Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Co się je u Dyletantów?

Komentarze

Warszawa ma nowe, ekscytujące miejsce winiarskie. Dyletanci to wine bar, sklep i bistro na ul. Rozbrat 44a na Powiślu, w miejscu, gdzie do niedawna działało znane i lubiane Bistro Rozbrat. Nazwa jest cokolwiek autoironiczna, bo za tym miejscem nie stoją żadni dyletanci, tylko gwiazdorzy – szef kuchni Rafał Hreczaniuk, który dał się poznać ze znakomitej strony w Tamka 43 oraz Maciej Sondij, czyli Winoblisko, najbardziej ambitny projekt importerski ostatnich lat. Mamy więc autorską kuchnię i autorski dobór win z zacięciem burgundzko-naturalnym. Za serwis win odpowiedzialny jest sommelier Łukasz Kuszela wcześniej znany m.in. z Mielżyńskiego.

Dyletanci logo

Zjecie tu m.in. zupę bisque z homara i turbota, pierś z kaczki z młodą kapustą i sosem foie gras oraz nieśmiertelny policzek wołowy. Co ciekawe, dania proponowane są w porcjach dużych i małych, dając biesiadnikom możliwość spróbowania większej liczby potraw na zasadzie modnych obecnie „talerzyków”. Dużym atutem jest także 3-daniowy lunch w dumpingowej cenie 30 zł. Dyletanci to zatem nie fine dining, a raczej nowoczesne środmiejskie wine bistro.

Ciepłe wnętrze Dyletantów. © Wojciech Bońkowski.
Ciepłe wnętrze Dyletantów. © Wojciech Bońkowski.

Dyletanci menu

Bo nie oszukujmy się, będzie się tu przychodzić przede wszystkim na wino. Możliwość eksploracji fantastycznego katalogu Winoblisko z zaledwie 50-procentowym narzutem od cen detalicznych to gratka, której trudno się oprzeć. W 12-stronicowej karcie (320 pozycji) wina zaczynają się od 85 zł (Portugalia, Roussillon, Côtes du Rhône, Riesling, Polska). Mamy wiec solidne, surowo mineralne Chablis Patrick Piuze za 135 zł, kultowe Morgon Marcel Lapierre za 145 zł, Barolo od Brovii za 315 zł, szampana Claude Cazals od 250 zł. Ale i 30 (!!) różnych Meursault od 385 do 825 zł, 9 roczników Corton-Charlemagne od Bonneau du Martray od 975 zł, Brunello Soldera 2008 za 3650 zł i Liger-Belair La Romanée Grand Cru 2006 za 14,5 tys. zł. Wujku z Ameryki, przyjeżdżaj!

Ostryga z chrzanem i półsłodkim ogórkiem. © Mintaeats.com.
Ostryga z chrzanem i półsłodkim ogórkiem. © Małgorzata Minta / Mintaeats.com.

Inauguracja prasowa wypadła okazale. Na początek podano nam Laherte Frères Extra Brut Les 7, ostry jak zyletka szampan z siedmiu dozwolonych w apelacji szczepów (Petit Meslier, Arbane, a pozostałe pięć szanujący się winoman zna na pamięć), zielone jabłko idealne na aperitif (choć cena nieaperitifowa – 550 zł), do tego ostrygę z chrzanem i ciekawym półsłodkim ogórkiem. Następnie popisowa przystawka Hreczaniuka – bardzo morskie carpaccio z halibuta na wodorostach i żelu umami, a obok prawdziwa sensacja – Dom Bliskowice Johanniter Ultra 2015, niebywałe polskie wino krótko macerowane na skórkach, jedno z najlepszych, jeśli nie najlepsze w historii III i IV RP. Szkoda jedynie, że nijak nie pasowało do potrawy, która domagała się Albariño (do Johannitera proponuję kucharzowi carpaccio z moreli na migdałach).

Carpaccio z halibuta, wodorosty, umami. © Wojciech Bońkowski.
Carpaccio z halibuta, wodorosty, umami. © Wojciech Bońkowski.
Bliskowice Ultra, nowy wymiar polskiego wina! © Wojciech Bońkowski.
Bliskowice Ultra, nowy wymiar polskiego wina! © Wojciech Bońkowski.

Jakiż kontrast pomiędzy fantastycznym Bliskowice Ultra a naturalnym, macerowanym Menti Monte del Cuca 2013 z Gambellary – to wino było utlenione, tostowe, nieprzyjazne i nie do końca przyjemne, choć z kolei zagrało do świetnej zupy ogonowej. Kolejne wino to Pierre Morey Meursault 2009 – sporej klasy biały burgund, który w ogóle się nie zestarzał, niemal słodki w swojej dojrzałości, ale gruszkowo świeży (550 zł, niestety; na kieliszki podawany jest superwyrazisty Pierre Morey Bourgogne Chardonnay – 29 zł). Podano go z pomysłową, ale dziwaczną pannacottą z czosnku niedźwiedziego, młodą marchwią i groszkiem.

