Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Rok 2014 w winie

Komentarze

To był dobry rok. Winicjatywa opublikowała 620 artykułów. Jak widać, działo się wiele ciekawych rzeczy. Pora więc na moje prywatne podsumowanie tych najciekawszych.

Najlepsze wino białe Breuer Riesling Schlossberg 1996, czyli ściga się wielu, ale i tak wygrywa Riesling. Łyk absolutu, skończone arcydzieło. Barwa rozbłyskającej energią cytrynowej żółci, półzestarzony bukiet z nutami dziadkowej piwnicy, pszczelego wosku, niekończący się posmak… Wkładajmy Rieslingi do piwnicy z nadzieją, że powtórzymy ten cud.

Georg Breuer Riesling Berg Schlossberg 1996
Niezapomniane.

Najlepsze wino czerwone – tu sprawa trudniejsza. Degustowane z beczki Giacomo Conterno Barolo 2011? Bruno Giacosa Barolo Le Rocche del Falletto 2009 (za, bagatela, 659 zł)? Romanée-Conti prezentowane marcu przez Tima Atkina? Nie, z tego roku zapamiętam najlepiej dwa wina. Prozę i poezję, symfonię Mahlera i piosenkę Nata King Cole’a. Wspaniałą, bezkresną prozą okazał się Foradori Granato 2009, salonowy Godzilla, prawosławna Wielkanoc ze śpiewami. Liryczną poezją, destylatem gwiazd, Vermeerem w płynie – Felton Road Bannockburn Pinot Noir 2012. Oba te wina są zresztą do kupienia w Polsce za kwoty, na które raz na jakiś czas można sobie pozwolić.

Foradori Granato 2009 butelka
Niezapomniane vol. 2.

Najlepsze tanie wino – miliony nie mogą się mylić, czyli Vallado 2011 i 2012, bohater najgłośniejszego winiarskiego niusa roku 2014. Biedronka podgryzła Mielżyńskiego, Mielżyński przebił Biedronkę, a my przy okazji napiliśmy się doskonałego wina codziennego za pół ceny. Potem zrobiło się jeszcze śmieszniej, gdy Mielżyński wrócił do starej ceny 49,50 zł, a w tym samym czasie Biedronka wyprzedawała ten klejnot coraz taniej – 15 zł, 10 zł… To był cud, nie liczcie na to, że się powtórzy w 2015.

Najlepsze wino, którego jeszcze nie ma w PolsceArianna Occhipinti Il Frappato 2012. Jedno z najbardziej indywidualnych win świata z roku na rok jest coraz lepsze, w nowym roczniku 2012 poczułem od razu te emocje, które wywołało też Granato. Vermeer na wycieczce w Oriencie, hinduskie święto Holi w kieliszku, Nat King Cole śpiewa na bis tylko dla nas. To wino dawno powinno być w Polsce, przeleciało przez katalog Brix65, podobno wiosną wyląduje już u nas na stałe. Czekam!

Arianna Occhipinti Il Frappato 2012
Czekam!

Najlepszy sklep El Catador. Zawsze mam ochotę tam pójść, zawsze mam ochotę na nowe wina wybrane przez Łukasza Staniewskiego. A przecież nie przepadam za winami z Hiszpanii! A w zasadzie nie przepadam za Tempranillo Crianza o zawsze identycznym waniliowym smaku. Tymczasem Hiszpania w El Catador to kraina różnorodności, mineralne białe wina z Galicji i górskie znaleziska z Katalonii, autorska Garnacha z Aragonii albo pyszne codzienne… Graciano za 35 zł. W 2014 roku dużo się mówiło o kryzysie sklepów specjalistycznych i wewnętrznie sprzecznej koncepcji mikroimportu – El Catador pokazuje, że mały import z dobrym gustem i dobrymi pomysłami może być sukcesem.

dfdfdf.
Lukasz Staniewski z El Catador.

PostępChile. Rok temu nie sądziłem, że będę się rozpływał nad mineralnymi winami Undurraga, że zamiast Carignan z Langwedocji będę lansował to z Maule. Że teksty o oddolnej rewolucji w winiarstwie nasz korespondent Rurale będzie nadsyłał nie z Chorwacji albo Austrii, ale właśnie z zachodniej strony Andów. Ale to nie są tylko migawki z hipsterskich degustacji, to rzeczywistość – Chile na polskich półkach to już nie tylko Casillero del Diablo, ale też doskonałe wina białe Amayna czy Casa Marín, czerwone De Martino czy Viña Leyda, to już nawet świetny Riesling w supermarkecie. O produkcji win coraz świeższych, pijalnych, lokalnych i różnorodnych mówi cały świat – Chile już to zrobiło.

NiespodziankaRumunia. Trzy lata temu pisałem o niej jako o „wielkiej nieobecnej” polskiego rynku. Tak miało być już zawsze – wina były słabe i za drogie, etykietom na maksa brakowało seksapilu i nie było żadnego powodu, żeby Polacy zaczęli pić te wina. A jednak zaczęli – i chwała za to kilku odważnym importerom, którzy nie przestraszyli się tematu. Dziś kupimy m.in. wina Nachbil w Krakó Slow Wine, doskonałą czerwoną Corcovę oraz pięknego FurmintCadarcę z Wine Princess w Salonie Win Karpackich, który dostaje moją prywatną nagrodę za najlepszy rozwój katalogu w roku 2014.

Salon Win Karpackich.

PotencjałNowa Zelandia. O fantastycznym Felton Road Pinot Noir już wspomniałem, a przecież w tym roku degustowaliśmy też światowej klasy Ata Rangi, SeresinaGreywacke, Dog Point Sauvignon. Pojawiły się też tańsze Sauvignon takie jak HãHã czy Baby Doll, nie mówiąc już o Biedronkowym Greyrocku (dla wielu wino roku w marketach). W 2015 wina z Zelandii jeszcze się w Polsce umocnią, pod warunkiem, że winiarze i importerzy zadbają o dwa kluczowe punkty – 39 i 49 zł.

DebiutBruno Giacosa w katalogu Vini e Affini i kultowy kalifornijski Ridge, na którego porwała się Winkolekcja. No i Winoblisko – podniecający projekt, na który oby nas było stać.

Isabelle Legeron MW pod piracką flagą
Wina naturalne w Polsce promują nawet masters of wine.

Modawina naturalne. Głośny chór przeciwników tak właśnie o nich mówi – przejściowa moda, humbug, zawracanie głowy, „wina specjalnej troski”. Jednak ta moda zatacza coraz szersze kręgi – importerów wyspecjalizowanych w winach naturalnych, nieinterwencjonistycznych, bezsiarkowych jest już wielu – Naturaliści, Givenchy, Krakó Slow WineWinotake, Winoblisko, Bistro Rozbrat; kilkanaście mocnych pozycji z tego nurtu ma Vini e Affini. Wszyscy oni zwariowali? Zwariowali ich klienci, którzy te wina kupują, zakochują się w nich i wracają po nie? A może ideolooponenci czegoś nie dostrzegli – indywidualizmu tych win, ich fantastycznej (niekiedy) pijalności, nowych (rzadko, ale jednak) horyzontów smaku? Nie docenili etycznego aspektu picia wina – kupuję wina bez siarki i enzymów, bo uważam to za słuszne? Wiem jedno – w 2015 roku te wina jeszcze urosną.

Znak zapytaniacydr. Miało być pięknie, czyli megasukces i pięciokrotny wzrost sprzedaży (z 2 mln litrów w 2013 do ponad 10 teraz). Miało być jeszcze piękniej, gdy na fali rosyjskiego embarga minister obiecał ułatwić życie cydrownikom, dopuścić reklamę, a nawet zawiesić akcyzę. Ministerialne obietnice gdzieś ugrzęzły, cydr urósł, ale czy dalej będzie rósł? Czy 80, 120 mln litrów przepowiadane samym sobie przez producentów cydru okaże się realne, czy cydr już doszedł do ściany? Czy wśród konsumentów nie pojawia się już zmęczenie pseudocydrami z wody i cukru, dostępnymi w dużych sieciach?

Jak grzyby po deszczu. © Cydrolot.
Mapa prawdziwych cydrów. © Cydrolot.

