Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Rok 2014 według malkontenta

Komentarze

Ukazało się już sporo podsumowań minionego roku, na ogół związanych z ciekawymi czy ekscytującymi winami i na ogół pozytywnych. Jednak jak powiedział klasyk: „ważne, by plusy nie przesłoniły nam minusów”. Dlatego też, w odróżnieniu od moich koleżanek i kolegów z tych łamów, ja ponarzekam, bo ktoś w końcu musi. Najpierw jednak małe zastrzeżnenie. Kiedy w ubiegłorocznym podsumowaniu napisałem entuzjastycznie o białym winie od López de Heredia, ani przez chwilę nie przypuszczałem, że ten wybitny producent dołączy do grona partnerów Winkolekcji – firmy, w której jestem odpowiedzialny za katalog win. No i konflikt interesów gotowy. Postanowiłem więc, że nie będę na Winicjatywie recenzował żadnych win z portfolio Winkolekcji – bo to jest konflikt interesów, win nieobecnych w Polsce – bo to może być konflikt interesów, wreszcie win z portfolio naszych konkurentów, aby nie sugerować, że to może być konflikt interesów. Zostaje mi jednak mimo wszystko szeroka gama win z Kazachstanu, Tajlandii, obu Korei, Japonii, Wietnamu i wielu innych krajów. A teraz do rzeczy, czyli do narzekania.

I co dalej z polskim winem?
I co dalej z polskim winem?

1. Polskie: dobre, różowe i drogie – wina polskie ładnie się rozwijają. Już nie tylko Płochoccy, ale i Srebrna Góra, Dom Bliskowice, Wzgórza Trzebnickie, Sztukówka, Kępa Wiślicka, Equus, Pałac Mierzęcin i wielu innych winiarzy robi wina coraz lepsze, niekiedy wręcz bardzo dobre. Można powiedzieć, że mamy już grupę zdolnych, bardzo szybko uczących się winemakerów. Postępy odnotować można nawet w kategorii win czerwonych, będących niedawno piętą achillesową, zaś eksplozja świetnych win różowych w minionym roku zaskoczyła chyba nawet optymistów. Jak mantrę jednak powtórzyć muszę jedno słowo z ubiegłorocznego podsumowania: ceny. Przeglądam właśnie stronę internetową Polskiewina.com.pl, zawierającą reprezentatywny przegląd polskich win. Najniższa cena to 37 zł, zaś zdecydowana większość butelek kosztuje pomiędzy 50 a 80 zł. To naprawdę sporo, jak na nasze kieszenie, a przy tym jest to przedział, w którym kupię doskonałe chablis, świetne chianti, bardzo dobrą rioję, że o całej gamie dobrych bordosów nie wspomnę. W odróżnieniu od większości osób piszących na Winicjatywie o polskich winach, ja je sprzedaję i – powtórzę ubiegłoroczne zastrzeżenie – nie widzę powtórnych zakupów ze strony klientów indywidualnych. Wina są po prostu za drogie. Raz można je było kupić, sprawdzić po czym konkluzja „całkiem niezłe te polskie wina” zamyka sprawę. Następny zakupy to pinot noir od Jadot, chablis od Moreau, morellino od Argentiery czy mencię z Casar de Burbia (niepotrzebne skreślić), ale raczej nie cabernet cortis ze Srebrnej Góry w tej samej cenie. Pewnie w tej chwili, przy małej produkcji, wina schodzą na pniu i winiarze nie widzą problemu, jednak problem jest, a w miarę zwiększania podaży i konkurencji, co jest tylko kwestią czasu, może być poważny.

2. Wina naturalne – miniony rok bez wątpienia upłynął pod znakiem win naturalnych. Bardzo mnie to cieszy, bo wbrew przypinanej mi łatce, lubię te wina. Nie lubię natomiast, kiedy naturalność staje się alibi dla win ewidentnie nieudanych. Nie zgodzę się z tezą, którą zaprezentował mój przyjaciel Tomek w taki sposób: „…zapytam więc, co to znaczy dobre? I dla kogo? Ileż razy owo kryterium w sztuce («ma się podobać») było obalane nie wspomnę, jednak w kwestii wina jest to jednak coś więcej. Porzućmy więc, dla czystości myślenia, kryterium smaku (którego zależność posiada tak wiele, redukowalnych i nie, czynników, że trudno tu w tej sprawie rozstrzygać co dobre, a co złe”. Otóż Tomku drogi, przebrnąłem przez cały tekst i nadal nie zgadzam się, nawet dla czystości myślenia, na porzucenie kryterium smaku, zwłaszcza jeśli chodzi o wina. No ale to oceniają klienci. W każdym razie wina naturalne, coraz lepiej reprezentowane, przyzwyczajają nas do innego spojrzenia na wiele związanych z winem i z życiem spraw. Nie pozwólmy jednak, by ideologia postawiła je na niedostępnym dla konsumenta piedestale, tworząc kolejne, zarezerwowane tylko dla „fachowców” rewiry. Wino ma cieszyć. Gadamer i Hegel –niekoniecznie.

Wina z dyskontów? Pasjonujące! © Independent.
Wina z dyskontów? Pasjonujące! © Independent.

3. Dyskonty – nudą zieje z każdej kolejnej oferty i pewnie tak ma być. Dyskont ma dostarczać pijalne, jak się da, a przede wszystkim tanie wina i tak się dzieje. Wina te czasem dają się wypić, czasem jest z tym gorzej, jak w życiu. Zadziwia natomiast pasja, z jaką część środowiska wina te komentuje. To tak, jakby blogi i portale poświęcone kulinariom opisywały kolejne ukazujące się w znanej sieci barów szybkiej obsługi big maki, czy jak to się tam nazywa. W końcu mnóstwo ludzi tu jada, w końcu wielu z nas nie stać na wykwintne restauracje, prawda? I znowu: nie jestem przeciw dyskontom ani fastfoodom. Mają one swoje miejsce w naszym życiu, bywają potrzebne, ale nie piszmy przewodników o kolejnych ofertach dyskontów i pod ich dyktando, czyli wsłuchując się w wysyłane kartony z winami.

