Tokaj Portius Hárslevelű 2011
Tokaj Portius Tokaji Hárslevelű Kincsem-dűlő félédes 2011
Podobno jestem uprzedzony do win półsłodkich. Tak przynajmniej słyszę za każdym razem, gdy dam jedno serduszko jakiemuś winopodobnemu „semi-sweet” z dyskontu. Wtedy staję się wrogiem ludu, który nad Wisłą i Wartą wciąż (ponoć, choć statystyki są nieubłagane) preferuje wino półsłodkie.
Tak naprawdę nie mam nic przeciwko semi-sweet. Tyle że wino półsłodkie tak jak każde inne musi być przede wszystkim dobre. Sam cukier nie wystarczy. A wbrew pozorom dobre wino „pół” nie jest łatwo zrobić – wymaga odpowiedniego balansu, słodycz musi być wyczuwalna (w wielu winach półsłodkich np. z ostatnich ofert Biedronki nie jest), ale nie może dominować, wino musi być świeże. Tutaj – w tym tokajskim Hárslevelű z młodej, obiecującej winiarni Portius – się udało. Zamknięte zakrętką wino świeżości ma mnóstwo, dobry brzoskwiniowy owoc, delikatną słodycz, świetną pijalność, no i dobrą cenę – 38 zł. Importer lansuje je jako wino tarasowe, na lato – mnie się wydaje, że swoje pięć minut będzie miało jesienią, to pieczonych pod kruszonką jabłek, gruszek i śliwek albo do ostatniego w tym sezonie oscypka (prawdziwego!).
Dwa inne wina półsłodkie: Tamás Sike Muskotály & Cserszegi to już faktycznie bardziej lekki, letni styl. Wino zrobione z aromatycznych odmian nie zachwyca paradoksalnie w zapachu, natomiast w smaku jest lekko, orzeźwiające, niezbyt kwasowe, proste i smaczne (27 zł). Rozczarowaniem natomiast okazało się Balla Géza Traminer dulce 2012. Tę winiarnię bardzo chwaliłem za wina czerwone i białe, jednak ten Traminer smakuje mocno zielono, szypułkowo, a jego słodycz oranżadę (45 zł).
Importerem jest Salon Win Karpackich, wina można również nabyć w Dworze Kombornia oraz Rzeszowie.
Źródło win: nadesłane do degustacji przez importera.