Foodies i niespodzianki
Sommelier – wiadomo – jest od tego, by wybierać wino. Zdarzają się jednak goście, którzy wiedzą lepiej od niego. I wbrew pozorom bywa to przyjemne.
Pewnego wieczoru w
Geranium siedziała grupa przyjaciół. Wyglądali na takich, co to często wychodzą razem coś zjeść, analizują menu, rozmowy toczą głównie o restauracyjnych trendach, mają wyrobione zdanie i czują się pewnie. Jednym słowem:
foodies. Bez wahania rozpoczęli wieczór rocznikowym szampanem –
Vénus Brut Nature 2006 od
Agraparta. Napięty, kamienny, pełen kwaśnych jabłek, białych brzoskwiń i grejpfrutów, słony i złożony – jak się później miało okazać – dobrze niósł kilka pierwszych dań menu.
Większym stolikom, takim właśnie jak ten pięcioosobowy, sugerujemy zwykle niestandardową opcję dobierania wina – tzw. „alternatywny wine pairing”. Przy budżecie zbliżonym do sumy wydawanej na regularny „wine pairing” możemy otworzyć bardzo ciekawe butelki, a zarazem pozostajemy otwarci na różne preferencje. Jasne, że będąc sommelierem, jestem zadowolony, gdy goście podążają za moją radą, tym razem jednak musiałem pogodzić się z sytuacją odwrotną. Dwóch dżentelmenów interesujących się winem (jeden ciut bardziej niż drugi) zapoznało się z kartą win wcześniej. Wiedzieli, co chcą wypić, jednak menu serwowane tego wieczoru było im nieznane, więc upewnili się jedynie, że wina nie będą stały w kontraście z jedzeniem, a kolejność ich podania będzie właściwa. Dwie ostatnie pozycje, wino czerwone i słodkie, pozostawili niewybrane, widocznie decyzja miała być podyktowana nastrojem. Możliwe też, że czekano na sugestie pań, które wydawały się mniej elastyczne w kwestii win czerwonych niż białych. Burgundzki pinot był im zdecydowanie nie w smak, ale zgadzały się na amarone od Quintarellego. Nie chodziło tu o różnicę w jakości, lecz o ciężar gatunkowy.
Dalsza część tekstu dostępna tylko dla prenumeratorów Fermentu