Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Historia III RP przez pryzmat kieliszka

Komentarze
We wczesnych latach dziewięćdziesiątych spacerując wieczorem po warszawskiej ulicy Nullo, można było usłyszeć z usytuowanego po sąsiedzku Domu Poselskiego chóralnie odśpiewywane Hej sokoły! czy O mój rozmarynie. Czas wina w polskiej polityce jeszcze wtedy nie nastał. Ekipę związaną z dawną opozycją na polu trunków uosabiał pierwszy niekomunistyczny premier z zamiłowaniem do koniaku i Jacek Kuroń ze swoją słabością do whisky. Siły ancien régime’u, wliczając w to ludowców, jednoznacznie kojarzone były z zamiłowaniem do swojskiej czystej. Wino było raczej domeną kształtujących się elit finansowych; dobre butelki można było kupić w siedzibie Polskiej Rady Biznesu. Była to epoka, gdy organizowana na Zamku Ujazdowskim premiera beaujolais nouveau urastała do miana prestiżowego wydarzenia, na jakim można było zaobserwować prominentnego polityka z Krakowa, który odwrócony plecami do publiczności opróżniał butelkę w tempie, którego nie można nazwać konserwatywno-zachowawczym. O winie w polityce zaczęto mówić dopiero w czasach poprzedzających nasze wstąpienie do Unii Europejskiej, a więc gdy pojawiły się formacje, które do dzisiaj są głównymi aktorami sceny politycznej.
© Sławomir Sochaj

Cztery butelki z Bolgheri

Jest rok 2007; projekt IV RP załamuje się w cieniu afery gruntowej, prezydent Lech Kaczyński podejmuje lidera opozycji Donalda Tuska, by uzgodnić potrzebę przedterminowych wyborów. „Spotkanie odbyło się w dobrej atmosferze” – poinformował dziennikarzy sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Michał Kamiński. Dobry nastrój zapewniły cztery butelki czerwonego wina, o czym niedługo później doniósł Dziennik. W komentarzach, co charakterystyczne, analizowano ilości kieliszków, które przypadły na uczestników spotkania. Nikt wówczas jednak nie zadał pytania dla winomanów najważniejszego ­– jakie to było wino? Jarosław Cybulski, który w tamtym okresie doradzał Kancelarii Prezydenta w sprawach wina, zdradza, że była to oparta na szczepach bordoskich Ocra z Tenuty Guicciardini Strozzi; jakościowo daleka od czołówki Bolgheri i niezbyt droga w porównaniu do bardziej znanych win apelacji. Liczba czterech butelek powtarza się w nieco późniejszym spotkaniu Lecha Kaczyńskiego z Aleksandrem Kwaśniewskim. Jakie to były butelki – tego nie wiemy, wiadomo natomiast, że Lech Kaczyński lubił pić wino, ale szczególnych preferencji w tym względzie nie przejawiał. Jego gość, niesłusznie w potocznej opinii kojarzony tylko z alkoholami mocnymi, jest miłośnikiem margaux. Spotkanie Tuska z Kaczyńskim miało się okazać zwrotnym punktem nie tylko historii politycznej. Stanowiło zapowiedź okresu, w którym piło się najlepiej, a wino torowało drogę do centralnego ośrodka władzy.
Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu

Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!

Zaprenumeruj!