Gwiazda w nieodległej galaktyce
Narodziny gwiazdy novej można zauważyć gołym okiem. Jej jasność wzrasta niezwykle szybko i z obiektu niewidocznego, w ciągu zaledwie godzin lub dni ukazuje się naszym oczom i błyszczy coraz mocniej. Stąd moje porównanie jej do Franciacorty – apelacji, która narodziła się nagle i w niezwykle szybkim czasie zdobyła światowe uznanie, na naszych oczach stając się celebrytą wśród bąbelków.
Jeszcze 60 lat temu mieszkańcy Franciacorty zajmowali się głównie uprawą warzyw i zbóż, choć produkowali też niezłe wina spokojne. Trzeba było takiego wariata, jak Franco Ziliani, pracujący u Guidio Berlucchiego, by przekonać mieszkańców, że można stworzyć coś z niczego – zupełnie nową apelację i nową jakość! Polodowcowy terroir regionu dawał całkiem niezły materiał na wino, wystarczyło tylko uwierzyć, że szampańska metoda produkcji bąbelków zaszczepiona na włoskim gruncie da rezultaty równie dobre, co we Francji, a może nawet lepsze. Trzeba było też nieco zainwestować, przeprowadzić wiele prób i oto w 1961 roku wypuszczono pierwsze 3 tys. butelek Franciacorty, która okazała się zaskakująco dobra. Wino zasmakowało Włochom, pojawili się inwestorzy, rodziny mieszkające w regionie zaczęły powoli rezygnować z innych upraw niż winorośl, a w 1967 Franciacorta uzyskała status DOC.
Trzeba powiedzieć, że pomysł był dość szalony. Jedną rzeczą jest produkcja dobrych win, inną jest sprzedaż nowej, znanej tylko garstce pasjonatów apelacji. A produkcja metodą klasyczną jest niezwykle kosztowna. Zwłaszcza, że bardzo rygorystyczne zasady ustalone przez Consorzio per la tutela del Franciacorta nie pozwalają wypuszczać na rynek win wcześniej niż 25 miesięcy po zbiorach dla najprostszych, nierocznikowych butelek! Lucia Barzanò z winnicy Il Mosnel, o której więcej poniżej, powiedziała mi, że na szczęście Włosi lubią bąbelki i od samego początku Franciacorta została przez nich świetnie przyjęta, jednak do dziś Berlusconi i inni politycy wolą wznosić w telewizji toasty szampanem…
Ja do bąbelków mam ostatnio pewną słabość. Uważam, że butelka musaka to świetny pomysł na aperitif, łatwy wybór dla tych, którzy nie znają się na dobieraniu win (musaki pasują niemal do wszystkiego!) lub nie mają czasu na zastanawianie się nad tym, co podać do każdego dania. Na dodatek wybór mamy duży. Jest prosecco, jest cava, są szampany w coraz przystępniejszych cenach, a od pewnego czasu jest jeszcze Franciacorta! Ma zazwyczaj mniejszą kwasowość niż szampany, bo w regionie jest cieplej, ma często bardziej „winne” aromaty, zatem jest łatwiejsza do „zrozumienia”, a równocześnie nie tak prosta jak prosecco, które może po pewnym czasie znudzić (choć są i takie, do których regularnie wracam od lat). Na dodatek, łatwiej sobie tu pozwolić na butelki rocznikowe. Są tańsze niż francuskie, bo klimat Lombardii sprzyja i winiarze co rusz mogą robić swoje millesimato.
W zeszłym tygodniu odbyła się w Enotece Polskiej kolacja z okazji ściągnięcia przez Macieja Bombola do Polski win od Il Mosnel, winiarni z samego serca regionu, produkującej siedem bardzo różnych etykiet w fantastycznych cenach. O winach opowiadała Lucia Barzanò, której mama zasadziła pierwsze krzewy chardonnay, pinot nero i pinot bianco już w 1968 r, szybko reagując na nowy trend. Razem z nią, w tamtych czasach produkowało Franciacortę ledwie kilku producentów. Dziś na 2500 ha winnic pracuje ponad stu winiarzy. Konkurencja jest duża, ale marka Il Mosnel wciąż wyróżnia się własnym stylem i elegancją. Wspaniałe jest ich Pas Dosé (czyli wino bez dodatku cukru) – proste, eleganckie, czyste, lekko słone – mój numer jeden. Fantastyczne jest też waniliowe w nosie, migdałowo-orzechowe na podniebieniu Extra Brut Millesimato EBB (EBB to inicjały zmarłej już matki Lucii). Osobom zaczynającym przygodę z bąbelkami polecam natomiast delikatne, słodsze niż inne Franciacorty i jak wskazuje nazwa, jedwabiste Satèn.
Piliśmy Il Mosnela do krewetek, do risotto z borowikami, do dorady i do kaczki. Za każdym razem dobór wina i dania był strzałem w dziesiątkę. Bo z tymi bąbelkami życie staje się po prostu prostsze. I zabrzmiało to jak reklama, ale czemu nie reklamować prostoty i przyjemności?
Degustowałam na zaproszenie producenta oraz Enoteki Polskiej. Dziękuję Lucii Barzanò za zgodę na wykorzystanie zdjęć.