4. Kobiety i wino – jako feminista miałem wielkie oczekiwania wobec niedawno powstałego Stowarzyszenia Kobiety i Wino. Oczekiwania na razie niespełnione. Może przedwczesne? Może jeszcze nie ma takiej potrzeby? Nie wiem. Marzy mi się natomiast organizacja podobna do włoskiej Le Donne del Vino, skupiająca winiarki, dziennikarki, blogerki, szefowe kuchni; organizacja wpływowa i opiniotwórcza. W końcu w normalnym świecie kobiety odpowiadają za mniej więcej trzy czwarte winnych zakupów. To niezłe lobby o ogromnych możliwościach. Nasze Kobiety i Wino pozostają na razie w kręgu inicjatyw lokalnych, będę jednak trzymał kciuki.

bho
A miało być tak pięknie…

5. Blogosfera – powoli zmierzamy do normalności: liczba blogów opisujących jedynie lub prawie jedynie nadsyłane im przez importerów butelki (to się nazywa współpraca) rośnie, rośnie jednak również liczba blogów ciekawych, których twórcy, oprócz korkociągu i klawiatury, mają inwencję i wyobraźnię, a także umieją opowiadać. Zamilkły (nie)Winne historie, ucichła Kontretykieta, za to Winne tradycje i Blisko Tokaju to już wysokie loty. Zresztą, żeby opowiadać zajmujące historie nie trzeba zaraz jechać do Burgundii czy Piemontu. Rzućcie okiem na Korek od Wina. Pozornie banalne, codzienne wydarzenia w wydaniu autorki stają się ciekawe, fajnie się czyta. Z dużą też przyjemnością czytam ostatnio Zapiski z Pustyni. Blurrp, kiedy nie recenzuje Ravasqueiry czy czegoś podobnego, okazuje się świetnym gawędziarzem, a dwie ostatnie opowieści: o winnej Rumunii i Majorce niezwykle zajmujące.

6. Blogi których nie rozumiem – obok blogów znakomitych, przeciętnych i afiliowanych przy Biedronce lub innym Lidlu, jest też grupa blogów, których nie rozumiem, których treści i język wykraczają poza moje pojmowanie, może więc autorzy wyjaśnią co mieli na myśli, a może czytelnicy, lotniejsi ode mnie, spróbują mnie oświecić. Jeśli tak to parę cytatów z prośbą o wyjaśnienie o co tu chodzi:

Wino świetnie poddaje się procesowi dojrzewania w drewnianych beczkach, przez co uzyskuje się wina niebagatelne i o ciekawej osobowości – poza słowami: wino, proces i drewniane beczki – nie rozumiem tu nic.

Wino o ciekawej barwie, a przede wszystkim klasycznym aromacie dojrzałego rieslinga – czyli aromacie petrolu – próbowałem znaleźć w słowniku języka polskiego słowo petrol, ale nie ma. Jest petrografia, petrologia i petronelka ale petrolu nie ma. Chyba, że jest to kryptoreklama firmy Petrol – lidera rynku oleju opałowego.

Jak wiadomo, wino Chianti ma status DOCG. „Corte alle Mura” nie posiada jednak słynnego „kogutka” ;) Świadczy o tym również jego stosunkowo niska cena – przykład trzech zdań połączonych bez związku przyczynowo-skutkowego. Do tego stosunkowo niska cena o niczym nie świadczy. O co więc chodzi?

Wino, które doskonale sprawdza się pite w cieniu słońca – uwielbiam leżeć w cieniu słońca, czasem jednak rzuca ono za duży cień.

Musieliście zetknąć się ze stwierdzeniem „Sąd Parysa” lub „degustacja paryska”, podczas którego światem wina wstrząsnęła ślepa degustacja zorganizowana przez skromnego Anglika – przypadkiem sąd Parysa i sąd paryski brzmi po angielsku tak samo, muszę jednak spytać autora tego bloga o angielskiej nazwie co ma wspólnego Parys ze Spurrierem?

Uwielbiam wino, jestem enolożką, a kim będę w przyszłości to zobaczę… – chciałem zapytać gdzie enolożka zdobyła swój dyplom, ale byłoby to niegrzeczne.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Enozaur

    Punkt trzeci tego artykułu jest epicki. Dlaczego? Gdyż ukazał się on na stronie, która jako pierwsza zaczęła podniecać się ofertami dyskontów, mianować je „winami dnia” oraz dla analfabetów produkować infografiki. O tempora, o mores! I tak ba the way – czekamy na hejcik poniżej, co by dyskusja się kręciła!

    • Sławek Chrzczonowicz

      Enozaur

      Artykuł „Nie kupuję w dyskontach”, zawierający z grubsza te same tezy ukazał się na portalu w listopadzie 2012, tak więc ta dyskusja czy spór trwa niemal od początku istnienia portalu. I dobrze

    • Wojciech Bońkowski

      Enozaur

      Opinie na ten temat felietonisty S. Chrzczonowicza nie są zbieżne z opiniami Redakcji. ;-)

  • Robert Mazurek

    Według malkontenta?! Szydercy, złośliwcy, potwora, ale nie malkontenta! Znęcasz się nad blogerami i tyle :-)

    • Sławek Chrzczonowicz

      Robert Mazurek

      Przecież ich chwalę

      • Robert Mazurek

        Sławek Chrzczonowicz

        Tia? To ja mam prośbę: Ty mnie nigdy w życiu nie chwal!

  • Pan Tokrator

    Widziałam słońca cieeeeeń :)
    Pragnę tylko zauważyć, że na niniejszym portalu również zdarzały się lapsusy, często nawet poważne, jak chociażby włączenie olaszrieslinga do panelu welschrieslingów. Wiadomo, że to jednak nie to samo.

    Więcej wyrozumiałości zatem do amatorów.

    • Sławek Chrzczonowicz

      Pan Tokrator

      Wiadomo, że welschriesling i olaszriesling i grasevina i lasky rizling to genetycznie ten sam szczep, więc lapsusu tu nie ma

      • Pan Tokrator

        Sławek Chrzczonowicz

        Ach, oczywiście mój błąd. Chodziło oczywiście o panel riesling reńskiego. Przepraszam za zamieszanie i płonę ze wstydu (szczerze).

        • Sławek Chrzczonowicz

          Pan Tokrator

          Proszę nie płonąć, tylko ugasić pożar i pragnienie. Może rieslingiem?
          pozdrawiam

          • Pan Tokrator

            Sławek Chrzczonowicz

            Ewentualnie muscadetem :)

          • Wojciech Bońkowski

            Pan Tokrator

            Welschmuscadetem!

          • Pan Tokrator

            Wojciech Bońkowski

            A co do tego mają Walijczycy?

    • Łukasz Dulniak

      Pan Tokrator

      Proszę mi wybaczyć, ale ten komentarz to najzgrabniejsza autodiagnoza stanu winnej blogosfery. Ryczę jak bóbr.

      • Pan Tokrator

        Łukasz Dulniak

        Cóż, przynajmniej potrafię przyznać się do błędu a nie wykręcać, że olaszriesling został włączony do panelu rieslingów reńskich, bo w nazwie ma riesling.

        • Łukasz Dulniak

          Pan Tokrator

          Jeszcze dodam, że to się nazywa olaszrizling lub olasz riesling, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował.

          • Pan Tokrator

            Łukasz Dulniak

            Za literówkę też przepraszam, aczkolwiek Pańskie uwagi zakrawają już na złośliwość. Nie odniósł się Pan jednakowoż do sedna mojej wypiowiedzi – że zły szczep został wrzucony do panelu. Jeśli więc przeszkadza Panu literówka, to tym bardziej powinien Panu przeszkadzać wyraźny błąd merytoryczny. Najwyraźniej takie „drobiazgi” Panu nie przeszkadzają.

          • Łukasz Dulniak

            Pan Tokrator

            To nie złośliwość, to humor sytuacyjny. Już się nie czepiam. A w panelu – jeśli dobrze pamiętam – było wyraźnie zaznaczone dodanie olaszrizlinga. Pomysł średni, ale skoro zostałem uprzedzony, to nie mam się na co oburzać.

