Myśli nieuczesane
Co bardziej zainteresowani winem wiedzą, że wczorajszy dzień należał do Austrii. Szkoda, że są wśród naszych Czytelników tacy, którym dotrzeć się na to wydarzenie nie udało i to dla nich głównie spiszę tu kilka myśli dość nieuczesanych, bo kłębiących się w obecnie już bardzo zmęczonej wrażeniami i informacjami głowie.
Myśl pierwsza: zdecydowanie kocham Austrię. Kocham ją od pewnego czasu, miłością dość nieśmiałą, dziś po raz pierwszy wyznaję to „na papierze”. To była bardzo dobra degustacja. Ciekawi ludzie, ciekawe pomysły na wina, na ich promocję, dużo biodynamiki, którą wychwalano wszem i wobec.
Myśl druga: cieszę się, że Grüner Veltliner został na nowo odkryty kilka lat temu i mam nadzieję, że stanie się bardziej popularny i rozpoznawalny w Polsce. Wspólna cecha: nuty pieprzu i ziół na języku oraz mineralna świeżość. Można go podać do azjatyckich specjałów, a ja już myślę o odkrytych przeze mnie niedawno małych białych wurstach, które po zgrillowaniu będą się świetnie komponowały z sałatą, dobrym chlebem na zakwasie i GV w kieliszku.
Myśl trzecia: Było tyle dobrych win, że trzeba o tym napisać oddzielnie, ale na pewno już teraz wspomnę o wspaniałej „Jedenastce” (chodzi tu o projekt „11 Kobiet i ich wina”, o którym napiszę kilka słów więcej). Piłam fantastycznego GV i Rieslinga od Birgit Eichinger i coś, co nazywało się Goliath i było napakowanym beczką grünerem, którego aromat karmelu i ciepłego mleka lekko wytrącił mnie z równowagi po świeżych winach od jej koleżanek po fachu. Brawo za pomysł i odwagę, musiałabym pochylić się nad tym winem dłużej, żeby ostatecznie ocenić, czy to dobry pomysł.
Rozwalili mnie też przemili państwo Koppitsch: swoim podejściem, swoimi szalonymi etykietami i winami, które wywołały uśmiech na mojej twarzy i rozluźniły po kilku godzinach wąchania w skupieniu – uwielbiam wina, które wprowadzają w pozytywny nastrój!
Chylę czoła przed Gobelsburgiem i z rozrzewnieniem wspominam Johanna Donabauma oraz wina od Hubera.
Myśl czwarta: wolę degustacje siedzące – mniej mi się wtedy i nogi i kubki smakowe męczą. Jakoś jest to powiązane… Z drugiej strony, nie można spotkać wtedy tylu znajomych twarzy!
Degustowałam na zaproszenie organizatora – Austrian Wine Marketing Board.