Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Bruno Giacosa (1929–2018)

Komentarze
Bruno Giacosa. © La Donna del Vino.

W wieku 88 lat zmarł Bruno Giacosa, winiarz z Piemontu, autor legendarnych Barbaresco i Barolo.

W firmie ojca zatrudnił się w 1944 roku jako 15-latek. Przez sześć dekad Giacosa, a wraz z nim cały Piemont, przeszli drogę od kurnika na Parnas. Wojenny głód i biedę zamienili na międzynarodowy blichtr, hektar winnicy wart 2 miliony euro, a niewymienny krajobraz tutejszych wzgórz wpisano na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ogromna w tym zasługa Giacosy, który bodaj jako pierwszy ujrzał ten potencjał i przewidział ciąg dalszy. Zgodnie z rodzinną tradycją zajmował się skupem winogron i win od drobnych winiarzy, które potem mieszał i sprzedawał pod własną etykietą – stary jak świat zawód négociant (po włosku – imbottigliatore). Jednak Giacosa już w latach 60. robił wina bardzo długowieczne, o mocarnej strukturze, a nie żadne sikacze. Prędko też dostrzegł zasadność i konieczność butelkowania win z pojedynczych siedlisk; 40 lat przed bajdurzącymi o Burgundii marketerami w istocie narzucił dla Piemontu burgundzki model produkcji i rozwoju. Po kilku latach prób w roczniku 1964 zabutelkował Barbaresco Santo Stefano Riserva Speciale z charakterystyczną czerwoną etykietą – od tego wina w praktyce zaczęła się jakościowa rewolucja Piemontu; dziś jest jedną z 3–4 najbardziej poszukiwanych etykiet Italii (tym bardziej, że od 2011 nie jest butelkowane). Giacosa pionierem okazał się jeszcze wiele razy – wierzył, że Barbaresco może być winem równie znakomitym co Barolo, co dziś jest truizmem, lecz wówczas – świętokradztwem; jako pierwszy wstawił do piwnicy beczki z dębu francuskiego zamiast tradycyjnego – sławońskiego (choć nigdy nie sięgnął po 225-litrowe baryłki); wraz z Viettim uratował od zagłady biały szczep Arneis, który dziś jest kurą znoszącą Piemontowi złote jaja; 40 lat temu przewidział modę na wina musujące.

Był wybitnym degustatorem, co wśród winiarzy jest raczej wyjątkiem niż regułą; potrafił wśród 50 próbek bezbłędnie rozpoznać Nebbiolo pochodzące z działki Rabajà, Asili, Santo Stefano. Charakter tych winnic znał lepiej od ich właścicieli, w końcu selekcjonował z nich grona od nastoletniości. Słynął też z drakońskich standardów, potrafił zrezygnować z butelkowania jednego ze swoich najbardziej znanych crus – Barbaresco Gallina – gdy uznał, że za mało się wyróżnia. W 2002 i 2006 nie wypuścił na rynek ani jednej butelki, wszystko sprzedał luzem, a w 2003 i 2010 – żadnego wina z pojedynczej winnicy, choć inni producenci uznali te roczniki za wybitne. Tym samym jednak każdy, kto sięgał po butelkę z nazwą Giacosa (albo Azienda Agricola Falletto dla win z własnych działek, które w końcu zaczął kupować), miał gwarancję najwyższej światowej jakości.

Jako człowiek był niezwykle skryty, milkliwy. Wydobyć z niego opinię na temat wina było niepodobnością; nalewał i czekał. Była to maska, którą przywdziewał człowiek żelaznej woli, jasnej wizji i fotograficznej pamięci. W 2006 roku przeżył wylew krwi do mózgu, po którym w dużej części wycofał się z działalności. Ta data okazała się graniczna również z innych względów – stery posiadłości stopniowo przeszły w ręce córki Bruny, która poróżniła się z wieloletnim enologiem i współtwórcą największych win ostatnich dekad – Dantem Scaglione. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Bruna myśli o sprzedaży firmy, aby skorzystać z astronomicznych cen panujących dziś na rynku; teraz zapewne nic jej nie powstrzyma.

Spotkałem Giacosę przed 2006 rokiem tylko raz, pielgrzymując do Piemontu pociągiem i autostopem, by spotkać się z legendą. Ale poniosłem dziennikarską porażkę, bo legenda swoim zwyczajem wpatrywała się w obrus i nalała mi tylko trzy łyki. Drugie najsilniejsze wspomnienie o Giacosie również dotyczy win, których nie wypiłem. W 2002 r. znajomy kolekcjoner z Belgii zorganizował unikatowy wieczór z 15 rocznikami Barbaresco Santo Stefano. Byłem wówczas biednym absolwentem i poskąpiłem 200€ składkowego; to decyzja, której żałuję bodaj najbardziej w swojej karierze. Rok temu podobną degustację – jedną z ostatnich, bo butelek z najstarszych roczników już praktycznie nie ma w piwnicach – zorganizował Antonio Galloni, tym razem bilet kosztował 1500€… Karma jednak działa, w ostatnich latach w piwnicy przyjmował mnie nowy, młodziutki enolog Francesco Versio, a nalewane przez niego „Etichetta Rossa”, czyli Barbaresco Riserva Santo Stefano 2011 i Barolo Riserva Rocche del Falletto 2011 były wybitne, niezapomniane swoją koncentracją, głębią, tęczówką czystego owocu.

W Giacosie żegnamy nie tylko wielką postać, lecz całą generację. Był ostatnim z pokolenia Dziadów (w sensie już dziś Mickiewiczowskim). Giacosa, Bartolo Mascarello, Giovanni Gaja, Giovanni Conterno, Beppe Colla wysforowali Barolo i Barbaresco od zera (w latach ich młodości sprzedawało się jedynie Dolcetto w gąsiorach) do światowej czołówki. Żadnego z nich nie ma już wśród nas; dziś rządzi (niekiedy po freudowsku) pokolenie Ojców, które dokończyło tę jakościową rewolucję i narzuciło swoją narrację. Ów klub mocnych 60-, 70-latków zrobił najniesamowitszą (może poza Prioratem i Douro) karierę na planecie Wino. Lecz żegnając ostatniego z Tamtych, doceńmy, jakimi postaciami byli owi Mohikanie, owi Spartańczycy włoskiego wina. Ich skromność – żaden z nich nie gwiazdorzył, nie kładł na degustacyjnym stole swojego ego. Ich oszczędność – gardzili mamoną, jeszcze do niedawna sprzedawali swoje butelki w cenie obiadu w restauracji; dopiero ich następcy poczuli powab setek, a nawet tysięcy euro za 750 ml winogronowego soku. Dziadowie mimo osobistych różnic nie wywołali też nigdy niszczącej wojny stylistycznej, która rozgorzała w pełni rękoma ich synów w latach 90. i nieomal nie unicestwiła całego regionu. Byli pokoleniem spokojnych, choć upartych patriarchów, którzy postawili Piemont do pionu. A największym z nich był właśnie Giacosa.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.