Gwiazdka dla enoświrów
Skończył się drugi dzień jesiennego święta wina. Myślę, że coroczne Grand Prix Magazynu Wino jest jak wczesna Gwiazdka dla enoświrów. Rzadko w jednym miejscu można spróbować tylu wybitnych win.
Bo przecież wszyscy importerzy, nagrodzeni czy nie, pochwalić się chcą tym, co mają w swej ofercie najlepsze i serwują nam z uśmiechem zarówno wybitne trunki, jak i możliwość rozmowy z ich producentami z całego świata. Gdybym na dzisiejszą degustację przyszła nie znając tak wielu z prezentowanych win, miałabym nie lada problem. Ale chciałabym w życiu mieć tylko takie egzystencjalne problemy: zakończyć próbowanie fantastycznym Colin-Morey Chassagne-Montrachet (złoty medal wśród win białych) czy poprzestać na bajkowo-egzotycznym sauvignon blanc (Greywacke z Nowej Zelandii tym razem nienagrodzone, ale wierzę, że za rok medal będzie)!
W tym roku impreza miała miejsce w Reducie Banku Polskiego. Bardzo lubię ten budynek, lubię tu przychodzić na degustacje i ucieszyła mnie ta lokalizacja. Na dodatek to blisko metra, co jest istotne zwłaszcza dla tych, którzy nie wiedzą, o co chodzi z tym wypluwaniem… Reduta sprawdza się jako miejsce degustacji od dawna, więc był to bezpieczny i dobry wybór.
Nie wiem, czy równie dobry był w tym roku wybór kucharza/kucharzy gotujących dla gości gali. Czy liczba przyjaciół Sowy po kolacji zwiększyła się? Nie byłabym taka pewna.
Po pierwsze czytając menu miało się wrażenie, że ktoś chce tu za wszelką cenę zrobić na nas wrażenie. Krab z Alaski, dorsz atlantycki, jagnięcina nowozelandzka… Gdyby nie gęś kołudzka i ser bursztyn, miałabym wrażenie, że autor menu ma wyjątkową awersję do produktów lokalnych i z pełną premedytacją chciał rozdrażnić slowfoodowców jak, nie przymierzając, Anna Mucha Dżoanę Krupę futrem z norek.
Było więc na bogato, zarówno jeśli chodzi o składniki, jak i o wielkość potraw. A szkoda, bo mimo że zjadałam zaledwie część porcji, trudno mi było już spróbować jakże pysznych policzków wołowych na purée z selera ze wspomnianym bursztynem, czy zachwycić się żołądkiem również wymienionej już z nazwiska gęsi kołudzkiej… Natomiast takie potrawy, jak bisque czy deser, wolałabym z mej pamięci wymazać, bo jedna wypadła blado, a od drugiej wszyscy goście przy moim stole zbledli… Lody z wędzonego mleka koziego z serem pleśniowym i orzechami w karmelu… W ustach zmrożony słodki oscypek, a do tego niebieski ser pleśniowy… To nie był przerost formy nad treścią, ale zdecydowanie przerost treści nad smakiem… Gdzie jest Agata Wojda, kiedy jej potrzeba?!
Do kolacji można było spróbować aż 27 win! Do każdego dania proponowano nam wybór jednej lub dwóch z wielu etykiet. To, że win było tak wiele, jest plusem. Ale myślę, że nie ja jedna żałowałam, że musiałam dokonywać wyboru. Drodzy organizatorzy: nie róbcie nam tego!
W każdym razie z win, które udało mi się spróbować w trakcie gali, śnić mi się będą:
1. fantastyczny, elegancki jak mężczyzna we fraku (skojarzenie pewnie przez autora wina – Omara Honigh-Csizmadia, wysokiego mężczyznę, który w wersji wieczorowej prezentował się równie wytwornie, co jego dzieło): Royal Somló J (Juhfark) 2009, (nie ma jeszcze importera w Polsce)
2. najlepsze sauvignon blanc z Alto Adige, jakie piłam: Cantina Produttori San Michele Appiano St. Valentin 2011 (Vinoteka13)
3. cudownie komponująca się z kaczką Fabiano Valpolicella Classico Superiore 2010 (Wina.pl)
4. poważny Egri Bikavér 2007 od Vilmosa Thummerera (chcemy więcej węgierskich win w Polsce!)
5. przy tym winie udało mi się w notesie tylko zaznaczyć wykrzykniki: Quinta do Vale Meão 2008 (import Mielżyńskiego) – genialny producent, zaledwie dwie etykiety (obie cudowne) plus porto. Mam nadzieję, że dotarliście do jego stoiska na wczorajszej degustacji.
6. kolejna perła z Egeru: Lajos Gál i jego András Bora 2003 (musi być cudowne być synem takiego winiarza i mieć wino noszące nasze imię…)
Serdecznie gratuluję zwycięzcom (pełna lista tutaj). Jurorzy dokonali fajnego wyboru: wina są różne, dziwniejsze (moje ukochane Escoda Sanahuja Els Bassots 2009 – import Brix65) i takie zwyklejsze (czysty owoc Plaisir Rogera Sabona – Enoteka Polska). Cieszy mnie nagroda dla Wojtka Henszela, który wystartował w tym roku ze swoim pomysłem Winnego Garażu, dla Płochockich, którzy dzielnie walczą o wina w naszej polskiej, niełatwej rzeczywistości, dla Winkolekcji, bo uczy nas, czym jest dobra Francja i dla Mielżyńskiego, który został określony mianem króla tanich win (no kto by się spodziewał?!).
Dużo było emocji. Może też dlatego, że Magazyn Wino świętował równocześnie swoje dziesięciolecie istnienia. Były wspomnienia, podziękowania dla tych, którzy gazetę tworzyli. Może o niektórych nieobecnych warto byłoby wspomnieć, ale rozumiem, że pominięcie nazwisk nie było celowe.
Życzę wielu udanych artykułów i kolejnych wspaniałych imprez.
W kolacji galowej oraz degustacji uczestniczyłam na zaproszenie Magazynu Wino. Jestem także pracownikiem firmy Mielżyński Wines & Spirits.