Pannacotta z czosnku niedźwiedziego, młodą marchwią i groszkiem. © Mintaeats.com.
Pannacotta z czosnku niedźwiedziego, młoda marchew, groszek. © Małgorzata Minta / Mintaeats.com.
© Mintaeats.com.
© Małgorzata Minta / Mintaeats.com.

Fantastyczna okazała się Prà Valpolicella Superiore Ripasso Morandina 2013 (155 zł – jedna z lepszych okazji w karcie), „alternatywna” Valpo, a właściwie mini-Amarone (aż 15,5% alk.) z nutami owocu granatu i ceglanej mączki, piękna, hipnotyzująca, zbyt słodka, ciężka i ciekawa jak na łopatkę jagnięcą, białe szparagi, trufle.

Łopatka jagnięca, białe szparagi, trufle. © Wojciech Bońkowski.
Łopatka jagnięca, białe szparagi, trufle. © Wojciech Bońkowski.

Ucztę zakończyliśmy przyjemnie lekkim deserem z rabarbaru oraz perfekcyjnie dobranym pod względem słodyczy (brawo!) winem Zilliken Riesling Auslese 1999, ultraklasycznym, dojrzałym, miodowym, wręcz poetyckim. Choć gwoli prawdy rozpusta trwała jeszcze po deserze – Kitowski i Sondij za pomocą Coravinu raczyli nas m.in. grand cru Pierre Amiot & Fils Clos Saint-Denis 2008 oraz trzema kolorami legendarnego prowansalskiego Château de Pibarnon. Pibarnon Rouge 2010 (270 zł w karcie) to wybitne wino, dla mnie najwspanialsze tego popołudnia. Za sprowadzenie go do Polski Winoblisko dostaje mój prywatny złoty medal.

Rabarbar, wanilia, hibiskus. © Wojciech Bońkowski.
Rabarbar, wanilia, hibiskus. © Wojciech Bońkowski.

Jak wiadomo, restauracji nie należy recenzować na podstawie pokazu prasowego. Po paru dniach wróciłem więc do Dyletantów na własną rękę. Zjadłem niezły lunch za 30 zł złożony z pełnej smaku, intensywnej zupy rybnej oraz nie do końca udanego okonia w tempurze, któremu brakowało wyrazistości. Na deser trafiły mi się świeże truskawki i ananas z olejem bazyliowym, który okazał się skutecznym mordercą wszelkich win. Codziennie do wyboru są trzy przystawki, trzy dania główne i dwa desery. Wybór win na kieliszki na tablicy jest niezły – ok. 10 pozycji od 19 do 99 zł, w tym naturalne wina z Roussillon, Pibarnon Rosé oraz burgundy z wyższej półki. Szampan Cazals Grande Cuvée był całkiem smaczny za 39 zł, ale zamiast w wyrafinowanym kieliszku Zalto trafił do mnie w zgrzebnym i kompletnie nieprzystającym do tego miejsca Krośnie. Prà Soave Monte Grande 2014 otwarto na moje specjalne życzenie i było świetne. Problemem jest czas – na lunch dnia w porze największego obłożenia trzeba czekać stanowczo zbyt długo.

Firmowe masło atramentowe. © Wojciech Bońkowski.
Firmowe masło atramentowe. © Wojciech Bońkowski.
Szef kuchni Rafał Hreczaniuk. © Mintaeats.com.
Szef kuchni Rafał Hreczaniuk. © Małgorzata Minta / Mintaeats.com.

Dyletanci działają zaledwie od trzech tygodni. Detale serwisu wymagają dotarcia, ale z uwagi na szerokość, głębokość i jakość karty win miejsce z pewnością ma potencjał, by stać się ulubionym lokalem warszawskich winomaniaków. Natomiast kuchnia Rafała Hreczaniuka jeszcze poszukuje swojego stylu. Błyskotliwe zestawienia sąsiadują z niezbyt czytelnymi, nawiązania do kuchni polskiej przeplatają się z międzynarodowym mainstreamem, ale i moderną. Ta kuchnia jest lekka, lecz mimo tego nie zawsze dostosowana do win. Będę zatem wracał (nie tylko z wujkiem z Ameryki), ciekaw dalszego ciągu.

