De Martino – nowa twarz Chile
To nazwisko w naszych relacjach już parę razy padło. De Martino to jeden z najbardziej podniecających debiutów tego roku. Na polskim rynku mamy mało prawdziwie ciekawych win z Chile od mniejszych (nie piszę małych, bo takich w sensie europejskim pod Andami prawie nie ma) producentów. Jak wszystkie rynki eksportowe w pierwszym i drugim rzucie dostajemy wielkie marki, milionowe projekty, wina mainstreamowe.
O De Martino, jak o każdej praktycznie butikowej winiarni z Ameryki Płd., która od tego mainstreamu próbuje się oderwać, mawia się, że to wina „europejskie w stylu”. Sądzę, że ta formułka i w tym przypadku jest trafna, ale trzeba ją wyjaśnić. Co to znaczy, że wino z Chile przypomina stylem wina europejskie? Tutejsze Cabernet Sauvignon nie smakuje przecież jak Bordeaux, beczkowego Chardonnay nie da się pomylić z Burgundią. Zapachy, smaki tych win – chociażby wyraźne nuty korzenne w winach czerwonych, przypominające słynny zapach eukaliptusa – są wyraźnie nowoświatowe. Struktura win też jest trochę inna, ma intensywniejszy owocowy smak, nutkę słodyczy, mniej wytrawne niż w takim Bordeaux. A jednak cechują się bardzo dobrą równowagą, inną od mainstreamowych win chilijskich czy argentyńskich, w których alkohol i słodycz owocu, a także nuty beczkowe zdecydowanie przeważają nad kwasowością, soczystą pijalnością wina. Dwa miesiące temu ze zdumieniem brałem do ust Syrah Alto Los Toros 2010, smakujące rzeczywiście jak brat bliźniak dobrego Syrah z północnej doliny Rodanu. Kolejne butelki tego producenta otwierane dla mnie przez importera Marek Kondrat Wina Wybrane utwierdzały w tym wrażeniu win fantastycznie jak na Chile kulturalnych, świeżych, niewymuszonych, które ja, zepsuty europejskim kwasem ortodoks, piłem z prawdziwą przyjemnością.
Bardzo porządną butelką jest na przykład Estate Carménère 2011, unikające tak częstej przy tym szczepie przesady, skoncentrowane tyle co trzeba, z aromatami intensywnymi, ale bez karykatury (36 zł).W tej samej cenie wolałbym jednak wypić Estate Cabernet Sauvignon 2011, bardzo kulturalne, porzeczkowe, ale nie budyniowe, megasmaczne i w bardzo dobrej cenie. Butelką dobrej klasy, wartą zakupu w swojej cenie i pozwalające się przekonać, o co tyle krzyku z tym chilijskim Syrah, jest Reserva Legado 2010 z apelacji DO Choapa, pieprzno-wiśniowe z bardzo dobrymi garbnikami (56 zł), chociaż trochę przy nim tęskniłem za Alto Los Toros (które jest jednak winem dwa razy droższym). Cabernet Sauvignon Reserva 2011 za 43 zł już Wam polecałem: to jedno z najlepszych win w tej cenie nie tylko w ofercie Kondrata.
Wina białe też zrobiły dobre wrażenie, chociaż może mniej uderzające, niż czerwone. Polecam Estate Chardonnay 2011 (36 zł) z ładnym bogactwem bananów i melona, bez beczki, wytrawne, wysmakowane. Beczka pojawia się w Chardonnay Reserva Legado 2011 z modnej dziś w Chile doliny Limarí (56 zł, w Australii takie wino kosztowałoby 99 zł). Jedyne wino, do którego mam wątpliwości, to Estate Sauvignon Blanc 2012 – dwie degustowane flaszki miały przyjemny soczysty owoc, ale też dziwny posmak gipsu (36 zł).
Zarówno niska, jak i średnia półka De Martino mają w Polsce bardzo dobry stosunek jakości do ceny i spokojnie mogą konkurować z winami chilijskimi o paręnaście złotych droższymi. Dostępne są w sklepach Marka Kondrata w Warszawie, Krakowie i Gliwicach. A w sklepie internetowym www.marekkondrat.pl zamówicie sześć wyżej omówionych win (poza Chardonnay Reserva) z 10% zniżką za 219 zł za 6 butelek – to zdecydowanie dobra propozycja.
Wszystkie zrecenzowane wina udostępnił do degustacji importer Marek Kondrat Wina Wybrane.