          • Sławek Chrzczonowicz

            Łukasz Dulniak

            wśród ponad 30 synonimów, które znalazłem, były m. in.: nemes olasz rizling, olaszrizling, olasz rizling, olaszriesling, z ciekawszych był też riesling

  • Radek Rutkowski

    Podsumowanie polskich win idealne. No dobre lub bardzo dobre (PN od Adorii – bagatelqa 90 zł), ale najczęściej poprzestaje się na wypiciu jednej butelki „żeby sprawdzić”.

  • Stefan

    Co do trzeciego punktu, nie rozumiem dlaczego nie może Pan tego bolesnego tematu pominąć milczeniem? Dlaczego ludzie znający się na winie nie mogą oceniać win z biedronki? Jeżeli coś dobrego się tam trafi , a trafia dosyć często, to niech ktoś o tym napisze, podpowie..Dla klienta sklep to sklep, produkt to produkt, jeżeli jest dobry to kupuję, jeśli nie, omijam. Zakryjmy oczy i udawajmy ,że coś nie istnieje, bo my mamy powody żeby tego nie lubić.

    • Sławek Chrzczonowicz

      Stefan

      Szanowny Panie Stefanie,
      poproszony o podsumowanie roku 2014 napisałem to co sądzę na temat dyskontów ale przede wszystkim na temat opisywania ich oferty. Jak widać moje zdanie nie pokrywa się ze zdaniem części czytelników ale także części redaktorów Winicjatywy. I bardzo dobrze. Nie zakrywam oczu i nie udaję, że dyskontów nie ma tylko nie widzę powodu, żeby zbyt dużo uwagi poświęcać winom zazwyczaj słabym lub przeciętnym. Dla mnie jest to rodzaj winnego fast-foodu i to też jest potrzebne. Tak jak czasami zjem hamburgera, tak też czasem wypiję wino z dyskontu. Jednak nie zauważyłem na portalach kulinarnych wrażeń z poziomej degustacji big maca do burgera. W obu przypadkach nie ma o czym pisać, co nie znaczy, że nie należy tego jeść ani pić.
      Serdecznie pozdrawiam

      • Gosia Skaradzińska

        Sławek Chrzczonowicz

        Jednak w Pana wypowiedzi brzmi ton nieco pogardliwy. Osobiście fast food jadam rzadko, jest to śmieciowe jedzenie nieprzyjazne dla żołądka, w pewien sposób smaczne, ale nienadające się do codziennej konsumpcji. Jeśli chodzi zaś o wina z dyskontów, umożliwiają one ludziom o dochodach na poziomie średniej krajowej (w tym i mnie), cieszyć się smakiem niezłych win kilka razy w tygodniu. A wpadek podczas zakupów unikam dzięki między innymi recenzjom z portalu Winicjatywa, któremu jestem wdzięczna za wspaniałe infografiki, drukowane i wiernie noszone przeze mnie w torebce.

        • Sławek Chrzczonowicz

          Gosia Skaradzińska

          Szanowna Pani,
          naprawdę daleki jestem od pogardliwego tonu. Proszę jednak chwilę się zastanowić. Użyła Pani określenia „śmieciowe jedzenie nieprzyjazne dla żołądka”. Dlaczego zatem uciekamy od powiedzenia podobnej prawdy w aspekcie wina. Skąd wrażenie, że przemysłowy big mac za 9,20 jest gorszy od podobnie przemysłowego wina powiedzmy za 12 zł?

          pozdrawiam

        • ac

          Gosia Skaradzińska

          Miałem nie brać udziału w ciągnących się w nieskończoność dyskusjach o dyskontach, ale nie mogę się powstrzymać ;) Pani Gosiu, skoro kupuje Pani wino w dyskoncie kilka razy w tygodniu, to znaczy, że wydaje Pani na nie ok 30-60 zł tygodniowo. Za 50 zł można wyszukać naprawdę dobre wino – znacznie lepsze niż większość win za 12-19 zł. Za 100 zł znajdzie Pani – także przy pomocy Winicjatywy – wino świetne, jeśli nie wielkie. Proponuję więc pić rzadziej, a lepiej. Raz w tygodniu, albo nawet raz na dwa tygodnie, ale z klasą. Będzie i smaczniej i zdrowiej dla wątroby :) Pozdrawiam :)

          • Wojciech Bońkowski

            ac

            Wynalazł Pan doskonałe rozwiązanie na bolączki polskiego rynku wina, najmniejszego w Europie…

          • ac

            Wojciech Bońkowski

            Nie moja rola, żeby rozwiązywać bolączki polskiego rynku wina.

          • ac

            ac

            Poza tym… czy naprawdę sądzi Pan, że wypijanie kilku butelek wina za 12,99 co tydzień, to najlepsze rozwiązanie?

          • Wojciech Bońkowski

            ac

            Trzy butelki tygodniowo – tyle zalecają kardiolodzy. Każdemu życzę, żeby to były butelki po 59 zł, ale mniej majętni też mają prawo dobrze się napić i wbrew temu co głoszą oponenci, jest to możliwe również w dyskontach.
            Najbardziej tanie wina z marketów krytykują ci, którzy ich nigdy nie piją. W innych krajach wina za 3€ naprawdę nie wzbudza aż tak negatywnych emocji.

          • blurppp

            Wojciech Bońkowski

            Ale w „innych krajach” , w tych winnych wino za 3 euro w detalu to nie jest wino z najniższej półki.
            Swoja droga, to Wojtek powiedział o krytyce win z dyskontów przez tych co ich nie piją. Sporo w tym racji. Bo sorrki ale odczuwać wino trzeba sie nauczyć. Tyuch którzy w Polsce to umieją jest nie tak wielu, i ono raczej nie kupują w Biedrze. Podobnie jak mikroimporterzy. Pamiętam taka ostrą dyskusję na łamach WI , pan ze sklepu Syrena ( chyba) o naduwadze jaką sie dyskontą poświęca. I tu jest problem. Naduwaga. I sam sie pierwszy w piersi uderzam, święte to słowa. Słynne skrzyneczki z szóstkami z Owada zdominowały winny dyskurs w Polsce

          • Tomasz

            blurppp

            Aukrat wina z biedy czy Lidla mają ceny zblżone do cen w Europie zach ( po przeliczeniu na EUR), więc jest to ta sama półka (torres, Vallado, ramos).

