Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

A mnie rioja wciąż kręci

Komentarze

Wojtek Bońkowski riojy już nie kocha – jego strata. Dla mnie nadal jest ważna, może już nie najważniejsza, ale zawsze chętnie przystanę, by posłuchać co ma do powiedzenia. Mam do niej żal, że użycza imienia supermarketowej masówce i zbyt nachalnie używa beczki, a ceny ciekawych win nowej fali wystrzeliły w kosmos (ale podobne żale mam do większości znanych apelacji). Nad Ebro szanuję kilku producentów za desperacką wierność tradycji i za wina, które zmuszają do ponownej odpowiedzi na proste, ale koniec końców najważniejsze pytanie – co w winie jest najważniejsze?

Ostatnio pytanie to powróciło z wielką mocą przy winach Tondonia od Lópeza de Heredii. Dla przypomnienia dodam, że powstała w 1877 roku bodega należy do najstarszych riojańskich producentów, a założył ją i ukształtował urodzony w Chile Rafael López de Heredia y Landeta. Następcą został jego syn, a dziś rodzinnym interesem zarządza prawnuczka założyciela: Maria José López de Heredia. To tylko cztery pokolenia przez prawie 140 lat istnienia winiarni. Nic dziwnego, że stylistyka powstających tam win pozostaje niezmienna. Reservy w bieli i czerwieni z winnic Tondonia trafiają na rynek średnio po 10 latach, a gran reservy kupić można zazwyczaj dopiero 20 lat po zbiorach (co ciekawe białe wina opuszczają winiarnię parę lat później niż ich czerwone wersje). Wina te podążają własną drogą i obce są im dylematy współczesnego winiarstwa.

Królewska pieczęć. © López de Heredia.

Winny świat rozdarty jest między dwa nieprzystające do siebie modele postępowania. Z jednej strony są producenci traktujący wino jak produkt, skłonni dostosowywać swoje trunki do stale zmieniających się mód i bez najmniejszych skrupułów modelujący je w winnicy (zielone zbiory, gęstość nasadzenia, pora zbiorów właściwych), a później w winiarni (okres maceracji, typ beczek itd.). Wino jest kreowane zgodnie z dobrze przebadanymi preferencjami konsumentów, a coraz lepsze opanowanie technik winifikacji umożliwia podążanie za szybko zmieniającymi się gustami. Z drugiej strony stoją wyznawcy terroir i strażnicy jedynej prawdy o naturze danego szczepu, którzy niestandardowe prowadzenie winnicy i zawiłości winifikacyjne tłumaczą wymogami siedliska i specyfiką odmiany. Bardziej zakręceni przechodzą na uprawę organiczną, a  całkiem odleciani podpierają się biodynamiką. Przyświeca im jeden cel – możliwie wierna naturze ekspresja siedliska i szczepu. W tym modelu winiarz jest tylko niezbędnym przy porodzie akuszerem, a wino wydaje z siebie matka natura. Większość znanych mi win da się opisać w oparciu o jeden z powyższych modeli, ale nie dotyczy to tradycyjnej riojy.

Narodziny wina. © López de Heredia.

Wina te nie schlebiają aktualnym modom i nigdy nie starały się wyrazić określonego siedliska, o jedynej możliwej ekspresji konkretnej odmiany nie wspominając.

Tradycyjna rioja zrodziła się z marzenia o doskonałości i harmonii. Marzeniu podporządkowano wszystko, zarówno w winnicy, jak i w winiarni, a rola natury ograniczona została do dostarczenia możliwie najlepszych gron. Reszta to już sprawa kultury, która w zależności od jakości materii obrabia ją w wino możliwie najbliższe doskonałości. Symbolicznym końcem procesu tworzenia jest lak na butelkach opuszczających bodegę López de Heredia. Szczelnie oplata on szyjkę i nieodwołalnie kończy proces dojrzewania wina. Dzieło zostało ukończone i żadne przepuszczające powietrze korkowe mikropory zabutekowanej doskonałości nie zepsują.

W poszukiwaniu istoty. © Estate od Pablo Picasso, ARS, NY.

Rioja powstała w Hiszpanii i model zaklętej w butelce doskonałej harmonii dobrze wpisuje się kulturę Półwyspu Iberyjskiego. Rioja to radykalny gwałt zadany naturze, którą modeluje i zmienia do granic poznania. Nie posuwa się do całkowitego natury unicestwienia (patrz: corrida), ale obrabia ją tak długo, aż staje się nierozpoznawalna. Przy okazji tej obróbki (często ponad 20 lat) rioja stawia pytanie o istotę wina, o to, co w winie najważniejsze. Przetwarzając tak cenione aromaty świeżych owoców w trudno rozpoznawalną „owocowość” i nasycając wino pochodzącymi z beczki aromatami burzy standardowe przekonania i idzie drogą podobną do cyklu grafik Picassa, w których artysta starał się odnaleźć istotę byka i skończył na kilku niezbędnych kreskach. Rioja pokazuje, jak odzierając wino z kolejnych warstw dochodzimy do tego co w nim niezbędne i odkrywamy, że aromaty i smaki świeżych owoców do istoty wina nie należą. Jest za to coś, co zdaje się w winie najważniejsze – ja w riojach odnajduję pięknie utkaną materię (z delikatnych aromatów skóry, tytoniu, cynamonu) i dobrze zarysowaną kwasową strukturę. Okazuje się, że w winie od tego co jest ważniejsze  jest  jak to coś się prezentuje.

Możemy te wina lubić lub nie, ale odwracać się od nich na korytarzu bo zawiodły nas kiedyś, nawet wielokrotnie, jakieś jego tanie podróbki, drogi Wojtku, nie wypada.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Wojciech Bońkowski

    Marzenia marzeniami, a w butelce ten ideał znajdziesz parę razy w życiu. W istocie marzysz bardziej o Lópezie de Heredia niż o Rioja, bo Rioja to także, a właściwie przede wszystkim Campo Viejo.