W degustacji prasowej uczestniczyłem na zaproszenie Dylentantów, lunch – na koszt własny.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • kielon

    Nie żebym narzekał ale zdjęcia potraw wyglądają jakby Pan próbował robić tą komórką makro. Jedzenie na fotografii jest jak dobre wino – potrzebuje nieco powietrza ;)

    • Wojciech Bońkowski

      kielon

      Można sobie zawsze zmniejszyć powiększenie na ekranie.

  • Robert

    Przynajmniej dokładnie widać, co to jest a to dobrze.

    A ja mam takie pytanie, do Wszystkich. Ile pijecie i jak często? Oczywiście wina.

    • Maciej Sondij

      Robert

      Kto miałby się przyznać? :)

      • Robert

        Maciej Sondij

        No każdy żeby się „przyznał”. Butelka co dzień? Tylko przy a raczej po dużej aktywności fizycznej.

    • LucaS

      Robert

      Parafrazując klasyka: „A bottle a day, keeps the doctor away”

      • Maciej Sondij

        LucaS

        Words of wisdom.

  • Maciej Sondij

    Poważnie nie pokochałeś okonia w tempurze? To moje ulubione danie ze wszystkich które jadłem w Dyletantach od początku istnienia. Dobry tekst. Dziękuję w imieniu swoim i zespołu.

    • Wojciech Bońkowski

      Maciej Sondij

      No nie pokochałem. Jakiś taki bezsmakowy. A poza tym trudno mówić o tempurze – ciasto za cienkie i za miękkie, n’est-ce-pas?

  • Mike

    Wiem że rozpęta się burza, ale zwróciłem uwagę na stwierdzenie że narzut restauracyjny 50% to jest „zaledwie”. No nie wiem.
    Czy ja dobrze zrozumiałem że właścicielami restauracji są ci sami Panowie co importera Winoblisko ?
    Jeśli tak to wychodzi na to że najpierw zarabiają na winach jako importerzy/detaliści ( marża importera/detaliczna) a potem w restauracji dodają do tego kolejną 50% marże?
    Czyli zarabiają dwukrotnie ( w cenie restauracyjnej) i to podsumowuje Pan „zaledwie” ?
    A ja ignorant dziwiłem się jak Mielżyński w swoim wine barze do cen detalicznych ( czyli zawierających jego marze importera + jego marze detaliczną) dolicza jeszcze trzecią 30% marze restauracyjną.
    Szczerze mówiac jako potencjalnemu klientowi takich meijsc bardzo ale to bardzo nie podobają mi się takie piramidalne marże dla tego samego właściciela.
    Inną sytuacją jest ( dla mnie zrozumiałą) kiedy jakaś restauracja sama nie jest powiązana właścicielsko o z żadnym importerem i po prostu kupuje wina do karty win i dolicza do tego 30-50% bo to jej jedyny zarobek na oferowanych winach.

    • WinoBlisko

      Mike

      Sądzi Pan że restauracja powinna utrzymać się z dotacji? Proponuję otworzyć własną i wtedy wrócimy do tematu. Żadna burza 1+1=2 i nie chce być inaczej. Sytuacja dla pana „inna” na końcu wspomniana niczym sie nie różni. W obu przypadkach restauracja płaci cenę HORECA importerowi.

      • Mike

        WinoBlisko

        To jest całkowicie inna sytuacja czy właściciel restauracji kupuje wina do karty restauracyjnej sam od siebie czy od innej firmy, różnicę widać to gołym okiem.Zresztą jeśli dla Pana marze poniżej 50% to jest dopłacanie do interesu to raczej nie mam ochotę na dalszą dyskusje

        • Maciej Sondij

          Mike

          Zakłada pan że marża importera jest już złodziejska rozumiem i niczym nieuzasadniona? Jest uznaniowa i nie pokrywa kosztów importu i organizacji dystrybucji. Ciocia siedzi i zawija w sreberka. Proponuję lekcję ekonomii rozpocząć na domowym budżecie szczerze odradzam sięgać na wyższą gałąź.

          • Mike

            Maciej Sondij

            Niech Pan sobie arogancją nie dodaje animuszu bo to nie przystoi, tym bardziej że pisze Pan pod nazwiskiem. Jeśli Państwo narzucają marże importerską która nie pokrywa kosztów importu to chyba nie ja powinienem pójść na lekcję ekonomii. W każdym razie nigdzie nei napisałęm o tym że marża importera czy detaliczna jest złodziejska, natomiast doliczanie do nich kolejnej tym razem 50% ( to jak Ministerstwo finansów co liczy 23% VAT od paliwa z akcyzą) to zupełnie inna inszość.
            Rozumiem że Pana nie przekonam.

