Świeża krew Langwedocji cz. 2
Coroczna degustacja win w Langwedocji Millésimes en Languedoc, która poprzedza zaledwie o tydzień tę mniejszą, naszą, polską, to ciężki tydzień dla degustatora. Zmagania dziennikarza z francuską materią opiszę zresztą w osobnym tekście, bo uważam, że na to zasługują. Degustacja przeprowadzana jest w ciemno, nie wiemy co kryje się w butelce, lecz bez problemu możemy „oszukiwać”, bo od progu dostajemy grube książki z listą win oraz ich opisami (czysto technicznymi – producent, apelacja, szczepy, rocznik, uprawa – tradycyjna, bio, biodynamiczna, zbiory, winifikacja, oraz bardzo ważną informacją – ceną). Czy do nich zajrzymy i w którym momencie – zależy już od nas. Przed nami setki win i długie godziny na stojąco przy stołach.
Możemy degustować wszystko po kolei, wyrywkowo, możemy próbować tylko win tych winiarzy, których lubimy lub tych, których znamy lub doceniliśmy w zeszłym roku. Ja starałam się próbować wszystkiego po kolei robiąc notatki obok numerów win. A potem sprawdzałam, czy wino, które mi się spodobało, będzie można zdegustować podczas tegorocznej warszawskiej degustacji wina z Langwedocji-Roussillon (to już dziś!!). Kolejnym elementem degustacji było sprawdzenie, czy inne wina tego samego winiarza również dostały wysokie noty. Na tej podstawie polecam Wam, którzy winiarze wyróżnili się z tłumu i do których warto zajrzeć:
Clos Centeilles z bardzo ciekawej apelacji Minervois La Livinière. Wina z tego regionu, podobnie jak w zeszłym roku zaprezentowały się jako lżejsze niż z innych apelacji Langwedocji, bardzo owocowe, czasem kwiatowe (fiołki), dość pikantne w smaku, o nutach czerwonego pieprzu. Clos Centeilles wybił się z tłumu ziemistym nosem z nutami konfitury śliwkowej z dodatkiem ziół. Było nieco mniej owocowe od pozostałych, nieco mniej lekkie, rozmarzone, bardziej natomiast obecne i konkretne. Kiedy odsłoniłam butelkę, żeby sprawdzić co się kryje za tajemniczym znakiem zapytania, dwóch dziennikarzy obok mnie westchnęło: „No tak, to przecież Clos Centeilles!” – u nich też miało dobre noty.
Wina z Château d’Anglès opisałam w notesie podczas szybkiej degustacji w ciemno jako „niezwykłe”. Ta winnica znajduje się w świetnej apelacji La Clape. 20 win kusiło w niej aromatami korzenno-balsamicznymi, z charakterystyczną nutą gencjany i jagody. Wina z Château d’Anglès świetnie reprezentują apelację, wyróżniają się natomiast aromatami mięsnymi oraz niezwykłym wyważeniem i elegancją. Są bardzo soczyste, jedwabiste na podniebieniu, świetnie zbudowane. I znów – nie spodziewajmy się żadnego potwora z beczki, to nie ten styl Langwedocji!
Więcej mocy natomiast znajdziecie w świetnych winach od Domaine de Cébène z magicznego terroir łupkowego w Faugères (sprowadzenie do Polski ich etykiet to sprawka DELiWINA, a o jednej z nich pisaliśmy tu). Mam nadzieję, że Brigitte Chevalier lub jej wysłannik do Polski przywiezie pyszną Belle Lurette ze starych krzewów carignan z malutkiej parceli, którą niedawno udało jej się odkupić od sąsiada (a miała na nią oko przez wiele lat!). Skupcie się na nosie tego wina i poczujcie czym jest ta garrigue, o której tyle piszę (wspomniałam o niej oczywiście i tu)!
No i nie zapomnijcie o naszej Magdzie Boguckiej-Joly, która na degustacji reprezentować będzie wina swojego męża z Domaine Virgile Joly – to niesamowite, jak one za każdym razem mnie oczarowują.
Do Langwedocji podróżowałam na zaproszenie miejscowych winiarzy.