Tren dla Leclerka
Nie tak dawno napisałem pean dla ursynowskiego Leclerka, wychwalając jego znakomitą jesienną ofertę. Pod względem bogactwa (bo niekoniecznie cen) stanowiła ona prawdziwą sensację. Dziś jednak nadeszła pora dla Leclerka na tren. Szumny „kiermasz winny” został bowiem zwinięty, jego miejsce zajęły najpierw znicze, a potem artykuly papiernicze. Lwia część promocyjnych win została wyprzedana, część wstawiono na półki zwykłego działu alkoholowego. Poszło to tak szybko, że nie zdążyłem Wam napisać o paru nadzwyczajnych winach z Doliny Rodanu. Robię to teraz w nadziei, że jeszcze na półki wrócą, bo z Leclerkiem nigdy nic nie wiadomo. (Jedno jest wciąż dostępne).
Jean-Luc Colombo to jedno z gorących nazwisk francuskiego winiarstwa. Jest on tzw. super-négociant, czyli hurtownikiem skupującym winogrona i wina z najbardziej prestiżowych miejsc i wypuszczającym je pod własnym nazwiskiem. Robi tak m.in. w Hermitage i Côte-Rôtie, czyli świątyniach Syrah w Rodanie północnym. Zobaczyć jego wino w supermarkecie, nawet jeżeli jest to skromne Côtes du Rhône Rossinant 2010 za 31,49 zł, to naprawdę miła niespodzianka. Jest ono bardzo typowe dla Doliny Rodanu – soczyste, owocowe, pijalne, ale też całkiem potężne z wyraźnymi garbnikami i nutami pieprzowymi. Obok owocowo-powidłowego wypełnienia Grenache wyczuwa się sporo Syrah. Gdyby wszystkie wina za 31 zł były takie dobre!
Georges Lelektsoglou to garażowy, mało znany winiarz produkujący kilkanaście tysięcy butelek. Skąd Leclerc wpadł na jego wina, nie mam pojęcia. Może przeczytał Marka Bieńczyka i Krzysia Dobryłkę, którzy parę lat temu napisali o ciekawym spotkaniu z Lelektsoglou. Kosztujące mniej więcej tyle co poprzednie (29,99 zł) Côtes du Rhône-Villages Terre des Garrigues 2010 reprezentuje trochę inny styl Côtes du Rhône: jest bardziej bogate, czekoladowe, wśród owoców dominuje śliwka, kwasowość i garbniki są mniej wyraźne, krótko mówiąc w większym stopniu dominuje Grenache, a mniej czuć Syrah. Rodzaj wina, na które jesienią i zimą zawsze mam ochotę, a cena jest bardzo dobra. Parę dni temu tego wina w Leclerku było jeszcze kilkadziesiąt flaszek (może Kowalski nie czyta Bieńczyka i Dobryłki).
Trzecie kupione w Leclerku wino było najlepsze. Ciut droższe (37,29 zł), ale też pochodzi z bardziej prestiżowej apelacji – Lirac Brunel de la Gardine 2011. Producent też jest z górnej półki – Château de la Gardine zdarzyło się parę setek u Parkera za Châteauneuf. I tym razem nie zawodzi. Rodańskiego bogactwa jest w bród (14,5% alk. przy okazji), ale ileż głębi i jaka pięknie jedwabista faktura owocu! Wino ma akurat tyle ciała i ciężaru, ile potrzeba, aromaty są subtelne, długość bardzo dobra. Przy swoim otwarcie śródziemnomorskim, ciepłym charakterze jest to wino prawdziwie eleganckie. W polskich sklepach można dostać niewiele Liraków, ale to jest z pewnością najlepszy z tych, które piłem. Leclerku, niech on wróci na półki!
Źródło win: zakup własny autora.