          • GrzegorzC

            Maciej Sondij

            Pytanie z innej beczki. ;-) Czy Waszego Johannitera Ultra 2015 będzie można jutro kupić w Janowcu? :-)

    • LucaS

      Mike

      Mike, jaka twoim zdaniem powinna być marża restauracyjna aby lokal mógł sprawnie realizować swój business plan?

      • Mike

        LucaS

        Spytaj się właścicieli tych restauracji co sami nei importują wina (czyli kupują od siebie samych) a ich restauracja funkcjonuje dobrze i zarabia na siebie.

        • LucaS

          Mike

          Doskonale znam odpowiedź, dziękuje.
          Serdecznie Pozdrawiam

    • JerzyKruk

      Mike

      W takim przypadku właściciel / importer przy sprzedaży wina bez marży w swojej restauracji zakończyłby jakąkolwiek sprzedaż do innej restauracji niż swoja. Ta cena i tak jest dumpingowa dla jego klientów jak sądzę! Sugeruję się cieszyć z tej oferty cenowej.

      • Krzysztof Majer

        JerzyKruk

        Autor napisał 50% dolicza do ceny detalicznej, a nie hurtowej. „z zaledwie 50-procentowym narzutem od cen detalicznych to gratka” . Czyli drogo i nic tego nie zmieni. Żadne zaklęcia.

    • Wojciech Bońkowski

      Mike

      Patrzenie czy ktoś za dużo nie zarabia było modne w socjalizmie. W kapitalizmie się ocenia czy dana restauracja jest konkurencyjna wobec innych. Zatem jeśli dla Pana 50% narzut od detalu to za dużo i zna Pan miejsce z tańszym (już nawet nie mówię lepszym) Meursault to proszę śmiało pisać.

      • Mike

        Wojciech Bońkowski

        Panie Wojciechu niech Pan jeszcze raz przeczyta co napisałem, może Pan zrozumie w czym problem, bo na razie strzelił Pan jak przysłowiową kulą w płot

        • Wojciech Bońkowski

          Mike

          Ja przeczytałem co Pan napisał i nadal nie rozumiem. Przeszkadzają Panu 3 marże (nie wiem gdzie te 3, skoro są dwie). Nie wie Pan też jakiej wysokości są te marże. W dodatku pisze Pan w ogóle nieprawdę, bo Dyletanci to nie jest restauracja należąca do Winoblisko, tylko nowych projektów tych samych ludzi z nowymi wspólnikami. Więc pisanie o tym że „właściciel kupił sam od siebie” też nie ma związku z rzeczywistością.
          Jeżeli Pan chce kompetentnie rozmawiać o marżach w gastronomii to proszę podać choć jedną gdzie narzut wynosi 50% od ceny hurtowej. Albo proszę podać jedną restaurację na świecie gdzie Meursault Pierre Morey kosztuje mniej niż 85€.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Trzy marże, tzn. importera(hurtownika), detaliczna i baru. Sam Pan to napisał, używając pojęcia „cena detaliczna”, Stąd te trzy marże. Możemy użyć terminu 2 marże, czyli importera i baru ponad 100%, nie 50%. Skoro „wine” bar to nie restauracja, to cena powinna być przyjazna. Importer powinien dać lepszą cenę dla „swojego” nowego projektu. Czy przeszkadzają? Zapewne, nie. Ale „gratka” to nadużycie.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Gratka, bo nigdzie Pan tych (a często nawet porównywalnych) nie kupi w polskiej gastronomii. Ale ten wątek Pan ignoruje.

            I zapewniam, że jeśli restauracja kupuje od dystrybutora, to nie ma w tej operacji marży detalicznej ;-) Restauracje kupują wg cennika hurtowego.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Przecież to nie moja słowa, tylko Pana: ” z zaledwie 50-procentowym narzutem od cen detalicznych to gratka”. Dlatego do tego się odnoszę. Czy jest jakiś problem ze zrozumieniem? Co do win, to się nie wypowiadam. Do Pibarnona przymierzałem się 7 lat temu, i cena wydaje mi się także wysoka. Kogo interesuje wino za 270 zł? Ile Pan takich win kupuje w roku? Zero? Pije Pan za darmo, jak i ja.

    • Krzysztof Majer

      Mike

      Faktycznie, są trzy marże. Ale „wine” bary w Polsce to luksus. 50% narzutu to niewiele, gdyby to było od ceny hurtowej, ale od ceny detalicznej, to już jest przynajmniej 100% od hurtowej. Jak na „winiarzy”, to nie jest gratka. Może gratką jest Meursault, ale nie cena.