          • Krystian

            blurppp

            Nie bardzo rozumiem o czym Pan pisze, proszę prześledzić posty na WI i tych dotyczących dyskontów jest kilka w ciągu roku, co jest związane z nowymi ofertami. Jest recenzja infografika i koniec. Czasem wino ze specjalnej oferty. Dyskusje toczące się pod tymi artykułami są spowodowane zainteresowaniem konsumentów i nie uznałbym ich naduwagą. W ogóle uważam że te dyskusje w dużej mierze pompowane są przez ludzi którzy tych win nie piją ,bo nie muszą z różnych powodów i powinni się z tego cieszyć. Jednak te same osoby czują przemożną chęć wbicia szpilki, dolania oliwy do ognia. Jest to miarą dojrzałości kultury wina w Polsce, na tym etapie to jest norma, zjawisko zmaleje w miarę wzrostu wiedzy, świadomości, dochodów itp.. Dziś wygląda to tak, jakby obie strony odczuwały przyjemność z tego rodzaju dyskusji. Problemem jest wyolbrzymianie czegoś co problemem nie jest. Pozdrawiam.

          • ac

            Wojciech Bońkowski

            Po pierwsze: trzy butelki wina tygodniowo? Na głowę? A ja się martwię :))) Tak na marginesie, to jestem ciekaw, którzy kardiolodzy tak przepisują…
            Po drugie: wina z dyskontu nie wzbudzają u mnie negatywnych emocji. Jedynie co stwierdziłem w pierwszym poscie, to to że wina za 59 zł są ogólnie lepsze niż te za 12,99. Chyba się Pan ze mną zgodzi?
            Po trzecie: nie stać mnie na to, żeby otwierać codziennie butelkę po 59 zł. Ale stać mnie, żeby zrobić to raz w tygodniu – pod warunkiem, że wcześniej nie wydam tych pieniędzy na 3 tańsze butelki. Moja rada dla Pani Gosi nie była więc uwagą w stylu Marii Antoniny i słynnych ciasteczek. To było raczej podzielenie się strategią, którą sam stosuję i która przynajmniej w moim przypadku dobrze się sprawdza.

          • blurppp

            ac

          • ac

            blurppp

            Dzięki za linka :)

          • ac

            blurppp

            Ostatnio trafiłem (zupełnie przypadkowo) na artykuł cytujący badania naukowe, które sugerują, że picie nawet małych ilości alkoholu (w tym niestety i wina) wpływa negatywnie na układ sercowo-naczyniowy. Link podaję tak dla zrównoważenia dyskusji :)
            http://www.londoninternational.ac.uk/community/londonconnection/articles/features/even-moderate-drinking-could-increase-risk-heart-disease

            Bardziej istotne od badań naukowych (wszyscy wiemy, że nikt z piszących tutaj nie odstawi wina :)) jest zdjęcie dołączone do artykułu. Na zjeździe absolwentów na Uniwersytecie Londyńskim podają Hunky Dory! Na moim zjeździe podawali… wódkę Absolwent…. ktoś bardzo pomysłowy musiał organizował moją imprezę… ;)

          • monty

            Wojciech Bońkowski

            Ciekawe co zalecają alergolodzy, bo w tym „świetnych” flaszkach z dyskontów chemii jest sporo, więc jak to mówią „prowadził ślepy kulawego”….

          • Gosia Skaradzińska

            ac

            Protekcjonalne tony mnie zniechęcają, ale dobrze, rozumiem, że mam udowodnić „niebycie wielbłądem”. Znam wina za 50 i 100 zł, kilka razy w roku pozwalamy sobie na obalenie butelki amarone, brunello lub dobrego zinfandela (najchętniej z późnego zbioru – odkryte w Sonoma Valley, wine tasting w kilku tamtejszych winnicach to jak dotąd najpiękniejszy dzień w moim życiu:) Ale na co dzień cieszy nas naprawdę skromna flaszka portugalskiego wina z Biedry, wypita do zrobionego szybko spaghetti. I tyle, i aż tyle, doceniam, bo pamiętam czasy jak za wina w przedziale biedronkowym 15-20 zł trzeba było płacić co najmniej 30 zł.

          • ac

            Gosia Skaradzińska

            Proszę wybaczyć protekcjonalny ton – nie było to moje zamierzenie. Pozdrawiam ;)

          • Radek Rutkowski

            ac

            Proszę mi wierzyć, za 50 zł można w sklepie specjalistycznym kupić wino, po którym można sobie pomyśleć: „A mogłem iść do Lidla/Biedronki…” – i zdarza się to nader często.

      • Stefan

        Sławek Chrzczonowicz

        Jak fast-food smakuje każdy wie, a jak dane wino z oferty lidla , już nie koniecznie. Dlatego uważam za pożyteczne pisanie o tych winach. Tym bardziej że ludzie tego oczekują, bo nie chcą pić kolejnego potworka, co do strony piszącej o tym odnosi z tego tytułu jakieś korzyści, więc win-win, czyli jest o czym pisać. Pozdrawiam.

  • Maciej

    Przeczytałem ten tekst z przyjemnością i nieźle się uśmiałem…
    Zaczynam żałować, że nie mam czasu na regularną lekturę wszystkich blogów :)

  • blurppp

    Sławku

    Po pierwsze bardzo dziękuje za dobre słowo, czasami trzeba trochę motywacji . WB dał impuls, mówiąc że nie jest dobrze i kazał ruszyć dupę, a ty potwierdziłeś, że warto.

    Po drugie. Jako Krakus, czyli mieszkaniec poletka uprawianego przez Kobiety i Wino nie mam tak dobrej opinii jak ty. Głownie za sprawą silnej piedestalizacji wina przez to środowisko. Pisałem o tym już parę raz, ale pewnie w dyskontowym potopie gdzieś zginęło. Jak chcemy wzrostu konsumpcji wina to odejdźmy od białych obrusów i wieczorowych kreacji. Pijmy wino tak jak pijemy piwo , w dżinsach i podkoszulku, na drewnianej ławie, a z boku niech dymi grill. Kobiety i wino chcą podtrzymać mit wina jako dobra luksusowego dla elity. To nie jest dobry pomysł.

    Po trzecie. Nie gańmy dyskontów za ich agresywną postawę wobec blogerów, i szerzej rynku. Raczej zastanówmy sie dlaczego tak wielu małych importerów jest zainteresowany promocją swojej oferty. I tu nawiązanie do punktu wyżej. Jedynie markety i dyskonty mogą stworzyć zmianę jakościową w tym kraju. Odsyłam do strony konkurencyjnej wobec WI ale chyba nikt nie opisał tego tak dobrze jak Paweł Gąsiorek z Czasu Wina http://czaswina.pl/artykul/z-biedronki-czy-ipada

    • Wojciech Bońkowski

      blurppp

      „Odsyłam do strony konkurencyjnej wobec WI” – no joke…

      • blurppp

        Wojciech Bońkowski

        Ok, chciałem być „akuratny”

    • Tomasz Fijał

      blurppp

      Kobiety i wino tworzą z wina religię:-) Warszawa chyba się im jednak oparła. na początku kibicowałem stowarzyszeniu ale aktualna forma przypomina zlot czarownic i załatwianie własnych interesów. Nie zauważyłem dotąd by działały ku zwiększeniu popularności picia wina wśród nowych osób. Irku, nam pozostaje zajmować się winem profesjonalnie a resztę zostawmy winu/kobietom (niepotrzebne skreślić).