Stagnacjablogerzy. Życzę im sukcesu. Winicjatywa prezentuje polskie blogi winiarskie na głównej stronie serwisu, co im zapewnia ponad 100 tys. wejść w skali roku. Zorganizowaliśmy Zlot Blogosfery winiarskiej – uczestnicy mogli pierwszy raz posłuchać Tima Atkina czy spróbować Domaine de la Romanée-Conti. Moja wiara w blogi jest jednak coraz słabsza. (I nie tylko moja – Czytelnicy Winicjatywy przez rok klikali na linki do blogów mniej więcej na tym samym poziomie, choć liczba odwiedzin na naszym portalu wzrosła przez rok o 65%). Blogerzy w większości (są wyjątki, ale odnoszę się do całokształtu) stracili zapał, osiedli na laurach, zaplątali się w monetyzacyjne sieci. Recenzują w kółko te same butelki nadesłane przez dyskonty, nie prowadzą w zasadzie żadnej aktywnej krytyki. Coraz rzadsze robią się teksty, w których niezależny bloger coś na własną rękę odkryje, wyniucha, zanalizuje. Zamiast tego mamy plagiaty z zagranicznych portali albo dyrdymały w rodzaju „Dominują wapienno-marglowe gleby pamiętające czasy, gdy Piemont był zalany Morzem Adriatyckim”. Wielu dobrych blogerów zamilkło albo zostało wessanych przez pisma i portale, ale gdzie są nowi?

Stagnacja.
Stagnacja.

Rozczarowanie – pisma kulinarne. Mamy eksplozję zainteresowania Polaków dobrym jedzeniem i eksplozję piszących o nim. Ale w żadnym z drukowanych pism o jedzeniu nie przeczytacie nic sensownego o winie. Wyjątkiem jest felieton Ewy Wieleżyńskiej w Kuchni (no ale to „outsourcing”) oraz Patrycja Siwiec z Food Service, która faktycznie interesuje się, degustuje i rozwija. W pozostałych publikacjach wino to jest lajfstajlowy lukier, a nie coś, co stanowi 40% wartości rachunku w dobrej restauracji. Żenadą roku okazała się winiarska wkładka do Polityki, będąca w istocie przedrukiem gazetki Almy, a kuriozum – oceny kart win w przewodniku Gault & Millau (powrócę do nich w osobnym tekście). Foodowcy! Kompetencje winiarskie nie rosną na drzewie, zdobywa się je tak samo ciężko, jak te gastronomiczne.

Rodzynek.
Rodzynek.

Zjawiskopseudomagazyny. Kiedyś sytuacja była jasna – gazetka marketu to było kilka stron z kolorowymi fotkami produktów, które aktualnie są w promocji. Potem pojawili się Sommelierzy z „rekomendacjami”, a nawet Redaktorzy ze „wstępniakami”. Ale gazetka Biedronki to ciągle była lekko umajona lista produktów. Poprzeczkę podniósł Lidl, którego katalog jest lajfstajlową broszurą z dużym budżetem i artystycznymi zdjęciami. Pod względem treści panuje tu jeszcze jednak dyscyplina – pisze się na temat produktów oferowanych przez Lidla i to bez większego ściemniania. Natomiast w „magazynie” Faktorii Win pojawiły się już teksty bez żadnego związku ze sklepową ofertą – wino i taniec, wino i muzyka, wywiady z ciekawymi ludźmi. Arcydzieło gatunku stworzył jednak Czas Wina – 100-stronicowe wydawnictwo z reportażami pisanymi przez doświadczonych redaktorów. Z każdego regionu „Redaktorzy polecają” najlepsze wina – traf chce, że akurat wszystkie są dostępne w katalogu jednego importera, czyli Domu Wina, czyli… właściciela Czasu Wina. Branża z tego „magazynu” się śmieje, ale niezorientowani konsumenci się na to nabierają i Czas Wina coraz częściej wymienia się obok Magazynu Wino, czyli pisma prowadzonego przez faktycznych dziennikarzy i krytyków. Co będzie dalej? Dystrybutor filmowy wydrukuje sobie magazyn o kinie? Puls Biznesu zacznie wydawać Urząd Skarbowy? 

Faktoria Win – kolekcja letnia okładka
Ceci n’est pas une revue.

Nadziejasommelierzy. Im też się dostało ostatnio – z gorącej dyskusji na Facebooku dowiedzieli się, że się „zeszmacili”, czyli się zbyt agresywnie monetyzują (trudno polemizować), a wielu woda sodowa uderzyła do głowy (nie da się ukryć) i powinni się „samooczyścić”, czyli zakazać sobie występowania w reklamach. Tak to może wygląda z punktu widzenia Kowalskiego. Natomiast gdy się wchodzi do restauracji, w których sommelierzy pracują, to jednak dominuje uczucie podziwu i szacunku. Karty tych parunastu czołowych lokali wykonały w 2014 roku duży postęp. Są ciekawe, dynamiczne, perspektywiczne. Przy całej bowiem sodówce i gwiazdorstwie (mało widywałem sommelierów na degustacjach, a gdy już przyszli, to nic nie notowali – lepsze wina i tak dostają do spróbowania bezpośrednio od importerów) chłopcy od wina się rozwijają – jeżdżą, jedzą, piją, trenują, wpadają na chwilkę do Anglii po naukę i wracają, żeby błysnąć doborem likieru z mleka do deseru z borowików albo Gravnerem na 60-gramowe kieliszki. Ciekaw jestem autentycznie, co zmajstrują w 2015.

Adam Pawłowski MS – ten rok należał do niego.
Adam Pawłowski MS – ten rok należał do niego.

Motto na 2015 – pisząc niedawno o różnicy pomiędzy męskim i damskim podejściem do wina, Jancis Robinson napisała: „Mężczyźni swój status często mierzą butelkami, które wybierają w restauracji lub podają w domu. Czy to wino jest wystarczająco prestiżowe i drogie dla mojego szefa / klienta / przyjaciół? – zdają się pytać, natomiast kobiety podchodzą do tego bardziej na luzie: czy mam ochotę napić się tego wina i się nim podzielić?”. Życzę Wam w 2015 roku, drodzy Czytelnicy, mniej trofeów, a więcej win, na które po prostu macie ochotę.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Michal M.

    No cóż, jeszcze czekam na to, by mój blog tu się pojawił, bo będzie w nim wiele o winach, które nie są dostępne w Polsce… A Węgry to kopalnia takich skarbów.

    • Grzegorz

      Michal M.

      A skoro się nie pojawia, czy mógłby Pan podać nazwę swojego bloga?

      • Michał M.

        Grzegorz

        niewinnepodroze.blogspot.com – jakoś mi to umknęło… Akurat mieszkam na Węgrzech, dlatego staram się wybierać te miejscowe – jak również z okolicznych krajów :) Zapraszam!

        • Łukasz Dulniak

          Michał M.

          Nie skończyłem pierwszego zdania, a tam „napoczęłem”. Ręce opadają.

          • Michał M.

            Łukasz Dulniak

            Poprawiłem. Jak się mieszka za granicą przez kilka lat, to się niestety pojawiają i takie błędy. Dzięki za uwagę, co do komentarza – to jednak wyraziłbym to nieco kulturalniej.

  • Marcin Czerwiński

    Jak można brać na poważnie „biedronkowych sommelierów”, gdy piszą takie rzeczy: „Albo się nie znam, co jest bardzo możliwe, albo tak się przyzwyczaiłam do dotrzechdychowych win, że te z wyższej półki mi nie pasują”.

    • karolina

      Marcin Czerwiński

      oo widzę swój tekst… a czy w moim tekscie jest jakakolwiek prośba o powagę? nie rozumiem zarzutu. poza tym akurat to wino oceniamy we trójkę.. wiec moźesz przeczytac nie tylko moje niepowaźne wypociny, ale równieź innych pewnie bardziej powaznych.

      • Marcin Czerwiński

        karolina

        Zapytam inaczej. Co miał autor na myśli?

        • karol

          Marcin Czerwiński

          tylko to co napisalam. ponoć dobre wino, ktore mi po prostu nie smakowało. autor zastanawia sie również nad powodem takiego stanu rzeczy i dochodzi do dwóch wniosków: 1. nie zna się 2. nie zna się i próbuje to tłumaczyc upodobaniem do tanich win.

          • Wojciech Bońkowski

            karol

            Bardzo szanuję tych, którzy potrafią przyznać się do niewiedzy. Ale w takiej sytuacji może nie warto pisać?

