Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Akademia Istvána Szepsyego

Komentarze

Żywa legenda, największy winiarz tej części Europy, ojciec wytrawnego furminta i twórca legendarnych aszú. Potomek słynnego rodu, człowiek-instytucja, czasem budzący zazdrość, zawsze – szacunek. Tyle można o Szepsym przeczytać albo usłyszeć. Tymczasem już przy pierwszym uścisku dłoni postać z pomnika okazuje się ciepłym i skromnym starszym panem o spokojnym głosie i życzliwym spojrzeniu. Skromność, jak zauważyła kiedyś Ewa Wieleżyńska, pojawić się musi w każdym artykule o Szepsym i kto wie, czy nie bierze się to właśnie z rozbieżności między projektowanym na niego pomnikowym wizerunkiem a normalnym człowiekiem z krwi i kości, jakim okazuje się przy pierwszym spotkaniu.

István Szepsy. © Sławomir Sochaj

Kiedy pomiędzy kolumnami swojego klasycystycznego domu zaczyna szczegółowo opowiadać o tajnikach tokajskiego terroir, o tych wszystkich zeolitach, andezytach, tufach i podwodnych erupcjach, trudno uciec przed porównaniem z nauczycielem ateńskiej akademii. Różnica jest taka, że tu, w Mád, kluczem do zrozumienia wszelkiej wiedzy okazuje się nie geometria, a geologia. Siła lekcji Szepseyego tkwi przy tym nie tyle w nagromadzeniu drobiazgowej wiedzy o formacjach skalnych, ale w krystalicznie czystym, spokojnym, pozbawionym emocji i uporządkowanym wywodzie.

Trochę więcej emocji czuć w jego głosie, kiedy na samym szczycie kultowej winnicy Szent Tamás opowiada o przeszłości Tokaju, choćby o tym, jak nie mógł uratować przed socjalistyczną urawniłowką starych, przedwojennych krzewów. I wtedy, kiedy już w swoim fotelu pod rodowym herbem mówi o sekrecie Tokaju. Nie jest nim wcale niezrównany i osławiony balans słodyczy i kwasowości, ale balans słodyczy i mineralności. To mineralność zapewnia efekt “czyszczenia” podniebienia z cukru i sprawia, że wino, które ma go grubo ponad 200 gramów na litr wydaje nam się doskonale zrównoważone.

Akademia tokajskiego terroir. © Sławomir Sochaj

Pomimo tego przekonania i niezrównanej geologicznej wiedzy Szepsy nie jest wcale winiarzem, który najmocniej w Mád eksponuje dzisiaj mineralność. Są tacy, którzy robią wina bardziej skalne, ascetyczne, takie, których jedyną racją bytu wydaje się ekspresja terroir. U Szepsyego jest inaczej. W jego winach z pojedynczych winnic czuć wyraźnie wpływ siedliska, ale nie ma oznak awersji do owocu i aromatycznej wylewności. Widać to wyraźnie w przypadku wytrawnego Furmint Úrágya 2015 z winnicy, która daje w przypadku innych producentów wina skrajnie mineralne. W rękach Szepsyego dostajemy więcej zmysłowości spod znaku żółtych owoców, która świetnie równoważy wulkaniczną mineralność. Nie brak tu też wibrującej kwasowości i nut naftowych (♥♥♥♥).  Zresztą o tym stylu daje już wyobrażenie podstawowy Furmint 2015, w którym brzoskwiniowy tłuszczyk jest precyzyjnie wkomponowany w ramy słonej mineralności. ♥♥♥♡

© Sławomir Sochaj

Bardzo spodobał mi się także Furmint Hasznos 2013 z północy regionu. Dojrzałemu, fantastycznemu owocowi towarzyszy bardziej wyczuwalna nafta, wyraźna beczka jest świetnie zintegrowana, a pełne treści usta ciągną się jak labirynt korytarzy w kopalni soli (♥♥♥♥). Na przeciwległym biegunie takiej stylistyki znajduje się najbardziej “geologiczne” i surowe wino degustacji, Furmint Úrbán 2011, ale nawet tutaj potężna mineralność i pieprzność nie przykrywają subtelnego owocu. To bardzo ciekawe, złożone wino dobrze ilustruje tezę Szepsyego, że jego wina zmieniają się z czasem nieznacznie ♥♥♥♥.