      • Mike

        Krzysztof Majer

        Właśnie to miałem na myśli co Pan napisał. Cieszę się że ktoś ( Pan i Pan Majer) zrozumiał o co mi idzie bo widzę że właściciele Winoblisko/Dyletanci udają że nie wiedzą o co chodzi ( 3 marże) i idą w zaparte.
        Szkoda że problem ze zrozumieniem mojego wpisu ma też p. Wojciech, który powinien na tym portalu chyba reprezentować interesy konsumentów a nie właścicieli knajp.

        • Krzysztof Majer

          Mike

          Pan Wojciech ma problem ze zrozumieniem wielu wpisów. Moich prawie zawsze. ha,ha.

      • Wojciech Bońkowski

        Krzysztof Majer

        A ile wynosi zwykle narzut od ceny hurtowej w restauracjach?

        (podpowiem : 150-200%).

        • Krzysztof Majer

          Wojciech Bońkowski

          Dziękuję za podpowiedź. Marże restauracji są nawet większe, a do tego nie płacą za wina. To po pierwsze. Po drugie, marże restauracji, czy „wine” baru? Od „wine” baru wymagamy więcej, tzn. cen bardziej przyjaznych. Niech się nazwą restauracją i walą marżę nawet 300%, jak w Londynie. Tylko niech Pan nie pisze” gratka”. Tylko tyle i aż tyle. Może w Warszawie odtworzy się jakiś przyzwoity pierwszy ” wine” bar. Miejmy nadzieję. Jest coraz lepiej.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Od początku pisałem że jest to wine bar i wine bistro. Pan dla swojej bojowej retoryki, żeby w barach było tanio, przywiązał się do pierwszego członu. Fakt że nie znalazł Pan w Warszawie żadnego wine baru „z prawdziwego zdarzenia” dobrze podsumowuje Pańskie kompetencje w rozprawianiu o marżach.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Polecam wpis na moim blogu, https://domowydoradcawina.wordpress.com/2016/01/21/jak-sobie-radzic-z-winnym-snobem/
            Zarzut niekompetencji przyjmuję z pokorą, której Panu brak. Bufonada aż kipi. Proponuję lekcje matematyki, bo problem liczenia marży jest dla Pan obcy. Przecież nie każdy krytyk winiarski musi być logiczny. ha,ha. Prawdziwy „wine” bar sprzedaje wino po 10 euro, a nie po 20 euro za wino podstawowe. Proszę podać który „wine” bar ma dobre ceny?

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            „Prawdziwy wine bar sprzedaje wino po 10 euro” – to jest Pańska definicja czy jakaś ogólniejsza?

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            A skąd Pan wie jakie są marże restauracji? No i pisze Pan nieprawdę że „nie płacą za wino”, skoro to są dwie oddzielne spółki należące częściowo do innych właścicieli.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Skąd wiem? Bo Pan sam mi napisał podpowiedź(sic!): „(podpowiem : 150-200%).” ha,ha.A poważnie?
            Każdy, kto się zajmuje importem to wie. Ja wiem, bo zajmuję się importem wina od ponad 20 lat. Bo tak się składa, że większość cen win u Miełżyńskiego znam, a LANa importowałem przed nim. Ja nigdzie nie napisałem, że oni nie płacą. Znowu Pan czyta bez zrozumienia tekstu. Chodziło o płacenie ogólnie przez restauracje , a nie tej konkretnej restauracji . To chyba jasno wynikało z Pana pytania: „A ile wynosi zwykle narzut od ceny hurtowej w restauracjach?” Co do płacenia (raczej nie płacenia) przez restauracje za wina, proponuję zasięgnąć języka u zaprzyjaźnionych importerów. Proszę ich zapytać, ile stracili na niezapłaconych fakturach przez różne restauracje?

        • Irek „blurppp” Wis

          Wojciech Bońkowski

          Wojtku, to jest optymistyczne podejście, na tanie czilijczyki i 400% sie trafia

    • Wojciech Bońkowski

      Mike

      Gdzie jest ta restauracja która dolicza 30% jako „jedyny zarobek na oferowanych winach”? Proszę wymienić choć jedną.

  • osioł

    Litości… Idzie przecież o dobra luksusowe, winoblisko importuje najwyższą półkę. WB ma rację – Mersault trudno wypić taniej w lokalu. 50% narzutu od ceny detalicznej to w tym segmencie jest naprawdę bardzo mało. Kłócicie się o te %, czy 30 czy 100, a wiecie jakie są marże w ubraniach, które, jak sądzę, każdy z was kupuje – 300-1000% – i każdy z was kupuje i nie marudzi jakoś…

    • Krzysztof Majer

      osioł

      Racja. Zawsze mnie to denerwuje, że ludzie płacą za kawę 8 zł, która kosztuje 50 groszy, a żałują na wina, gdzie winiarz wkłada całe serce, umiejętności i ciężką pracę. Czasami im puszczają nerwy jak widzą swoje wino 10 razy droższe, niż ich cen sprzedaży. Bo, jeżeli cena w winnicy jest 2 Euro, a w Polsce z narzutami importera kosztuje 18 zł(netto) w hurcie i w restauracji cena jest 70-90 zł, czyli do 2 euro 1000% marży. A propos marży, to na zachodzie im wino droższe tym marża niższa. Wina premium mają marże rzędu 30% (cała, importera i detaliczna), a u nas nadal minimum 100%.