            Nie żebym podważał sens istnienia popularnej strony Dotrzechdych.pl, ale takie pytanie nasuwa się samo po przeczytaniu Twojego komentarza.

          • karolina

            Wojciech Bońkowski

            dlaczego od razu krytykujecie całą stronę? ja się podpisalam pod recenzją i sama chcę zbierać baty. wydaje mi się że akurat w przypadku tej recenzji naprawdę rzetelnie podeszlismy do tematu. jedno wino a trzy różne opinie od trzech autorów. udowadniamy ze mimo ze wino jest dobre niekoniecznie musi smakować wszystkim i moze fakt – jest to kwestia niedouczenia lub słabego winnego wyksztalcenia ale równie dobrze moze to być kwestia gustu. co do niedouczenia to wiem ze jeszcze wiele nie wiem, ale nie od razu wawel zbudowano. pisząc i probując tych wszystkich win sìe uczę. zresztą to nie jedyny sposób nauki. nigdy też jako do trzech dych nie pisaliśmy ze jestesmy profesjonalistami, wystarczy przeczytać jak nieprofesjonalne mamy opisy samych siebie.
            pozdrawiam bez hejtu

          • Wojciech Bońkowski

            karolina

            My też pozdrawiamy bez hejtu, ale z refleksją.

          • muniox

            Wojciech Bońkowski

            Oj, ciężko nie wzbudzić u siebie „hejtu”, jak również czegoś się nauczyć o winie, gdy czyta się takie wypociny spod ręki „recenzenta” dotrzechdych, jak np. o tej butelce – 1218 Naujan Bordeaux Superieur: „Głębokie, wyraźne i przyjemne – jedno z nielicznych naprawdę fajnych czerwonych win w tej ofercie.” Tak – to już cała recenzja wina. Nawet w infografice Winicjatywy jest więcej przekazu…

            Tak więc, gdy czyta się te pół-zdaniowe „recenzje”, obrośnięte często błędami stylistycznymi i ortograficznymi nasuwa się tylko jedna refleksja: kto stworzył takiego bloga-analfabetę? „Recenzentów” tej strony trzeba wysłać na nauki do gimnazjum, a recenzować powinni kompoty w szkolnej stołówce :(

          • Marcin Aleksander

            karolina

            Sugeruję zacząć od podstaw, czyli od poprawnej i komunikatywnej polszczyzny. Język, refleksja, dystans i dopiero wino.

          • Tomasz

            Wojciech Bońkowski

            I to jest moim zdaniem największy problem blogosfery. Większość tam piszących się na winach nie zna, a próbuje je oceniać. To trochę tak jakbym prowadził blog o samochodach na podstawie katalogów producentów i od czasu do czasu przejechał się jakimś podstawowym modelem. Jak można oceniać wina jako typowe dla danego regionu skoro wypiło się tych win kilka, z czego wszystkie kupione w dyskontach i marketach. Nie zapomnę jednego bloga gdzie autor ocenił bordosa za 30zł na 5/5 dodając w komentarzu, że nie wiele wypił tego typu wina i generalnie uważa, że wydawanie więcej nie ma sensu.

          • Sebastian Zdegustowany Bazylak

            Tomasz

            Jako współautor przywołanego tekstu pragnę się ustosunkować krytyki.
            Po pierwsze mam świadomość, że wino wybiega daleko poza do 3 dych i raczej już obraca się w innych kategoriach doznań (nie Himalaje, ale od Żuław też jednakowoż daleko), więc może tak być, że przeciętnemu czytelnikowi bloga może odpowiadać tak samo, jak Karoli, czyli w ogóle (przeciętny czytelnik, czyli osoba, która na butelkę wina wydaje właśnie do 30 zł i chce w tej cenie dobrze się napić – jednak nisza). To znaczy – będzie wiedział, że to dobre wino, ale niekoniecznie musi być w jego guście.
            Po drugie – na odcinku blogosfery pracują jednakowoż amatorzy, a cechą blogów są indywidualność oraz pisanie zgodnie z własnym „sumieniem”. Sądzę, że tu spotykamy się z myleniem dziennikarstwa i blogosfery – na szczęście w tej drugiej można nieco więcej, o ile jest się w tym uczciwym. Sam u siebie oceniłem dość marne obiektywnie wino na 10 punktów w dziesięciopunktowej skali, bo nie sposób pisać o winie bez emocji. A tamto wywołało u mnie emocje i wspomnienia bardzo miłe.

            I ostatnia rzecz – sądzę, że to dość zdrowa sytuacja, kiedy mamy jakieś sensowne media o winie i do tego garstkę blogów (bo patrząc na to, ile blogów w miarę regularnie publikuje, to słowo garstka jest jak najbardziej na miejscu). Jestem przekonany, że blogi są potrzebne – w końcu na rynku jest tak dużo win, że Winicjatywa i Dotrzechdych.pl tego nie ogarną.

            Miłego.

  • Marcin Aleksander

    Dobry blog to przede wszystkim dobrze napisany tekst, czyli własna inwencja poparta erudycją, anegdotą, zgrabną metaforą… Do tego się dorasta, ale trzeba też doczytywać, uczyć się stylu, rozumieć go.
    Oczywiście nie każdy jest Bieńczykiem, ale wzorzec metra wyznaczony…

    Sommelier to zdecydowanie przeceniany zawód, dlatego mamy efekt sodówy…

    • Marek’ Rakowski

      Marcin Aleksander

      Zawod na pewno nie jest przeceniany. Jest młody, a wiec i byc moze czasami niedojrzaly.

      Napisze wiecej – zawod sommeliera w PL jest wrecz niedoceniany. Ciagle malo ktora restauracja zatrudnia somma, a pamietajmy, ze – cytujac powyzszy artykul – wino stanowi 40% rachunku w dobrej restauracji. Ale o tym juz bylo pisane. I to nie raz.

      • Marcin Jagodziński

        Marek’ Rakowski

        Nie tyle przeceniany, co chyba zupełnie niezrozumiany. Jestem przekonany, że statystyczny Kowalski miał pierwszy kontakt ze słowem „sommelier” nie w restauracji, ale w mediach/reklamie. Gdyby zrobić jakąś sondę, zapewne wyszłoby, że „sommelier to ekspert winiarski, który ocenia wino, zna się na winie, pisze o winie, może także doradzać w restauracji”. Sprzyja temu nieporozumieniu ładne słowo „sommelier” oraz cały system konkursów/certyfikacji.

      • Tomasz

        Marek’ Rakowski

        Czasami nawet więcej i tego nie potrafię zrozumieć.
        Kilka lat temu jadłem kolację w niewielkiej restauracji w Dublinie. Cena dania głównego kształtowała się między 20 a 30 EUR, podobnie jak większość win (ja wziąłem Chablis za 28 EUR). Cała kolacja wyniosła nas nieco ponad 100 EUR, czyli wino było ok 25% rachunku (pamiętajmy, że koszty pracy w Irlandii są wyższe, więc zarówno obsługa jak i półprodukty kosztują więcej).
        Ostatnio w restauracji węgierskiej w Warszawie zapłaciłem za kolację ok 300zł z czego połowa to było wino (a muszę przyznać, że w tejże restauracji marże na winie nie są jakieś strasznie wysokie).

        • Wojciech Bońkowski

          Tomasz

          W Dublinie nietrudno byłoby wydać na wino 75% wartości rachunku w restauracji.

      • Marcin Aleksander

        Marek’ Rakowski

        Do restauracji często jeździ się samochodem, więc alkohol nie wchodzi w grę. Sommelier nie jest wówczas potrzebny. Z kolei stali bywalcy restauracji sami powinni mieć jakąś wiedzę o winie i często nie muszą korzystać z sommelierskiej celebry. Z całą stanowczością twierdzę też, że wysokiej klasy wina nie do końca sprawdzają się przy jedzeniu. Nie jest też istotne, że facet podający mi wino potrafi w ciemno odróżnić viognier od colombarda.
        Ich użyteczność jest bardzo ograniczona – pewnie ma sens w restauracjach bijących się o jakieś gwiazdki, czyli oddziaływanie bardzo niszowe, mierzone grubością portfela. I ostatnie, najważniejsze; to wciąż jest facet podający i dobierający wino, nie ma co z tego robić wielkiej hecy. O wiele ważniejszy jest kucharz. Z kolei poza restauracją, to kolesie robiący chałtury w dyskontach…

        • Marcin Jagodziński

          Marcin Aleksander

          To dość niesprawiedliwa ocena. Nawet jeśli ktoś ma jakąś wiedzę o winie, wybiera z karty dobranej przez sommeliera. Oczywiście, że sommelierzy pasują do restauracji z ambicjami, a nie do lokali casual-dining. Takich, do których jedzie się taksówką, a nie własnym samochodem.