  • Marcin Jagodziński

    I tak wszystko to łagodnie, w porównaniu z http://www.timatkin.com/articles?1487

    • blurppp

      Marcin Jagodziński

      Pan Ron Washam zdecydowanie nie lubi blogerów ( cała sala płacze)

  • sali

    100% racji z polskimi winami. Przychodzi mi na myśl kilka przypadków z innych regionów winiarskich w Europie. Przykładowo w Egerze wzięli się za Pinot Noira, ale wiedzieć czemu jak im coś wyjdzie, to od razu cena jest kosmiczna, ale nie jest to tylko problem Egeru, w zasadziej każdego regionu, który wziął się za robienie wina ze szczepu mało popularnego tamże. Problem polega na tym, że jak porównamy owe wino z klasykami w tej cenie, to dostaje strasznie po głowie. Dlatego podpisałbym się pod tym obiema rękami. Mam nadzieję, że konkurencja wzrośnie i wymusi to normalizację cen.
    Odnośnie blogów, to ten „sąd parysa” wydaje mi się znajomy, pewnie to czytałem, ale myślę że jest to po prostu zwykły lapsus literowy, założyłem, że miał być to „sąd paryski”.
    Z petrolem, to dość chyba jasna sprawa, wiadomo że chodzi o naftę, więc niech Pan nie udaje, że nie wie o co chodzi. Choć oczywiście sam bym nie użył takiego sformułowania.
    Co do dyskontów, to jestem akurat bardzo szczęśliwy że się pojawiły, oraz że ich oferta jest coraz większa. Dzisiaj idzie kupić za 20 zł przyzwoite wino, a za 30zł naprawdę niezłe. Niech Pan sobie przypomni jak 15 lat temu było. Do 30zł to były w sklepach głównie bordoszczaki i to najczęściej półwytrawne. za przyzwoite wino trzeba było zapłacić 50zł. Dlatego cieszę się, że pojawienie się dyskontów z niską marżą pobudziło winiarstwo w Polsce. W przeciwnym razie w dalszym ciągu importerzy waliliby 100%, po czym sklep kolejne 100% i mamy ceny zaporowe. Tak to dzięki dyskontom znacząco wzrosła konsumpcja wina w polsce i z tego się cieszę, choć sam tam wina nie kupuję.

    • Sławek Chrzczonowicz

      sali

      Podobnie jak Pan cieszę się z dyskontów, choć też w nich nie kupuję, choć tak nawiasem mówiąc pierwsze chenin blanc z RPA sprzedawałem w roku 1996 za uwaga 9,90.
      Jeśli chodzi o petrol, jest to jednak koszmarek językowy, a ponadto wiele rieslingów wcale tej nuty naftowej nie ma.
      pozdrawiam

    • Marcin Czerwiński

      sali

      Problem z dyskontami jest taki, że większość ludzi zatrzymuje się na tych winach, części osób pewnie one wystarczą do szczęścia, nie poszukuje własnej drogi; jak jedna z uczestniczek dyskusji, która nosi wydruk z infografiką Winicjatywy w torebce ilekroć planuje zakup butelki wina w dyskoncie. Nie neguję! Nie wyśmiewam! Ale moi drodzy „sommelierzy biedronkowi”, istnieje jakże piękny świat wina poza półkami dyskontów i życzę Wam żebyście kiedyś, może w obecnym roku, odkryli.
      „Exsommelier biedronkowy” ;)

      • Sławek Chrzczonowicz

        Marcin Czerwiński

        otóż to
        pozdrawiam

      • blurppp

        Marcin Czerwiński

        Trochę pogooglałem i okazuje się, że nie tylko blogerzy chodzą na pasku sieci handlowych. Ba blogerzy wcale nie tak mocno. Taki opiniotwórczy tygodnik jak Newsweek w swojej internetowej edycji robi artykuł który de facto jest reklama Lidla. Z tym , że blogerzy, informują że wino dostali od tego czy tamtego. A Newssweek nie. http://www.newsweek.pl/zwiazek-doskonaly-slownik-serow,artykuly,348703,1.html

        • Marcin Jagodziński

          blurppp

          Bo oni dostali nie tylko wino.

      • Pan Tokrator

        Marcin Czerwiński

        To zdaje się naturalny kierunek – ktoś zaczyna od disco, część przechodzi do prog-rocka a część z tych kończy na muzyce konkretnej. Jak wszędzie :)

      • Krystian

        Marcin Czerwiński

        Większość się winami nie interesuje i nigdy nie zainteresuje w takim stopniu, żeby stale zaglądać do sklepów specjalistycznych. Ci których Pan namawia do odkrycia tego pięknego świata, w większości go nie potrzebują i w większości nic ich do tego nie skłoni. Natomiast ci których wino zainteresuje prędzej czy później trafią do sklepu specjalistycznego, czy po prostu zaczną kupować ciekawsze wina. Panowie przypominacie znawców literatury, którzy ganią ciemny lud za czytanie kubusia puchatka, nie nie opamiętajcie się, sięgnijcie po Dzienniki Mrożka! Sięgną jeżeli poczują taką potrzebę, nikt tym odgórnie sterować nie może, to naturalny proces rozwoju. Takie komentarze są zniechęcające dla początkujących, ”biedronkowi sommelierzy”, zupełnie nie prześmiewcze.

        • Sławek Chrzczonowicz

          Krystian

          Ja bym raczej powiedział, że zamiast Kubusia Puchatka, który arcydziełem jest, czytają Harlequina

          • Krystian

            Sławek Chrzczonowicz

            Z tą różnicą ,że wielbiciele Harlequina raczej nie ewoluują w stronę wyższej literatury ;)

      • Gosia Skaradzińska

        Marcin Czerwiński

        Skąd pomysł, że nie poszukuję własnej drogi? Wino lubię od dawna, jeszcze zanim dyskonty opanowały nasz rynek. Polskim specjalistycznym sklepom winiarskim nie za bardzo ufam, trochę jak polskim produkcjom filmowym, od kiedy polecane Pinot Noir za bodajże 80 zł okazało się rozwodnionym kompotem wiśniowym, a Ripasso od Mielżyńskiego było po prostu niepijalne. W butelki z wyższej półki zaopatruję się zazwyczaj podczas podróży do Włoch, Niemiec, Hiszpanii (Jerez), Czech, Chorwacji (Plavac Mali Grand Cru od Ivana Dolaca – och!!!) lub niezapomnianej wizyty w Kalifornii. Niestety ostatnio wyjeżdżam rzadziej, więc dyskonty, które pozwalają na smart shopping mnie bardzo cieszą. W Polsce lubię też ofertę Piotra i Pawła, tam np. szukałam ostatnio burgunda do świątecznego obiadu. W Almie marże mnie bardzo irytują. Lubię czytać o winie, bardzo fajny jest blog vinisfera z przystępnie opisanymi odmianami winorośli, lubię Łukasza Klesyka, no i oczywiście Winicjatywę. To wszystko nie przeszkadza mi jednak cieszyć się smakiem takiego np. Monte Velho, Quadrifoli lub Le Bel Olivier. I jeszcze raz stanowczo protestuję przeciwko nazywaniu ich fast foodem.