      • krilof

        Krzysztof Majer

        Tylko ostrożnie z tą kawą ;) W produkcję kawy, którą piję bardzo wielu ludzi wkłada całe serce, umiejętności i ciężką pracę – począwszy od producenta, przez spółdzielnie obrabiającą ziarna, po importera i palarnię. A marże, narzuty i procenty w tej branży są znacznie niższe niż w świecie wina (i nie mówię, tu o Kraft Foodzie, Nesspresso itp.). ;)

        A co do Dyletantów, to trochę nie rozumiem problemu. Skoro dla kogoś marże są za wysokie, to nie trzeba chodzić (choć przyznaję, że impertynencja przedstawiciela projektu jest dość zaskakująca, a nawet zabawna).

        Serdecznie pozdrawiam

        • Wojciech Bońkowski

          krilof

          Ja bardzo lubię kawę. I bardzo popieram ludzi którzy ją produkują, zwłaszcza na dole całego łańcucha dystrybucyjnego. Jednak nie jest uprawione pisane że „narzuty i procenty w tej branży są znacznie niższe niż w świecie wina”. Są generalnie o wiele wyższe. Narzut na kawę w gastronomii jest kolosalny. Np. kilogram firmowej mieszanki kosztuje w hurcie poniżej 50 zł za kilogram a espresso parzone z (powiedzmy) 7 g produktu kosztuje (powiedzmy) 8 zł. Czyli narzut jest blisko 20-krotny. O ile się orientuję marże u producentów znanych marek kawy są też bardzo wysokie. Ceny kawy na świecie są w tej chwili bardzo niskie. Nawet arabica kosztuje na rynku masowym ok. $3,50–4. Bardzo tanie mieszanki firmowe w marketach, które pewnie koło arabiki nawet nie leżały, kosztują 9–10€/kg w detali.

  • Prowincjusz

    Jak zwykle dyskusja zapętliła się przy marudzeniu o marżach, cenach, narzutach i każdy ma swoje zdanie, które w 100% podziela i którego nawet w kilku procentach nie oddaje innym (z nieprzerwanie Nieomylnym Naczelnym na czele). A przecież artykuł jest o jedzeniu i o winach. Gdy nie smakuje lub jest za drogo, to się nie chodzi i nie wydaje pieniędzy! Ryzyko jednak podejmuje właściciel, klient korzysta (lub nie), zapewniając właścicielowi zysk, nierzadko niebotyczny :-) Ale sam ponosi ryzyko utraty dobrego humoru, a nie majątku.
    Inna sprawa, że recenzja po proszonej kolacji (oraz powtórce za 30 zł na swój koszt) ma obiektywizm umiarkowany ;-) Ale taki mamy rynek wokół wina, recenzenci bazują na zaproszeniach, bo na niezależne degustacje wszystkich perełek nie starcza. Winicjatywa przynajmniej tego nie ukrywa. Za to producenci i dystrybutorzy w komentarzach nie zawsze ujawniają konflikt interesów, co i w tej dyskusji niestety widać.
    No i wracam do meritum, nadal za mało o wielkomiejskiej prowincji. Może w Warszawie żyją najbogatsi i najwięcej czytelników tego portalu tam mieszka (?), ale recenzji okołowinnych przybytkòw spoza stolicy brakuje mi najbardziej.
    Pozdrawiam wszystkich dyskutantòw z optymizmem, że mimo wszystko tym razem nie o wyższości kolorowego płynu za 12,99 nad tym za 14,99.

    • Wojciech Bońkowski

      Prowincjusz

      Powtórka na koszt własny nie była za 30 zł tylko 88 zł. O ile to wzmogło obiektywizm recenzji?

      Z resztą uwag się zgadzam.