          Natomiast zgadzam się, że oddziaływanie sommeliera na gusta powinno się odbywać bardziej przez restaurację, w której pracuje, a nie sieć sklepów, w której sobie dorabia.

          • Marcin Aleksander

            Marcin Jagodziński

            To raczej nie jest ocena, a raczej mowa faktów.
            Restauracja z ambicjami, czyli niewielki zasięg oddziaływania. Nie ma takiego kryterium jak „restauracją do której jedzie się taksówką” a „restauracją do której nie jedzie się taksówką”. Wszędzie można jechać taksówką i wszędzie własnym samochodem. Mówimy o restauracjach, w których podaje się wino. Przyczyny jazdy własnym samochodem mogą być różne, nie zawsze jest to portfel. Natomiast pisałem o projektach typu Amaro, gdzie dobór wina ma znaczenie, choć z drugiej strony w takim miejscu, to raczej szef kuchni powinien decydować jakie ma dobrać wina… Nie wiem czy sommelier byłby tam potrzebny, może?
            O wile większe znaczenie w kształtowaniu się rynku wina ma dobry importer (może to jest miejsce dla sommeliera?).

          • Marcin Jagodziński

            Marcin Aleksander

            Mowa faktów jest taka, że w znakomitej większości restauracji „typu Amaro” (cokolwiek to oznacza – warto przy tym pamiętać, że np. w Niemczech w tym roku po raz pierwszy dostało gwiazdkę Michelin bodajże 20-30 lokali, dołączając do ponad 200 gwiazdkowych restauracji) pracuje sommelier, a win nie dobiera szef kuchni. On ma naprawdę dużo innych zajęć.

          • Pan Tokrator

            Marcin Jagodziński

            Może wygląda to tak, że sommelier przedstawia swoje propozycje szefowi kuchni i wspólnie wybierają konkretne butelki (ten pinot noir, ten riesling czy ten konkretny sauvignon). Przypomina mi się film Jerzego Kruka, jak z właśnie dobierał wino do potraw Amaro i jakoś się nie wstrzeli, a to właśnie kucharz lepiej ocenił, co będzie bardziej pasowało do potrawy. Chyba totalnej schizmy być tu nie może.

          • Marcin Aleksander

            Marcin Jagodziński

            To nie jest aż tak istotne, kto i dlaczego i co w Niemczech. „Typ Amaro” to restauracja z gwiazdką – to nie jest nic trudnego do zrozumienia, użyłem skrótu. Nie podważam zasadności istnienia takich restauracji ani zawodu sommelier (na marginesie; byłem we Francji nawet w trzygwiazdkowej, zjadłem ciekawie i dużo zapłaciłem, osobiście wolę pizzę we włoskiej przydomowej restauracji i kieliszek chłodnego białego bez nazwy, wszystko podane na tarasie, taki typ). Natomiast mówienie jaki to bezcenny zawód, w moim przekonaniu, jest sporym nadużyciem (dla jasności; myślę o tych mistrzostwach, szkołach itd., które rzekomo kształtują kogoś na miarę, nie przymierzając, Arystotelesa, a to wszak zwykły dobieracz wina…). Angielska celebra, ja tego nie kupuję, tak po prostu.

            Sądzę, że jednak na prestiżową gwiazdkę pracuje przede wszystkim szef, czyli wartość jedzenia, a raczej kreatywność, w drugim rzędzie siedzi sommelier. Mogę się mylić, ale wolałbym mieć rację :).

          • Marek’ Rakowski

            Marcin Aleksander

            Zwykly dobieracz wina (spotkalem sie tez z okresleniem „nalewacz”) to jest bardzo duze uproszczenie. Komponowanie karty win, tworzenie polaczen winnych do nowych menu, spotkania z importerami, poszukiwania nowych i ciekawych win oraz innych napojów, zaopatrzenie piwnicy – krotko mowiac doradzenie i polanie wina jest zwienczeniem wczesniejszej ciezkiej pracy sommeliera.
            Na pewno jest to zawod jak kazdy inny, jednak pozwalajacy restauracji sie wyroznic na tle innych, ktore nie potrzebuja beverage managera, bo korzystaja z karty win-gotowcow przygotowanych na bazie portfolio jednego importera. Ale tych jest coraz mniej na szczescie.

          • Sławomir Hapak

            Marcin Aleksander

            Poprawna, wyczerpująca odpowiedź na Pańskie refleksje dotyczące zawodu sommeliera powinna mieć rozmiar eseju. Nie chce mi się go pisać, bo i chyba nie warto.
            Zatem pozostaje mi się ucieszyć z ostatniego Pańskiego zdania: tak, może się Pan mylić.

          • Radek Rutkowski

            Marcin Jagodziński

            Jak Pan słusznie zauważył, w „cywilizowanym świecie” gwiazdkowane restauracje to nie jest jakieś niespotykane cudo, w związku z czym nie trzeba się do nich zapisywać 3 miesiące wcześniej, a jedzeniu nie towarzyszy poczucie (czy chęć wywołania poczucia ze strony personelu) uczestnictwa w zdarzeniu zjawiskowym. Po prostu idzie się dobrze zjeść :).
            W związku z czym z Poznania wygodniej pojechać na taką kolację do Berlina, niż fatygować się do Warszawy.
            Mnie wino w odbiorze potraw przeszkadza raczej niż pomaga – więc do przeciętnego posiłku jak najbardziej, te bardziej wysublimowane popijam wodą niegazowaną…

  • blurppp

    Mały komentarz. Brakło mi na tej liście kilku istotnych spraw.

    1) Szkoda, że w pozycji postęp obok Chile nie znalazły sie też Morawy. Bliskie nam geograficznie a skok jakościowy jakiego dokonali i ich coraz silniejsza pozycja na POLSKIM rynku duża rzecz. Jeszcze rok, dwa lata temu wina morawskie nie były traktowane poważnie, dziś można kupić naprawdę świetne butelki z tamtego regionu. Często lepsze od austriackich czy niemieckich

    2) W kategorii rozczarowanie powinna znaleźć sie spora grupa „sommelierów z plakatów”. Nie kwestionuje ich wiedzy, doświadczenia itd. Ale w kraju gdzie większość nie wie kim jest sommelier najpierw by wypadało zbudować jakieś zaufanie do tego zawodu. A czy można ufać zawodowi, którego najznakomitsi przedstawiciele swoim imieniem i nazwiskiem firmują niepijalne babole ? Czy ktoś kto ma odrobinę pojęcia o winie może radzie osoby samorząd zawodowy poleca półsłodkie wina Jacob Creek. Sorry ale ja bym przestał chodzić do lekarzy a zaczął korzystać z porad szeptunek, znachorów i szamanów gdyby Polska Rada Lekarska stwierdziła że najskuteczniejsza metodą walki z nowotworami jest połykanie zrobionej specjalnie z myślą o polskim pacjencie tabletki z ziemi okrzemkowej mieszanej z kiszoną kapusta, po Polacy lubią kiszoną kapustę.

