Prezent dla Wojtka
Wygląda na to, że największą sensacją tegorocznych degustacji rocznika 2011 w Bordeaux, o których była już na stronach Winicjatywy mowa, są nie wina, lecz oświadczenie Château Latour, wedle którego posiadłość wycofuje się z systemu sprzedaży en primeur (czyli zapisów na wino wciąż dojrzewające w beczce). Dla nas to wiadomość mniej więcej tak istotna, jak informacja o zwycięstwie Fidżi nad wyspami Samoa w turnieju w rugby, ale w Bordeaux to news numer jeden. Wycofać się z tzw. La Place, czyli z systemu sprzedaży przez pośredników jest czynem Herostratesa; kilka znanych posiadłości próbowało, lecz żadnej to nie wyszło na zdrowie. Przez Place ma się jednak dostęp do 170 krajów świata i kłopot ze sprzedażą z głowy, trudno to zlekceważyć.
Latour oznajmił, że pragnie samemu sprzedawać wina, i to wina już dojrzałe, gotowe czy bardziej gotowe do picia. A taki Chińczyk, jak tylko kupi najnowszy rocznik, jeszcze w taksówce otworzy butelkę. Myśl, by nie marnować wina przedczesnym jego otwieraniem, jest bardzo zbożna, tyle że nie o podniebienie konsumentów chodzi. Chodzi o to, że między 200 €, które zarabia Latour wypuszczając rocznik, dajmy na to 2008 (by nie dawać przykładu z wybitnie spekulacyjnego 2005), a 500 €, jakie wino jest po chwili warte na rynku, istnieje pewna różnica i to ta różnica, jak sugerują bordoscy korespondenci, wytwarza, że tak powiem, twórczy niepokój u ludzi Latoura. Bo jak się sprzeda samemu, to owe 300 €, no, powiedzmy 200 €, trafi nie do kochanek pośredników czy spekulantów w postaci kolii perłowych, lecz na konto château.
Latour przygotowywał się do tego nowego doświadczenia od ładnych paru lat, magazynując butelki i ograniczając ich sprzedaż en primeur. Co z tego wyniknie, zobaczymy. A póki co, muszę opędzić się z sugestii, by Château Latour nie tylko nie opóźniło sprzedaży swych win, lecz w ogóle ją wstrzymało. Tę ostatnią myśl dedykuję jako prezent imieninowy dzisiejszemu solenizantowi, Wojtkowi Bońkowskiemu.