Co się je w Nowej Próżnej
Kontynuuję przegląd restauracji uczestniczących w Fine Dining Week w Warszawie od 23 do 31 sierpnia. Będzie to rewelacyjna impreza, sądząc po wieczorze, jakiego doświadczyłem w restauracji Nowa Próżna w Warszawie. Przez tydzień za 119 zł zjecie luksusowe 5-daniowe menu, choć w Nowej Próżnej rozrosło się ono do… 11 dań. I to jakich!
Nowa Próżna to działająca od 2015 roku restauracja w modnej miejscówce na warszawskim Śródmieściu. Należy do właścicieli dawnego Rozbrat 20, jednej z ulubionych restauracji stołecznych bonvivantów, która przez kilka sezonów karmiła wyszukaną kuchnią francuską. Nowa Próżna ma styl bardziej międzynarodowy, sporo tu akcentów włoskich. Jadłem tu od otwarcia kilkakrotnie, zawsze z przyjemnością, świetnie obsłużony, choć kulinarnie brakowało mi nieraz kropki nad i. Teraz tę kropkę – a właściwie fenomenalny wykrzyknik – postawił nowy szef kuchni Damian Wajda. Zaledwie 25-latek, wcześniej gotował w Tarnowie i Bochni. W Nowej Próżnej olśnił mnie wyobraźnią, smakową odwagą, ale też świetnym rozplanowaniem kolacji, która miała swój rytm i harmonię i po trzech godzinach miało się niemal ochotę na więcej. To było jedno z najlepszych doświadczeń kulinarnych w ostatnim czasie. Aż trudno uwierzyć, że będzie można je przeżyć za zaledwie 119 zł.
Fine dining to oczywiście kuchnia na najwyższym poziomie, ale też luksusowy serwis. I w tej dziedzinie Nowa Próżna jest w absolutnej warszawskiej czołówce. 4-osobowy kobiecy zespół na sali jest uprzejmy, punktualny, aktywny i bystry – profesjonalny w każdym calu. Dba o komfort biesiadników we wszystkich szczegółach, począwszy od pysznego autorskiego aperitifu – ginu z antonówką (w czasie Fine Dining Week zastąpi go premierowe Martini Riserva Speciale) aż po końcowe słodkości.
Bardzo dobrze wypadły też wina dobrane przez sommelierkę Magdalenę Gumielę (5x 75 ml – 100 zł). Nowozelandzki Riesling Spy Valley świetnie rozpracował tatara z tuńczyka i niebezpieczne umami czerni z mątwy, Manos Negras Torrontés swą aromatycznością dobrze bawił się z ravioli z dyni (choć brakowało mu nieco ciała); Chablis Domaine du Colombier to był rozsądny, satysfakcjonujący wybór do okonia morskiego ze słoniną i groszkiem, a nowozelandzki Greywacke Chardonnay do koguta to już było mistrzostwo. Pomysłowe i odważne było także podanie likieru Fireball (whisky z cynamonem) do nieprawdopodobnego deseru z palonej bezy i waty cukrowej – jest on tak pstrokaty i intensywny, że jakiekolwiek wino by tu zginęło, a Fireball ma dwa razy więcej alkoholu i to go utrzymało przy życiu. Jedynie St. Andrea Egri Bikavér Hangács 2012 nie przekonał mnie do carpaccio z sarny, było zbyt ciężkie i intensywne, ale też sama potrawa, przesadnie skomplikowana (to był też problem ravioli), w której gdzieś ginął smak mięsa, zachwyciła mniej niż pozostałe. To dwa jedyne kamyczki do ogródka Nowej Próżnej; trzecim jest nadmierne schłodzenie białych win i wody mineralnej (ale z kolei czerwonego Bikavéra podano mi w idealnej temperaturze 16°).
Pozostałe 99% kolacji w Nowej Próżnej to była czysta perfekcja i do tego prawdziwa kulinarna sztuka, na poziomie rzadko, choć na szczęście coraz częściej spotykanym w Polsce. Ja na pewno tu wrócę!
Wieczerzałem na zaproszenie Nowej Próżnej.