        • Marcin Czerwiński

          Gosia Skaradzińska

          Proszę wybaczyć, jednak moich zdań nie kierowałem pod Pani adresem.
          Pozdrawiam

        • Marcin Aleksander

          Gosia Skaradzińska

          Dla miłośniczki zinfandela zderzenie z pinotem może być rzeczywiście nieprzyjemne ;). Nie mówię oczywiście, że kupiła Pani dobre wino (bo może było po prostu kiepskie), ale przy takich preferencjach lepiej sięgać po inne szczepy, może też na ‚p’, ale raczej z południa Włoch ;).

          • Gosia Skaradzińska

            Marcin Aleksander

            Lubienie zinfandela (primitivo) i plavac mali wyklucza sympatię do pinot noir? Pora roku, spożywane potrawy (np. królik, stek lub łosoś) lub po prostu humor danego dnia nie mają wpływu na wybór trunku? Ja np. zimą, i wyłącznie zimą piję brandy de Jerez, a latem, i tylko latem vinho verde i różowe wina. A dobrego pinota myślę miałam okazję pić kilka razy w życiu. Wyjątkowe doznanie.

          • Marcin Aleksander

            Gosia Skaradzińska

            To było nieco żartobliwie sformułowane o czym przed chwilą pisałem. Ponadto jeszcze drobna uwaga, jeśli ktoś napisał, że coś ‚może być dla kogoś jakieś’ to w komunikacji językowej nie oznacza, że ‚musi takie być’ więc…
            Pić może Pani oczywiście co chce, jak chce i kiedy chce.
            Życzę w Nowym Roku samych wyjątkowych burgundów.

          • Grzegorz

            Marcin Aleksander

            Myślę, że ten argument jest z czapy? Mimo, że najbardziej lubię wina o dużej kwasowości z cytrusową nutą i zawsze moim pierwszym wyborem będzie np. grüner veltliner lub furmint to równie chętnie napiję się od czasu do czasu znacznie bardziej aromatyczne: sárga muskotály czy też gewürztraminer. Myślę, że to że się najbardziej lubi jakiś określony szczep, nie przekreśla tego, że można wypić ze smakiem wino o stylistyce i profilu znacznie innym.

          • Marcin Aleksander

            Grzegorz

            To jest oczywiste. Sam lubię przeróżne style, napisałem nie ‚z czapy’ tylko z przymrużeniem oka (o czym informuje taki znaczek ‚;)’ i raczej lekki ton wypowiedzi). Rzuciłem nieco zadziornie pewne uogólnienie, ale bez złośliwości, nie ma się co wymądrzać o veltinerach i innych winkach porzeczkowych. Czytajmy czasami spokojnie i ze stosownym skupieniem.

          • Marcin Aleksander

            Grzegorz

            Jeszcze przy okazji, tak mi się przypomniało, jest taki tekst tez nieco żartobliwie pisany: http://life.forbes.pl/drony-i-marzenia,artykuly,178688,1,1.html

        • Grzegorz

          Gosia Skaradzińska

          Cytuję: „Polskim specjalistycznym sklepom winiarskim nie za bardzo ufam, trochę jak polskim produkcjom filmowym.” O sklepach specjalistycznych się nie wypowiem, natomiast polskiego kina będę bronił jak niepodległości. ;-) Ida, Bogowie, Papusza, Chce się żyć, Obława, W imię, Płynące wieżowce, Miłość (Fabickiego), Serce Serduszko, Miasto 44(mimo wszystko), że wymienię tylko tych kilka tytułów z dwóch ostatnich lat bije na głowę większość znanych mi produkcji zagranicznych ze szczególnym uwzględnieniem tych z Kalifornii. :)

          • Gosia Skaradzińska

            Grzegorz

            Tak, zapewne wylewam dziecko z kąpielą. Wiem, że są dobre polskie filmy (np. obejrzana wczoraj Sala Samobójców, lub Plac Zbawiciela). Ale są to raczej wyjątki niestety. A na szukanie dobrego, zaufanego sklepu (wiem, że na pewno są takie) żal mi trochę portfela, bo wpadek po drodze może być sporo. Ale może sytuacja na rynku się zmieni, i nie będzie to już taka nisza z wyśrubowanymi marżami. Nie mówię zatem „nigdy”:) Pozdrawiam.

          • Grzegorz

            Gosia Skaradzińska

            Więcej optymizmu i zaufania do polskiego kina. :). Jeżeli zapomnimy o tzw. polskich komediach romantycznych, czy też ogólnie o komediach (przyznaję, że w ostatnich latach prezentują generalnie poziom żenujący) to zostaje nam naprawdę dosyć wysoki poziom polskiego kina. Postawię śmiałą tezę, że wręcz bardzo wysoki porównując proporcjonalnie skalę produkcji z innymi znacznie większymi kinematografiami (myślę, że wymienione przeze mnie wyżej filmy mogą tą moją tezę choć częściowo obronić, a mógłbym tych tytułów wymienić znacznie więcej). Pozdrawiam.

    • Madlen

      sali

      Każdemu kto krytykuje cenę polskich win – rzekomo za wysoką – zawsze mówię jedno. Załóż w Polsce, uprawiaj uczciwie i takoż rób wino. Potem sprzedaj do dyskontów w cenie konkurencyjnej w stosunku do przemysłowo robionych sikaczy.

      • Wojciech Bońkowski

        Madlen

        Ja się solidaryzuję z winiarzami. Ale tu nie jest mowa o tym, że polskie wina są za drogie w stosunku do kosztów produkcji, tylko że są za drogie w porównaniu do innych win, i to bynajmniej nie sikaczy, tylko średniej półki, do której polscy winiarze aspirują.

        Albo też odwróćmy sprawę – cena jest w porządku, tylko jakość za niska…

      • Radek Rutkowski

        Madlen

        Można uprawiać marchewkę na Księżycu i sprzedawać ją po 50 zł / kg w sklepie, ale to nie znaczy, że wszyscy się będą po nią ustawiać w kolejce.
        Skoro Czesi potrafią zrobić niezłe wino za 30 zł, to Polacy nie muszą być gorsi… Ba! Gdyby były szeroko dostępne polskie wina do 30 zł za flaszkę, to z wrodzonego patriotyzmu, mógłbym przymknąć nawet oko i kupować je mimo drobnych wad (pomijam oczywiście czerwone, po poza PN nic innego się nie nadaje do picia w naszym klimacie, a polski PN za 30 zł to rzecz nieosiągalna).

