Nowa rękawiczka
Tyle, że ten aksamit był już dawno przetarty, a pięść uderzała ślepą, bezmyślną siłą. Taurasi w ostatnich latach to zbyt często wino suche, nadekstraktywne, przebeczkowane, a owocu w nim nie tak dużo. Tym bardziej się cieszę: znalazłem Taurasi, o którym z czystym sumieniem mogę powiedzieć: wino nadzwyczajne.
Wyprodukował je Romano Soccorso z winiarni Il Cancelliere, a importuje Moja Italia, niszowa dwuosobowa firma z Łodzi, o której też już pisaliśmy. Na stole stanęły trzy roczniki tutejszego Taurasi Nero Né. 2005 z początku zwodził iluzją dojrzałości, nutami mięsnymi, rosołowym, balsamicznymi, ale potem uderzał coraz większą mocą, aż garbniki eksplodowały na podniebieniu jak bomba atomowa. 2006 jest z pewnością bardziej skoncentrowany, kompletny, chociaż i trudny: oprócz 15,5% alk. jest w nim mocna nuta acetonu, tak ukochana w winach włoskich przez mojego drogiego przyjaciela Marka Bieńczyka; jestem pewien, że w wielu konkursach winiarskich wino zdyskwalifkowano by jako wadliwe. A jednak przy tej niesamowitej koncentracji i mocy można wybaczyć wiele. Bardzo ciekawy, może najciekawszy okazał się rocznik 2008. Lżejszy niż 2006, przez co ukazały się jego niespodziewane cechy: elegancja, soczystość, czereśniowa świeżość.
Mnie bardziej podeszła Falanghina Nummus 2011 z Terre dei Vuttari, co prawda nie pomarańczowa, ale bogata, świeża i wielowymiarowa. Czuję, że to nie koniec dobrych win od tego importera.