    3) Blogerzy czyli kamyczek do własnego ogródka. Po pierwsze w całej polskiej blogosferze znam tylko jeden przypadek monetaryzacji. Po drugie blogerzy są sprzedajni ( z niżej podpisanym) ale w bardzo specyficzny sposób. Pisza o dyskontach bo czytelnicy chcą ta czytać. Tekst o winie ambitnym , ale najczęściej dostępnym jedynie w jednym lub dwóch dużych miastach nie cieszy sie popularnością. Słowo Biedronka czy Lidl w tytule to 3 a czasami i 5 razy więcej czytelników. Powiem po sobie, może koleżanki i koledzy to potwierdzą. Tekst o nowych apelacjach Katalonii ( przygotowanie wraz z poprzedzającym researchem około 12 godzin ) 250 czytelników. Tekst o winie z Biedronki ( 1 godzina pisanie) 750-1000 czytelników. Z czego połowa z Polski powiatowo-gminnej. Pisanie dla siebie nie ma sensu, trzeba pisać dla czytelników a ich an mass wina dla nich niedostępne nie interesują. Nie dostępne znaczy takie z dystrybucji specjalistycznej. Po trzecie blogosfera robi sie nierówna, są blogi znakomite jak EnoEno i blogi nieczytalne ( neologizm, jak niepijalne) albo blogi którym za wpis wystarcza kiepskie zdjęcie, jednozdaniowa ocena i ilość gwiazdek, ale to właśnie te blogi maja najwięcej czytelników. Bo blogi są niczym innym jak odpowiedzią na gusta czytelników. Tu zaczyna sie magiczne koło, importer przed rozpoczęciem współpracy zadaje dwa pytania. Ilu czytelników i czy piszesz o dyskontach. A potem chce 10 000 UU miesięcznie i ani słowa o dyskontach. Tak sie nie da! I tu teraz kamyczek w stronę Winicjatywy. Pomysł jest bardzo ale to bardzo drastyczny, ale może czas do słowa agregacja dopisać słowo weryfikacja. Tak, mam świadomość, że sam mogę tej weryfikacji nie przejść, i nie będę miał tego nikomu poza sobie samym za złe, pisze jak pisze. Ale dziś słowo blogosfera winna jest chyba zbyt szerokie, za wiele w nim sie mieści. Może pora je zastąpić no stwierdzeniem „Blog afiliowany przy Winicjatywie” .
    A teraz czekam na bencki.

    • Michał M.

      blurppp

      Tu się zgodzę, choć taka selekcja poddawała by poważne wątpliwości – na jakiej podstawie? Sam ostatnio podesłałem mojego bloga do Winicjatywy, opublikowałem w międzyczasie dwa posty, na jutro czeka kolejny i nic… Nie widzę go. A często piszę o winach, które nie mają polskich dystrybutorów. Ciężko się przebić… Styl pisania, szata graficzna, ciekawy pomysł – to musi się uzupełniać. Też staram się być niezależny, mieszkam w Budapeszcie , a ponadto moja praca i znajomość języka pozwala na odkrywanie nowych, ciekawych ale i prawie niemożliwych do zdobycia win. Mam nadzieję, że jednak się to kiedyś ukaże, a z redaktorami chciałbym się spotkać na przyszłorocznym VinCE :)

    • maciej

      blurppp

      Z tą selekcją to nie głupie :-)

    • Wojciech Bońkowski

      blurppp

      No akurat po Tobie Blurpie to się nie spodziewałem pochwały klikalności, bo na swoim blogu pokazujesz że jednak można mówić swoim głosem i pisać o różnych rzeczach poza dyskontem, a czytelnicy sami w końcu przyjdą. Statystyki i słupki to nie wszystko.

      Mam wrażenie że blogerom się wydaje, że alternatywą do pisania o Biedronce jest popisywanie się książkową wiedzą (której najczęściej nie mają), więc publikują jakieś encyklopedyczne skróty z różnych źródeł, które to źródła internauta sam sobie może sprawdzić i mam wątpliwości, czy potrzebuje tego typu przepisywanek.

      Natomiast internauci chętnie poczytaliby jakieś felietony, co Ci smakuje, co wyniuchałeś na mieście, dlaczego polecona w małym sklepie butelka się sprawdziła (lub nie) do domowej kuchni… Jakiś kontekst, jakaś opowieść. Tego w blogosferze zrobiło się najmniej. Jakiś czas temu publikowaliśmy wideo z Andrew Jeffordem, potem to samo mówił Atkin – znajdź sobie temat, wyspecjalizuj się, opowiedz coś ciekawego (ale nie zerżniętego z Drinks Business). Innej drogi nie ma. Nie dziwię się że piszący tylko o kartonach z Lidla blogerzy już się znudzili sami sobą.

      A co do selekcji blogów – ten pomysł pojawił się jeszcze przed startem Winicjatywy i uparcie wraca wprost proporcjonalnie do mizerii ostatnich wpisów w Blogosferze. Może w końcu przekonamy się do niego…

      • blurppp

        Wojciech Bońkowski

        Teraz pora na kolejne bencki, wiec jeszcze jedno. Wojtku ja kocham wino, swojego bloga nie traktuje jako trampoliny w świat winnego biznesu. a mam wrażenie, ze zbyt wiele osób właśnie tak myśli, zaistnieję, i niech mnie zauważą, będę degustacje prowadził, będę sławny.
        Do tego Wojtku mój blog to jeden ze starszych, nieprzerwanie od ponad 3 lat publikuje o winie, i po pierwsze może trochę sie pisać nauczyłem, po drugie w każdej butelce jest opowieść, w tej z dyskontu tez, trzeba tylko ja znaleźć. Ale to wymaga czasu. Przeciętny wpis to 3-4 godziny pracy.
        I jeszcze jedno, ale to pewnie wiesz lepiej ode mnie ,Nie chodzi o to, by o dyskonach nie pisać, a raczej o to by wino z dyskontu było w uczciwej proporcji pomieszane z czymś innym, a ten kupaż trudno zrobić, właściwych proporcji nikt nie zna

        • Marcin Jagodziński

          blurppp

          Ja na przykład miałem duże problemy z pisaniem o przeciętnych i poniżej przeciętnych winach (dyskontowych i nie). Wyciśnięcie z nich jakiejś historii graniczy z cudem, a jeśli nie ma historii, to o czym mam pisać? Wiele blogów brnie w jakąś dydaktykę, kleci z Wikipedii i innych źródeł notkę na temat regionu, coś tam wygoogla o winiarzu, by zakończyć, „wino jest dość typowym przedstawicielem regionu… nie jest specjalnie dobre, ale też nie jest specjalnie złe” tylko po to, żeby się przysyłający nie obraził, że on wysłał butelki, autor je wypił i nie napisał. Otóż moje przesłanie jest takie: jeśli o Twojej flaszce (drogi importerze/dystrybutorze) autor nie napisał, to nie myśl sobie, że cwaniaczek wypił ze smakiem, oblizał się i nawet mu się nie chciało notki z tego zrobić. Raczej przełknął, skrzywił się i z zakłopotaniem stwierdził, że nie ma z czego notki sklecić.

      • Mak Staw

        Wojciech Bońkowski

        Dla mnie ogólnym rozczarowaniem jest cały nasz winiarski światek, sympatyczny, obiektywny jak kolejka po karpie w Lidlu. Co do zaś samej blogosfery, to wychodzi na to, że z Winicjatywą i blogerami jest jak z rewolucją. Winicjatywa niczym rewolucja, wyciągnęła blogerów z cienia, dała im czytalność, a później tych blogerów pożarła. Mając większy budżet i szybki dostęp do darmowych butelek robi te słynne serduszkowe infografiki zabierając blogerom ich niszę. Po co ludzie mają czytać blogi, gdzie dotychczas, nie oszukujmy się, glównie czytali o nowych butelkach z dyskontów, skoro teraz mogą wejść i zobaczyć serduszka? Nawet czytać nie trzeba. To odzwierciedlają statystyki – wyższa klikalność portalu – niższa blogerów. To wymaga pewnej reorganizacji i nowego pomysłu na bloga. Ja chwilowo zamilkłem, bo mi się drugie dziecko urodziło, założyłem drugą firmę i czasu starcza mi tylko na picie:) Ale zwiększe częstotliwość publikacji trzymając się felietonowego stylu. Tylko na taką notkę potrzebny jest czas! I właśnie więcej czasu na wino i pisanie o nim w 2015 sobie i Wam życzę.

        • Marcin Aleksander

          Mak Staw

          Jest pewnie w tym nieco prawdy… Pamiętam taką scenkę w markecie. Facet biega po sklepie z telefonem w dłoni i nerwowo łypie po półkach, w końcu zaczepia pracownika i pyta „czy jest taki sam zamek tylko inna butelka”…chodziło mu o apelacje. Jedna z tych butelek na jakimś blogu-stronie była wyżej oceniona. Wystarczy krótka notka: niepijalne-pijalne-dobre-dobry stosunek niepotrzebne skreślić.

        • Marcin Jagodziński

          Mak Staw

          To niech sobie blogerzy znajdą inną niszę (albo w ogóle niszę, a niekoniecznie mainstream). Całkiem serio to piszę i bez jakiegoś patriarchalnego nastawienia. Jak miałem jeszcze swojego bloga nigdy nie bawiłem się w kompleksowe recenzje, przeglądy oferty sklepów, podsumowania. Raczej pisałem swoje story, zapisy swoich emocji i wrażeń ze spotkaniem z winem. Tego mi nikt nie „pożre”.

