Dobrze jest wrócić na Morawy
Degustacje, festiwale i rozmaite winiarskie wydarzenia dzielę na te, na które w miarę możliwości staram się dotrzeć, na takie, gdzie obecność uważam za obowiązkową, i wreszcie na małą grupę tych, których datę kolejnej edycji zapisuję, a nocleg rezerwuję jeszcze w czasie trwania bieżącej. Do tych ostatnich z pewnością należy Autentikfest Moravia.
Po obecności na dwóch wcześniejszych, opisywanych na łamach Winicjatywy edycjach (w 2017 i 2018 roku) nie miałem więc żadnych wątpliwości, że pojawię się także i na tegorocznej. Nie był to jednak łatwy czas dla organizatorów – stowarzyszenia Autentista Moravia Magna. Pod koniec zeszłego roku po krótkiej i niespodziewanej chorobie zmarł Tomáš Čačík – nie tylko członek tej grupy i świetny winiarz (jego sylwetkę i wina przedstawiałem w tym tekście), ale i jeden z głównych „mózgów” festiwalu, odpowiadający w znaczniej części za jego kształt. Nie było jednak mowy o rezygnacji z przeprowadzenia festiwalu w tym roku, wręcz przeciwnie – stał się on swoistym wyrazem pamięci, a koleżanki i koledzy Tomáša zadedykowali mu nie tylko wzruszające słowa na wstępie katalogu degustacyjnego, ale i piękną wystawę jego zdjęć w winnicy znajdującej się tuż obok festiwalowego terenu.
Większość obowiązków spadła na Petra Korába, wspieranego oczywiście przez pozostałych członków stowarzyszenia. Tomáš Čačík był osobą niezwykle dynamiczną, Petr jest zdecydowanie spokojniejszy, bardziej cierpliwy i roztacza wokół siebie aurę osoby, której nie sposób nie uwierzyć, że „wszystko będzie ok.” I faktycznie było. Zachowano sprawdzone punkty poprzednich edycji – „pakiet powitalny” z kieliszkiem degustacyjnym, bezpłatne festiwalowe Wi-Fi, pole namiotowe i stały dostęp do wody pitnej. Goście mogli poza ponadto skorzystać z bezgotówkowego systemu opłat za próbki degustacyjne (lub całe butelki wina) za pomocą specjalnego chipa, który można było w każdej chwili doładować gotówką lub kartą. W tym roku jego działanie rozszerzono także na strefę gastronomiczną, której oferta także się rozrosła. Ponieważ znaczna część gości przybywa do Boleradic (i na festiwalowy teren) już w piątkowy wieczór, po raz pierwszy przeprowadzono oficjalny „biforek”, w czasie którego zakupić można było zjeść, zakupić wino i uczestniczyć w mniej lub w jeszcze mniej oficjalnych degustacjach. Po raz kolejny potwierdziła się najmocniejsza strona tego festiwalu, czyli nieformalna atmosfera. Gdzie indziej, grubo po północy przysiądą się do Was winiarze z propozycją spróbowania ich win?
Nie powinno więc dziwić, że już w sobotnie przedpołudnie, chwilę po rozpoczęciu festiwalu, do rejestracji ustawiła się spora kolejka chętnych. Zagrożenia zbyt dużym tłokiem na szczęście nie było, bo od samego początku liczba biletów jest limitowana, a zainteresowanych obecnością zachęca się do ich zakupu w przedsprzedaży. Choć w tym roku frekwencja była i tak największa w historii (podobnie jak liczba gości z Polski), to nawet w najbardziej intensywnym momencie dnia nie było większych problemów ze znalezieniem miejsc siedzących lub – dla potrzebujących większego wytchnienia – leżących. Mimo to, w kuluarowych rozmowach po zakończeniu oficjalnej części festiwalu (bo nieoficjalnej nikt nie przerywa), organizatorzy zastanawiali się, czy za rok nie zmniejszyć dostępnej puli biletów dla poprawienia komfortu uczestników.
