Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Chardonnay jest jak Jay Z

Komentarze

Na Netfliksie pojawił się właśnie nowy film fabularny z winem w roli głównej – Uncorked (polski tytuł: „Kto tu jest winny”). Czasy są takie, że obejrzy go sporo winomanów, przymykając oczy na słabe strony.

 

 

Po rozczarowującym Gorzkim winie czekałem na kolejną premierę winnej fabuły na Netfliksie z umiarkowanym sceptycyzmem. Netflix zrobił bardzo wiele dla promocji kulinarnego kina, swego czasu oferował też bardzo solidny wybór dokumentów o winie (dziś niestety wiele z nich wypadło z oferty), widać że chętnie produkuje też fabuły, w których wino odgrywa główną rolę – dwie tego typu premiery w ciągu roku o czymś świadczą. Z jakiegoś jednak powodu produkcje te mocno odstają poziomem od kultowych kulinarnych produkcji Netfliksa, jak Chef’s Table. O ile Gorzkie wino jest filmem, na którym winoman przysypia, o tyle Uncorked wybudza go co jakiś czas z drzemki nazwą regionu, producenta, czy niezłego wina. W rezultacie daje odrobinę satysfakcji, która w czasie kwarantanny jest nieoceniona i gwarantuje dotrwanie do napisów końcowych.

Bohaterem filmu jest Elijah, ciemnoskóry chłopak z Memphis, zatrudniony w sklepie z winem. Jego ojciec, właściciel restauracji barbecue, oczekuje, że syn przejmie po nim interes, ale ten postanawia zostać master sommelierem. Konflikt między nimi narasta aż do momentu rodzinnej tragedii. Konstrukcja fabuły jest prosta i ograna: mamy tu bohatera, który idzie za głosem serca, a jednocześnie może być przykładem emancypacji dla wielu młodych ludzi z południowych stanów, którzy ze względów rodzinnych, ekonomicznych czy rasowych mają utrudniony wstęp do świata wina. Historia to doprawdy krzepiąca i w swoim zamyśle szlachetna, ale jak to często bywa ze szlachetnymi zamysłami, efekt artystyczny niekoniecznie jest najwyższych lotów.

Ważną część filmu stanowi hip-hopowa muzyka, która ma być rodzajem pomostu pomiędzy młodym widzem a trudnym i kojarzącym się ze snobizmem światem wina. W jednej z pierwszych scen Elijah porównuje chardonnay do Jay Z, pinot grigio do Kanye Westa i rieslinga do Drake’a. W tym czasie przed oczyma widza przeskakują etykiety win z tych szczepów. Podczas niezobowiązującej rozmowy rodzinnej przy stole bohater w podobnie luźny sposób edukuje krewnych, jak czytać etykiety. Te dobroduszne zabiegi mają jeden cel: pokazać, że wino jest dla wszystkich, że wystarczy luźniejsza forma, by przyciągnąć do niego laików. Ktoś, kto kibicuje popularyzacji wina, powinien temu przyklasnąć. Niestety wychodzi to wszystko dość niezdarnie, bo enofilskie tyrady i porównania wkomponowane są w fabułę z subtelnością spychacza. I trudno doprawdy oczekiwać innego efektu – jeśli próbujesz pogodzić nieformalny styl z jedną z najbardziej hermetycznych i wymagających pod względem wiedzy pasji tego świata, musisz mieć talent Scorsesego albo Tarantino, by zabrzmiało to dobrze. W przeciwnym razie ziewał będzie zarówno laik, jak i winoman, a zamiast budowania mostów umocnią się podziały.

To zresztą problem wielu fabuł, w których wino jest głównym motywem, i na które przepis brzmi od lat mniej więcej tak samo: ludzie kochają wino, zróbmy więc o nim film, przyprawmy nieskomplikowaną historią o dyletancie, który łyknął winnego bakcyla, dodajmy fajne pejzaże, trochę melancholii, zbliżeń na kieliszki, kilka pseudo-głębokich zdań, a wszyscy będą zadowoleni. Ten przepis jest niestety przepisem na niewypał i zadziwiające, że tak wielu twórców po niego sięga. Światu wina (i kinomanom) znacznie bardziej przysłużyłby się jeden pełnokrwisty bohater, dla którego wino jest tylko kaprysem lub rozrywką, ale który potrafi widza zafascynować. Ani Elijah, ani bohaterki Gorzkiego wina, ani nawet Miles z Bezdroży takimi postaciami nie są, i mam wrażenie, że poza czytelnikami Winicjatywy i Wine Spactatora mało kto o nich słyszał.

Kilka gorzkich słów należy się też sprawom drugoplanowym. Po pierwsze, tłumaczeniu Uncorked – stało niestety tradycją Netfliksa, że filmy o winie tłumaczone są słabo. Już sam polski tytuł „Kto tu jest winny” brzmi trochę tak, jakby wymyślił go licealista zafascynowany grą słów i zapomniał, że pytanie to ma się nijak do fabuły. Nie zabrakło też innych kwiatków. Słowo „purple” tłumaczone jest jako „różowe”, co w kontekście faktu, że widzimy na ekranie wino bynajmniej nie różowe, daje efekt komiczny. Nieco drażni też nachalny product placement win Bichota (posiadłość tego burgundzkiego producenta pojawia się zresztą w filmie), choć trzeba przyznać, że oprócz nich dostajemy też masę nazw i kadrów innych, nierzadko kultowych butelek.

Usatysfakcjonowani możemy być faktem, że to już kolejny – po Sommie – film, który pokazuje, jak niewiarygodnie wymagający jest egzamin na master sommeliera. Widać, że ścieżka, którą pokonują nieliczni sommelierzy świata, fascynuje dzisiaj niemal tak, jak w latach dziewięćdziesiątych ciężka przeprawa amerykańskich karateków w klasztorze Szaolin. Wydaje się, że jeśli świat wina może czymś dzisiaj porwać szeroką publikę, to właśnie ambicją i obsesją, a nie dobrodusznością, edukacyjnymi formułkami i porównaniami chardonnay do Jaya-Z.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • No nie wierzę, jeszcze miesiąc kwarantanny i zobaczymy recenzję Amareny.