Akademia Istvána Szepsyego
Żywa legenda, największy winiarz tej części Europy, ojciec wytrawnego furminta i twórca legendarnych aszú. Potomek słynnego rodu, człowiek-instytucja, czasem budzący zazdrość, zawsze – szacunek. Tyle można o Szepsym przeczytać albo usłyszeć. Tymczasem już przy pierwszym uścisku dłoni postać z pomnika okazuje się ciepłym i skromnym starszym panem o spokojnym głosie i życzliwym spojrzeniu. Skromność, jak zauważyła kiedyś Ewa Wieleżyńska, pojawić się musi w każdym artykule o Szepsym i kto wie, czy nie bierze się to właśnie z rozbieżności między projektowanym na niego pomnikowym wizerunkiem a normalnym człowiekiem z krwi i kości, jakim okazuje się przy pierwszym spotkaniu.
Kiedy pomiędzy kolumnami swojego klasycystycznego domu zaczyna szczegółowo opowiadać o tajnikach tokajskiego terroir, o tych wszystkich zeolitach, andezytach, tufach i podwodnych erupcjach, trudno uciec przed porównaniem z nauczycielem ateńskiej akademii. Różnica jest taka, że tu, w Mád, kluczem do zrozumienia wszelkiej wiedzy okazuje się nie geometria, a geologia. Siła lekcji Szepseyego tkwi przy tym nie tyle w nagromadzeniu drobiazgowej wiedzy o formacjach skalnych, ale w krystalicznie czystym, spokojnym, pozbawionym emocji i uporządkowanym wywodzie.
Trochę więcej emocji czuć w jego głosie, kiedy na samym szczycie kultowej winnicy Szent Tamás opowiada o przeszłości Tokaju, choćby o tym, jak nie mógł uratować przed socjalistyczną urawniłowką starych, przedwojennych krzewów. I wtedy, kiedy już w swoim fotelu pod rodowym herbem mówi o sekrecie Tokaju. Nie jest nim wcale niezrównany i osławiony balans słodyczy i kwasowości, ale balans słodyczy i mineralności. To mineralność zapewnia efekt “czyszczenia” podniebienia z cukru i sprawia, że wino, które ma go grubo ponad 200 gramów na litr wydaje nam się doskonale zrównoważone.
Pomimo tego przekonania i niezrównanej geologicznej wiedzy Szepsy nie jest wcale winiarzem, który najmocniej w Mád eksponuje dzisiaj mineralność. Są tacy, którzy robią wina bardziej skalne, ascetyczne, takie, których jedyną racją bytu wydaje się ekspresja terroir. U Szepsyego jest inaczej. W jego winach z pojedynczych winnic czuć wyraźnie wpływ siedliska, ale nie ma oznak awersji do owocu i aromatycznej wylewności. Widać to wyraźnie w przypadku wytrawnego Furmint Úrágya 2015 z winnicy, która daje w przypadku innych producentów wina skrajnie mineralne. W rękach Szepsyego dostajemy więcej zmysłowości spod znaku żółtych owoców, która świetnie równoważy wulkaniczną mineralność. Nie brak tu też wibrującej kwasowości i nut naftowych (♥♥♥♥). Zresztą o tym stylu daje już wyobrażenie podstawowy Furmint 2015, w którym brzoskwiniowy tłuszczyk jest precyzyjnie wkomponowany w ramy słonej mineralności. ♥♥♥♡
Bardzo spodobał mi się także Furmint Hasznos 2013 z północy regionu. Dojrzałemu, fantastycznemu owocowi towarzyszy bardziej wyczuwalna nafta, wyraźna beczka jest świetnie zintegrowana, a pełne treści usta ciągną się jak labirynt korytarzy w kopalni soli (♥♥♥♥). Na przeciwległym biegunie takiej stylistyki znajduje się najbardziej “geologiczne” i surowe wino degustacji, Furmint Úrbán 2011, ale nawet tutaj potężna mineralność i pieprzność nie przykrywają subtelnego owocu. To bardzo ciekawe, złożone wino dobrze ilustruje tezę Szepsyego, że jego wina zmieniają się z czasem nieznacznie ♥♥♥♥.
Ciekawie wypadło porównanie słodkich Szamorodni 2012 i Szamorodni 2013. To pierwsze, z gorącego rocznika, ma fantastycznie złożony, egzotyczny aromat pomarańczy, mandarynek, miodu i rodzynek. Drugie, pozbawione sárgamuskotály, jest mniej wylewne, ma więcej nut cytrusowych i piękne usta z wysoką kwasowością i kamiennym wykończeniem. Obydwa wina to absolutna klasa światowa słodkich win, zasługujące na ♥♥♥♥♡.
Zaskakująco ciekawie wypadło najmłodsze z degustowanych aszú – Aszú 2013 – które trafi do sprzedaży dopiero za dwa lata. Już teraz czaruje jednak aromatem spod znaku pigwy, suszonych moreli, marmolady pomarańczowej i nut mineralnych oraz bajecznie skoncentrowanymi i złożonymi ustami (♥♥♥♥♡). W Aszú 2008 dominują nuty pomarańczy, pigwy, grzybów, miodu i przypraw, a usta wznoszą się na absolutne wyżyny równowagi i elegancji (♥♥♥♥♡). Aszú 2007 z kolei to więcej utlenienia, owocu, cukru i rubensowskich kształtów, a mniej mineralności. Mimo to bez najmniejszych problemów zgarnia ♥♥♥♥♡.
Wiadomo wszem i wobec, że wina Szepsyego nie są tanie. Za Furmint Úrágya 2015 trzeba zapłacić na Węgrzech 13 tys. forintów, a więc ponad 180 zł. Niewiele taniej – choć trzeba przyznać, że jest to rewelacyjna cena za te emocje – kosztuje Szamorodni 2012. Cena Aszú 2008 to już 25 tys. forintów, czyli ok. 350 zł. Warto jednak przypominać komunał, że tej fantastycznej klasy aszú wciąż są wielokrotnie tańsze niż topowe wina bortrytyzowane z Sauternes i Mozeli. A przecież, jak podkreśla Szepsy, nie ma na naszej planecie wina, którego produkcja byłaby droższa od aszú. Nie bez racji dodaje więc, że miałoby sens radykalnie podnieść ceny tych najlepszych, bo dla wielu koneserów na świecie to właśnie cena pozostaje najbardziej klarownym znakiem najwyższej jakości. Jednego można być pewnym: jeśli kiedyś ceny jego win poszybują w kosmos, jego legendarna skromność ani drgnie.
Podróżowałem do Tokaju na koszt własny. Degustowałem na zaproszenie producenta. Wywiad z Istvánem Szepsym oraz rozmowę Marka Bieńczyka i Wojciecha Bońkowskiego o jego Aszú 2000 znajdziecie w pierwszym numerze Fermentu.