      • Prowincjusz

        Wojciech Bońkowski

        Choć oparłem się na twierdzeniu, że „zjadłem niezły lunch za 30 zł…”, poprawka wzmogła obiektywizm o 58 zł, czyli teraz 88 zł starczy na jedną, najtańszą butelkę wina, tyle że już zabraknie na jedzenie :)

  • Irek „blurppp” Wis

    Prawda jest taka, jeżeli wino będzie kosztowało ile kosztuje czyli od 80 zł za butelkę, to będziemy tkwili na poziomie 5 butelek per capita przez następne 100 lat. Problemem nie jest zresztą cena wina, a jego relacja do dochodu. Jedynym wyjściem jest rozsądne wino domu ( może być BiB) za 3-5 zł za kieliszek. Oczywiście obok mogą być etykiety po 200, 500 a nawet 12 tys zł. W innym wypadku wino będzie ekscytująca zabawką najbogatszych 5% społeczeństwa, trochę jak sportowe samochody. Od zawsze stoją na stanowisku, że Veyron świetnie wygląda na tapecie w Windowsach, ale na co dzień to dobrze mieć porządnie działająca komunikacje publiczną.

    • Krzysztof Majer

      Irek „blurppp” Wis

      Zgadzam się w 100%, tylko, to powinien być „wine bar” a nie butik w restauracji. Nie rozumiem, dlaczego używa się tej nazwy na luksusowe restauracje? Jadę do nowego wine baru, a tutaj niespodzianka nie ma baru, tylko jest luksusowa restauracja z obsługą sommelierską przy stoliku. Czy to jest „wine bar”? Nie. W niektórych „wine barach” nawet nie mają baru, przy którym można wypić kieliszek wina. Bar ma integrować ludzi, a trudno usiąść samotnie przy stoliku i pić wino.
      Dlatego stwierdziłem, że nie spotkałem w Warszawie „prawdziwego wine baru” . Może ktoś z kolegów poda mi takie miejsce?

      • Wojciech Bońkowski

        Krzysztof Majer

        Istnienie baru jako kryterium istnienia wine baru jest ciekawe i całkiem trafne.

        Natomiast jeżeli Pan nie znalazł żadnego wine baru z barem w Warszawie to proponuję przyjechać w końcu do Warszawy i przejść się po paru miejscach. Bo jest ich pewnie kilkadziesiąt, zaczynając od znanego chyba wszystkim poza Panem Mielżyńskiego.

        • Krzysztof Majer

          Wojciech Bońkowski

          Dziękuję za podpowiedź. Jeden. Brawo!!! ha,ha. Miełżyński to trochę inny koncept, ale niech będzie. Faktycznie Miełżyński chyba ma jeszcze bar. Kiedyś miał. I nawet Miełżyński nalewał wina przy barze klientom sklepu (za darmo). Teraz, to pewnie jest miejsce dla klientów, którzy oczekują na wolny stolik w restauracji. Natomiast, ja nie napisałem, że nie spotkałem w Warszawie żadnego „wine baru” z barem, tylko nie spotkałem „prawdziwego wine baru” , mając na myśli atmosferę i możliwość napicia się kieliszka lub kilku kieliszków wina przy barze. I to w przystępnych cenach rzędu 1-2 Euro za kieliszek. Nie wiedziałem, że będę musiał Panu tłumaczyć jak powinien wyglądać wine bar. Czy Pan odwiedza tylko winnice? Pewnie tak, bo tam częstują winem za darmo, a w „wine barze” trzeba płacić.
          p.s. Już nawet nie komentuję braku umiejętności czytania ze zrozumieniem.

          • Wojciech Bońkowski

            Krzysztof Majer

            Miły Panie Krzysztofie, autentycznie doceniam, że Pan importował Rioję Lan przed Mielżyńskim. Jednak od tej pory w Warszawie sporo się zmieniło i mam wrażenie, że Pan za tymi zmianami nie nadążył. Naprawdę wine barów w Warszawie jest już co najmniej kilkanaście, a nie „jeden” – zwłaszcza że choćby Mielżyński otworzył drugi lokal, a oprócz tego mamy Kieliszki na Próżnej, Alewino, Winosferę, Enotekę Polską, Superiore, Jung & Lecker, Winkolekcję, Żużu, Jak Pragnę Wina, 13 Win, Bristol, Vinotekę 13… Zapewniam, że niemal we wszystkich tych lokalach jest bar – ten element powinien Pana zadowolić. Co do drugiego, żeby kieliszek wina kosztował „rzędu 1–2 euro za kieliszek”, to będzie trudno Pana zadowolić nie tylko w Warszawie, ale też w Londynie, Frankfurcie, Wiedniu i Mediolanie. Ostatnio byłem w Piemoncie i odwiedzałem parę winnic, ale zajrzałem też do naprawdę dobrych wine barów (z barami!!) – ceny win generalnie zaczynają się od 2,50€ za kieliszek. Chyba że ma Pan na myśli zwykłe bary, a nie „wine bary” – tzn. miejsca, gdzie podaje się cappuccino, piwo i Veneto Merlot z litrowej butelki. Ale chyba nie o to Panu chodziło?