  • Markiz de Cośtam Cokolwiek

    „Zostaje mi jednak mimo wszystko szeroka gama win z Kazachstanu, Tajlandii, obu Korei, Japonii, Wietnamu i wielu innych krajów” – Sławku, jak będziesz je degustował to daj znać koniecznie :-)

    • Wojciech Bońkowski

      Markiz de Cośtam Cokolwiek

      Ja już degustowałem, nie polecam

      • Markiz de Cośtam Cokolwiek

        Wojciech Bońkowski

        Po winie palmowym z puszki czuję, że jestem gotowy…

        • Sławek Chrzczonowicz

          Markiz de Cośtam Cokolwiek

          Niedługo degustuje wino z Korei Płn opisane na etykiecie jako Wild Grapes Wine
          pozdrawiam

          • Sali

            Sławek Chrzczonowicz

            Ponoć Chińczycy robią coraz lepsze wina, chętnie bym spróbował, bo co kiedyś tam pijałem, czyli ich sławetny „great wall” z winem nie miał wiele wspólnego. Zreszta konfekcjonowanie win nie jest ich mocna strona, w zwykłych sklepach czesto nie ma klimy i wino ma temperaturę 30 stopni.

          • Sławomir Hapak

            Sali

            Chińczycy robią wina znakomicie.
            Szczególnie dobrze udają im się bordosy z wielkiej piątki.

          • Sławek Chrzczonowicz

            Sali

            Jest kilka wytwórni mniej czy bardziej niszowych jak np Silver Heights Winery czy Grace Vineyard. Jest paru producentów francuskich, którzy robią niezłe wina w ramach join ventures np Chateau Auzias z Cabardes

          • Markiz de Cośtam Cokolwiek

            Sławek Chrzczonowicz

            To weź mnie, mnie weź !

  • tgapl

    Pozwolę sobie na kilka zdań ad vocem:
    1. W przypadku dyskontów moi przedmówcy nie poruszyli jednej kwestii – dostępności. Owady, Kwiatki i inne są dostępne prawie na każdym kroku. Widzę to u siebie, w Olsztynie, gdzie ich liczba rośnie w tempie wręcz szokującym. Nie tak dawno otworzono jednego Owada tuż praktycznie pod moim blokiem. Dzięki temu, a przede wszystkim recenzjom na WI, jestem w stanie szybko dotrzeć do sklepu i zakupić wybrane wcześniej wino. Ale nie każdy sugeruje się tym co pisze WI i nie ukrywajmy, że cena jest jednym z najważniejszych argumentów przemawiającym za dokonanie takiego a nie innego wyboru.
    2. Edukacja – pierwsze kroki wraz żoną w materii poznawania świata win właśnie czyniliśmy kupując wina na które nas było/jest stać – w przedziale cenowym 9,90-15 zł. Kupowaliśmy, próbowaliśmy ocenialiśmy – w swoim subiektywnym odczuciu. Z czasem doszła wiedza z internetu (m. in. WI), podróże po Europie, szokujące tam ceny win (oczywiście w stosunku do zarobków tamtejszych) i możliwość spróbowania naprawdę przyzwoitych win, w cenach przekraczających wzmiankowane 15 zł (oczywiście po przeliczeniu euro na zł). Dziś też wolę wydać więcej, by kupić trunek zacniejszy. Ale by znaleźć się na tym etapie wiedzy, trzeba chęci, samozaparcia, no i świadomości wyboru.
    Mimo wszystko trzeba cieszyć się, że spożycie wina u nas rośnie, rośnie stan wiedzy na jego temat i może nadejdzie czas, kiedy ziszczą się słowa W. Bońkowskiego o tym, że większa konsumpcja spowoduje większą konkurencję, a tym samym spadek cen – mam nadzieję, że właściwie zinterpretowałem tę myśl.

    Pozdrawiam

  • blurppp

    Jako wychowany w czasach komuny, nauczony czytać między wierszami chciałem zapytać czy Winokolekcja w najbliższym czasie wprowadzi do oferty wina z Armenii i z „gorszej Europy” w tym wina z Rumuni, Bułgarii i z Moraw. Bo na liście win nadających sie do opisu tych krajów nie ma. A ich brak oznacza że mogą wywołać konflikt interesów, czyli chyba zaczynacie patrzeć w tamtą stronę

    • Sławek Chrzczonowicz

      blurppp

      Nie było takich planów, ale Tondonii też nie planowaliśmy

  • Grzegorz

    To i ja dorzucę swoje trzy grosze okiem malkontenta. ;-) Zakupiłem pięknie wydaną i potężną księgę autorstwa Andre Domine pt. „Wino” opatrzoną wstępem Pana Sławomira. Zdając sobie oczywiście sprawę z innej perspektywy autora, za dosyć kiepski żart ( zwłaszcza, że książka ukazała się na polskim rynku wydawniczym i w polskim języku) uważam że np. autor znacznie więcej miejsca poświęcił jakże ważnemu ilościowo i jakościowo winiarstwu Brytyjskiemu niż winiarstwu Czeskiemu, a wśród najważniejszych odmian winogron białych umieścił np. bardzo szlachetnego Muller – Thurgau a pominął nic nie znaczącego przy nim Gruner Veltiner. ;-) Mam nadzieję, że w przyszłości zaczną ukazywać się na polskim rynku książki nie traktujące winiarstwa z naszego regionu geograficznego i kulturowego tak bardzo po macoszemu. Skutkuje to tym, że o ile miłośnik wina już coś wie o winach z Europy Środkowej, to ktoś kto dopiero jakąś wiedzę chciałby zdobyć może odnieść wrażenie, że wina z naszego regionu są zupełnie nie istotne. Ma to potem przełożenie na handel winem w Polsce. W większości sklepów można dostać Hiszpanię, Francję lub Włochy, dobre butelki z Europy Środkowej są dla przeciętnego kupującego w przeciętnym miejscu praktycznie nie do dostania.

    • blurppp

      Grzegorz

      Winiarstwo czeskie jest mało istotne, istotne jest winiarstwo morawskie. I radze o tej subtelnej różnicy pamiętać, zwłaszcza będąc na Morawach. tam za taki niuans można dostać w pape

      • Grzegorz

        blurppp

        Panie Ireneuszu o tej istotnej różnicy oczywiście wiem. Posłużyłem się pewnym skrótem mając na myśli winiarstwo z Czech w sensie z państwa czeskiego. Aby uniknąć w przyszłości takiego nieporozumienia (dosyć częstego na Winicjatywie, ale myślę, że zainteresowani wiedzą o co chodzi) w przyszłości obiecuję pisać o winach z Republiki Czeskiej. ;-) Pozdrawiam jako częsty gość w Valticach, a już od dawna czeka na mnie zarezerwowany na koniec stycznia pokój hotelowy w Znojmo. :-)

    • Sławek Chrzczonowicz

      Grzegorz

      Domine jest rzeczywiście sfokusowany na starą zachodnią Europę. Jednak i tak jest nieźle. Dla mnie bije na głowę np Johnsona, ale to moje zdanie. Natomiast mam wydaną parę lat temu książkę Najlepsze Wina Europy, w której nie ma Tokaju i Wegier a jest Holandia. To jest dopiero curiosum

  • Mak Staw

    A jak tak dla potrzymania ciekawej dyskusji, przytoczę taką historię. Miałem kiedyś na studiach znajomego, którego rodzina miała sieć aptek. Znajomy ten słynął z liberalnych poglądów na gospodarkę, był zwolennikiem wolnego rynku, reform i deregulacji. Pewnego dnia przyszedł na zajęcia strasznie markotny i zapytany o przyczynę kwaśnej miny, wypalił, że się martwi, bo chcą cofnąć koncesje na apteki:) Podobnie było z przyjacielem – notariuszem, kiedy snuto plany zniesienia korporacji zawodowych wśród prawników. Za każdym razem, gdy frakcja specjalistyczna dyskredytuje ofertę dyskontów, jakoś mi się to przypomina.

