Sądzę, że to bardzo wielowątkowa historia. A propos pais, to zastanawiam się na przykład kto to pije. Zakładam, że raczej hipsterka, rodzina i znajomi. Oczywiście szkoda, bo to i kawał historii wina w Chile i jednocześnie wino „prawdziwe”. W kontekście ludzi i kuchni. Bo to przecież nic innego jak takie chude, chłopskie wino, bardzo owocowe i z niskim alkoholem. Można go wypić morze, nikt nie jest pijany, wino nie muli, nie męczy. Poza tym świetne go grilla, które szczególnie tu jest niemal sposobem na życie. Tymczasem sprzedaje się go mało, widzę kolejne wyprzedaże, sklepy już nie tak odważnie, jak choćby rok temu angażują się w jego sprzedaż. Napisałem o tym wszystkim, bo gdzieś po głowie plącze mi się myśl, że to co się dzieje w chilijskim winiarstwie, bardzo często nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, która ich otacza. Oczywiście nie ma w tym nic złego, bo powstaje tu dużo dobrych win, ale żeby to osadzić w jakiejś lokalności jest bardzo trudno.