To jest czasem jeszce ciekawszy temat, niż samo wino;) Często musimy hamować znajomych, żeby do dania nie otwierali najdroższej butelki (a chcieliby nam zrobić przyjemność), bo może niekoniecznie pasuje i nie będzie dużej frajdy ani z wina, ani z dania. Zgłębiamy tę sztukę już od dawna i potwierdzamy, że nie jest to proste. Książkę, o której piszesz, znamy i jest ona czasem bardzo pomocna i zwraca uwagę na inne napoje niż tylko wino – co jest bardzo przydatne w sytuacji, gdy wśród biesiadników mamy kierowcę albo osoby, które wina nie lubią a inngo napoju (w tym alkoholowego) napiją się chętnie. Jedyny zarzut wobec „What to Drink…” to to, że jest może trochę za amerykańska. A co do pytania „to jak, białe czy czerwone?” można dołożyć jeszcze – „weźmy do obiadu to „kozackie”, co ostanio Henio przyniósł”. Zasłyszane dziś u Mielżyńskiego w sklepie;)
Wojtek (z winniczek.eu)