  • Marcin Aleksander

    Dobrze napisane, trzeźwo. Jedyna moja uwaga dotyczy dyskontów, bo to pojęcie względne. Otóż w Nowym Roku, albo lepiej w niedalekiej przyszłości… (nie o przedszkole idzie), życzyłbym każdemu czytelnikowi Winicjatywy takiego dyskontu w naszym kraju: http://www.cdiscount.com/vin-champagne/vin-rouge/v-12933-12933.html

  • victor creed

    Nie przekroczylem w dyskoncie magicznej ceny 30 pln i się nie zanosi bo za 30 pln mogę już kupić piwo genialne.

  • Andrzej

    Miałem już nie brać udziału w odwiecznym sporze zwolenników i przeciwników win z dyskontów, no ale to się scyzoryk w kieszeni otwiera jak człowiek po świętach otwiera komputer i czyta takie herezje. Choć może tak ma być, aby klikalnośc byłą wieksza…

    Otóż według autora wysoce dziwacznym jest pisanie o winach z dyskontów, bo przecież nie pisze się o bigmac’ach czy innych wieśmac’ach. A czy Panie Sławomirze dla Pana bułka z kotletem to to samo co mniej drogie wino..? Wyglada, że tak, ale tym samym deprecjonuje Pan zajęcie i pogardza wieloma ludźmi wytwarzajacymi wino, ale także zawodami pokrewnymi jak choćby sommelier… Zna Pan sommelierów od bułek z kotletem jakkolwiek by się zwali..?

    Kolega Radek podał kiedyś inny przykład. Czy czasopisma motoryzacyjne pisze jedynie o Jaguarach, Benteyach i Lotusach, od czasu do czasu wspominając tylko o mniej godnych Mercedesach, Audi i BMW..? Proszę zejść na ziemię i przejrzeć ostatni Auto-Świat. Jest artykuł na kilka stron o… Żuku…

    No i jeszcze ad vocem tej pogardy dla sommelierów współpracujacych z sieciami. Myslę, że to zawiść zawodowa, a trzymając się branzy motoryzacyjnej przypominam sobie jak zawodnik Formuły 1 (Vettel?) reklamował Dacię. Czekam na hejty… Zeszmacił się, sprostytuował, czy tylko eufemistycznie (copyright by winicjatywa) zmonetyzował.

    • Marcin Aleksander

      Andrzej

      Nie wiem czy w ogóle jest o czym dyskutować, bo wielokrotnie było to wałkowane (od kilku lat na Winicjatywie). Całość sprowadza się do dosłownie kilku zdań:
      – w dyskoncie trafiają się dobre i niezłe wina w dobrych cenach, ale rzeczy wybitnych na razie nie ma (no może coś z oferty Lidla, ale to raczej nie pasuje do słowa ‚dyskont’)
      – oferta dyskontów jest stosunkowo uboga, przeważają wina słabe. Świat wina w dyskoncie jest wąziutki.

      – dostępność; dyskont (w zasadzie głównie Biedronka) dociera do dużej liczby klientów, w pewnym sensie kształtuje rynek (widać to po dyskusjach, których na Winicjatywie nie było, kiedy Biedrona nie miała oferty z winem, nie licząc jakichś winopodobnych produktów), czyli uboczna działalność promocyjna na rzecz upowszechniania spożycia wina.

      I w zasadzie tyle. Tu nie ma o czym dyskutować. Robienie z tego wielkiego zamieszania nie ma sensu. Dyskonty się przydają, mają swoja niszę, ale świat wina pokazują wyrywkowo. Jest to obraz niezwykle ubogi i to wszystko.

      Czasami kupuję w dyskoncie, żeby nie było… ;)

    • Sławek Chrzczonowicz

      Andrzej

      Szanowny Panie Andrzeju,
      proszę zamknąć scyzoryk, bo będę się bał jeszcze coś napisać. Spróbuję inaczej. Jeśli mówimy np o bigmac’ach – śmieciowe jedzenie i argumentujemy Przemysłowym charakterem uprawy ziemniaka czy hodowli zwierząt przeznaczonych na ten wyrób. z winem jest podobnie ogromna większość win z dyskontów to nie wyroby winiarzy tylko wielkich kombinatów. Wino komponuje sie pod dany rynek. Dodaje się cukru, kwasu, tanin, barwnika. Istnieje ponad dwieście substancji, które legalnie do wina można dodać. Nie przypadkowo w regionach winiarskich są zwykle duże hurtownie związków aromatycznych. Dobre wino – jak Vallado to wypadek przy pracy – zresztą Portugalia to matecznik Biedronki i łatwiej im tam coś znaleźć. Ale z oferty francuskiej w ostatnich dwóch latach pijalne było picpoul i Le 20 Rouge. Co do sommelierów, to akurat z Tomkiem Koleckim – Biedronka znamy sie od lat i lubimy a Andrzej Strzelczyk – Żabka – to mój uczeń, który zresztą ku mojej radości, dawno wyrósł i jest dojrzałym, kompetentnym fachowcem. Gdzie tu pogarda? Po prostu sommelierzy, którzy sa na topie, wygrywający mistrzostwa, mają swoje pięć minut aby to zdyskontować finansowo. Na razie oferują im to sieci i jeżeli jest w tym coś złego to to, że inne instytucje nie są nimi zainteresowane.
      pozdrawiam serdecznie
      i proszę zamknąć scyzoryk

  • Grzegorz Słoka

    Panie Sławku!
    W kwietniu spotkaliśmy się przy stoliku Clos Centeilles. Pierwszy raz czytam Pana bloga i muszę stwierdzić, że chyba jeździliśmy tymi samymi drogami! pozdrawiam na Nowy Rok.

  • staryzgred

    Wojtkowi Bońkowskiemu pod rozwagę za Doe Blox bez ściemy
    gruner

    2015/01/08 09:04:49
    „Fakt, że przynudziłem, ale mnie to wciąż ciekawi, skąd się biorą te pojeby, które mając elementarne braki w umiejętności posługiwania się językiem polskim i całkowitą niezdolność do logicznego (albo jakiegokolwiek) myślenia próbują pisać blogi o winie. W dodatku okazało się, że jest jakaś grupa ludzi, która chce o winie czytać, tylko nie bardzo ma co. Może nie ująłem tego we właściwy sposób, ale było to dla mnie uderzające, jak rzeczowość i styl wypowiedzi potencjalnych czytelników winnych treści kontrastowały z gimnazjalnym narcyzmem „blogerów”. Fajnie o problemie napisał Sławek na Winicjatywie, bo to już jest naprawdę kurwa skandal że oni tam cały czas linkują ten winnoblogerski bełkot.”