Znajdź pasujący rocznik. © Sławomir Sochaj

Ciekawie wypadło porównanie słodkich Szamorodni 2012 i Szamorodni 2013. To pierwsze, z gorącego rocznika, ma fantastycznie złożony, egzotyczny aromat pomarańczy, mandarynek, miodu i rodzynek. Drugie, pozbawione sárgamuskotály, jest mniej wylewne, ma więcej nut cytrusowych i piękne usta z wysoką kwasowością i kamiennym wykończeniem. Obydwa wina to absolutna klasa światowa słodkich win, zasługujące na ♥♥♥♥♡.

Zaskakująco ciekawie wypadło najmłodsze z degustowanych aszú – Aszú 2013 – które trafi do sprzedaży dopiero za dwa lata. Już teraz czaruje jednak aromatem spod znaku pigwy, suszonych moreli,  marmolady pomarańczowej i nut mineralnych oraz bajecznie skoncentrowanymi i złożonymi ustami (♥♥♥♥♡). W Aszú 2008 dominują nuty pomarańczy, pigwy, grzybów, miodu i przypraw, a usta wznoszą się na absolutne wyżyny równowagi i elegancji (♥♥♥♥♡). Aszú 2007 z kolei to więcej utlenienia, owocu, cukru i rubensowskich kształtów, a mniej mineralności. Mimo to bez najmniejszych problemów zgarnia ♥♥♥♥♡.

Na szczycie Szent Tamás © Sławomir Sochaj

Wiadomo wszem i wobec, że wina Szepsyego nie są tanie. Za Furmint Úrágya 2015 trzeba zapłacić na Węgrzech 13 tys. forintów, a więc ponad 180 zł. Niewiele taniej – choć trzeba przyznać, że jest to rewelacyjna cena za te emocje – kosztuje Szamorodni 2012. Cena Aszú 2008 to już 25 tys. forintów, czyli ok. 350 zł. Warto jednak przypominać komunał, że tej fantastycznej klasy aszú wciąż są wielokrotnie tańsze niż topowe wina bortrytyzowane z Sauternes i Mozeli. A przecież, jak podkreśla Szepsy, nie ma na naszej planecie wina, którego produkcja byłaby droższa od aszú. Nie bez racji dodaje więc, że miałoby sens radykalnie podnieść ceny tych najlepszych, bo dla wielu koneserów na świecie to właśnie cena pozostaje najbardziej klarownym znakiem najwyższej jakości. Jednego można być pewnym: jeśli kiedyś ceny jego win poszybują w kosmos, jego legendarna skromność ani drgnie.

Podróżowałem do Tokaju na koszt własny. Degustowałem na zaproszenie producenta. Wywiad z Istvánem Szepsym oraz rozmowę Marka Bieńczyka i Wojciecha Bońkowskiego o jego Aszú 2000 znajdziecie w pierwszym numerze Fermentu.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • A jak oceniasz nie wymienione w tekście Király Hárslevelű 2010? Michałowi Kissowi nie podeszło raczej za bardzo: http://www.niewinnepodroze.pl/istvan-szepsy-niekoronowany-krol-tokaju/

    Co do cen zgadzam się całkowicie z Twoją opinią i wcale nie zdziwię się jak niebawem czołowe tokajskie butelki (jak rozważa Szepsy) zaczną cenowo dorównywać swoim zachodnioeuropejskim odpowiednikom.

    Kiedyś sam buntowałem się zbyt wysokimi (jak wydawało mi się) cenami najlepszych tokajskich win, czy to wytrawnych, czy słodkich. Dzisiaj już wiem, że wina te oferują tyle samo, a często i o wiele więcej za niewielką część ceny ich austriackich, niemieckich czy też francuskich kolegów.

    Spieszmy się kupować wielkie wina tokajskie, bo taniej już nie będzie. ;-)

    Wiem, że miłośnicy aszú w półtoralitrowych plastikowych butelkach za 1000 HUF nigdy się z tym nie pogodzą, ale cóż, rzeczywistości nie zmienią. :-)

    • (Winicjatywa)

      Grzegorz Capała

      To hárslevelű było już mocno utlenione. To najprawdopodobniej kwestia wadliwej butelki, być może korka, jak zasugerował Szepsy, a nie stanu tego wina w ogóle. Co do reszty – pełna zgoda. Pośpiech może być w tym wypadku dobrym doradcą ;)

      • Sławomir Sochaj

        Dzięki za odpowiedź. :-) Mam butelkę tego hársa w piwnicy, sprawdzę za jakiś czas w jakiej jest formie. ;-)