            Generalnie gdy pisałem „Dyletanci to wine bar, sklep i bistro” – chodziło mi o to, że jest to miejsce, gdzie można przyjść i zamówić tylko wino. W normalnej restauracji zrobić tego nie można. Tyle w kwestii czytania ze zrozumieniem. Pozdrawiam ciepło.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

            Wreszcie!! Dziękuję za szersze spojrzenie i podanie tych kilku winotek. Dla mnie to są winoteki, dla Pana „wine bary”. Winoteka to takie miejsce gdzie można, tutaj zacytuję Pana: ” to wine bar, sklep i bistro” – chodziło mi o to, że jest to miejsce, gdzie można przyjść i zamówić tylko wino.” OK. Można także kupić wino bo jest to sklep, można zamówić dobre jedzenie, bo to jest także restauracja. To jak z oceną wina, różnimy się, ale przynajmniej z klasą.
            Dla mnie „wine bar” to miejsce gdzie przede wszystkim, możemy napić się dobrego wina i ewentualnie zjeść jakieś przystawki. Kiedy zasiadamy do kolacji czy obiadu w rozumieniu, głównie jemy i do tego pijemy dobre wino, to już nie jest „wine bar”.
            Dobrze, zmusił mnie Pan abym odwiedził tych kilka winotek. Odwiedzę te wszystkie miejsca i zamieszczę recenzje na moim blogu.
            To, to jest „wine bar” : https://keyassets.timeincuk.net/inspirewp/live/wp-content/uploads/sites/34/2016/02/2-Sager-Wilde-credit-website.jpg
            Także pozdrawiam ciepło.
            A tak na marginesie, to pewnie bardzo fajne miejsce na wino w Warszawie.
            p.s.
            W Winosferze byłem nie dawno i sklep jest większy niż część barowa. Bar jest raczej symboliczny, może ma 2 metry i raczej trzeba usiąść przy niewielkich stolikach z hokerami. Na barze stało kilka butelek wina, ale nie widziałem stołków przy barze. Bar pełnił rolę lady do nalewania wina i płacenia, nie do siedzenia przy nim. Można powiedzieć tak: jaki rynek wina, taki „wine bar”. Najmniejszy w Europie.

          • Krzysiek

            Krzysztof Majer

            Nie wiem jak prezentują się wymienione wine bary/winoteki z Warszawy, ale Pana definicje spełni zapewne kilka krakowskich przybytków: BARaWINO, Stoccaggio, Magazyn Wina, Krakó Slow Wine – we wszystkich można wypić kieliszek przy barze, zasadniczo nie ma tam kuchni, tylko drobne przekąski, no i w każdym znajdziemy kieliszek poniżej 8 zł.

          • Krzysztof Majer

            Krzysiek

            Dziękuję za podpowiedź. Postaram się odwiedzić te miejsce kiedy będę w Krakowie.
            Pozdrawiam serdecznie.

          • Krzysztof Majer

            Wojciech Bońkowski

  • Sławomir Hapak

    Na ręce Pana Macieja Sondij – gratulacje dla całego teamu.
    Wasz skok na Burgundię jest epokowy dla polskiego rynku – jako „konkurencja” jestem pełen podziwu.
    I cieszę się, że kolejny importer podchodzi do tematu od właściwej strony, czyli otwierając własny wine bar czy wine bistro.
    Oklaski na stojąco!

    • GrzegorzC

      Sławomir Hapak

      Panie Sławomirze pora na Interwin. ;)

      • Sławomir Hapak

        GrzegorzC

        Jeszcze nie posiadłem boskiej mocy występowania w trzech osobach,
        co byłoby wymagane do odpalenia takiego przedsięwzięcia.
        Ale pilnie trenuję ;-)

        • GrzegorzC

          Sławomir Hapak

          Proszę trenować. ;-) Brakuje takiego miejsca w którym można by kupić całą ofertę Interwinu. :-)

  • BackSpace

    Ludzie !!!
    Co to za dyskusja?!?! Przeciez to Rozbrat! Obok po sąsiedzku mieszka hrabia Bronek. Chcecie żeby hrabia Bronek przyszedł do Dyletantów i został obrazony niskimi cenami..??? A jeszcze by hrabia Bronek przyszedł ze smakoszem win Radkiem to butla za 12 tys. zł musiałaby pęknąć. O ile piliby nie za swoje tylko płacili kartą kredytową na koszt podatnika…

    • Bronek i Radek

      BackSpace

      Skoro taki komentarz na Winicjatywie, to rozumiem, że Kolega/Koleżanka oszołomiony/a winem?