Pure Sardinia Vero Vermouth
Wielu Polaków z pewnością wypiło w życiu kilka zacnych wemutów, a nawet jeśli nie zacnych, to jakiegoś na pewno. Starsze pokolenia od razu wspomina nieśmiertelny Ciociosan, te nieco młodsze wspomną pewnie o Cinzano. To ostatnie sprawiło, że niektórzy polscy przedsiębiorcy dorobili się sporego majątku na produkcji podobnego trunku, którego etykieta zupełnie przypadkowo była łudząco podobna do oryginału. Wielu na hasło wermut wspomni coś o Istrii, niektórzy zaryzykują nawet Tonino. Można uśmiechnąć się pod nosem, ale mina Wam zrzednie gdy przeczytacie, że już nawet Martini nie jest wermutem…
By płacić niższą akcyzę, koncern Martini-Bacardi zdecydował się na zaprzestanie dodawania do wina odrobiny destylatu. W ten sposób na etykiecie znajdziemy teraz jakże dumny napis „Aromatyzowany napój na bazie wina”, firma zarobi na każdej butelce dodatkowe 1,6 zł, a cała tradycja poszła się… powiedzmy, że przestała istnieć.
Tymczasem to właśnie tradycja jest słowem-kluczem w przypadku najwyższej jakości wermutów. Wspomina się, że pierwsze tworzył już Hipokrates w IV wieku p.n.e., dodając do wina migdałów i ziół – choć wtedy jeszcze w celach leczniczych. Najpowszechniej przyjmowaną datą jest rok 1786, kiedy pracownik turyńskiej winiarni Antonio Benedetto Carpano, stworzył pierwsze białe, dosładzane i aromatyzowane ziołami wino, które od nazwy (w języku niemieckim) głównego dodatku – piołunu – nazwał właśnie wermutem.
Dziś by odnaleźć tradycyjny wemut – a więc wino wzmacniane, w którym najpierw proces fermentacji został zatrzymany poprzez dodanie destylatu, a następnie dodano doń ziół i innych przypraw – trzeba się trochę naszukać. Ja odnalazłem go… na Sardynii. To właśnie tam powstaje Vero Vermouth, „prawdziwy wermut”, który choć opakowany w nowoczesne szaty i z fantazyjnym dizajnem etykiet, odwzorowuje najbardziej tradycyjny sposób powstawania tych napojów. Jego producent – Pure Sardinia – podkreśla na każdym kroku, że prócz destylatu dodawane są wyłącznie lokalne zioła – oprócz tych bardziej znanych jak tymianek czy lawenda, także kocanki (rośliny z rodziny astrowatych) czy mirt (także rodzaj rośliny, która jest jednocześnie głównym składnikiem słynnego sardyńskiego likieru – Mirto). Rezultat? Dużo ciemniejsza barwa i niesamowite wręcz aromaty: oprócz wspominanych ziół, także trochę egzotycznych przypraw, trzcinowego cukru, z czasem pojawiają się akcenty kawy i lukrecji. Niesamowicie eleganckie z bardzo długim posmakiem. Bazowym winem jest sardyńska vernaccia, a całość dojrzewała w beczkach kasztanowych przez okrągłych 10 lat.
Vero Vermouth niestety nie jest jeszcze dostępny w Polsce, choć bardzo chciałbym by któryś z importerów się nim zainteresował, cena na miejscu: ok. 20€. Warto podkreślić, że Pure Sicilia produkuje także wspominany już likier Mirto, Gin i… wódkę. Ale mnie wystarczył ten wermut.
Źródło wermutu: udostępnione do degustacji przez producenta.