Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Albariño & Company

Komentarze

Vinho Verde nie należy do moich ulubionych. Tym bardziej więc możecie liczyć na moją szczerość i obiektywizm, jeśli zdarzy mi się poniżej napisać o nim kilka pozytywnych słów.

Po pierwsze uważam je za wino, które jest podrasowane okolicznościami, w których pijemy je po raz pierwszy (wakacje, luz, piękna Portugalia, ładne dziewczyny na plaży, przystojni opaleni Portugalczycy, upał, który wzmaga pragnienie, a wody przecież pić się cały dzień nie da, o naszą planetę Ziemię trzeba dbać) oraz napakowane sterydami wspomnień, kiedy sączymy je z przyjaciółmi po powrocie oglądając zdjęcia.

Podstawowa zasada vinho verde pijemy bardzo schłodzone!

Po drugie, kocham albariño, a vinho verde, w którym jest go często jak na lekarstwo (jest to zazwyczaj mieszanka), kojarzy mi się z jego tanim kuzynem, który jest jakiś taki nieśmiały, mało elegancki, pozbawiony klasy, nudny. Właściwie po co z nim się spotykać, skoro w winiarskiej rodzinie tyle ciekawych osobowości!?

Ale wiecie co? W sumie czemu nie? Owoc? Jest. Kwasowość? Nawet bywa. Trochę off-dry? Często się zdarza, ja nie przepadam, ale wiem, że ludzie to lubią. A najważniejsze, że bywa słoność i że na szczęście vinho verde jest tak różnorodne, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Zatem poszłam na tę samą degustację zorganizowaną przez Atlantikę, na której byli Krzysztof Dobryłko (relacja tu) i Maciek Gontarz (tutaj) i również znalazłam tam coś dla siebie, o czym z radością niniejszym donoszę, bo może ktoś z moim gustem się zgodzi, a jak się nie zgadza, niech milczy na wieki!

Uprzejmie na początek wyjaśnię tym, którzy trunku tego nie znają, że „zielone wino” to portugalski wymysł, istnieje coś takiego, jak region Vinho Verde, a samo wino nie jest zielone, a młode po prostu, taki szczypiorek na wiosnę. Wino młode młodym powinno pozostać, więc jeśli ktoś ma jakąś butelczynę z wakacji przed 2011 rokiem, niech może jej już lepiej nie pije, bo po co się rozczarować?

Więcej niż pijalne.

Vinho verde jest perliste, czyli lekko musuje. Robi się je z lokalnych szczepów: Loureiro, Trajadura, Arinto, Azal, Batoca, Avesso i oczywiście Alvarinho. Ten ostatni jest szczepem o niskiej wydajności i dość ciężkim w uprawie, daje świetne wina, ale zwykle w tanim vinho verde go nie znajdziecie.

A teraz o winach, które mnie na tej degustacji zaciekawiły lub zachwyciły (tak, zachwyt też był!). I tak, wśród lekkich VV z winnicy Aveleda najlepiej wypadła Quinta da Aveleda (bo w kupażu było alvarinho, które nadało winu egzotyki, a loureiro podkręciło kwasowość). Ale i tak stawiam na Aveleda Alvarinho – bardziej mineralne, soczyste i, o pokręcony języku, bardziej zielone w nosie niż wina zielone.

Spodobało mi się, przyznaję, proste loureiro o wdzięcznej nazwie Blue Ocean (naprawdę? Nic ciekawszego nie wpadło twórcom do głowy??). Nie sięgnęłabym po to wino, bo i nazwa, i etykieta odstręczają, ale od tego są takie degustacje, żeby się przekonywać… No poczułam się, jakbym na tych wakacjach w jakimś portugalskim porcie spędziła już z tydzień. Jakby ta morska słoność osiadła już na mojej skórze, razem z zapachem ryb, którego nie mogę się pozbyć z ubrań i włosów. To znajdziecie w tym winie. Zamykacie oczy i słyszycie śpiew mew. No po prostu dobre jest!

Słoność oceanu.

Oczywiście warto je porównać ze stuprocentowym loureiro Muros Antigos od czołowego producenta vinho verde Anselmo Mendesa, ale wiadomo, że to inna półka. Jego verde jest ziołowe, mineralne i po prostu powala. A już Alvarinho to po prostu czyste jak kryształ, rześkie, egzotyczne marzenie! Szkoda, że cena znacznie wyższa od butelki wody, nawet Perlage… Chociaż zapłacić choć raz można, a może nawet trzeba za takie cacko, jak jego Alvarinho Contacto (ten „kontakt” był ze skórkami) – intensywne, żywiczne, słone, genialne!

Z vinho verde zapamiętałam jeszcze Muralhas de Monção, w nosie bananowe, lekko utlenione, w ustach jakby klej, goryczka, ale naprawdę również ciekawsze niż woda, a w cenie niewygórowanej!

Nazwisko do zapamiętania.

I zdradzę Wam jeszcze jedno. Jak naprawdę nie lubicie vinho verde i nie posmakują wam nawet te mniej zwyczajne, które tu wymieniłam, możecie znaleźć też takie dziwne eksperymenty, jak megabeczkowa, maślana, tostowa Curtimenta 2009. Niby vinho verde, a nie poczujecie tego wcale! Saúde!

Degustowałam na zaproszenie importera Atlantika.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Vinest

    Zgadzam się z Panią.
    W przyszłym roku wprowadzimy do oferty Vinho Verde 100% szczepu Alvarinho.
    Osobiście degustowałem – było świtne.

  • Wój Zbój (Dobra Rada Też)

    Pani Izo. Gdyby Pani doczytała dokładnie, to wiedziałaby Pani, iż pomimo tożsamości nazw Albarino=Alvarinho, to w przypadku Vinho Verde, używałaby Pani poprawnego zwrotu=Alvarinho. I to jeszcze w tytule!

    Mimo wszystko – pozdrawiam!