Jednak bez względu na atmosferę, okoliczności przyrody czy pogodę (ta pokazała tym razem swoje dwa oblicza – od ekstremalnego gorąca po obfite opady deszczu, które nie spowodowały jednak u nikogo chęci opuszczenia imprezy) najważniejsze na Autentikfest Moravia jest wino i jego twórcy. W tegorocznej edycji wzięło udział 23 producentów: z Moraw, Słowacji, Węgier i Austrii. Choć jak zawsze skupiałem się przede wszystkim na gospodarzach, nie sposób nie wspomnieć o kilku znakomitych winach od ich sąsiadów.
Wśród win zaprezentowanych przez Zsolta Sütő, właściciela kultowej już winnicy Strekov 1075, zwróciłem uwagę na kolejną odsłonę Porty (Porta#5), szalony kupaż pięciu roczników, wielu białych odmian i różnych sposobów ich winifikacji (pod florem, na skórkach, z gron dotkniętych szlachetną pleśnią), o którym napisać, że jest wielowymiarowe, to jak nic nie napisać (♥♥♥♥+). Świetnym winem jest także pełny cytrusów, skórki jabłka i kwasowości Heion 2017 (ryzlink vlašský, ♥♥♥♡). Moje serce zdobyło jednak przede wszystkim Créme #3, całkowicie mętny, pet-nat z odmiany devin, z niesamowitą, kremową fakturą, pełny aromatów białych owoców (♥♥♥♡, importerami w Polsce są Krakó Slow Wines i Winotake). Z tej samej miejscowości – Strekov – przyjechał także inny winiarz: Kasnyik Rodinné Vinárstvo i tu najlepiej zapamiętałem pomarańczowego, lekkiego i wciąż niezwykle młodego Traminera 2016 (♥♥♥+, importer: Wino z Moraw).
Kierunek węgierski reprezentowali dwaj producenci. Znany już w Polsce Bencze (Szent György-Hegy, pisałem o nim tutaj, importerem jest Rafa-Wino) pokazał dwa ostatnie roczniki (2017 i 2018), które z pewnością przebijają wszystkie wcześniejsze, a najbardziej podobał mi się słonawy i mineralny Ryzlink Rýnský 2018 (♥♥♥♡) oraz wyjątkowy, dobrze zbudowany Kék Bakator 2018 (według zapewnień producenta jego 0,4-hektarowa parcela tej odmiany jest jedyną na świecie, ♥♥♥♡). Karner Gábor z Matry przedstawił zaś kilka wersji kékfrankosa, choć mnie najbardziej zachwycił biały olaszrizling – Szőlőkert utca 2, będący kupażem dwóch roczników (2015 i 2016) fermentującym przez 2 tygodnie na skórkach (♥♥♥♡, brak importera). Obraz wystawców zagranicznych dopełniły austriackie wina Michaela Gindla. Szczególnie znakomity okazał się pet-nat Flora 2018, będący miksem białych odmian (m.in. rieslinga i gelber muskatellera), czyściutki, odświeżający, pełny aromatów białych kwiatów i nut muszkatowych (♥♥♥♥, wprowadzenie nowych roczników do oferty zapowiada Krakó Slow Wines).
Najwięcej czasu spędziłem jednak u producentów z Moraw. Gorący rocznik 2018 także tutaj odcisnął swoje piętno, choć mam wrażenie, że miejscowi winiarze poradzili sobie z nim trochę lepiej niż choćby na Węgrzech czy w Polsce. Nie zmienia to jednak faktu, że w kilku przypadkach styl nowych win – nawet jeśli były absolutnie bez zarzutu – różnił się diametralnie od tego, do czego dany producent przyzwyczaił nas we wcześniejszych rocznikach. Poniżej najlepsze wina i ich producenci. Ze względu na bogaty materiał do wielu innych (w tym Milana Nestareca, który na festiwalu obecny był po raz pierwszy), będę powracał w kolejnych tekstach.
Vino Loigi Müller-Thurgau 2018 – W kategorii relacja jakości do ceny nie do pobicia były propozycje od Vladimíra Lojdy. Odświeżająca „millerka” pachnąca skórką cytrynową i młodymi jabłkami ma w sobie mnóstwo orzeźwiającej kwasowości (choć jej poziom był ciut niższy niż rok temu) i kosztuje zaledwie 175 Kč (ok. 29 zł, ♥♥♥+). Niewiele droższy jest bezkompromisowy, niefiltrowany róż – Zero 2018 z wyższą kwasowością oraz nutami rabarbaru i kwaśnych wiśni (♥♥♥♡). Cały przygotowany zapas win Vladimír wyprzedał na długo przed zakończeniem imprezy, co raczej nikogo nie zaskoczyło (brak importera w Polsce).
