Niegdyś dzisiaj
O winach Barrala zaczęło się mówić w Polsce na przełomie stuleci. Maczałem trochę w tym palce, opisywałem wizytę u Didier Barrala (którą wyjednał mi mer miasteczka, gdyż Barral niechętnie przyjmował nieznajomych), opowiadałem o tym, jak trzymał mnie trzy godziny przy drzwiczkach samochodu, z którego ledwo zdążyłem wysiąść i rysował mi na piasku sposoby prowadzenia winnic, po czym pożegnał się i poleciał do piwnicy; na szczęście do samochodu nie miałem daleko. Barral nie występował wówczas w przewodnikach francuskich, Bettane jego wina uznawał za wadliwe; natomiast jego nazwisko szeptali z czcią paryscy cavistes zachłyśnięci wznoszącą się falą biodynamiki.
Wina Barrala zaczął sprowadzać do Polski Sławek Chrzczonowicz; stały się one stałym gościem edukacyjnych degustacji, które prowadziliśmy (przede wszystkim Tradition, ale też Jadis – czyli „Niegdyś” – który był jednym z wczesnokultowych win polskich winomanów. O Valinière, winie topowym Didier Barrala, tylko się marzyło).
Pierwsze wino Barrala kupiłem w paryskiej Lavinii; nazajutrz poleciałem oddać butelkę, mówiąc, że skandal i zepsuta. Lotna kwasowość była zbyt wysoka nawet jak na moje tolerancyjne wówczas podniebienie. Nie wiedziałem, że odnoszę do sklepu regułę, nie wyjątek. Lotna kwasowość była typowa dla wina Barrala, w jednych butelkach dawała się we znaki mocniej, w innych mniej. Także u nas kupowanie jego win było loterią; raz się udało, kolejnym razem nie. Ja w pewnym momencie zrezygnowałem.
Czasy się zmieniły, zwiększyło się dziennikarskie zrozumienie dla win biodynamicznych, z drugiej strony Barral i jemu podobni nieco poluzowali i zaczęli dawać ciut więcej siarki, która lotną kwasowość powstrzymuje. Barral figuruje od paru lat w przewodniku robionym przez Revue du Vin de France i to wysoko – aż z dwiema gwiazdkami. Nadal skąpi na siarce, nadal ociera się o granicę, za którą lotna kwasowość staje się – dla niektórych – nie do zniesienia, ale mimo wszystko łatwiej w tej loterii wygrać.
A grać warto. Przekonałem się o tym przed chwilą, otwierając dwunastoletnie (ale dobrze przechowywane) Jadis 2001. Warto było kupić, warto było czekać. Ciekawy, skomplikowany bukiet, w ustach doznanie naturalnej słodyczy rzuconej na odpowiednio kwasowe tło. Wino jest silne, lecz zarazem przejrzyste, pociągające i wciągające; aromaty starości nieznaczne, aczkolwiek cała strona aromatyczna jest lekko dwuznaczna, uwodząca i zarazem jakby nieznacznie zarażona czymś dziwnym, niejasnym. W tej chwili piję w każdym razie drugi kieliszek i chyba się na tym nie skończy, choć mam jeszcze dużo roboty dziś wieczorem.
2001, trzynaście niemal lat. Powtórzę: warto było czekać; zbyt szybko pijemy wiele win. Jednak. Ale to temat na inny tekst.