Karpaty na godziny
Podkarpacie to pionierski polski region winiarski, który dzięki inicjatywie i oddaniu jednego właściwie człowieka – Romana Myśliwca – na długo wyznaczył kierunek rozwoju rodzimego winiarstwa. Od jakiegoś czasu wizja Roman Myśliwca sięga dalej: dzięki m.in. międzynarodowemu konkursowi Galicja Vitis promuje on ideę współpracy winiarzy środkowoeuropejskich. Ale, jak mawiali starożytni Rzeszowianie, jeden Myśliwiec wiosny nie czyni. Dlatego z wielką przyjemnością przyjąłem informację o utworzeniu na terenie malowniczego Dworu w Kombornii, w którym mieści się teraz romantyczny hotel oraz luksusowe SPA, Salonu Win Karpackich.
W rozumieniu pomysłodawców Salonu, wina karpackie to takie, które powstają na terenie Regionu Karpackiego. Poza właściwymi terenami górskimi obejmuje on również te nizinne, jednak geologicznie związane z Karpatami – Podkarpacie, Równiny Południoworumuńskie i Kotlinę Panońską. W sumie oznacza to sporą część terytorium ośmiu krajów: Austrii, Czech, Polski, Słowacji, Węgier, Ukrainy, Serbii i Rumunii.
Ideą Salonu jest zgromadzić w jednym miejscu stu reprezentatywnych dla tych ziem win, które będą dostępne w stałej sprzedaży, a ok. połowa z nich do degustacji na kieliszki – w nowatorskiej w Polsce formule dostępu czasowego. Za 49 zł można przez godzinę raczyć się do woli winami z otwartych butelek w przytulnej piwnicy. W tej chwili dostępne jest już ok. 90 etykiet od 15 producentów z pięciu krajów.
Pomysł jest świetny, miejsce urocze, a gospodarze i pomysłodawcy Salonu – właściciele dworu państwo Skotniczy, sommelier Daniel Aniołowski oraz Katarzyna Hamela z Fundacji ENO Carpathian – przesympatyczni i bez reszty oddani swemu przedsięwzięciu. I jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to wybór win, sprawiający póki co wrażenie dość przypadkowego – obok znanych już w Polsce producentów, jak Janos Bolyki czy tokajski Pendits, są tu i prawdziwe odkrycia, jak czyściuchne rumuńskie wina od Crama Girboiu (znakomite Epicentrum) czy niezwykle kulturalne, subtelne szekszardzkie wina z Tűske Pince (kapitalne Rosé!), ale jest też trochę butelek pomijalnych – nie ewidentnie złych, po prostu nie interesujących na tyle, by traktować je jako reprezentatywne dla swoich krajów i regionów, a tak rozumiem założenie Salonu.
To jednak nic więcej jak konsekwencja faktu, iż Salon Win Karpackich pozostaje in statu nascendi–a jego założyciele deklarują, że docelowo chcieliby prezentować w jego ramach wyłącznie najlepsze, wybrane przez profesjonalistów wina ze wszystkich krajów karpackich.
I wtedy nie będzie już żadnego usprawiedliwienia, by Salonu nie odwiedzić – choć już teraz warto to uczynić, zwłaszcza że wizytę w starannie zrekonstruowanej piwniczce można płynnie połączyć z okładaniem się algami i innymi SPA-cudami w sprzyjających okolicznościach przyrody.