Przełknąć tę żabę
O Dorli Muhr, słynnej „królowej marketingu” winiarskiego, która wylansowała m.in. Douro Boys i Krachera, a w 2002 r. zapragnęła zostać winiarką, pisałem już dwa lata temu i w zasadzie tę samą triumfalną melodię zaśpiewałbym dzisiaj, po degustacji jej win w Enotece Polskiej. Pojawiło się wszak kilka ciekawych nowych akordów. Na przykład koszmarnie upalne roczniki 2009 i 2011, gdy winogrona schły na krzaku, rozjazd między dojrzałością cukrową a tzw. fenoliczną był dramatyczny, a straty w plonach sięgały 70%… Dorli ratowała się zwiększoną produkcją rosé – przedsmak przyszłości, gdy w wielu regionach będzie to jedyne wyjście z alkoholowego impasu?
Ale też ogromne znaczenie decyzji winiarza, który w 100% decyduje o stylu swoich win. Wina Dorli Muhr są przejrzyste jak kryształ, lekkie jak piórko, świeże jak czerwone porzeczki zrywane z krzaka. W tropikalnym roczniku 2007 nie przekroczyła 13%. W 2008 jej Carnuntum Blaufränkisch ma… 11,8% alk.! Od bardzo dawna nie piłem dobrego wina czerwonego z tak niskim alkoholem. Więc jednak się da. Zapytana przeze mnie, czy w robieniu tak lekkich win kieruje się (niewątpliwą) modą, Dorli Muhr odpowiada: „Nie znam się na modzie. Po prostu robię zrównoważone wina, które mnie samej smakują i które mam ochotę pić” (cały wywiad obejrzyjcie tutaj). Czy to nie paradoks, że mistrzyni winiarskiego PR, która winiarzom gwarantuje najlepsze przełożenie na oceny krytyków, sama kompletnie się takimi ocenami nie kieruje? Era win robionych pod Parkera i jemu podobnym kończy się na całym świecie, winiarze słuchają samych siebie, swojej ziemi, dlatego można mówić o winach coraz bardziej autentycznych.
Czy słuchają też klientów? Stylistyczna zmiana w czerwonych winach austriackich jest tak wyraźna – w relacjonowanej tutaj degustacji szokowały np. butelki od Weningera, pięć lat temu rekordy ekstraktu i beczki, a teraz soczyste, mineralne, bez cienia wanilii – że zapytałem Dorli Muhr, czy publiczność austriacka faktycznie aż tak zmieniła upodobania? „Upodobania publiczności są płynne. Do nas należy kształtowanie ich. My, którzy marzymy o winie, śnimy o winie, żyjemy winem, mamy moc, by to zrobić. Do czegóż bowiem służą krytyka i media winiarskie, jeśli właśnie nie do wytyczania drogi na przyszłość?”.
Wina Dorli Muhr pokazują wreszcie prawdziwą moc terroir. W regionie opanowanym przez beczkowo-konfiturowe potworki z Zweigelt i Merlota – Carnuntum – wznosi się jedna jedyna góra wapienna o nazwie Spitzerberg, gdzie od stuleci uprawia się Blaufränkisch. Na tym skrawku ziemi Dorli Muhr potrafiła zrobić wina klasy bardzo dobrych burgundów. Spróbujcie malinowo-różanego Carnuntum 2009 (57 zł, 92 pkt. w niedawnym artykule D. Schildknechta w Wine & Spirits) oraz fenomenalnie mineralnego jak na wino czerwone Spitzerberg 2008 i 2009 (119 zł). A jeśli wolicie inne smaki, sięgnijcie po Rote Erde 2008, Merlota („z przyjaciółmi”; 74 zł) o rzadko spotykanej w tym szczepie elegancji, albo pieprzno-porzeczkowego Syrah 2008 i 2009 (81 zł). Niezwykłe wina, które zapamiętuje się na długo – warto przełknąć tę żabę, jaką wydaje się Austria w czerwieni.
Degustowałem na zaproszenie importera.