        • Wojciech Bońkowski

          Mak Staw

          Bez przesady z tą rewolucją, Winicjatywa pisze o dyskontach od pierwszego dnia swojego istnienia, myśmy nic blogerom nie zabrali, pokazujemy ich tak samo jak dawniej, pomimo nawoływań do selekcji.
          Mamy pluralizm, czytelnicy głosują myszkami. Myślę że są znużeni (ja jako czytelnik jestem) powtarzalnością blogów, wszystkie piszą to samo o tych samych winach z dyskontów. Ponadto okazji do weryfikacji nie brakuje, ludzie kupują te butelki, konfrontują swój gust z tym co przeczytali i na tej podstawie wracają na daną stronę internetową lub nie.

      • klf

        Wojciech Bońkowski

        Selekcja blogów to byłby duży prezent dla czytelników

    • Marcin Aleksander

      blurppp

      Tylko dlaczego nikt nie pracuje nad stylem? Nad błędami? Dlaczego język jest drewniany? Może po prostu część blogerów powinna zająć się czymś innym? To jest większy problem, niż dyskontowa monotematyczność. Pisanie dla kogoś to większa odpowiedzialność za język, w większości przypadków brakuje po prostu wykształcenia…

      • Michał M.

        Marcin Aleksander

        Niestety nie każdy jest po humanistyce, a wielu liczy na te darmowe próbki od lidla czy też biedry :) Niezależność jest jednak dobrą rzeczą…

        • blurppp

          Michał M.

          Michale, po latach powiem ci że próbki z Biedronki to żadna przyjemność, raczej obowiązek wobec czytelnika. Mam 100 butelek z Moraw, Węgier, Katalonii i nie mam kiedy tego wypić bo Biedronkę opisuje

          • Michał M.

            blurppp

            Mnie by to nawet nie dosięgnęło – mieszkam za granicą, komu by się opłacało mi to wysyłać. Sam mam 50 stojących butelek z Chorwacji, Węgier, Austrii i w końcu powoli się do tego zabiorę. Jednak najlepsze jest odkrywanie win, których nie pił nikt poza miejscowymi…

          • Radek Rutkowski

            blurppp

            Ja chętnie pomogę rozstać się z „problemem” :).

          • Michał M.

            Radek Rutkowski

            Haha, za niedługo zacznę robić degustacje dla czytelników bloga… Dodatkowo mogę zrealizować jakieś zamówienie, jeśli ktoś łaknie jakiegoś niedostępnego węgrzyna, w najbliższym czasie jadę do Polski…

          • blurppp

            Radek Rutkowski

            zapraszam, do Krakowa. Pozwolę wybrać samemu co chcesz spróbować, piwnica stoi otworem

          • Michał M.

            blurppp

            Widzisz, akurat za parę dni będę tam przejazdem :)

          • blurppp

            Michał M.

            daj znać na PRV blurppp@interia.pl zaproszenie aktualne

          • Michał M.

            blurppp

            Coś się wymyśli, jeśli tak, to zabiorę ze sobą jakąś specjalną butelkę :) Dam znać w tygodniu.

          • Tomek

            Michał M.

            ooo….. będzie coś w stylu „zlotu” tylko ze w wąskim gronie? Pozdrawiam z prowincjonalnej Polski i życzę udanej degustacji Panowie.

          • Radek Rutkowski

            blurppp

            Trzymam za słowo, bo na początku maja mogę się pojawić w Krakowie :).

          • Grzegorz

            blurppp

            A nie może Pan tak po prostu tych butelek z biedronki mówiąc nieco wulgarnie „olać”?Ryzykuje według mnie Pan tylko tyle, że nie przyślą kolejnych. Mnie (a być może i wielu innych czytelników?) o wiele bardziej interesują Morawy, Węgry i inne miejsca które z wielu względów są mi bliskie. Myślę, że przeciętny „Kowalski” częściej bywa na Węgrzech w Czechach i innych niedalekich krajach, niż np. W Portugalii, Chile czy innej Nowej Zelandii. Będąc w krajach naszego regionu warto posiadać jakąś wiedzę na temat win z nich pochodzących, aby w pełni świadomie korzystać z ich bogactwa.

          • Wojciech Bońkowski

            Grzegorz

            No właśnie. Tyle że dla wielu blogerów (nie tylko winiarskich) te „próbki” które dostają to jedyna wymierna korzyść z prowadzenia bloga. Na pewno oportunistów nie brakuje.

          • Andrzej Lepka

            Wojciech Bońkowski

            Jako twórca jednego z blogów (nieczęsto aktualizowanych…), także jestem za tym, aby pojawiła się selekcja. Nie tylko po to, aby odpaść :), ale może wówczas wytworzyłyby się jakieś ciekawe interakcje, które pozwoliłyby np. wyłapywać błędy czy też doskonalić jakość notek (warsztatu tak się raczej nie da). Wspominane wyżej „rekomendacje winicjatywy” to trochę zbyt wiele, ale zwykła i mocna selekcja blogrolla, z wymuszaniem przesyłania tekstów dla nowych blogów, które chciałyby się na nim znaleźć, byłyby niezłym rozwiązaniem.

          • blurppp

            Andrzej Lepka

            Ale potencjalnych czytelników jest w tym kraju 38 milionów, bo wszyscy jedzą i chyba wszyscy lubią smacznie. Wino , wbrew badania które mówią o 40% populacji pije chyba kilkaset tysięcy osób a świadomie kilka tysięcy

          • blurppp

            Wojciech Bońkowski

            Wojtku to nie tak
            Przecież WI Lidla i Biedronki nie recenzuje by dostać zaproszenie na dega czy te butelki do testu. Piszecie bo czytelnik tego oczekuje. Ja robię to z tej samej przyczyny.
            Zobaczcie zresztą jak dyskonty rozgrzewają atmosferę, czy najlepsze etykiety powodują taki odzew w komentach jak nowa gazetka Owada czy Lidla ?

            A tak baj de wej to czemu inni gracze nie są tak chętni do współpracy jak sieci dyskontowe. I nie mówię o mikrofirmach ale o jak na polska scenę potentatach jak 6 win, Kondrat czy sieci supermarketów jak Oszołom czy Tesco

          • Grzegorz

            blurppp

            Ja ten problem widzę trochę inaczej. O ile mogę zrozumieć, że Winicjatywa dużo pisze o winach z wszystkich półek sklepowych i z wszystkich stron świata, bo jest to jednak projekt koalicyjny i pokazujący spojrzenie na wino z różnych stron oraz mam wrażenie skupiający się przede wszystkim na winach dostępnych w Polsce, to od twórców autorskich blogów oczekiwał bym przede wszystkim ich własnego spojrzenia na świat wina, opowieści o rzeczach w tym świecie dla nich ważnych, a przede wszystkim zainteresowania tym światem czytelników. Myślę, że autorzy blogów nie powinni za wszelką cenę odpowiadać na potrzeby statystycznego czytelnika, tylko sobie tych czytelników tworzyć. Ja jestem regularnym czytelnikem Pańskiego bloga, choć po raz kolejny podkreślę, że wolałbym poczytać Pańskie opowieści o winach z Moraw, Węgier czy nawet z Katalonii ;-) niż poznawać kolejne opinie na temat „hitów” z lidla czy biedronki.

    • Jakub Malecki

      blurppp

      Pytanie czy chcesz pisać dla mas, czy dla Czytelników. Bo różnica w jakości odbiorcy jest znacząca ;)

  • Enozaur

    świetnie – kolejny tekst na WI, gdzie podane są zarzuty dotyczące konkretnych blogów, ale już bez ich nazw czy linków. Rozumiem, że WI jest pod względem oryginalności i rzetelności tekstów kryształowa oraz rości sobie prawo do oceniania co jest „be” a co jest „cacy”? Do luftu z tym.

    • blurppp

      Enozaur

      Widzisz gdzieś konkretny blog, pytam o tekst, ja jakoś nie widzę, pora chyba zmienić okulary

    • Wojciech Bońkowski

      Enozaur

      Zamiar był dokładnie odwrotny, nie wymieniłem nazwy żadnego bloga, zamieściłem jeden (lekko zmieniony zresztą) cytat. Chodziło mi raczej o pewną tendencję i ogólny brak oryginalności.

