Schutz Pinot Blanc 2011
Jean-Victor Schutz Alsace Pinot Blanc 2011
W poprzednim wpisie narzekałem na brak taniej Alzacji. Takiej po 20 parę złotych do codziennego kurczaka lub pstrąga. To nie jest tak, że ona nie istnieje, ale trzeba się za nią nachodzić. Nie w każdym markecie coś znajdziemy, a wina są bardzo nierówne. Jako weteran alzackich poszukiwań mam kilka porad:
1. Unikać Rieslinga (te bardzo tanie są często bardzo kwaśne) i Gewurztraminera (smakuje jak rozwodniona ice tea).
2. Skupić się na tańszych alzackich szczepach – Sylvaner, Pinot Blanc i Auxerrois. 25 zł to będzie dla Rieslinga najniższa półka, a dla Sylvanera – już całkiem średnia.
3. Zwracać uwagę na rocznik. Niby w markecie ma mniejsze znaczenie, bo wina przemysłowe mniej się różnią od siebie, ale akurat w Alzacji różnice są duże. Brać tylko roczniki najcieplejsze: 2011, 2009, 2007.
4. Poszukać napisanego maczkiem producenta. Jeśli to kod literowy, nie brać. Jeśli nazwisko takie samo jak na przedniej etykiecie (czyli winiarz nie ukrywa się pod wyssaną z palca marką taką jak Bruno Banani), brać. Jeśli „Cave de…”, czyli spółdzielnia (najlepiej Turckheim, wybijająca się spółdzielnia alzacka), brać.
A dziś piję wino wybrane według tych kryteriów, które okazało się naprawdę dobre. Delikatne, bez bukietowych fajerwerków, ale solidne, soczyste, wytrawne (ale bez przesady, tj. bez ostrego kwasu). W smaku trochę melonowe. Dobre na aperitif, ale naprawdę smaczne jest dopiero do jedzenia. (24,99 zł, Leclerc)
Źródło wina: zakup własny autora.