornijskie do końca marca. Zważywszy bardzo uczciwe marże tego importera, okazja jest podwójna. A sama degustacja pokazała, że dla Kalifornii w Polsce istnieje trzecia droga, pomiędzy winopodobną marketową masówą rodzaju Carlo Rossi a średnioniską półką taką jak Gallo czy Mondavi – winami dobrze u nas zadomowionymi, ale mało konkurencyjnymi pod względem ceny i smaku. Wydając 20 zł więcej na butelki od dobrych producentów, odkryjemy Kalifornię, która rzeczywiście ma coś do zaproponowania.
Następne spotkanie z Kalifornią – 23 marca w Poznaniu.
Winicjatywa była patronem medialnym degustacji organizowanej przez Wine Express i Vinoteque, w ramach promocji win kalifornijskich organizowanej na płatne zlecenie Wines of California.