      Poza tym w „kolejnym tekście na WI” jest 16 punktów, dziękuję za skupienie na tym jednym ;-)

      • blurppp

        Wojciech Bońkowski

        JA odniosłem sie do 3, niedocenienie Moraw jest najistotniejsze i u mnie na 1 miejscu

        • Wojciech Bońkowski

          blurppp

          Ja doceniam Morawy, rozważałem je zresztą do tej kategorii, podobnie jak Polskę. Ale mnie Rumunia najbardziej zaskoczyła, bo to kraj, bo którym nikt niczego dobrego się nie spodziewał, a w Czechach / Morawach dobrych win zawsze było niemało.

          • blurppp

            Wojciech Bońkowski

            Pamiętam takie wydanie Winnych Wtorków dedykowane Rumuni, ukazały się chyba tylko 4 notki. Temat wyobraźni blogerów nie rozpalił. Teraz może było by lepiej, bo jest Salon Win Karpackich i fajne etykiety w ich katalogu. Jeszcze w styczniu Rumunia kolejny raz zagości w WW zobaczymy jak będzie. A swoją drogą końcem 2013 rumuńskie wińiarstwo odniosło sporą porażkę jeżeli chodzi o polski rynek. Swoje przedstawicielstwo zamkneła firma Tohani, znana głównie z win z etykietą z plastiku, ale też z linii Mosia Tohani a to już był świetny stosunek jakość cena. Ale polski klient wybierał coś innego

          • Wojciech Bońkowski

            blurppp

            Ale ilu klientów słyszało o tym Tohani? Największą porażką był brak komunikacji.

          • blurppp

            Wojciech Bońkowski

            W wypadku wina, przez idiotyczną ustawę antyalkoholową o komunikację trudno, swego czasu ich wina, te z plastikowymi etykietami za około 25 zł były w sieci Planeta czyli w Krakowie na każdym osiedlu. W mediach o nich nie pisano, tak samo jak wina z Frexinetu (dystrybucja Grupa Żywiec). Są w szerokìej dystrybucji a całkiem cicho o nich a dystrybutor zachowuje się jak by mu nie zależało

  • Marcin Jagodziński

    Zauważ, że to zjawisko (pseudomagazyny) łączy się z bezpośrednio z rozczarowaniem (pisma kulinarne). Nie ma takiego braku na rynku „contentu”, którego nie dałoby się zapełnić jakimś tekstem reklamowym.

    • Wojciech Bońkowski

      Marcin Jagodziński

      Mistrzynią w tym wypełnianiu jest na pewno Alma.

      • Marcin Jagodziński

        Wojciech Bońkowski

        Chwilowo tak. Następni na pewno przebierają nogami. Taki fajny temat mają, wino, to chyba modne. Modniejszy jest tylko content marketing. A przecież nie każdy założy swój „Czas Wina”.

        • Wojciech Bońkowski

          Marcin Jagodziński

          Myślę że każda szanująca się sieć powinna założyć swój Czas Wina. Skoro ten diapazon został zapodany, to nie wypada mieć niczego poniżej.

          • Marcin Jagodziński

            Wojciech Bońkowski

            No raczej nie, bo wbrew pozorom taki Czas Wina może mieć słabszy ROI niż cotygodniowy felieton w Wyborczej + artykuły w Playboyu + specjalna wkładka do Polityki. Myślę, że Czas Wina to trochę relikt przeszłości. Na dojrzałym rynku firma sprzedająca (wino, kino, cegły) nie zakłada własnych mediów tylko sobie kupuje istniejące (po kawałku). Oczywiście na różnych rynkach to różnie wygląda i jedna możliwa dystopia jest taka, że niedługo na będziemy mieli w kioskach magazyny „Faktoria Win” i… właśnie chciałem napisać, że jakiś biedronkowy, ale przecież są „Smaki Życia”, jeszcze nie w kioskach, „tylko” w 2500 Biedronek.

          • Łukasz Dulniak

            Marcin Jagodziński

            Relikt? Content marketing oraz – mój faworyt – custom publishing to przecież super gorące trendy, a reklama natywna uratuje świat (najwyraźniej nie tylko mediów, ale też wina).

            Chyba że jednak ktoś tu się myli.

          • kielon

            Wojciech Bońkowski

            Źle pisać o „Czasie wina” nie będę bo sam czasem kupię. Jestem świadomy czyje to jest i co promuje. W pewnym sensie to nawet dobrze bo można sobie poczytać na temat konkretnego wina czy producenta. Jedyny minus to taki ze trzeba za to wydawnictwo płacić. Jakby nie patrzeć jest to ‚gazetka’ z produktami jaką posiada niejeden sklep.

            Z punktu widzenia początkującego miłośnika wina to nawet dobrze poczytać np. o winach z Gaskonii a potem iść je kupić. Bo co z tego że poczyta o słynnych apelacjach, premier cru jak po pierwsze w mniejszej miejscowości raczej nie dostanie a jak już to w cenie dla siebie nieakceptowalnej.

  • Wojciech Bońkowski

    „Jestem przekonany, że blogi są potrzebne – w końcu na rynku jest tak dużo win, że Winicjatywa i Dotrzechdych.pl tego nie ogarną.”

    Przecież cała dyskusja dotyczy tego, że blogi nie recenzują innych win niż portale, tylko właśnie te same. Co nieco zmienia ocenę ich potrzebności.

    • Pan Tokrator

      Wojciech Bońkowski

      Śmiem się nie zgodzić. Blogi publikujące najczęściej i najlepiej bardzo mało piszą o tych samych winach. Owszem, jak jest degustacja Lidla i Biedronki, to mniej więcej w jednym czasie pojawia się sporo recenzji, ale nie widzę jakiejś wielkiej powtarzalności. Ani Blurrrp, ani Winiacz, ani Nasz Świat Win, ani EnoEno lub Dotrzechdych nie piszą o tych samych butelkach i wydatnie rozszerzają informacje o winach z polskiego i nie tylko z polskiego rynku.
      Potrzebność zaś oceniają czytelnicy – jakby nie było, to jednak D3D z polskich mediów winiarskich ma najwięcej fanów na FB, pewnie czytelnictwo też nienajgorsze.
      Nie za bardzo rozumiem tę ideę, że coś jest niepotrzebne. Jak jest, to jest – niech czytelnicy ocenią, co im się podoba, a co nie..

      • blurppp

        Pan Tokrator

        Bayer Full sprzedawł w Polsce więcej płyt niż Pink Floyd. D3D ma najwięcej fanów. To są fakty. Jasne każdy chce mieć czytelników ale jest jeszcze pewien drobiazg. Pisanie to odpowiedzialność, i nie tylko za napisane słowo ale też za czytelnika. Winopisanie w Polsce dopiero raczkuje, i nie uczmy czytelnika, że za cały opis wystarczy zwrot jest Ok i ilość gwiazdek. Nawet jak czytelnik tego oczekuje, tak jak oczekuje w radio muzyki tła, bo innej nie zna.
        Zresztą tu nie chodzi o D3D które dawno przestało być blogiem a jest rasowym serwisem konsumenckim.

        • Pan Tokrator

          blurppp

          Można więc rzec, że Winicjatywa to też serwis konsumencki, tylko ofertę kieruje do innych konsumentów. Żadne medium nie istnieje bez odbiorców.

        • Marcin Jagodziński

          blurppp

          „Rasowym”?

          • blurppp

            Marcin Jagodziński

            Tak rasowym, spełniającym,, wymagania gatunku”.Jakość to temat na osobną dyskusję.
            Tak przy okazji, na portalach czytelniczych komenty w stylu ,, przeczytałem polecam” są usuwane przez moderatorów ale to inna opowieść. A ja czekam na wpisy w rodzaju, wypiłem, polecam 3 gwiadki. Skoro czytelnikowi to wystarcza, skoro jeden z blogerów szczyci się 42 tys czytelników a ja jednego wpisu u niego nie potrafię doczytać do końca, to znaczy, że ja nie rozumiem sieci, na mnie nie zwracajcie uwagi

  • Marcin Jagodziński

    Przecież każde wino niekoniecznie jest w czyimś guście. Co to jest za odkrycie? Pod każdą notką można pisać to samo. Czytelnik nic się z tego nie dowiaduje o winie, ba, nawet o guście oceniającego dowiaduje się niewiele. To takie pisanie o misiach „misie podobało/misie niepodobało”, równie sensowne jak przyznawanie jakiemuś winu maksymalnej oceny, choć jest „obiektywne marne”. To po co ta ocena? U czytelnika wspomnień to wino nie wywoła, więc tylko go rozczaruje, że kupił wino 10/10 a dostał gniota.