Petra Brédová Čtvrtě Oranž 2017 – O tej młodej i bezkompromisowej, a przede wszystkim bardzo zdolnej winiarce, pisałem już kilka razy. W ciągu ostatnich trzech lat zrobiła niesamowity progres i dziś – nie tylko moim zdaniem – należy do absolutnej czołówki regionu. W czasie festiwalu jej wina były chyba chwalone najczęściej. Čtvrtě Oranž 2017 to kupaż veltlínské zelené i neuburgera macerowany na skórkach przez 4 tygodnie i starzony przez rok w dębowych beczkach. Soczysty, ze świetną koncentracją, nutami jabłek, skórki pomarańczowej i goździków, pieprzny, taniczny i znakomity (♥♥♥♥+, importer: Wino z Moraw). Z nowego rocznika zwracam uwagę na inny kupaż (ryzlink vlašský i muškát moravský) – Vesely Oranž 2018, mocniej zbudowany, z nutami jabłek i cytrusów oraz sporą dawką świeżości (♥♥♥♥).
Dlúhé Grefty Alba Mixtura 2018 – Wina Jaroslava Tesaříka prezentowałem po raz pierwszy dwa lata temu – oczywiście także przy okazji festiwalu. Od tego czasu zachowuję on stylistyczną konsekwencję, choć teraz produkuje głównie pét-naty. Spośród trzech zaprezentowanych w tym roku najbardziej ujęła mnie Alba Mixtura, na którą złożył się pinot blanc (60%) i kupaż starych, białych odmian rosnących razem na jednej parceli. Całość fermentowała 3 tygodnie na skórkach, ma wyraźną taninę, aromaty jabłek, pigwy, cytrusów i całą feerie nut ziołowych (z charakterystycznym tymiankiem na czele). Wszystko okraszone jest odrobiną pikantności (♥♥♥♡). Polecam także inny blend (ryzlink vlašský i ryzlink rýnský) czyli Alba Tilia (♥♥♥+). Brak importera w Polsce.
Vinařství Richard Stávek Frot 2018 – Tym razem Richard nie przedstawił wielu win z nowego rocznika. Spośród tych próbowanych najlepsze wrażenie zrobiły dwa: nowy róż w ofercie, mętny i dość ciemny barwie Frot 2018 z aromatami kwaśnej jeżyny, jagody i solidną porcją odświeżenia (♥♥♥♡) oraz Mlada Frankovka 2018 przepełniona – niejako zgodnie z nazwą – młodą wiśnią, nutami pestek i sporą dozą czarnego pieprzu. Do nocnego grilla pasowała znakomicie! (♥♥♥♡). Importer: Wino z Moraw.
Jakub Novák Bílý Pinot 2014 – Šedý Pinot 2014 tego producenta (czyli pinot gris) recenzowałem rok temu i było to ze wszech miar znakomite wino. Tym razem miałem okazję spróbować Bílý Pinot (czyli pinot blanc) i także tutaj trudno zachować powściągliwość w pochwałach. Mamy tu dojrzałe białe owoce, zioła, w tym niezwykle wyraźne nuty miętowe, cały czas mocna taninę, wyraźną kwasowość, a przy tym niezwykłą elegancję (♥♥♥♥). Z młodszych win obiecująco prezentuje się Veltlínské Zelené 2018. Potencjał, jakie mają wina Jakuba Nováka, podpowiada, że szczyt formy osiągnie za 4-5 lat. Importer: Wino z Moraw.
Kto podobnie jak ja wie już, że chciałby odwiedzić Autentikfest Moravia w przyszłym roku, może rezerwować terminy. Kolejna edycja odbędzie się 8 sierpnia 2020 roku.
Na festiwal Autentikfest Moravia podróżowałem i w imprezie uczestniczyłem na koszt własny.