    • Pan Tokrator

      Marcin Jagodziński

      Sądzę, że uczciwie jest napisać, że dla mnie to 10/10 choć wiem, że to wino nie jest mistrzostwem świata – w sumie jest dość przeciętne.

      Chciałbym jednak przypomnieć, że wino to nie bieg na 100 metrów – pewnych rzeczy nie da się zmierzyć i zważyć. Dlatego każdy bierze poprawkę na Parkera, bo wie, czego się po nim spodziewać i jaki ma gust.

      Poza tym takie „obiektywne” ocenianie zabija cały romantyzm. Może oceniając je wyszedłem z założenia, które podsumowuje tekst Pana Bońkowskiego: „czy mam ochotę napić się tego wina i się nim podzielić?”.

      • Marcin Jagodziński

        Pan Tokrator

        A po co w ogóle to ocenianie? Oraz dlaczego masz ochotę podzielić się obiektywnie niedobrym winem. Ja na przykład nie mam ochoty się podzielić winem, które jest kiepskie, ale z nim związane miłe wspomnienia. Wolę się podzielić wspomnieniami niż winem.

        • Pan Tokrator

          Marcin Jagodziński

          Wino nie jest złe – powiem więcej – jest bardzo „towarzyskie”. Z czasów młodości mam dużo fajnych wspomnień z Fresco, co nie znaczy, że będę się nim dzielił z innymi albo w ogóle będę do tego „napoju” wracał. Tamto wino, o którym pisałem, jest smaczne, jest winem, jest proste i radosne. Poza tym nie nie rozumiem, dlaczego nie można zachwycić się musującą bonardą :) Mniej zadęcia, więcej radości – po to jest wino.

        • Tomasz

          Marcin Jagodziński

          Chociaż rzadko się zgadzam z p. Jagodzińskim w tym wypadku muszę to zrobić w całej rozciągłości. Jeśli ktoś nie zna się na winach a mimo wszystko chce sobie popisać, niech jasno napisze na blogu, że jest amatorem i „to wino bardzo mi smakowało”, ale niech nie sili się na ocenianie i porównywanie, bo to wprowadza w błąd. Nie wspomnę już o wymienianych smakach i aromatach, koncentracji czy długości, które dodane do opisu mają sprawić wrażenie profesjonalizmu. Sam tego wprowadzania w błąd doświadczyłem, kiedy w ciągu pierwszych paru miesięcy mojego czytania blogów winiarskich, wielokrotnie naciąłem się na słabe wino, które zbierało dobre oceny na niektórych blogach.
          W tej chwili na szczęście już wiem co czytać a czego nie, ale dlaczego każdy musi przejść taką bolesną lekcję.

          • Pan Tokrator

            Tomasz

            Chyba nikt nie zakłada, że czytając blogi, ma do czynienia z amatorami – dla nikogo z nas blog nie jest źródłem utrzymania. Sądzę też, że jeśli ktoś uczciwie postawi sprawę i poinformuje – „Słuchaj, drogi czytelniku, nie jest to wino wielkie, ale ja mam na jego punkcie dewiację, więc dziel to wszystko na pół” to chyba nie ma sensu się przypierniczać. A opisywanie smaków i aromatów pomaga się wina uczyć.
            Rozumiem więc, że najlepiej byłoby, gdyby blogosfera przestała istnieć, a koncesję na recenzowanie wina powinny otrzymać tylko dwie jedynie słuszne redakcje. Czy tak?

          • Marcin Jagodziński

            Tomasz

            Gdyby nie było takiej presji czytelników na ocenianie i porównywanie to może blogi by aż tak się do tego nie paliły.

            Nie dalej jak wczoraj ktoś próbował zmusić WB do odpowiedz na pytanie, „czy lepszy jest (półsłodki) gros manseng z Leclerca czy greyrock z Biedronki”, pytanie równie sensowne jak „czy lepsza jest zupa grzybowa czy szarlotka z bitą śmietaną”.

          • Tomasz

            Marcin Jagodziński

            Ocenianie jest potrzebne, bo w różnego rodzaju sklepach jest na półkach prawdopodobnie co najmniej kilka tysięcy różnych win. Nikt tego sam nie przetestuje. Natomiast istotne jest, kto ocenia i czy stosuje pewne standardy oceny czy też nie. Ja od WI oczekuję właśnie profesjonalnego podejścia, bo chociaż nie zawsze muszę się z nią zgadzać (np. Monte de Ravasquiera), to wiem, że w ok 70% przypadków polecane tam wino będzie miało odpowiednią jakość. Niestety w przypadku większości blogów ta skuteczność będzie znacząco niższa.
            Oczywiście ocena musi mieć jakieś punkty odniesienia, czyli Greyrocka należy oceniać przez pryzmat win SB a nie porównywać z Martini Blanco.

          • Marcin Aleksander

            Tomasz

            Najlepszą drogą w poszukiwaniach jest ta własna, przez siebie wytyczona (wypita). Taki portal jak Winicjatywa, czy dobry blog, ma być jedynie szkicem, niedokończoną mapą, którą sami dookreślimy. Już w samym wyborze wina jest coś interesującego, pozbawianie się tej chwili jest trochę jak pozbawianie się nocy poślubnej ;).

      • Jakub Malecki

        Pan Tokrator

        wino przeciętne to 5-6/10. koniec. da się zmierzyć.

  • blurppp

    I jeszcze jedno, w tym zestawieniu brakło kategori porażka, klapa blamaż. Powinno się w nim znaleźć zachowanie PARPA. Jak dalej tak pójdzie i zablokują sprzedaż wina przez sieć to Polacy spoza aglomeracji zostaną skazani na dyskonty a wielu importerów zwinie interes. Przy okazji nus z dzisiejszego ranka, PARPA robi donos do prokuratury w sprawie promocji cydru, bo cydr to nie piwo, a ustawa mówi że promować, pod pewnymi warunkami, można jedynie piwo. Tak że może ja, może ty drogi kolego blogerze a może WI wkrótce dostanie wezwanie na przesłuchanie, i to nie w roli świadka. I to jest haniebne i to jest największa klapa kończącego się roku.

    • Wojciech Bońkowski

      blurppp

      PARPA robi to co do niej należy, stoi na straży ustawy. Tak jak ją rozumie, ale trudno żeby rozumiała inaczej. Ma instrukcję z WHO, że dostępność alkoholu ma być ograniczana i do tego dąży. Nie wiem dlaczego wszyscy się uwzięliście tej PARPy. Kwestionujcie raczej posłów, ministerstwa że nic nie robią żeby tę ustawę unowocześnić i bardziej logiczną uczynić.

      • blurppp

        Wojciech Bońkowski

        Wojtek, w roku wyborczym to oni są sobą zajęci :)
        A nasze winne problemy w porównaniu z całą resztą innych naprawdę wielkich problemów to betka.

      • Marcin Jagodziński

        Wojciech Bońkowski

        Dlaczego trudno? Dlaczego trudno wymagać od gościa, który twierdzi, że alkohol jest zbyt tani i zbyt łatwo dostępny działań ograniczających dostęp do najtańszych form alkoholu, zamiast do tych najdroższych?

        Ja bym wręcz marzył o tym, żeby ktoś kiedyś go zgrillował jak na tym filmie:

        https://www.youtube.com/watch?v=n0ujs8mRkWM

        Obejrzyjcie to, wciąga. I jest bardzo na temat.

  • Michał Oleksiński

    Ja bym jeszcze dorzucił zamknięcie Enoteki. Szkoda tego fajnego miejsca może Pan Maciek kiedyś je odrodzi w innej lokalizacji.

    • Wojciech Bońkowski

      Michał Oleksiński

      Ponoć się odrodzi, dlatego w surmy żałobne aż tak nie dąłem.

      • Michał Oleksiński

        Wojciech Bońkowski

        No to będę musiał jeszcze w moich źródłach potwierdzić ;) ale to dobra wiadomość

  • Bohdan Palowski

    Cóż… każdy może pisać wiersze, ale czy każdy jest poetą …hmm